środa, 4 lipca 2012

Apoteoza BDSM

Pairing: GTOP (BIG BANG)
Tematyka: jak w tytule - porno bez zbytniej fabuły, BDSM
Ostrzeżenia: dość lajtowe sceny sado-masochistyczne, przekleństwa
Iksplenejszyn: Opowiadanie nieco zmienione fabularnie, bowiem po przejściu pewnego okresu dojrzewania doszło do mnie, że fanfiki o gwałtach niekoniecznie są fajne. No i styl był czystym gównem, mimo wszystko to opko miało z cztery lata.




To nie był zwykły dzień, to nigdy nie były zwykły dzień. Oczywiście, teoretycznie nic się nie zmieniało. Rząd żadnego państwa nie odnotował deszczu meteorytów ani lądowania UFO. Zupełnie nic. Jedynie w powietrzu unosiło się to... c o ś.
Miałem wrażenie, że wszyscy wiedzą. Nie robiłem tego od wczoraj, naprawdę nie miało to związku z nieśmiałością czy brakiem pewności siebie, lecz nie zmieniało to faktu, że ledwo udawało mi się powstrzymać drżenie rąk. W każdym uśmieszku czy spojrzeniu rozmówcy doszukiwałem się ukrytej dwuznaczności, jakiegoś rozbawienia czy politowania. Jakby ktokolwiek z nich mógł wiedzieć.
Przesunąłem dłonią po wyłączonym telefonie. Musiał taki pozostać do rana; gdyby zadzwonił w trakcie, Seunghyun z pewnością by mnie zamordował. Podczas jego wieczorów musiałem pozostać niedostępny dla całego świata. Oprócz niego. I tylko niego.
Stałem przed jego drzwiami od kilkunastu minut. Drżałem – nie byłem pewien, czy z powodu zimna, czy przerażenia. Dość ekscytującego przerażenia, warto dodać. Jeszcze kilka chwil zajęło mi opanowanie się na tyle, by nacisnąć dzwonek.
Nie pofatygował się do drzwi, więc nacisnąłem klamkę. Faktycznie było otwarte. Odwiesiłem płaszcz, odłożyłem buty na idealnie komponującą się z resztą mebli szafkę.
Pobieżnie przejrzałem się w lustrze. Siateczkowy komplet, w którym nigdy nie wyszedłbym publicznie, skórzane spodnie, pierścionki – nic wykraczającego poza standardowy zestaw. Idealnie, nie przepadał za zmianami. Ciemny makijaż, dzięki Bogu, wytrzymał próbę wody i wiatru. Nic się nie rozmazało ani nie odpadło. Jak dotąd.
Seunghyun siedział na kanapie pośrodku salonu. Tak jak zawsze. W jednej dłoni trzymał kieliszek wina, drugą zapalał papierosa. Pierdolony hedonista.
- Cześć, kochany. - Uśmiechnął się do mnie.
Chciałem go przytulić. Przytulić, pocałować, zapytać o dzień i nakrzyczeć za nienoszenie swetra, który kupiłem mu totalnie bez okazji i bez sensu. Ale nie mogłem. Na podobne zachowania mieliśmy naprawdę inne wieczory. Dzisiaj chodziło o coś innego.
- Cześć. - Zbliżyłem się.
- Chcesz się czegoś napić? 
Pokręciłem głową. Odłożył kieliszek na stolik, wytarł usta i wskazał dłonią na swoje kolana. Nie zadawałem pytań, po prostu usiadłem. W milczeniu przesunął dłonią po moich włosach.
- Napij się. - Odsunął rękę, by ponownie sięgnąć po kieliszek.
Posłusznie upiłem łyk, z trudem przełknąłem gorzką substancję. Nie znosiłem wina. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak Seunghyunowi udaje się je pić bez krzywienia. Chyba to zauważył, bo bez słowa odstawił naczynie z powrotem. 
- Wszystko w porządku? - zapytał spokojnie, z wyczuwalną troską.
To pytanie padało zawsze i było najgorsze ze wszystkich. Tak naprawdę nie liczyła się odpowiedź – przecież gdyby coś mi nie pasowało, nie przyszedłbym albo od razu bym go o tym poinformował – ale stanowiła zapowiedź. Preludium wszystkiego. Skinąłem głową.
Gwałtownie szarpnął mnie za włosy, by przyciągnąć do pocałunku. Smakował gorzkim winem i obrzydliwymi czerwonymi Marlboro. Myśl o każdej z tych rzeczy napawała mnie wstrętem, jednak one razem, w jego ustach, były wspaniałe. Chciałem czuć go intensywniej, dokładniej, chciałem...
- Jesteś taki zachłanny. - Zaśmiał się, odsuwając głowę. - Zupełnie jakbyś niczego się nie nauczył.

Próbowałem odnowić pocałunek, jednak bez najmniejszych skrupułów odciągnął mnie za włosy. To nie była kara – postąpiłem niemądrze, ale nie zrobiłem w gruncie rzeczy niczego złego. Podobało mu się to, nawet się uśmiechnął. Jego dłoń, która łagodnie pogłaskała mnie po wewnętrznej części uda, jedynie to potwierdziła.
- Zastanawiasz się, co będziemy dzisiaj robić? - szepnął mi do ucha.
- Nie mam pojęcia.
Zupełnego. Nigdy nie wiedziałem; nie potrafiłem ani przewidywać, ani zgadywać, kiedy czasami nachodziła go ochota na zagadki. To też lubił. Także w normalnych sytuacjach, Seunghyuna po prostu bawiła moja niedomyślność.
- Wstań, obróć się tyłem. - Machnął dłonią. - I ściągnij spodnie.
W gruncie rzeczy chyba to podobało mi się najbardziej. Dopóki nie wiedziałem, co się stanie, byłem podekscytowany. Koncentrowałem się na wypełnianiu poleceń, niemal nie protestowałem i czekałem.
Nie wiedziałem, gdzie mam położyć zsunięte spodnie, więc po prostu pozostawiłem je na ziemi. Wolałem nie wyprzedzać jego poleceń, mając doskonale w pamięci efekty kilku poprzednich prób.

- Nie ruszaj się.
Słyszałem, jak podnosi się z absurdalnie drogiej kanapy, odkłada kieliszek i podchodzi. Dym jego papierosów drażnił nozdrza, mimo że sam przecież byłem palaczem. Nie mogłem na to poradzić, darzyłem czerwone Marlboro nienawiścią tak silną, jak i nieuzasadnioną.
- Szkoda, że siebie nie widzisz, Jiyongie. - Przebiegł palcami po moim karku. - Naprawdę szkoda.
Głos Seunghyuna wymywał z mojej głowy każdą myśl, jakiekolwiek zdolności kojarzenia. Całkowicie skupiałem się na odczuciach, sam dotyk jego opuszków przyprawiał mnie o drżenie. Kiedyś zastanawiałem się, czy nie jestem przez to za łatwy, ale on nigdy nie narzekał. 
Poczułem jego oddech na szyi, dłoń rozsuwającą mi nogi. Chciałem odchylić się, złapać go za włosy, zrobić c o k o l w i e k. Nie mogłem, nie na tym polegała cała zabawa. Przymknąłem oczy w oczekiwaniu na jego dalsze ruchy. Które nie nadeszły.
Bliskość Seunghyuna zniknęła równie nagle jak się pojawiła. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie bez słowa. Stałem więc z szeroko rozstawionymi nogami i wpatrywałem się w jeden z jego ulubionych obrazów. Abstrakcyjne, wielokolorowe dzieło z pewnością nie przedstawiało w tej chwili stanu mojej duszy. O ile w ogóle cokolwiek przedstawiało.
Gdy znów usłyszałem jego kroki, niemal wydałem z siebie westchnienie ulgi. Naprawdę byłem za łatwy.
Seunghyun przez chwilę tylko stał, nie odzywając się ani nie wykonując żadnego ruchu. Czułem na sobie jego wzrok lustrujący mnie od stóp do głów.
Szarpnął mną bez ostrzeżenia i wykręcił ramiona do tyłu. Jedną ręką unieruchomił moje nadgarstki, by zacisnąć na nich jakiś materiał. To chyba był pasek,, na dodatek – sądząc po nieprzyjemnym, wbijającym się materiale – zrobiony ze skóry. Próbowałem ruszyć dłońmi, jednak pętla okazała się zaskakująco mocna. Seunghyun postarał się, by nie odciąć mi krążenia, ale jednocześnie uniemożliwić pozbycie się paska. Co prawda, gdyby naprawdę mi na tym zależało, prawdopodobnie byłbym w stanie się uwolnić, jednak... No właśnie, nie zależało mi.
Seunghyun ukląkł przede mną. Dłonią przebiegł po mojej nagiej nodze, od samej kostki po udo. Zatrzymał dłoń przed jądrami i podniósł głowę, by spojrzeć mi w oczy. Chyba naprawdę wyglądałem tak, jak się czułem, bo odsunął dłoń od moszny i powrócił do gładzenia nogi.

- Przedłużam? - zapytał niby od niechcenia.
Jeżeli zadał pytanie, to na pewno robił to celowo. Jeżeli robił to celowo, oczekiwał potwierdzenia. Jeśli potwierdzę, będzie się nade mną znęcał z jeszcze większą radością.
- Nie. - Potrząsnąłem głową.
Uniósł brwi.
- Nie?
- Nie, panie – poprawiłem się.
Nie wyglądał na zadowolonego. Ja prawdopodobnie też nie.
Tym razem nie tylko mnie głaskał. Wyciągnął z ust ciągle zapalonego papierosa, chwilę później poczułem jego wargi na łydce. Chwycił zębami moją napiętą skórę. Zadrżałem, odchylając głowę do tyłu. Seunghyun kąsał niespiesznie, zostawiając ślady wzdłuż mojej lewej nogi. Gdyby zrobił to podczas normalnego seksu, kopnąłbym go. Zbyt uwielbiałem krótkie spodnie, by pozwalać mu na znakowanie. Ale teraz nie miałem prawa do protestowania.

Chciałem, żeby przestał. Żeby wreszcie przestał się drażnić i mnie, kurwa, przeleciał. Tego też nie mogłem powiedzieć. Mimo że obaj doskonale o tym widzieliśmy. Mnie i cierpliwości nigdy nawet nie ustawiono w jednym rzędzie.
- Dalej nie przedłużam? - Obdarzył rozbawionym spojrzeniem mojego penisa.
Przygryzłem wargę.
- Trochę.
- Określ się.
- Przedłużasz, panie.
Nie mogłem nie zauważyć satysfakcji w jego oczach. Podniósł się powoli i obszedł mnie dookoła. Złapał za pasek, by przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Czułem jego oddech na karku, dym szczypał mnie w oczy.
- Nie powinieneś kłamać, Jiyongie.
Co miałem odpowiedzieć? Wszystko mógł odczytać w negatywny sposób. Milczałem, wpatrując się w swoje stopy.
- Możesz kłamać wielu ludziom, ale nie mi. Tylko nie mi. Zrozumiałeś? - Przebiegł dłonią po moich włosach. 

Pokornie skinąłem głową.
- Nie jestem pewien, czy zrozumiałeś – ciągnął, obejmując mnie jedną dłonią w pasie. - Często kiwasz głową, a potem i tak robisz, co chcesz, prawda? Ale nie tym razem. Tym razem będziesz pamiętał, że nie wolno ci kłamać.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, nawet przetrawić jego słów, gdy poczułem nagłą falę ciepła. Szarpnąłem się, jednak Seunghyun trzymał mnie mocno. Kiedy żar wylądował na moim karku, zacząłem krzyczeć. Szamotałem się rozpaczliwie, czując jak cały organizm skupia się na płonącej bólem szyi. A potem Seunghyun docisnął papierosa. Zadławiłem się własną śliną.
- Nie wydzieraj się tak. - Wciąż mnie nie puszczał.
Odsunął papierosa. Tylko to się liczyło. 
Zacisnąłem usta. Próbowałem uspokoić oddech, dopasowując go do Seunghyuna. Kark zajebiście piekł, bałem się w ogóle ruszyć głową, jednak... w gruncie rzeczy nie bolało aż tak bardziej. Nie oznaczało to, że nagle zapragnąłem zostać żywą popielniczką, ale z pewnością moja reakcja wynikała bardziej z przerażenia niż samego cierpienia. O co niemal na pewno chodziło Seunghyunowi.
Pociągnął mnie za podbródek, by przyjrzeć się mojej twarzy. To był jeden z tych momentów, gdy błogosławiłem wynalazców wodoodpornego makijażu. Seunghyun pocałował moją kość szczękową. Lubił, kiedy płakałem.
Nie wypowiedziałem bezpiecznego hasła ani nie dostałem ataku paniki, więc przestał być czuły. Pociągnął za pasek, traktując go jak uchwyt. Ledwo szedłem za nim tyłem, nieustannie potykałem się i uderzałem o jego drogocenne meble.
Popchnął mnie przodem na łóżko. Ciągle związane za plecami ręce utrudniały zmienienie pozycji. Jego poduszki może i były perfekcyjnie gładkie, ale skutecznie przeszkadzały w oddychaniu. Obróciłem twarz na bok, by się nie udusić. I by móc obserwować Seunghyuna.

Miałem nadzieję, że tym razem się pospieszy. Nie chciałem go denerwować, chciałem tylko jego penisa. Nienawidziłem, kiedy doprowadzał mnie do takiej desperacji.
Wzdrygnąłem się, kiedy ściągnął pasek. Lubiłem cierpieć, byłem w końcu pieprzonym masochistą, jednak wciąż nie przestałem bać się pierwszych uderzeń. A także uwielbiać kolejnych.

Leżałem nieruchomo, oczekując przecinającego powietrze syku paska. Który nie nadszedł. Nic nie nadeszło.
Słyszałem oddech Seunghyuna, był w tym cholernym pokoju i niczego nie robił! Chciał, żebym się złamał, żebym prosił go o cokolwiek. Nie miałem najmniejszego zamiaru. Tak jak za każdym razem. Wolałem sobie nie przypominać, jak się to kończyło.
Odnosiłem jakieś irracjonalne wrażenie, iż czas zaczął wolniej płynąć. Liczyłem po cichu sekundy, kiedy mnie nie dotykał. Nie pomagało. Leżałem całkowicie zdany na jego łaskę i doskonale o tym wiedział.
Dźwięk otwieranej butelki nawilżacza jeszcze nigdy dotąd nie wydał mi się tak głośny.

Łóżko zadrżało pod ciężarem Seunghyuna. Zupełnie jak ja. Jego dłoń przesunęła się po moich pośladkach, wywołując gęsią skórkę. Po chwili poczułem w sobie jego palce. Usiłowałem zgiąć kolana, by móc cofać się w kierunku jego ręki, odwrócić się do niego, ale nie potrafiłem tego zrobić. Ze szczelnie związanymi nadgarstkami mogłem jedynie wić się jak wąż pod lupą zaoferowanego ofiologa.
Seunghyun pocałował mnie w przypalony kawałek karku. Ewidentnie bawiło go obserwowanie, jak próbuję się uwolnić. Pasek boleśnie drażnił skórę, ale to nie miało znaczenia. Chłonąłem dotyk Seunghyuna, błagając go w myślach, żeby przestał grać na czas. Przedtem wątpiłem, bym był w stanie dojść od samych jego palców, teraz nie było to już takie oczywiste. 
- Nie ruszaj się, Jiyongie. - W jego głosie usłyszałem śmiech.
Byłem sfrustrowany. Chciałem, żeby coś zrobił albo chociaż pozwolił mi samemu się dotykać, nawet tylko przez jakiś czas. Im bardziej przedłużał, tym bardziej upokorzony się czułem. Półnagi, miałem wrażenie, że jestem bardziej odsłonięty, niż gdybym był całkowicie rozebrany. Zestawienie zasłoniętej góry i pozbawionego odzieży dołu miało w sobie coś prymitywnego, całkowicie zezwierzęconego. Kojarzyło mi się z czystym zapokajaniem, uprzedmiotowieniem drugiej osoby jedynie do jakiegoś pieprzonego pojemnika na spermę. 
- Rozłóż nogi. 
Spełniłem polecenie.
- Jeszcze bardziej, postaraj się.
Ścięgna zabolały, gdy zrobiłem niemal szpagat. Nie miałem pojęcia, ile wytrzymam z kolanami przyciśniętymi do materaca i związanymi za plecami rękami. Nie chciałem go zawieść, tylko... Zanim się odezwałem, jego palce zniknęły, pojawił się za to język. Przesuwał się od kolana, wzdłuż uda, najpierw po jednej stronie, potem po drugiej. Zakręciło mi się w głowie, w skroniach pulsowała krew. Naprawdę byłem aż tak spragniony jakiegokolwiek dotyku? Nie powinienem tak reagować. Zacisnąłem zęby, gdy odsunął na moment głowę. Czułem jego równy oddech na skórze, ten spokój w jakiś poroniony sposób nie irytuje mnie, tylko nakręca.
Odchyliłem się, by dotknąć jego języka.
- Nie próbuj. - Uderzył mnie w tyłek.
Oblizałem usta. Mimo początkowych zapewnień o dumie i prób, by rozegrać to z godnością, musiałem się poddać. Kiedy znów poczułem jego język, przestałem walczyć. Byłem bezbronny, znowu całkowicie skazany na jego łaskę. Nie dobiegały mnie żadne dźwięki, jedynie słyszałem swoje coraz głośniejsze i głośniejsze jęki. Ciepło napływało falami, drżałem. 
- Chcesz mnie? - zapytał niewzruszonym głosem.
Jak mógł być taki spokojny, kiedy ja nie potrafiłem nawet opanować oddechu?!
- Powiedz mi, Jiyongie – drążył.
W normalnej sytuacji chciałbym go uderzyć, ale teraz nie miałem czasu na takie pragnienia. Jedynym był on. Miałem wrażenie, że moje ciało zaraz eksploduje, byłem gotowy błagać Seunghyuna i całować jego stopy, jeżeli w ten sposób mógłbym nakłonić go do wzięcia mnie.
- Tak – wycharczałem. 

Delikatnie mnie spoliczkował, poczułem zażenowanie z powodu swojej bezmyślności. Za często się zapominałem. Zaraz potem jednak poczułem jego palce na płonącym policzku. Nie zamierzał mnie karać.
- To nie zabrzmiało zbyt przekonująco – drażnił się. - Nie powinieneś mnie błagać? A może już nie chcesz?
Spanikowałem. 
- Chcę, wybacz mi, przepraszam. - Potrząsnąłem głową. - Nie mogę myśleć, nie...
Znowu uderzenie.
- Nie potrzebuję twojego skamlenia, po prostu poproś.
Moja duma była już tylko odległym wspomnieniem.
- Proszę, panie.
Wystarczyło. Przyciągnął mnie za biodra, poczułem jego palce, chwilę później wszedł we mnie. Głośno wciągnąłem powietrze, lecz Seunghyun nie zamierzał przepuścić mi tak łatwo. Czekał. Sfrustrowany, szarpnąłem się do tyłu.
- Co mam zrobić? - zapytał słodko.
- Zerżnij mnie, kurwa mać. Błagam, po prostu mnie zerżnij.
Posłuchał. Choć ten jeden raz. Krzyknąłem, gdy naparł bez żadnego ostrzeżenia. Jego ciepło wewnątrz mnie doprowadzało do szaleństwa, chciałem płakać, cieszyć się i jęczeć jednocześnie. Ślina spływała mi po policzku, nie mogłem jej wytrzeć. Seunghyun mocno trzymał moje nadgarstki. Poruszał się we mnie szybko i mocno, na tyle, że byłem w stanie określić, czy bardziej podnieca mnie seks, czy ból, który nim sprawiał.
Seunghyun puścił pasek. Jedną dłonią objął mojego penisa, druga zacisnęła się na szyi. Decydował o intensywności mojego oddechu, zupełnie jakby nie słyszał, że teraz ledwo łapałem powietrze. Nie miałem już wyczulonych zmysłów, wszystko zlało się w czerń. Jego palce delikatnie zaciskały się na mojej szyi. Chciałem się wyrwać i jednocześnie pozostać w takiej pozycji, już dawno straciłem kontrolę nad sytuacją.

Wypełnił mnie, ale to nie miało znaczenia. Potrzebowałem tylko dwóch rzeczy: tlenu i jego dotyku. Nie wiedziałem której bardziej. Seunghyun coś mówił, docierał do mnie jego drżący głos, lecz nie byłem w stanie rozróżnić słów. 
Nagle odsunął dłoń od szyi, wręcz zachłysnąłem się powietrzem. Nagły powrót innych bodźców sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Ręka Seunghyuna zaciskała się coraz mocniej, szept doprowadzał mnie do szaleństwa. 
Doszedłem głośno i gwałtownie, niemal w konwulsjach. Prześcieradło pod nami było zmięte i wilgotne od potu. Mojego potu. 
- Wyglądasz prześlicznie. - Opadł obok mnie.
Nie miałem siły odpowiedzieć, więc jedynie zmarszczyłem brwi. Rozumiałem, że istniały różne kanony piękna, lecz rozchochrany, spocony i sponiewierony naprawdę nie miałem szans zaliczać się do jakiegokolwiek z nich.
- Nie wierzysz mi? - parsknął. - Powinieneś bezgranicznie wierzyć swojemu panu.
Wywróciłem oczami. Oczywiście, że wierzyłem. Inaczej by mnie tutaj nie było.