Tematyka: kpop, shounen-ai, Internety, źli kumple, logika_umarła
Ostrzeżenia: elementy chatficu, przekleństwa
Wbrew pozorom Onew był mężczyzną o nadzwyczaj lotnym i logicznym umyśle. Tak naprawdę już parę lat temu spostrzegł, jak wielką wartość energetyczną posiada Gallus gallus domesticus - powszechnie znany jako kura domowa - więc racjonalnie zaczął go spożywać. Było to jedno z najlepszych posunięć w karierze Jin Kiego: z powodu zamiłowania do tego szlachetnego mięsa został nie tylko zapamiętany przez tysiące fanów, lecz wyznaczył nową ścieżkę kulinarna wytwórni. Za co, oczywiście, nie wahała się odwdzięczyć skazana na wszechobecnego kurczaka ekipa SM Entertainment.
W tym momencie stał wśród promieni zachodzącego słońca przed sprawą o wiele większej wagi niż zmiana diety. Zdecydowanie większej. Wybierał pomiędzy jednym zgniłym, zwiastującym rychłą śmierć jabłkiem a drugim, odwlekającym ją jedynie o kilka dni. Musiał zdecydować, czy lepiej powiedzieć o wszystkim Ki Bumowi, czy poczekać do spotkania. W obu przypadkach czekało go nabicie na pal, rozdziewiczenie nogą od krzesła i odcięcie od Internetu. Albo coś jeszcze gorszego, liczył na wyobraźnię Key.
Westchnął ciężko, unosząc w dwóch palcach nóż. Ki Bum na moment oderwał się od krojenia warzyw i spojrzał na niego z zaniepokojeniem. Teraz, dwa dni przed zaplanowaną randką z chłopakiem, Onew postanowił go oświecić. Bez zbędnego owijania w bawełnę, kłamania i zrzucania winy. Dlatego wypuścił głośno powietrze i...
- Ki Bum, bo ja... ja... bardzo cię lubię, wiesz? - TO NIE MIAŁO TAK ZABRZMIEĆ!
Key przygryzł wargę. W jego pięknych, okalanych wachlarzem niespotykanie długich rzęs oczach dostrzegł zwątpienie. Zwątpienie wspaniałe, obrazujące natłok uczuć rapera. Ki Bum nie umiał zareagować, ustosunkować się do jego słów, bo... zrozumiał. Nie musi nic więcej mówić, niczego dodawać... Różowe jednorożce pojawiły się znikąd, gotowe w każdej chwili utworzyć tęcze, która zawisłaby nad nimi jako namacalny - Onew nie miał pojęcia, czy tęcza jest w jakikolwiek sposób namacalna, ale obecnie niespecjalnie go to obchodziło - dowód miłości. Uśmiechnął się lekko w oczekiwaniu na pocałunek, który płaczący ze szczęścia Key miał złożyć na jego ustach...
- W sensie że jak? - Jednorożce rozpierzchły się, tęcza poszła się chędożyć, a Onew przeklął pod nosem.
- Że bardzo, bardzo - burknął z irytacją przykład odwagi cywilnej. - BARDZO, rozumiesz?
Ki Bum zamknął swe wielkie, ciemniejsze od najdoskonalszego hebanowego drewna oczy, by ponownie je otworzyć. Śmiertelnik nazwałby to mrugnięciem.
- Jin Ki, czy ty właśnie...?
- Nie, ja tylko zachęcam cię do przystąpienia do religijnej orkiestry symfonicznej - warknął.
Młode bóstwo ponownie westchnęło, po czym uśmiechnęło się. Powoli i delikatnie. Onew nie miał pojęcia, czy powinien przejmować się niezwykle ciasnymi spodniami, czy nadmiarem porównań w przerażająco twórczym mózgu. Wreszcie postanowił po prostu rozpłynąć się w tym uśmiechu.
- A, to nie ma sprawy. - Piękny młodzieniec z powrotem stał się Ki Bumem. - Może weźmiemy też Si Wona?
Jin Ki podszedł do ściany i uderzył w nią głową. Drugi raz. Trzeci. Im więcej go bolało, tym trzeźwiej myślał. Przynajmniej dopóki ktoś nie próbował go z użyciem aparatu przymusu odwlec od planu popełnienia samobójstwa poprzez rozwalenie głowy.
Bummie, dlaczego musisz być takim idiotą?!
***
Ballerina_mother_fucker:
Wiesz, zawsze mogło być gorzej...
KeepFuckingCalm:
uwierz, gdyby mogło być gorzej,
to już by tak się stało
Los mnie pierdoli
Życie mnie pierdoli
Bogowie mnie pierdolą
;-;
Ballerina_mother_fucker:
Wiesz, to mogłem być jaaa...
KeepFuckingCalm:
dlaczego mam takie idiotyczne wrażenie, że
to wszystko cię
BAWI?!
Ballerina_mother_fucker:
Nie mam pojęcia.
Naprawdę ubolewam nad twoim losem.
Jako prawdziwy przyjaciel.
KeepFuckingCalm:
I nie śmiejesz się teraz do monitora?
Ballerina_mother_fucker:
Skądże.
Wcale.
Ni cholery.
KeepFuckingCalm:
pierdol się
Ballerina_mother_fucker:
Ohohoho, nie dość, że los, życie i bogowie cie pierdolą,
to ja też <333
KeepFuckingCalm:
.
.
.
miałem nadzieję, że już to przerobiliśmy
Ballerina_mother_fucker:
Owszem, przerobiłeś to, ale
To-Nie-Jest-Na-Rozmowę-Na-Czacie
C:
KeepFuckingCalm:
oki doki
kupisz mi ładne kwiaty na pogrzeb?
Ballerina_mother_fucker:
Ej, a może ja z nim porozmawiam? O:
Wiesz, jakoś zaluzjuję
zaluzjuje
kurwa, poczynię aluzję
KeepFuckingCalm:
przecież
on
cię
nawet
nie
lubi
>.<
Ballerina_mother_fucker:
Ale jestem czarujący
i z pewnością zdobędę jego serce
KeepFuckingCalm:
.
.
Ballerina_mother_fucker:
dla CIEBIE OFKORS
BO JESTEM TAKIM SUPER KUMPLEM
ŻE KLĘKAJCIE NARODY
I ONEWY
KeepFuckingCalm:
Boże, jesteś taki głupi ;-;
~Ballerina_mother_fucker dodał "dinosaur_is_still_alive' do rozmowy
dinosaur_is_still_alive:
wytyfy .-.
Ballerina_mother_fucker:
Słuchaj, Jjong,
kto jest głupszy
ja czy Onew?
dinosaur_is_still_alive:
o co kurwa chodzi?
DDDDDDDDDDD:
Ballerina_mother_fucker:
Naucz się czytać.
KeepFuckingCalm:
w czym ja biorę udział
>_____<
dinosaur_is_still_alive:
oczywiście, że ty, lol
Ballerina_mother_fucker:
A NIE MÓWIŁEM
KeepFuckingCalm:
nie nazywam się "ty"
dinosaur_is_still_alive:
ha, teraz będziecie musieli rozszyfrować,
o kim mówiłem~!
KeepFuckingCalm:
panie, pozwól mi uchylić się przed twą wspaniałością
złem
i wszechobecną boskością
a ogólnie, jjong, to wypierdalaj,
bo to prywatna rozmowa
dinosaur_is_still_alive:
sami mnie zaprosiliście
;____________;
taki niechciany
Ballerina_mother_fucker:
Wspaniale.
KeepFuckingCalm:
Super.
dinosaur_is_still_alive:
i w sprawie ki buma
to powiem ci coś fajnego ońju
właśnie rozmawiałem z nim przez telefon
.-----------.
Ballerina_mother_fucker:
I?
dinosaur_is_still_alive:
przez przypadek mi sie wymsknęło.
naprawdę przez przypadek
przypadkowy przypadek
kwadratowy
wręcz
:CCCC
KeepFuckingCalm:
nie mów, że...
Wrzask rozległ się dokładnie w tym samym momencie. Onew z trzaskiem zamknął laptopa, marząc o natychmiastowej dezintegracji. W głowie miał kłęby myśli, uczuć i innych nikomu niepotrzebnych gówien. Chociaż nie, nie myślał. Jedynie marzył o ucieczce, by najzwyczajniej w świecie móc zejść z wrażenia.
Do jego uszu znowu doszedł krzyk, tym razem z bliższej odległości. Delikatne stopy Key odziane w jeszcze delikatniejsze papcie stukały niczym rasowe esesmańskie buty. Jin Ki był pewien, iż ktoś zamienił mu serce na łupane przez setki kilofów kamieniołomy.
Kroki były coraz bliżej. Komu w drogę, temu w czas, robimy rząd, spieprzamy stąd, ZOMO u drzwi!
- Jin Ki! - wrzasnęła po raz trzeci jego jedyna miłość, która miała wielką szansę stać się ostatnią miłością.
Onew poczuł, iż robi mu się słabo. Krew zastrajkowała pięknie i po włosku, "zapominając" o dostarczaniu tlenu, niemal już słyszał jęki wydawane przez właśnie obumierające ostatnie szare komórki.
Zemdlał.