Pairing: czysty,
czysty HunHan (w końcu chłopcy są na wolności, muszą zająć się
sobą)
Ostrzeżenia:
przekleństwa, papierosy, prawie-seksy, więc szataństwo i pożoga
jak zawsze
Co
mam do powiedzenia: Ten rozdział
jest drobnym fillerem. Nie oczekujcie gigantycznych, ważnych dla
fabuły posunięć, to dopiero w następnym. Mimo wszystko chyba
nawet paskudni młodociani kryminaliście potrzebują trochę
odpoczynku, zanim dopuszczą się kolejnych przestępstw.
Nie
byłem na to gotowy. Opuszczenie tych murów, ściągnięcie uniformu
– nawet tylko na pewien okres – naprawało mnie prawdziwym
przerażeniem. Jasne, chciałem się stąd wyrwać, pragnąłem tego
bardziej niż wszystkich gier i czekolad świata, bardziej niż Romeo
kiedykolwiek chciał Julii. Marzyłem o zachłyśnięciu się
powietrzem przepełnionym wolnością i tym wspaniałym smogiem
prosto z zatłoczonej ulicy. Wyobrażałem sobie z lubością, jak
skracam papierosem życie o trzydzieści minut w jakiejś
zajebistej knajpie, drugą dłonią nalewając sobie wódki. Chciałem
rzucić się na swoje, pewnie już przykrótkie, łóżko, nakryć
kocem i przespać resztę przepustki. Albo z miejsca iść do
fryzjera, by przefarbować włosy na wszystkie kolory tęczy.
I
jednocześnie się też bałem. Cholernie, muszę przyznać. Prawie
trzy miesiące byłem odcięty od świata, pozbawiony stałego towarzystwa znajomych,
rodziny... To było przytłaczające. Przedtem nie zdawałem sobie z
tego sprawy, ale teraz czułem się, jakbym miał nawiązać kontakt
z obcą cywilizacją. Co, jeżeli rodzice przemeblowali mój pokój?
A Amber zapuściła włosy i zaczęła nosić spódniczki? A
może...?
- Ja pierdolę. - Sehun po raz kolejny pociągnął za zamek torby.
Oddali nam rzeczy dzień przed wyjazdem, byśmy mogli się jako tako spakować. Cóż, miło z ich strony, mimo że raczej nikt nie miał zbyt wiele do pakowania. Poza jedną osobą. Sehun musiał upchać wszystko, co dostał od Minho i ojca do plecaka, z którym się pojawił w ośrodku cztery lata temu. Współczuliśmy mu wszyscy, nawet Tao próbował wyrazić jakiś smutek.
- Pomóc ci?
- Spierdalaj. - Sehun potrząsnął głową.
On denerwował się wyjściem jeszcze bardziej ode mnie. Odkąd potwierdzono przepustki skakał każdemu do gardła, próbował się na nas wyżywać, wróciły jego wszystkie tiki nerwowe. Nie, żebym się dziwił. Gdybym był w jego sytuacji, najprawdopodobniej schowałbym się w szafie i przeczekał tak święta.
- Ja pierdolę. - Sehun po raz kolejny pociągnął za zamek torby.
Oddali nam rzeczy dzień przed wyjazdem, byśmy mogli się jako tako spakować. Cóż, miło z ich strony, mimo że raczej nikt nie miał zbyt wiele do pakowania. Poza jedną osobą. Sehun musiał upchać wszystko, co dostał od Minho i ojca do plecaka, z którym się pojawił w ośrodku cztery lata temu. Współczuliśmy mu wszyscy, nawet Tao próbował wyrazić jakiś smutek.
- Pomóc ci?
- Spierdalaj. - Sehun potrząsnął głową.
On denerwował się wyjściem jeszcze bardziej ode mnie. Odkąd potwierdzono przepustki skakał każdemu do gardła, próbował się na nas wyżywać, wróciły jego wszystkie tiki nerwowe. Nie, żebym się dziwił. Gdybym był w jego sytuacji, najprawdopodobniej schowałbym się w szafie i przeczekał tak święta.
-
Naprawdę mogę ci pomóc – ciągnąłem, niezrażony. - Widzisz,
ja już skończyłem. We dwóch łatwiej zapniemy, potrzymam i...
- S p i e r d a l a j.
Spokojnie, niemal w ślimaczym tempie odłożyłem walizkę pod drzwi. Potem, równie wolno, przeszedłem przez pokój, okazyjnie ziewając, i rozwaliłem się na łóżku. Obserwowanie szamoczącego się z torbą Sehuna sprawiało mi jakąś dziwną satysfakcję. Tym bardziej, iż doskonale wiedziałem, jaki będzie finał tej walki.
Po pięciu minutach chłopak rzucił ze złością torbą o podłogę i odetchnął ciężko.
- Luhan?
- Taaak? - zapytałem przesłodko.
- Mógłbyś mi pomóc?
- S p i e r d a l a j.
Spokojnie, niemal w ślimaczym tempie odłożyłem walizkę pod drzwi. Potem, równie wolno, przeszedłem przez pokój, okazyjnie ziewając, i rozwaliłem się na łóżku. Obserwowanie szamoczącego się z torbą Sehuna sprawiało mi jakąś dziwną satysfakcję. Tym bardziej, iż doskonale wiedziałem, jaki będzie finał tej walki.
Po pięciu minutach chłopak rzucił ze złością torbą o podłogę i odetchnął ciężko.
- Luhan?
- Taaak? - zapytałem przesłodko.
- Mógłbyś mi pomóc?
***
Uwaga
pierwsza: pokój pozostał w stanie niezmienionym.
Uwaga
druga: Amber nie zapuściła włosów i wciąż wyglądała przy mnie
jak prawilny facet.
Uwaga
trzecia: wciąż miała tę irytującą zdolność dowiadywania się
ode mnie absolutnie wszystkiego.
W
dwie godziny, z przerwami na przeklinanie na bugi w PES-ie,
streściłem cały pobyt w poprawczaku. Dziewczyna najpierw śmiała się z opisu
nauczycieli, potem wkurwiała na D.O, martwiła stanem Lay, by wreszcie omal nie zabić
mnie śmiechem, gdy opowiedziałem o „romansie” z Sehunem.
Ominąłem tylko jedną rzecz – jego przeszłość. Nie chciałem o
tym mówić ani tym bardziej zawieść zaufanie chłopaka.
Wieczorem wyszliśmy na spacer. Według wersji oficjalnej. Tak naprawdę pobiegliśmy wreszcie zapalić. Teoretycznie Amber już wcześniej została przyłapana z papierosem w dłoni przez moją mamę i nie usłyszała nawet słowa krytyki, ale woleliśmy nie ryzykować. Mimo wszystko tym razem na wstrętnego uzależnionego nie wyszłaby tylko ona. A ostatnią rzeczą, jaką chciałem słyszeć podczas krótkiego czasu z rodziną było wypominanie, że kopcę jak smok.
Wieczorem wyszliśmy na spacer. Według wersji oficjalnej. Tak naprawdę pobiegliśmy wreszcie zapalić. Teoretycznie Amber już wcześniej została przyłapana z papierosem w dłoni przez moją mamę i nie usłyszała nawet słowa krytyki, ale woleliśmy nie ryzykować. Mimo wszystko tym razem na wstrętnego uzależnionego nie wyszłaby tylko ona. A ostatnią rzeczą, jaką chciałem słyszeć podczas krótkiego czasu z rodziną było wypominanie, że kopcę jak smok.
-
Tak nie może być. - Amber oparła głowę na łańcuchu huśtawki.
Plastikowe krzesełka znajdowały się za nisko, byśmy mogli
faktycznie się bujać, więc tylko siedzieliśmy. - Serio, stary, to
kompletnie popierdolone.
Kiedy się poznaliśmy, na samym początku szkoły, Lay opracował Skalę Amber (nazwaną też Skalą Amoku). Ocenialiśmy w ten sposób, jak bardzo zła jest nasza przyjaciółka i jak wielu ekstremalnie głupich, podyktowanych jedynie gniewem akcji będziemy musieli się spodziewać z jej strony. Dzięki niej również wiedzieliśmy, jakimi ewentualnymi zwrotami lub prezentami będziemy musieli ją przekupić, by powstrzymać przed rozsadzeniem torby, skateparku bądź nas. Przykładowo, gdy Amber zdradził chłopak, SA wynosiła niecałe cztery punkty. Po naszym złapaniu oscylowała około pięciu.
Po opowiedzeniu dziewczynie o Minho mogłem po raz pierwszy w życiu przysiąc, że SA po raz pierwszy osiągnęła sławetną ósemką. Chyba nie chciałem być tego świadkiem. Nawet teraz, kiedy już znudziła się rozwalaniem rzeczy i snuciem planów torturowania strażnika, na rzecz spokojnego analizowania możliwości dekapitacji.
Kiedy się poznaliśmy, na samym początku szkoły, Lay opracował Skalę Amber (nazwaną też Skalą Amoku). Ocenialiśmy w ten sposób, jak bardzo zła jest nasza przyjaciółka i jak wielu ekstremalnie głupich, podyktowanych jedynie gniewem akcji będziemy musieli się spodziewać z jej strony. Dzięki niej również wiedzieliśmy, jakimi ewentualnymi zwrotami lub prezentami będziemy musieli ją przekupić, by powstrzymać przed rozsadzeniem torby, skateparku bądź nas. Przykładowo, gdy Amber zdradził chłopak, SA wynosiła niecałe cztery punkty. Po naszym złapaniu oscylowała około pięciu.
Po opowiedzeniu dziewczynie o Minho mogłem po raz pierwszy w życiu przysiąc, że SA po raz pierwszy osiągnęła sławetną ósemką. Chyba nie chciałem być tego świadkiem. Nawet teraz, kiedy już znudziła się rozwalaniem rzeczy i snuciem planów torturowania strażnika, na rzecz spokojnego analizowania możliwości dekapitacji.
-
Wiem. - Huśtawka jękneła tak przeraźliwie, że zacząłem się
poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie przytyłem na
poprawczakowej karmie. - Ale nie mam żadnego pomysłu. Absolutnie
nic, to chore, nigdy przedtem nie wyszło tak, żeby nic mi, kurwa,
nie przychodziło to głowy.
- Ja pierdolę, zajebałabym go. - Potrząsnęła jedynie głową.
- Ja pierdolę, zajebałabym go. - Potrząsnęła jedynie głową.
Oczywiście,
że zrobiłaby to. Najpierw by go sprała, potem postawiła się
naczelnikowi i zostałaby bohaterką poprawczaka. Albo bezdyskusyjnie
wylądowałaby w ośrodku o zaostrzonym rygorze. Jej problem polegał
na tym, iż nigdy nie dostrzegała tej drugiej, nieco gorszej opcji.
Mój, że kompletnie ignorowałem pierwszą.
***
Następnego
dnia obudził mnie dzwonek telefonu. Było to tak niecodzienne, że
zamiast odebrać wpatrywałem się w urządzenie przez kilkanaście
sekund. Odzwyczaiłem się. Odzwyczaiłem się od wysyłania
wiadomości, kontaktowania z ludźmi i sprawdzania aktualizacji.
Rodzice z pewnością nazwaliby to jedynym pozytywnym aspektem
poprawczaka, Amber szaleństwem, a ja... A ja wpatrywałem się w
wibrujący, wydający dźwięki telefon jak w nagle objawioną
czwartą tajemnicę fatimską.
- Halo? - zapytałem nieśmiało, odbierając po dłuższej chwili.
- Czekam, aż zadzwonisz – poinformował mnie zimny głos. - Długo czekam.
Kilka chwil zajęło mi zorientowanie się, z kim mam do czynienia. Omal nie wyplułem na podłogę pitej właśnie wody.
- Sehun?! - parsknąłem.
Już prawie zapomniałem, że dałem mu swój numer, adres, duszę i ostatnią paczkę zapałek. To ostatnie zamierzałem odzyskać.
- Bardzo, bardzo długo czekam.
Rozłączył się.
- Halo? - zapytałem nieśmiało, odbierając po dłuższej chwili.
- Czekam, aż zadzwonisz – poinformował mnie zimny głos. - Długo czekam.
Kilka chwil zajęło mi zorientowanie się, z kim mam do czynienia. Omal nie wyplułem na podłogę pitej właśnie wody.
- Sehun?! - parsknąłem.
Już prawie zapomniałem, że dałem mu swój numer, adres, duszę i ostatnią paczkę zapałek. To ostatnie zamierzałem odzyskać.
- Bardzo, bardzo długo czekam.
Rozłączył się.
***
Umówiliśmy
się blisko mojego domu, po raz enty błogosławiłem rodziców, że
kupili mieszkanie w centrum miasta. Miałem więcej czasu na
dwukrotne umycie się, pomalowanie oczu, zmazanie makijażu,
przebranie się, zjedzenie tysiąca miętowych gum, ponowne
przebranie się, zrobienie setki fikołków i wypalenie dwóch
papierosów. Rodzicom powiedziałem, że wychodzę z dziewczyną.
Byli zdziwieni, ale nie zadawali pytań. Jak zawsze.
Sehun już siedział w kafejce. Nie wiedziałem, czy zawsze przychodził przed czasem, czy też się stresował; nie wyglądał na jakoś tragicznie spiętego. Jasne, fioletowe włosy wymykały się spod wełnianej czapki, tak bardzo niepasującej do jego... charakteru? Osobowości? Stylu, który sobie uzbdurałem, że powinien reprezentować?
Podszedłem do niego, gdy zaczął się bawić telefonem. Chyba nowym, jak zauważyłem kątem oka. Nie przywitałem się, od razu usiadłem naprzeciwko. Ktoś zapomniał o włączeniu klimatyzacji, powietrze było ciężkie i wilgotne od ubrań parujących w cieple gigantycznych lamp. Z głośników dobiegała jakaś jazzowa składanka, którą prawdopodobnie zmuszała Ellę Fitzgerald do nieustannego przewracania się w grobie.
- Cześć – powiedział wreszcie po długich sekundach milczenia.
- Cześć – odpowiedziałem, przeklinając w duchu system edukacji, który wycofał z programu nauczanie prowadzenia rozmów.
Sehun już siedział w kafejce. Nie wiedziałem, czy zawsze przychodził przed czasem, czy też się stresował; nie wyglądał na jakoś tragicznie spiętego. Jasne, fioletowe włosy wymykały się spod wełnianej czapki, tak bardzo niepasującej do jego... charakteru? Osobowości? Stylu, który sobie uzbdurałem, że powinien reprezentować?
Podszedłem do niego, gdy zaczął się bawić telefonem. Chyba nowym, jak zauważyłem kątem oka. Nie przywitałem się, od razu usiadłem naprzeciwko. Ktoś zapomniał o włączeniu klimatyzacji, powietrze było ciężkie i wilgotne od ubrań parujących w cieple gigantycznych lamp. Z głośników dobiegała jakaś jazzowa składanka, którą prawdopodobnie zmuszała Ellę Fitzgerald do nieustannego przewracania się w grobie.
- Cześć – powiedział wreszcie po długich sekundach milczenia.
- Cześć – odpowiedziałem, przeklinając w duchu system edukacji, który wycofał z programu nauczanie prowadzenia rozmów.
Wydawało
mi się, że muzyka staje się coraz głośniejsza, zagłusza
wszystko, przebija się przez czaszkę i eksterminuje wszystkie
pomysły na rozpoczęcie konwersacji. Sehun chyba nic takiego nie
słyszał, skupił się na gmeraniu rurką w kostkach lodu w swojej
szklance. Wybełkotałem coś pod nosem, coś o potrzebie zamówienia
czegoś do picia i uciekłem pod barek.
Stałem w kolejce, błagając w duszy każdego przede mną, by brał coraz więcej rzeczy, a sprzedawcę o coraz wolniejsze ich wydawanie. Kiedy przyłapałem się na mechanicznym wpuszczaniu innych, jakże komiksowo przyjebałem głową w ścianę.
Ja pierdolę, to tylko Sehun. Nie jakaś straszna dziewczyna, z którą musiałem się umówić, żeby uspokoić siedzącą dwa stoliki dalej babcię. Ani nie poszedłem właśnie na randkę z seryjnym mordercą, zamierzającym mnie zastrzelić od razu po opuszczeniu lokacji. To był jebany Sehun, który całkiem niedawno mnie pieprzył. Było już za późno, żeby wstydzić się czegokolwiek, kurwa mać.
Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do stolika.
- A gdzie picie...? - Sehun uniósł głowę.
- Postanowiłem, że nie będę marnować cennych chwil z tobą w kolejce. - Skłoniłem się prześmiewczo.
Protekcjonalność jego spojrzenia niemal wgniotła mnie w fotel.
- Proszę?
- Śniłem o tobie przez kilkadziesiąt godzin, daj się sobą nacieszyć!
Chciał zamaskować zmieszanie uniesieniem brwi, jednak nie dałem się zwieść. Omal nie parsknąłem, gdy czerwone plamy stopniowo ogarnęły całą jego twarz. Cóż, jeżeli tak wyglądali rumieniący się ludzie, zamierzałem z tym skończyć raz na zawsze. Mimo że Sehun wyglądał tak całkiem... Nie, słowo „uroczo” nie przeszłoby mi przez usta.
Stałem w kolejce, błagając w duszy każdego przede mną, by brał coraz więcej rzeczy, a sprzedawcę o coraz wolniejsze ich wydawanie. Kiedy przyłapałem się na mechanicznym wpuszczaniu innych, jakże komiksowo przyjebałem głową w ścianę.
Ja pierdolę, to tylko Sehun. Nie jakaś straszna dziewczyna, z którą musiałem się umówić, żeby uspokoić siedzącą dwa stoliki dalej babcię. Ani nie poszedłem właśnie na randkę z seryjnym mordercą, zamierzającym mnie zastrzelić od razu po opuszczeniu lokacji. To był jebany Sehun, który całkiem niedawno mnie pieprzył. Było już za późno, żeby wstydzić się czegokolwiek, kurwa mać.
Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do stolika.
- A gdzie picie...? - Sehun uniósł głowę.
- Postanowiłem, że nie będę marnować cennych chwil z tobą w kolejce. - Skłoniłem się prześmiewczo.
Protekcjonalność jego spojrzenia niemal wgniotła mnie w fotel.
- Proszę?
- Śniłem o tobie przez kilkadziesiąt godzin, daj się sobą nacieszyć!
Chciał zamaskować zmieszanie uniesieniem brwi, jednak nie dałem się zwieść. Omal nie parsknąłem, gdy czerwone plamy stopniowo ogarnęły całą jego twarz. Cóż, jeżeli tak wyglądali rumieniący się ludzie, zamierzałem z tym skończyć raz na zawsze. Mimo że Sehun wyglądał tak całkiem... Nie, słowo „uroczo” nie przeszłoby mi przez usta.
-
Czy ty się czegoś nawdychałeś? - zapytał twardo, próbując
ratować resztki godności.
- Ciebie! - zawołałem z emfazą.
Tym razem nie wytrzymałem. Gdy znowu zobaczyłem całkowitą dezorientację w jego oczach, wybuchnąłem śmiechem. Po krótkiej chwili poczułem jego obcas w okolicach goleni.
- Nie jesteś zabawny.
- Oczywiście, że jestem.
Przez krótką chwilę wyglądał, jakby zamierzał mnie zamordować. A potem... Potem się po prostu roześmiał. Nie w gorzki ani stłumiony sposób, jak robił to dotychczas. Cała jego twarz pomarszczyła się zabawnie, to było niedorzeczne, że miał tyle mięśni mimicznych.
Powiedziałem coś jeszcze, chyba nic wyjątkowego, ale z niewiadomych przyczyn jeszcze bardziej wzmogło to rozbawienie chłopaka. Chichotał, krztusił się, rechotał i kasłał. Niektórzy ludzie odwracali się w naszym kierunku, szukając źródła tego niepokojącego, bliźniaczo podobnego do warczenia kosiarki dźwięku, któryś z członków obsługi wreszcie załapał, jak działa klimatyzacja, dzieciaki w kolejce obrzucały się przezwiskami. A ja... Ja chyba byłem zakochany.
- Ciebie! - zawołałem z emfazą.
Tym razem nie wytrzymałem. Gdy znowu zobaczyłem całkowitą dezorientację w jego oczach, wybuchnąłem śmiechem. Po krótkiej chwili poczułem jego obcas w okolicach goleni.
- Nie jesteś zabawny.
- Oczywiście, że jestem.
Przez krótką chwilę wyglądał, jakby zamierzał mnie zamordować. A potem... Potem się po prostu roześmiał. Nie w gorzki ani stłumiony sposób, jak robił to dotychczas. Cała jego twarz pomarszczyła się zabawnie, to było niedorzeczne, że miał tyle mięśni mimicznych.
Powiedziałem coś jeszcze, chyba nic wyjątkowego, ale z niewiadomych przyczyn jeszcze bardziej wzmogło to rozbawienie chłopaka. Chichotał, krztusił się, rechotał i kasłał. Niektórzy ludzie odwracali się w naszym kierunku, szukając źródła tego niepokojącego, bliźniaczo podobnego do warczenia kosiarki dźwięku, któryś z członków obsługi wreszcie załapał, jak działa klimatyzacja, dzieciaki w kolejce obrzucały się przezwiskami. A ja... Ja chyba byłem zakochany.
***
Spotykaliśmy
się niemal cały czas, przynajmniej na początku. Sehun albo
przebywał z ojcem, albo ze mną; zastanawiałem się, czy nie
zaczyna mu się to nudzić. Potem nagle coś się zmieniło. Nie
potrafiłem tego określić, ale nie sposób było tego nie zauważyć.
To
był chyba ten moment, kiedy zaczęło się robić trochę... głupio.
Przedtem, w poprawczaku wszystko było w porządku. Nie odzywaliśmy
się do siebie, nagle zaczęliśmy, polubiliśmy, pocałowaliśmy,
pobiliśmy setki razy i ostatecznie przespaliśmy. Wszystkie cele
normalnej relacji zostały osiągnięte. Teraz... nie wiedzieliśmy
co z tym zrobić. Przynajmniej ja nie wiedziałem. Miałem ni stąd,
ni zowąd pocałować Sehuna na przejściu dla pieszych, zmusić do
tańca w deszczu, po czym wykorzystując modulację głosu znaną
jako „uwodzicielski szept” zaproponować seks? Nie dość, że
nie potrafiłbym się zabrać do czegoś takiego, to dodatkowo
wątpiłem, by zareagował pozytywnie. Byłem w stanie wyobrazić
sobie jego minę, jakbym zapytał, czy chce pójść do mojego
pokoju. Prawdopodobnie parsknąłby śmiechem. Jak ja na jego
miejscu.
Dlatego nie poruszałem tematu. I po prostu się spotykaliśmy. Nic więcej.
Dlatego nie poruszałem tematu. I po prostu się spotykaliśmy. Nic więcej.
***
Stałem
pośrodku pustego placu zabaw, czując się jak wystawiony do wiatru
pedofil. Czekałem kilkanaście minut, omal nie zwariowałem od
zniecierpliwienia połączonego z jakimś głupim lękiem, paranoją,
syndromem porzuconego psa. Serce kołatało, pociłem się, full
zestaw tego gówna, którego nie chcesz nigdy dostać przed
spotkaniem z kimkolwiek. Bo sprawia, że wyglądasz jak Katy Perry
bez makijażu.
Kiedy
zobaczyłem z daleka tego idiotę, wszystko minęło tak
niespodziewanie, iż poczułem się autentycznie nieswojo. Słyszałem
o zauroczeniach leczących rany kłute czy postrzałowe, ale wyjątkowo
nie znajdowałem się w żadnej z bajek Disneya.
- Chodźmy do ciebie – powiedział na przywitanie chłopak, dla którego stałem dwie godziny w korku, pomyliłem drogę i przebiegłem trzy mosty. Rychło w czas mnie informujesz, kurwa.
- Mogłeś zadzwonić – wycedziłem, czując jak wszystkie romantyczne zamiary względem tego palanta ulatniają się kursem ekspresowym.
- Przestań się wkurwiać, zmieniłem zdanie. I nie mów nic o marnowaniu czasu, ponoć mieszkasz blisko.
Okej, trochę przesadziłem z tymi korkami i mostami. Ale pomyliłem drogę! I rozerwałem płaszcz w metrze!
- Poza tym – ciągnął – możemy pojechać.
Chyba wolałem nie wiedzieć, o czym mówi.
- Chodźmy do ciebie – powiedział na przywitanie chłopak, dla którego stałem dwie godziny w korku, pomyliłem drogę i przebiegłem trzy mosty. Rychło w czas mnie informujesz, kurwa.
- Mogłeś zadzwonić – wycedziłem, czując jak wszystkie romantyczne zamiary względem tego palanta ulatniają się kursem ekspresowym.
- Przestań się wkurwiać, zmieniłem zdanie. I nie mów nic o marnowaniu czasu, ponoć mieszkasz blisko.
Okej, trochę przesadziłem z tymi korkami i mostami. Ale pomyliłem drogę! I rozerwałem płaszcz w metrze!
- Poza tym – ciągnął – możemy pojechać.
Chyba wolałem nie wiedzieć, o czym mówi.
***
Okej,
na pewno wolałem nie wiedzieć, o czym mówi.
Sehun
miał auto.
To
znaczy niedosłownie „miał”, ponieważ tak naprawdę nie dostał
go od nikogo ani nie kupił, po prostu „pożyczył”. Od
kochającego tatusia, rzecz jasna.
Zasadniczy
problem z tym autem polegał na tym, że Sehun nie umiał go
prowadzić. W ogóle nie potrafił niczego prowadzić. Miał na to
jednak doskonałą koncepcję! Zamierzał wrobić w prowadzenie –
oraz ewentualny mandat – mnie. Gdy plan niezbyt się powiódł z
racji mojej odpowiedzialnej (patrz, mamo!) odmowy, po prostu wepchnął
się na siedzenie kierowcy i nacisnął pedał gazu.
Szczerze
mówiąc, czułem się przy Sehunie jak instruktor jazdy. Jasne, może
nie znałem połowy znaków i niekoniecznie ogarniałem, jaki wszyscy
mają problem z podwójną ciągłą, ale za to doskonale rozumiałem,
co oznacza czerwone oraz zielone światło. Sehun już niekoniecznie.
Kiedy
boskim, wymodlonym przeze mnie cudem wylądowaliśmy na parkingu
przed moim domem w jednym kawałku, natychmiast wyskoczyłem na
zewnątrz. I także od razu tego pożałowałem.
Co
to było? - zapytał mój mózg.
Jechałem samochodem z Sehunem, wyjaśniłem usłużnie.
Ciało ludzkie nie jest odporne na takie przeciążenia... ani na takich kierowców, zauważył słabo mózg i zawrócił mi w głowie.
Jechałem samochodem z Sehunem, wyjaśniłem usłużnie.
Ciało ludzkie nie jest odporne na takie przeciążenia... ani na takich kierowców, zauważył słabo mózg i zawrócił mi w głowie.
Przestąpiłem chwiejnie dwa kroki, by po chwili zmierzyć się nieuchronnym
przeznaczeniem. A dosłownie – jebnąłem głową o chodnik.
***
Jeszcze
nigdy nie widziałem tak jasnego nieba. Było najbardziej niebieskim
ze wszystkich nieb, jakie widziałem w życiu. Pozbawione żadnych
chmurzastych skaz, oszołomiające, czyste i...
- O kurwa, jednak żyjesz!
Niebo zasłoniła mi fioletowa czupryna jakiegoś debila. Od razu zatęskniłem za brakiem przytomności.
- Żałuję – próbowałem warknąć.
- Myślałem, że umarłeś, a twoja matka zawlokła mnie tutaj, żeby za karę zamordować!
Podniosłem z trudem głowę. Aha, znajdowałem się na łóżku we własnym pokoju. A najbardziej niebieskim ze wszystkich nieb był mój sufit. Skoro tak kończyli wszyscy romantycy...
- Matki z reguły nie mordują ludzi – zauważyłem nadspodziewanie sensownie.
- Twoja wyglądała, jakby miała taki zamiar.
Potrafiłem to sobie wyobrazić - mama z żądzą mordu w oczach, ciągnącą za kaptur przerażonego zabójcę swojego dziecka. Za to ni chuja nie umiałem wyobrazić sobie zaoferowanego Sehuna, który wykrzykuje najprostsze zdania i szeroko otwiera usta. A jednak to się działo. W ciągu tych kilku dni Oh Sehun doznawał cywilizacyjnej przemiany na moich oczach. Dzisiejsza sytuacja jedynie tego dopełniła. Cóż, na pewno miało to związek z naszym miejscem pobytu. Wątpiłem, by Sehun poczuł się w poprawczaku choć minimalnie tak nieskrępowany jak teraz. Oczywiście, wciąż chodził wkurwiony, gotowy zajebać za krzywe spojrzenie, ale nie hamował już tych... bardziej pozytywnych emocji. I dużo się śmiał. Zazwyczaj ze mnie.
- O kurwa, jednak żyjesz!
Niebo zasłoniła mi fioletowa czupryna jakiegoś debila. Od razu zatęskniłem za brakiem przytomności.
- Żałuję – próbowałem warknąć.
- Myślałem, że umarłeś, a twoja matka zawlokła mnie tutaj, żeby za karę zamordować!
Podniosłem z trudem głowę. Aha, znajdowałem się na łóżku we własnym pokoju. A najbardziej niebieskim ze wszystkich nieb był mój sufit. Skoro tak kończyli wszyscy romantycy...
- Matki z reguły nie mordują ludzi – zauważyłem nadspodziewanie sensownie.
- Twoja wyglądała, jakby miała taki zamiar.
Potrafiłem to sobie wyobrazić - mama z żądzą mordu w oczach, ciągnącą za kaptur przerażonego zabójcę swojego dziecka. Za to ni chuja nie umiałem wyobrazić sobie zaoferowanego Sehuna, który wykrzykuje najprostsze zdania i szeroko otwiera usta. A jednak to się działo. W ciągu tych kilku dni Oh Sehun doznawał cywilizacyjnej przemiany na moich oczach. Dzisiejsza sytuacja jedynie tego dopełniła. Cóż, na pewno miało to związek z naszym miejscem pobytu. Wątpiłem, by Sehun poczuł się w poprawczaku choć minimalnie tak nieskrępowany jak teraz. Oczywiście, wciąż chodził wkurwiony, gotowy zajebać za krzywe spojrzenie, ale nie hamował już tych... bardziej pozytywnych emocji. I dużo się śmiał. Zazwyczaj ze mnie.
-
Skoro wszystko w porządku, może ktoś mi wytłumaczyć, co się
wydarzyło? - Mama wysunęła się totalnie znikąd. Czyli zza
drzwi.
- Nie uwierzysz. - Uniosłem dłonie.
- Powinieneś raczej mieć nadzieję, że uwierzę – fuknęła.
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale już odeszła. Słyszałem jej kroki na schodach; kiedyś potrafiłem na ich podstawie ocenić nastrój przechodzącego. Te nie brzmiały, jakby mama była wyjątkowo zła. W ogóle zła. Prędzej rozbawiona.
- Nie uwierzysz. - Uniosłem dłonie.
- Powinieneś raczej mieć nadzieję, że uwierzę – fuknęła.
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale już odeszła. Słyszałem jej kroki na schodach; kiedyś potrafiłem na ich podstawie ocenić nastrój przechodzącego. Te nie brzmiały, jakby mama była wyjątkowo zła. W ogóle zła. Prędzej rozbawiona.
Odwróciłem
głowę od drzwi, natrafiając na wpatrzony we mnie, skupiony wzrok
Sehuna. Nie zamrugał, gdy pomachałem dłonią przed jego nosem.
- Twoja matka mnie opieprzyła, a z ciebie się tylko śmiała.
- Nic dziwnego. - Podniosłem z biurka szklankę wody. - Dzieli moich znajomych na trzy kategorie: „kłopotliwi”, „niemyślący” i „pakujący Luhana w gówno”. I ma całkowitą rację, z nikim innym się nie zadaję.
Niespodziewanie wyciągnął mi szklankę z ręki, by bez skrupułów wychlać całą zawartość.
- A ja? Do której pasuję? - zapytał z jakimś dziecinnym rodzajem ekscytacji w głosie.
- Myślę, że „niemyślący”.
- „Niemyślący”?!
- Tak – byłem bezwzględny.
Szklanka głośno uderzyła o blat, Sehun przewrócił mnie na plecy, wywołując irytujące deja vu. Tym razem się nie poddałem, chodziło o mój honor! Objąłem go nogami, by zacząć się siłować, lecz chłopak natychmiast się wyprostował. Poczułem jego dłonie w okolicach splotu słonecznego. Nie spanikowałem, ku własnemu zdziwieniu, tylko wymierzyłem bezpośredni cios w jego brzuch. Sehun kaszlnął i przeklął co najmniej złowieszczo, jednak przerwał ataki. Dyszeliśmy jak zepsute parowozy, on dodatkowo wypuścił pod nosem wiązankę. Czyżby doszło do pierwszego w historii remisu?
Nie, to było zawieszenie broni. Sehun położył się na mnie, chyba był po prostu zmęczony. Uspokajał się. Słuchanie, jak jego oddech powoli staje się coraz bardziej miarowy i cichy, sprawiało mi przyjemność. Prawie tak dużą jak trzymanie chłopaka na sobie.
- „Niemyślący”? - Jego usta otarły się delikatnie o moje ucho. Zadrżałem. - Uważasz, że jestem „niemyślący”?
- Nie mam pojęcia.
Prawdopodobnie odpowiedziałbym tak samo na każde pytanie, które zadałby w tej chwili. Skupiałem się jedynie na dreszczu, przebiegającym przez cały kręgosłup, ilekroć jego włosy dotykały mojej twarzy.
- Luhan – potrząsnął głową – im bardziej cię poznaję, tym za większego idiotę cię uważam. Jestem rozczarowany.
Przysunął usta, zanim w ogóle zdążyłem zarejestrować całe wydarzenie. A co dopiero się przygotować. Chwycił moje wargi między swoje i nie puszczał przez chwilę, chyba chcąc mi przypomnieć, jak chropowate i popękane są. Jak gdybym potrzebował przypomnienia.
- Dzięki Bogu, że uważałem cię za kompletnego kretyna już od samego początku, nie mogłem się rozczarować. - Odsunąłem się na moment.
- Twoja matka mnie opieprzyła, a z ciebie się tylko śmiała.
- Nic dziwnego. - Podniosłem z biurka szklankę wody. - Dzieli moich znajomych na trzy kategorie: „kłopotliwi”, „niemyślący” i „pakujący Luhana w gówno”. I ma całkowitą rację, z nikim innym się nie zadaję.
Niespodziewanie wyciągnął mi szklankę z ręki, by bez skrupułów wychlać całą zawartość.
- A ja? Do której pasuję? - zapytał z jakimś dziecinnym rodzajem ekscytacji w głosie.
- Myślę, że „niemyślący”.
- „Niemyślący”?!
- Tak – byłem bezwzględny.
Szklanka głośno uderzyła o blat, Sehun przewrócił mnie na plecy, wywołując irytujące deja vu. Tym razem się nie poddałem, chodziło o mój honor! Objąłem go nogami, by zacząć się siłować, lecz chłopak natychmiast się wyprostował. Poczułem jego dłonie w okolicach splotu słonecznego. Nie spanikowałem, ku własnemu zdziwieniu, tylko wymierzyłem bezpośredni cios w jego brzuch. Sehun kaszlnął i przeklął co najmniej złowieszczo, jednak przerwał ataki. Dyszeliśmy jak zepsute parowozy, on dodatkowo wypuścił pod nosem wiązankę. Czyżby doszło do pierwszego w historii remisu?
Nie, to było zawieszenie broni. Sehun położył się na mnie, chyba był po prostu zmęczony. Uspokajał się. Słuchanie, jak jego oddech powoli staje się coraz bardziej miarowy i cichy, sprawiało mi przyjemność. Prawie tak dużą jak trzymanie chłopaka na sobie.
- „Niemyślący”? - Jego usta otarły się delikatnie o moje ucho. Zadrżałem. - Uważasz, że jestem „niemyślący”?
- Nie mam pojęcia.
Prawdopodobnie odpowiedziałbym tak samo na każde pytanie, które zadałby w tej chwili. Skupiałem się jedynie na dreszczu, przebiegającym przez cały kręgosłup, ilekroć jego włosy dotykały mojej twarzy.
- Luhan – potrząsnął głową – im bardziej cię poznaję, tym za większego idiotę cię uważam. Jestem rozczarowany.
Przysunął usta, zanim w ogóle zdążyłem zarejestrować całe wydarzenie. A co dopiero się przygotować. Chwycił moje wargi między swoje i nie puszczał przez chwilę, chyba chcąc mi przypomnieć, jak chropowate i popękane są. Jak gdybym potrzebował przypomnienia.
- Dzięki Bogu, że uważałem cię za kompletnego kretyna już od samego początku, nie mogłem się rozczarować. - Odsunąłem się na moment.
Jego
oddech przyjemnie połaskotał moją twarz, miałem go tak blisko, że
prawie nie czułem potrzeby całowania. To znaczy być może bym jej
nie czuł, nie próbowałem. Impulsywnie wyciągnąłem rękę w
stronę jego głowy. Zauważył to, lecz nie skomentował. Sam
chwycił mnie za włosy i przyciągnął ponownie.
Początkowo nie wiedziałem, co powinienem robić, gdy błądził dłońmi po moim brzuchu, biodrach i udach. Nieśmiało przesunąłem ręką po materiale jego koszulki; nie usłyszałem żadnych protestów, więc zacisnąłem na niej palce.
Krótka chwila na oddech, nie mogliśmy się pozbyć głupkowatych uśmiechów. Szczerzący się jak ostatni debil Sehun wyglądał tak aseksualnie, że moje libido powinno wylądować w Kotlinie Turfańskiej. Nie wylądowało.
Początkowo nie wiedziałem, co powinienem robić, gdy błądził dłońmi po moim brzuchu, biodrach i udach. Nieśmiało przesunąłem ręką po materiale jego koszulki; nie usłyszałem żadnych protestów, więc zacisnąłem na niej palce.
Krótka chwila na oddech, nie mogliśmy się pozbyć głupkowatych uśmiechów. Szczerzący się jak ostatni debil Sehun wyglądał tak aseksualnie, że moje libido powinno wylądować w Kotlinie Turfańskiej. Nie wylądowało.
Uniosłem
głowę, by dać mu do zrozumienia, że chcę więcej, jeszcze,
bardziej, mocniej. Sehun zwęził oczy, wbrew temu, co ewidentnie
sądził, nadało mu to nie wygląd groźnego tygrysa, ale
zirytowanego szczeniaka. Parsknąłem śmiechem.
Nie było już delikatnie, nie pozostawialiśmy sobie miejsca na oddech podczas pocałunków. Usta i języki łączyły się, on coś mówił, ja nie czułem płuc.
Nie było już delikatnie, nie pozostawialiśmy sobie miejsca na oddech podczas pocałunków. Usta i języki łączyły się, on coś mówił, ja nie czułem płuc.
Kiedy
odsunął głowę, głośno zaciągnąłem się powietrzem, dziękując
Bogu – który prawdopodobnie właśnie patrzył w drugą stronę,
daleko o spedalonego niewiernego – za chwilę przerwy. A potem
Sehun ściągnął mi spodnie i zrozumiałem, że przerwa była tylko
ułudą. Jego dłoń na moich udach sprawiła, że uderzyłem głową
w ścianę.
Nie przejął się tym. Ja też.
Nie przejął się tym. Ja też.
***
-
Cześć.
- Cześć.
Żegnaliśmy się na korytarzu. Wolałem nie fundować rodzicom scenki, kiedy to rzucam się na jakiegoś innego faceta w ramach familijnej kolacji. Przynajmniej nie w ich obecności.
- Do jutra. - Sehun wsadził dłonie do kieszeni za dużej kurtki, bez uniformu wyglądał zdecydowanie bardziej nieporadnie. - Czy kiedyś tam.
- Do jutra. - Uśmiechnąłem się.
Stanęłem na palcach, by pocałować go niespodziewanie, w sumie to jedynie musnąć jego usta, zanim odskoczył. Nie dostrzegłem na jego twarzy gniewu ani strachu, bardziej... zmieszanie. Pocałowałem go jeszcze raz. Zamierzałem nacieszyć się tym Sehunem przed powrotem do poprawczaka. Potem mogłem już nie mieć okazji.
Wróciłem do mieszkania i z głośnym westchnieniem zamknąłem drzwi. Przeszedłem przez korytarz lekkim krokiem, czując się jak bohaterowie tych wszystkich dram, których nienawidziłem. Miałem nawet zamiar robić to, co oni. Tak, właśnie przyznałem, że chcę pisać w różowym pamiętniku o jakimś chłopaku i śpiewać podczas golenia. Czy mogłem się bardziej upodlić?
- Ładna dziewczyna. - Tato siedział w salonie, nie zauważyłem go.
Zatrzymałem się gwałtownie, niemal jakby przede mną pojawił się fragment Muru Berlińskiego.
- C-co...? - wydukałem.
- Wygląda na to, że się dogadujecie. - Tato nawet nie podniósł wzroku znad komputera. - Nic nie powiem mamie, spokojnie. Ciesz się, bo gdyby nie wyszła z domu, nie trzeba byłoby niczego mówić.
Jeżeli przed chwilą pragnąłem fruwać, to teraz chciałem jedynie zakopać się po drugiej stronie globu. Mój ojciec słyszał, jak Sehun robił mi loda. S ł y s z a ł to. Czy to był ten moment, kiedy spalałem się ze wstydu? Tak, to było właśnie to.
Monolog wewnętrzny przerwał mi nagły dzwonek do drzwi. Przełknąłem ślinę. Jeśli był to Sehun, który czegoś zapomniał... Cóż, nie zamierzałem go wpuszczać. Ani widzieć. Przez najbliższe tysiąc lat. Nie ze świadomością, że...
- Otwórz, Lu, może to twoja dziewczyna wróciła. - Tato ewidentnie się ze mnie nabijał.
Najeżyłem się, jednak nie wdawałem się w dyskusję. Za bardzo przytłaczało mnie zażenowanie. Na widok Amber poczułem niemal namacalną ulgę.
- Mam adres. - Wystawiła w moim kierunku kartkę.
Obdarzyłem ją niespecjalnie inteligentnym spojrzeniem, całkowicie zdezorientowany. Co, kurwa? Jaki, kurwa, adres? Po chuj mi jakiś adres?
- Adres? - ująłem nieco grzeczniej swoje myśli.
Dziewczyna potrząsnęła głową z zarozumiałym uśmiechem. Wyglądała jak jeden z tych wkurwiających filmowych bohaterów, którzy zawsze mieli w chuj informacji, ale zamiast pomagać innym, woleli jedynie kręcić głowami i wyglądać tajemniczo. Szczęśliwie Amber jedynie tak wyglądała, ponieważ jak zawsze nie pierdoliła bez sensu, tylko od razu przeszła do meritum:
- Mam adres – powtórzyła. - Zdobyłam adres Minho. T e g o Minho.
O kurwa.
- Cześć.
Żegnaliśmy się na korytarzu. Wolałem nie fundować rodzicom scenki, kiedy to rzucam się na jakiegoś innego faceta w ramach familijnej kolacji. Przynajmniej nie w ich obecności.
- Do jutra. - Sehun wsadził dłonie do kieszeni za dużej kurtki, bez uniformu wyglądał zdecydowanie bardziej nieporadnie. - Czy kiedyś tam.
- Do jutra. - Uśmiechnąłem się.
Stanęłem na palcach, by pocałować go niespodziewanie, w sumie to jedynie musnąć jego usta, zanim odskoczył. Nie dostrzegłem na jego twarzy gniewu ani strachu, bardziej... zmieszanie. Pocałowałem go jeszcze raz. Zamierzałem nacieszyć się tym Sehunem przed powrotem do poprawczaka. Potem mogłem już nie mieć okazji.
Wróciłem do mieszkania i z głośnym westchnieniem zamknąłem drzwi. Przeszedłem przez korytarz lekkim krokiem, czując się jak bohaterowie tych wszystkich dram, których nienawidziłem. Miałem nawet zamiar robić to, co oni. Tak, właśnie przyznałem, że chcę pisać w różowym pamiętniku o jakimś chłopaku i śpiewać podczas golenia. Czy mogłem się bardziej upodlić?
- Ładna dziewczyna. - Tato siedział w salonie, nie zauważyłem go.
Zatrzymałem się gwałtownie, niemal jakby przede mną pojawił się fragment Muru Berlińskiego.
- C-co...? - wydukałem.
- Wygląda na to, że się dogadujecie. - Tato nawet nie podniósł wzroku znad komputera. - Nic nie powiem mamie, spokojnie. Ciesz się, bo gdyby nie wyszła z domu, nie trzeba byłoby niczego mówić.
Jeżeli przed chwilą pragnąłem fruwać, to teraz chciałem jedynie zakopać się po drugiej stronie globu. Mój ojciec słyszał, jak Sehun robił mi loda. S ł y s z a ł to. Czy to był ten moment, kiedy spalałem się ze wstydu? Tak, to było właśnie to.
Monolog wewnętrzny przerwał mi nagły dzwonek do drzwi. Przełknąłem ślinę. Jeśli był to Sehun, który czegoś zapomniał... Cóż, nie zamierzałem go wpuszczać. Ani widzieć. Przez najbliższe tysiąc lat. Nie ze świadomością, że...
- Otwórz, Lu, może to twoja dziewczyna wróciła. - Tato ewidentnie się ze mnie nabijał.
Najeżyłem się, jednak nie wdawałem się w dyskusję. Za bardzo przytłaczało mnie zażenowanie. Na widok Amber poczułem niemal namacalną ulgę.
- Mam adres. - Wystawiła w moim kierunku kartkę.
Obdarzyłem ją niespecjalnie inteligentnym spojrzeniem, całkowicie zdezorientowany. Co, kurwa? Jaki, kurwa, adres? Po chuj mi jakiś adres?
- Adres? - ująłem nieco grzeczniej swoje myśli.
Dziewczyna potrząsnęła głową z zarozumiałym uśmiechem. Wyglądała jak jeden z tych wkurwiających filmowych bohaterów, którzy zawsze mieli w chuj informacji, ale zamiast pomagać innym, woleli jedynie kręcić głowami i wyglądać tajemniczo. Szczęśliwie Amber jedynie tak wyglądała, ponieważ jak zawsze nie pierdoliła bez sensu, tylko od razu przeszła do meritum:
- Mam adres – powtórzyła. - Zdobyłam adres Minho. T e g o Minho.
O kurwa.