Renowacja, dziękujemy, ficzka nie ma.
wtorek, 7 sierpnia 2012
środa, 4 lipca 2012
Apoteoza BDSM
Pairing: GTOP (BIG BANG)
Tematyka: jak w tytule - porno bez zbytniej fabuły, BDSM
Ostrzeżenia: dość lajtowe sceny sado-masochistyczne, przekleństwa
Iksplenejszyn: Opowiadanie nieco zmienione fabularnie, bowiem po przejściu pewnego okresu dojrzewania doszło do mnie, że fanfiki o gwałtach niekoniecznie są fajne. No i styl był czystym gównem, mimo wszystko to opko miało z cztery lata.
To nie był zwykły dzień,
to nigdy nie były zwykły dzień. Oczywiście, teoretycznie nic się
nie zmieniało. Rząd żadnego państwa nie odnotował deszczu
meteorytów ani lądowania UFO. Zupełnie nic. Jedynie w powietrzu
unosiło się to... c o ś.
Miałem wrażenie, że wszyscy wiedzą.
Nie robiłem tego od wczoraj, naprawdę nie miało to związku z
nieśmiałością czy brakiem pewności siebie, lecz nie zmieniało
to faktu, że ledwo udawało mi się powstrzymać drżenie rąk. W
każdym uśmieszku czy spojrzeniu rozmówcy doszukiwałem się
ukrytej dwuznaczności, jakiegoś rozbawienia czy politowania. Jakby
ktokolwiek z nich mógł wiedzieć.
Przesunąłem dłonią po
wyłączonym telefonie. Musiał taki pozostać do rana; gdyby
zadzwonił w trakcie, Seunghyun z pewnością by mnie zamordował.
Podczas jego wieczorów musiałem pozostać niedostępny dla całego
świata. Oprócz niego. I tylko niego.
Stałem przed jego drzwiami
od kilkunastu minut. Drżałem – nie byłem pewien, czy z powodu
zimna, czy przerażenia. Dość ekscytującego przerażenia, warto
dodać. Jeszcze kilka chwil zajęło mi opanowanie się na tyle, by
nacisnąć dzwonek.
Nie pofatygował się do drzwi, więc
nacisnąłem klamkę. Faktycznie było otwarte. Odwiesiłem płaszcz,
odłożyłem buty na idealnie komponującą się z resztą mebli
szafkę.
Pobieżnie przejrzałem
się w lustrze. Siateczkowy komplet, w którym nigdy nie wyszedłbym
publicznie, skórzane spodnie, pierścionki – nic wykraczającego
poza standardowy zestaw. Idealnie, nie przepadał za zmianami. Ciemny
makijaż, dzięki Bogu, wytrzymał próbę wody i wiatru. Nic się
nie rozmazało ani nie odpadło. Jak dotąd.
Seunghyun
siedział na kanapie pośrodku salonu. Tak jak zawsze. W jednej dłoni
trzymał kieliszek wina, drugą zapalał papierosa. Pierdolony
hedonista.
- Cześć, kochany. -
Uśmiechnął się do mnie.
Chciałem go przytulić. Przytulić,
pocałować, zapytać o dzień i nakrzyczeć za nienoszenie swetra,
który kupiłem mu totalnie bez okazji i bez sensu. Ale nie mogłem.
Na podobne zachowania mieliśmy naprawdę inne wieczory. Dzisiaj
chodziło o coś innego.
- Cześć. - Zbliżyłem się.
-
Chcesz się czegoś napić?
Pokręciłem głową. Odłożył kieliszek
na stolik, wytarł usta i wskazał dłonią na swoje kolana. Nie
zadawałem pytań, po prostu usiadłem. W milczeniu przesunął
dłonią po moich włosach.
- Napij się. - Odsunął rękę, by
ponownie sięgnąć po kieliszek.
Posłusznie upiłem łyk, z
trudem przełknąłem gorzką substancję. Nie znosiłem wina. Nigdy
nie potrafiłem zrozumieć, jak Seunghyunowi udaje się je pić bez
krzywienia. Chyba to zauważył, bo bez słowa odstawił naczynie z
powrotem.
- Wszystko w porządku? - zapytał spokojnie, z
wyczuwalną troską.
To pytanie padało zawsze i było najgorsze
ze wszystkich. Tak naprawdę nie liczyła się odpowiedź –
przecież gdyby coś mi nie pasowało, nie przyszedłbym albo od razu
bym go o tym poinformował – ale stanowiła zapowiedź. Preludium
wszystkiego. Skinąłem głową.
Gwałtownie szarpnął mnie za
włosy, by przyciągnąć do pocałunku. Smakował gorzkim winem i
obrzydliwymi czerwonymi Marlboro. Myśl o każdej z tych rzeczy
napawała mnie wstrętem, jednak one razem, w jego ustach, były
wspaniałe. Chciałem czuć go intensywniej, dokładniej,
chciałem...
- Jesteś taki zachłanny. - Zaśmiał się,
odsuwając głowę. - Zupełnie jakbyś niczego się nie
nauczył.
Próbowałem odnowić pocałunek, jednak bez
najmniejszych skrupułów odciągnął mnie za włosy. To nie była
kara – postąpiłem niemądrze, ale nie zrobiłem w gruncie rzeczy
niczego złego. Podobało mu się to, nawet się uśmiechnął. Jego
dłoń, która łagodnie pogłaskała mnie po wewnętrznej części
uda, jedynie to potwierdziła.
- Zastanawiasz się, co będziemy
dzisiaj robić? - szepnął mi do ucha.
- Nie mam
pojęcia.
Zupełnego. Nigdy nie wiedziałem; nie potrafiłem ani
przewidywać, ani zgadywać, kiedy czasami nachodziła go ochota na
zagadki. To też lubił. Także w normalnych sytuacjach, Seunghyuna
po prostu bawiła moja niedomyślność.
- Wstań, obróć się
tyłem. - Machnął dłonią. - I ściągnij spodnie.
W gruncie
rzeczy chyba to podobało mi się najbardziej. Dopóki nie
wiedziałem, co się stanie, byłem podekscytowany. Koncentrowałem
się na wypełnianiu poleceń, niemal nie protestowałem i czekałem.
Nie wiedziałem, gdzie mam
położyć zsunięte spodnie, więc po prostu pozostawiłem je na
ziemi. Wolałem nie wyprzedzać jego poleceń, mając doskonale w
pamięci efekty kilku poprzednich prób.
- Nie ruszaj
się.
Słyszałem, jak podnosi się z absurdalnie drogiej kanapy,
odkłada kieliszek i podchodzi. Dym jego papierosów drażnił
nozdrza, mimo że sam przecież byłem palaczem. Nie mogłem na to
poradzić, darzyłem czerwone Marlboro nienawiścią tak silną, jak
i nieuzasadnioną.
- Szkoda, że siebie nie widzisz, Jiyongie. -
Przebiegł palcami po moim karku. - Naprawdę szkoda.
Głos
Seunghyuna wymywał z mojej głowy każdą myśl, jakiekolwiek
zdolności kojarzenia. Całkowicie skupiałem się na odczuciach, sam
dotyk jego opuszków przyprawiał mnie o drżenie. Kiedyś
zastanawiałem się, czy nie jestem przez to za łatwy, ale on nigdy
nie narzekał.
Poczułem jego oddech na szyi, dłoń rozsuwającą
mi nogi. Chciałem odchylić się, złapać go za włosy, zrobić c o
k o l w i e k. Nie mogłem, nie na tym polegała cała zabawa.
Przymknąłem oczy w oczekiwaniu na jego dalsze ruchy. Które nie
nadeszły.
Bliskość Seunghyuna zniknęła równie nagle jak się
pojawiła. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie bez słowa.
Stałem więc z szeroko rozstawionymi nogami i wpatrywałem się w
jeden z jego ulubionych obrazów. Abstrakcyjne, wielokolorowe dzieło
z pewnością nie przedstawiało w tej chwili stanu mojej duszy. O
ile w ogóle cokolwiek przedstawiało.
Gdy znów usłyszałem jego
kroki, niemal wydałem z siebie westchnienie ulgi. Naprawdę byłem
za łatwy.
Seunghyun przez chwilę tylko stał, nie odzywając się
ani nie wykonując żadnego ruchu. Czułem na sobie jego wzrok
lustrujący mnie od stóp do głów.
Szarpnął mną bez
ostrzeżenia i wykręcił ramiona do tyłu. Jedną ręką
unieruchomił moje nadgarstki, by zacisnąć na nich jakiś materiał.
To chyba był pasek,, na dodatek – sądząc po nieprzyjemnym,
wbijającym się materiale – zrobiony ze skóry. Próbowałem
ruszyć dłońmi, jednak pętla okazała się zaskakująco mocna.
Seunghyun postarał się, by nie odciąć mi krążenia, ale
jednocześnie uniemożliwić pozbycie się paska. Co prawda, gdyby
naprawdę mi na tym zależało, prawdopodobnie byłbym w stanie się
uwolnić, jednak... No właśnie, nie zależało mi.
Seunghyun ukląkł przede
mną. Dłonią przebiegł po mojej nagiej nodze, od samej kostki po
udo. Zatrzymał dłoń przed jądrami i podniósł głowę, by
spojrzeć mi w oczy. Chyba naprawdę wyglądałem tak, jak się
czułem, bo odsunął dłoń od moszny i powrócił do gładzenia
nogi.
- Przedłużam? - zapytał niby od niechcenia.
Jeżeli
zadał pytanie, to na pewno robił to celowo. Jeżeli robił to
celowo, oczekiwał potwierdzenia. Jeśli potwierdzę, będzie się
nade mną znęcał z jeszcze większą radością.
- Nie. -
Potrząsnąłem głową.
Uniósł brwi.
- Nie?
- Nie, panie
– poprawiłem się.
Nie wyglądał na zadowolonego. Ja
prawdopodobnie też nie.
Tym razem nie tylko mnie
głaskał. Wyciągnął z ust ciągle zapalonego papierosa, chwilę
później poczułem jego wargi na łydce. Chwycił zębami moją
napiętą skórę. Zadrżałem, odchylając głowę do tyłu.
Seunghyun kąsał niespiesznie, zostawiając ślady wzdłuż mojej
lewej nogi. Gdyby zrobił to podczas normalnego seksu, kopnąłbym
go. Zbyt uwielbiałem krótkie spodnie, by pozwalać mu na
znakowanie. Ale teraz nie miałem prawa do protestowania.
Chciałem,
żeby przestał. Żeby wreszcie przestał się drażnić i mnie,
kurwa, przeleciał. Tego też nie mogłem powiedzieć. Mimo że obaj
doskonale o tym widzieliśmy. Mnie i cierpliwości nigdy nawet nie
ustawiono w jednym rzędzie.
- Dalej nie przedłużam? - Obdarzył
rozbawionym spojrzeniem mojego penisa.
Przygryzłem wargę.
-
Trochę.
- Określ się.
- Przedłużasz, panie.
Nie mogłem
nie zauważyć satysfakcji w jego oczach. Podniósł się powoli i
obszedł mnie dookoła. Złapał za pasek, by przyciągnąć jeszcze
bliżej siebie. Czułem jego oddech na karku, dym szczypał mnie w
oczy.
- Nie powinieneś kłamać, Jiyongie.
Co miałem
odpowiedzieć? Wszystko mógł odczytać w negatywny sposób.
Milczałem, wpatrując się w swoje stopy.
- Możesz kłamać wielu
ludziom, ale nie mi. Tylko nie mi. Zrozumiałeś? - Przebiegł dłonią
po moich włosach.
Pokornie skinąłem głową.
- Nie jestem
pewien, czy zrozumiałeś – ciągnął, obejmując mnie jedną
dłonią w pasie. - Często kiwasz głową, a potem i tak robisz, co
chcesz, prawda? Ale nie tym razem. Tym razem będziesz pamiętał, że
nie wolno ci kłamać.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, nawet
przetrawić jego słów, gdy poczułem nagłą falę ciepła.
Szarpnąłem się, jednak Seunghyun trzymał mnie mocno. Kiedy żar
wylądował na moim karku, zacząłem krzyczeć. Szamotałem się
rozpaczliwie, czując jak cały organizm skupia się na płonącej
bólem szyi. A potem Seunghyun docisnął papierosa. Zadławiłem się
własną śliną.
- Nie wydzieraj się tak. - Wciąż mnie nie
puszczał.
Odsunął papierosa. Tylko to się liczyło.
Zacisnąłem usta. Próbowałem uspokoić oddech, dopasowując go
do Seunghyuna. Kark zajebiście piekł, bałem się w ogóle ruszyć
głową, jednak... w gruncie rzeczy nie bolało aż tak bardziej. Nie
oznaczało to, że nagle zapragnąłem zostać żywą popielniczką,
ale z pewnością moja reakcja wynikała bardziej z przerażenia niż
samego cierpienia. O co niemal na pewno chodziło
Seunghyunowi.
Pociągnął mnie za podbródek, by przyjrzeć się
mojej twarzy. To był jeden z tych momentów, gdy błogosławiłem
wynalazców wodoodpornego makijażu. Seunghyun pocałował moją kość
szczękową. Lubił, kiedy płakałem.
Nie wypowiedziałem
bezpiecznego hasła ani nie dostałem ataku paniki, więc przestał
być czuły. Pociągnął za pasek, traktując go jak uchwyt. Ledwo
szedłem za nim tyłem, nieustannie potykałem się i uderzałem o
jego drogocenne meble.
Popchnął mnie przodem na
łóżko. Ciągle związane za plecami ręce utrudniały zmienienie
pozycji. Jego poduszki może i były perfekcyjnie gładkie, ale
skutecznie przeszkadzały w oddychaniu. Obróciłem twarz na bok, by
się nie udusić. I by móc obserwować Seunghyuna.
Miałem
nadzieję, że tym razem się pospieszy. Nie chciałem go denerwować,
chciałem tylko jego penisa. Nienawidziłem, kiedy doprowadzał mnie
do takiej desperacji.
Wzdrygnąłem się, kiedy
ściągnął pasek. Lubiłem cierpieć, byłem w końcu pieprzonym
masochistą, jednak wciąż nie przestałem bać się pierwszych
uderzeń. A także uwielbiać kolejnych.
Leżałem nieruchomo,
oczekując przecinającego powietrze syku paska. Który nie nadszedł.
Nic nie nadeszło.
Słyszałem oddech Seunghyuna, był w tym
cholernym pokoju i niczego nie robił! Chciał, żebym się złamał,
żebym prosił go o cokolwiek. Nie miałem najmniejszego zamiaru. Tak
jak za każdym razem. Wolałem sobie nie przypominać, jak się to
kończyło.
Odnosiłem jakieś irracjonalne wrażenie, iż czas
zaczął wolniej płynąć. Liczyłem po cichu sekundy, kiedy mnie
nie dotykał. Nie pomagało. Leżałem całkowicie zdany na jego
łaskę i doskonale o tym wiedział.
Dźwięk otwieranej
butelki nawilżacza jeszcze nigdy dotąd nie wydał mi się tak
głośny.
Łóżko zadrżało pod
ciężarem Seunghyuna. Zupełnie jak ja. Jego dłoń przesunęła się
po moich pośladkach, wywołując gęsią skórkę. Po chwili
poczułem w sobie jego palce. Usiłowałem zgiąć kolana, by móc
cofać się w kierunku jego ręki, odwrócić się do niego, ale nie
potrafiłem tego zrobić. Ze szczelnie związanymi nadgarstkami
mogłem jedynie wić się jak wąż pod lupą zaoferowanego ofiologa.
Seunghyun pocałował mnie
w przypalony kawałek karku. Ewidentnie bawiło go obserwowanie, jak
próbuję się uwolnić. Pasek boleśnie drażnił skórę, ale to
nie miało znaczenia. Chłonąłem dotyk Seunghyuna, błagając go w
myślach, żeby przestał grać na czas. Przedtem wątpiłem, bym był
w stanie dojść od samych jego palców, teraz nie było to już
takie oczywiste.
- Nie ruszaj się, Jiyongie. - W jego głosie
usłyszałem śmiech.
Byłem sfrustrowany. Chciałem, żeby coś
zrobił albo chociaż pozwolił mi samemu się dotykać, nawet tylko
przez jakiś czas. Im bardziej przedłużał, tym bardziej upokorzony
się czułem. Półnagi, miałem wrażenie, że jestem bardziej
odsłonięty, niż gdybym był całkowicie rozebrany. Zestawienie
zasłoniętej góry i pozbawionego odzieży dołu miało w sobie coś
prymitywnego, całkowicie zezwierzęconego. Kojarzyło mi się z
czystym zapokajaniem, uprzedmiotowieniem drugiej osoby jedynie do
jakiegoś pieprzonego pojemnika na spermę.
- Rozłóż nogi.
Spełniłem polecenie.
- Jeszcze bardziej, postaraj
się.
Ścięgna zabolały, gdy zrobiłem niemal szpagat. Nie
miałem pojęcia, ile wytrzymam z kolanami przyciśniętymi do
materaca i związanymi za plecami rękami. Nie chciałem go zawieść,
tylko... Zanim się odezwałem, jego palce zniknęły, pojawił się
za to język. Przesuwał się od kolana, wzdłuż uda, najpierw po
jednej stronie, potem po drugiej. Zakręciło mi się w głowie, w
skroniach pulsowała krew. Naprawdę byłem aż tak spragniony
jakiegokolwiek dotyku? Nie powinienem tak reagować. Zacisnąłem
zęby, gdy odsunął na moment głowę. Czułem jego równy oddech na
skórze, ten spokój w jakiś poroniony sposób nie irytuje mnie,
tylko nakręca.
Odchyliłem się, by dotknąć jego języka.
-
Nie próbuj. - Uderzył mnie w tyłek.
Oblizałem usta. Mimo
początkowych zapewnień o dumie i prób, by rozegrać to z
godnością, musiałem się poddać. Kiedy znów poczułem jego
język, przestałem walczyć. Byłem bezbronny, znowu całkowicie
skazany na jego łaskę. Nie dobiegały mnie żadne dźwięki,
jedynie słyszałem swoje coraz głośniejsze i głośniejsze jęki.
Ciepło napływało falami, drżałem.
- Chcesz mnie? - zapytał
niewzruszonym głosem.
Jak mógł być taki spokojny, kiedy ja nie
potrafiłem nawet opanować oddechu?!
- Powiedz mi, Jiyongie –
drążył.
W normalnej sytuacji chciałbym go uderzyć, ale teraz
nie miałem czasu na takie pragnienia. Jedynym był on. Miałem
wrażenie, że moje ciało zaraz eksploduje, byłem gotowy błagać
Seunghyuna i całować jego stopy, jeżeli w ten sposób mógłbym
nakłonić go do wzięcia mnie.
- Tak – wycharczałem.
Delikatnie mnie spoliczkował, poczułem zażenowanie z powodu
swojej bezmyślności. Za często się zapominałem. Zaraz potem
jednak poczułem jego palce na płonącym policzku. Nie zamierzał
mnie karać.
- To nie zabrzmiało zbyt przekonująco – drażnił
się. - Nie powinieneś mnie błagać? A może już nie
chcesz?
Spanikowałem.
- Chcę, wybacz mi, przepraszam. -
Potrząsnąłem głową. - Nie mogę myśleć, nie...
Znowu
uderzenie.
- Nie potrzebuję twojego skamlenia, po prostu
poproś.
Moja duma była już tylko odległym wspomnieniem.
-
Proszę, panie.
Wystarczyło. Przyciągnął mnie za biodra,
poczułem jego palce, chwilę później wszedł we mnie. Głośno
wciągnąłem powietrze, lecz Seunghyun nie zamierzał przepuścić
mi tak łatwo. Czekał. Sfrustrowany, szarpnąłem się do tyłu.
-
Co mam zrobić? - zapytał słodko.
- Zerżnij mnie, kurwa mać.
Błagam, po prostu mnie zerżnij.
Posłuchał. Choć ten jeden
raz. Krzyknąłem, gdy naparł bez żadnego ostrzeżenia. Jego ciepło
wewnątrz mnie doprowadzało do szaleństwa, chciałem płakać,
cieszyć się i jęczeć jednocześnie. Ślina spływała mi po
policzku, nie mogłem jej wytrzeć. Seunghyun mocno trzymał moje
nadgarstki. Poruszał się we mnie szybko i mocno, na tyle, że byłem
w stanie określić, czy bardziej podnieca mnie seks, czy ból, który
nim sprawiał.
Seunghyun puścił pasek.
Jedną dłonią objął mojego penisa, druga zacisnęła się na
szyi. Decydował o intensywności mojego oddechu, zupełnie jakby nie
słyszał, że teraz ledwo łapałem powietrze. Nie miałem już
wyczulonych zmysłów, wszystko zlało się w czerń. Jego palce
delikatnie zaciskały się na mojej szyi. Chciałem się wyrwać i
jednocześnie pozostać w takiej pozycji, już dawno straciłem
kontrolę nad sytuacją.
Wypełnił mnie, ale to nie miało
znaczenia. Potrzebowałem tylko dwóch rzeczy: tlenu i jego dotyku.
Nie wiedziałem której bardziej. Seunghyun coś mówił, docierał
do mnie jego drżący głos, lecz nie byłem w stanie rozróżnić
słów.
Nagle odsunął dłoń od szyi, wręcz zachłysnąłem
się powietrzem. Nagły powrót innych bodźców sprawił, że
zakręciło mi się w głowie. Ręka Seunghyuna zaciskała się coraz
mocniej, szept doprowadzał mnie do szaleństwa.
Doszedłem
głośno i gwałtownie, niemal w konwulsjach. Prześcieradło pod
nami było zmięte i wilgotne od potu. Mojego potu.
- Wyglądasz
prześlicznie. - Opadł obok mnie.
Nie miałem siły odpowiedzieć,
więc jedynie zmarszczyłem brwi. Rozumiałem, że istniały różne
kanony piękna, lecz rozchochrany, spocony i sponiewierony naprawdę
nie miałem szans zaliczać się do jakiegokolwiek z nich.
- Nie
wierzysz mi? - parsknął. - Powinieneś bezgranicznie wierzyć
swojemu panu.
Wywróciłem oczami. Oczywiście, że wierzyłem.
Inaczej by mnie tutaj nie było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)