Ostrzeżenia: przeklinają, potwory, wstydu nie mają
Nie zadzwoniłem do niego.
Prawdopodobnie nie powinienem czuć się dumny z tego powodu. Sehun dobrze wypadał na zdjęciach, zresztą w pracy ponoć był profesjonalny, posłuszny i ogarnięty. Poza tym zajebiście tęskniłem. Chciałem go zobaczyć, dotknąć, cokolwiek.
Ale nie uległem. Po pierwsze byłem wściekły za to, jak mnie potraktował. Nie spodziewałem się niczego innego, ale, kurwa, to ja tutaj decydowałem kto, jak i gdzie. Po drugie pragnienie pozbycia się go raz na zawsze z mojego życia było o wiele silniejsze niż tęsknota. Przynajmniej tak sobie wmawiałem. A po trzecie wolałem uniknąć sytuacji, w której latałbym za nim jak ostatni, nieszanujący się kretyn. Bo pewnie by do tego doszło.
>>
Siedziałem z Amber przed głównym budynkiem uniwersytetu. Pokazywałem jej na tablecie dotychczas zrobione zdjęcia, omawiałem zmiany koncepcji, modeli. Dziewczyna w ogóle się na tym nie znała i zdecydowanie była za bardzo przesiąknięta stylem ulicznym, ale potrzebowałem się komuś wygadać. I przy okazji uporządkować sobie wszystko w głowie.
Od jakiegoś czasu Amber nie patrzyła na mnie. Skupiła wzrok na czymś za moimi plecami. Pikniki na trawnikach były dość popularne o tej porze, więc zakładałem, że obserwuje jakichś znajomych. Nie wnikałem, mówiłem dalej. Do momentu, kiedy się nie skrzywiła.
- Ciągle się na ciebie gapi.
- Kto?! - Machinalnie odwróciłem głowę, jednak nie dostrzegłem nikogo znajomego w tłumie.
Amber złapała mnie za koszulkę i pociągnęła ku sobie.
- Sehun, debilu. Gratuluję, zauważył to - syknęła.
- Nie musisz zachowywać się jak w komedii romantycznej - odwarknąłem. - Niech się gapi, ile chce, nic nie poradzę, że jestem piękny. I tak tu nie pode...
- Kurwa, idzie tutaj.
To zamknęło mi usta. Moje ramiona zesztywniały, palce mimowolnie zacisnęły. Czego znowu chciał? Chyba brak kontaktu był dostatecznym sygnałem, że nie chce mieć z nim do czynienia.
- Cześć.
- Siema - odpowiedziała chłodno Amber.
Sehun nie wyglądał na przejętego tym jakże gorącym powitaniem. Usiadł naprzeciwko nas. Poprawiał grzywkę, my milczeliśmy. Irytował mnie jego spokój.
- Chcę z tobą porozmawiać - powiedział wreszcie.
- Rozmawiajmy. - Wzruszyłem ramionami.
- Bez niej.
Amber parsknęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie byłem pewien, czy powinno mnie to wkurwić, czy ucieszyć. W końcu robiła to z troski o mnie.
- Dlaczego bez niej? - postanowiłem na wszelki wypadek nie kopać do własnej bramki.
Sehun uśmiechnął się szyderczo i odszedł bez słowa. Wiedziałem, co teraz o mnie myśli. Wiedziałem, co zaraz będzie opowiadać znajomym. Nawet nie byłem zirytowany. Przywykłem do pogardy, z jaką mnie traktowali. I z jaką on mnie traktował.
Westchnąłem ciężko. Czasami miałem wrażenie, że obaj z Sehunem jesteśmy równo pojebani. Obaj chorobliwie ukrywaliśmy emocje, obaj nie wiedzieliśmy kiedy przestać i obaj nieustannie wkurwialiśmy otoczenie swoimi zmianami nastrojów. Nic dziwnego, że udało nam się tyle wytrzymać - byliśmy niemal identyczni. Szkoda jedynie, że tylko ja się zakochałem.
Westchnąłem ciężko. Czasami miałem wrażenie, że obaj z Sehunem jesteśmy równo pojebani. Obaj chorobliwie ukrywaliśmy emocje, obaj nie wiedzieliśmy kiedy przestać i obaj nieustannie wkurwialiśmy otoczenie swoimi zmianami nastrojów. Nic dziwnego, że udało nam się tyle wytrzymać - byliśmy niemal identyczni. Szkoda jedynie, że tylko ja się zakochałem.
>>
Siedziałem w domu, kiedy zadzwonił. Niby nic specjalnego, ale ponownie poczułem uścisk w gardle. Naprawdę byłem niestabilny. Przecież zaledwie parę godzin temu nic mnie nie obchodził.
- Co? - warknąłem, jak zawsze stanowiąc przykład słownikowej uprzejmości.
- Nie zachowuj się, jakbym robił coś złego.
- Gdyby to nie było coś złego, to po prostu powiedziałbyś o tym przy Amber.
- Gdybyś nie miał paranoi, to bym nie marnował teraz czasu na dzwonienie do ciebie. Wystarczy? - Odczekał kilka sekund, a gdy nie odpowiedziałem, parsknął krótko. - To cudownie. Dostałem zaproszenie dla ciebie. Na galę.
- Co?
Usłyszałem, jak wzdycha, znicierpliwiony. Mógłbym się założyć, że przewrócił oczami.
- Kompletowali listę, kiedy byliśmy jeszcze ze sobą. Podałem cię jako osobę towarzyszącą. Zaproszenia przyszły wczoraj. Imienne zaproszenia.
Wciąż nie rozumiałem problemu. Jakie to miało znaczenie? Jasne, to pewnie było jedno z tych ważnych przyjęć, na które przedtem brał mnie jako dekorację. Ich przebieg nigdy niczym się nie różnił, nudziły absolutnie wszystkich gości. Jedynym zabawnym akcentem był zazwyczaj kurwiący na całe towarzystwo Sehun. Akurat za tym tęskniłem i z chęcią bym do tego wrócił, ale... tylko we wspomnieniach.
- I co z tego? - sarknąłem, powoli tracąc zainteresowanie. - Wywalą cię z imprezy, jak przyjdziesz sam? Po prostu to wywal albo znajdź sobie nowego faceta o takich samych danych osobowych.
Milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie możesz po prostu przyjść? Chyba nic ci się nie stanie.
Prawie zakrztusiłem się colą.
- O czym ty pierdolisz?!
- Tak byłoby wygodniej. Nie musisz ze mną rozmawiać, jeżeli nie chcesz.
- To co miałbym tam robić? - nie potrafiłem stwierdzić, czy byłem bardziej zdziwiony, czy porażony jego idiotyzmem. - Siedzieć, wpierdalać drogie żarcie i udawać, że wciąż z tobą jestem?
Odchrząknął.
- Tam będą fotografowie. Różni, chyba niektórzy dość chujowi, ale popularni. Będziesz mógł z nimi gadać, wymieniać się jakimiś radami na temat ustawienia statywu, nie wiem, cokolwiek.
Miałem na końcu języka ciętą odmowę, lecz powstrzymałem się w ostatniej chwili. Nie potrafiłem zweryfikować, czy kłamie, zresztą prawda nie miała w tej chwili najmniejszego znaczenia. Bardziej zastanawiało mnie, dlaczego w ogóle mu zależało. To nie była tylko kwestia pijaru, przecież przy wejściu nie sprawdzali dowodów tożsamości. Jeżeli nie chciał pokazać, że został porzucony, mógłby wziąć kogokolwiek. Czułem, wręcz podskórnie, że wszystko było o wiele bardziej skomplikowane. Powinienem wiedzieć w jaki sposób, ale nie miałem pojęcia.
- Przejrzę grafik i zorientuję się, czy będę wolny - odpowiedziałem profesjonalnie. - Do kiedy mam się skontaktować?
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem na ekran telefonu. Sehun się rozłączył. Kilka sekund później dostałem esemesa z dokładną datą gali i zapewnieniem, że odbierze mnie spod uniwersytetu. Aha. Tyle w kwestii podziękowań.
- Co? - warknąłem, jak zawsze stanowiąc przykład słownikowej uprzejmości.
- Nie zachowuj się, jakbym robił coś złego.
- Gdyby to nie było coś złego, to po prostu powiedziałbyś o tym przy Amber.
- Gdybyś nie miał paranoi, to bym nie marnował teraz czasu na dzwonienie do ciebie. Wystarczy? - Odczekał kilka sekund, a gdy nie odpowiedziałem, parsknął krótko. - To cudownie. Dostałem zaproszenie dla ciebie. Na galę.
- Co?
Usłyszałem, jak wzdycha, znicierpliwiony. Mógłbym się założyć, że przewrócił oczami.
- Kompletowali listę, kiedy byliśmy jeszcze ze sobą. Podałem cię jako osobę towarzyszącą. Zaproszenia przyszły wczoraj. Imienne zaproszenia.
Wciąż nie rozumiałem problemu. Jakie to miało znaczenie? Jasne, to pewnie było jedno z tych ważnych przyjęć, na które przedtem brał mnie jako dekorację. Ich przebieg nigdy niczym się nie różnił, nudziły absolutnie wszystkich gości. Jedynym zabawnym akcentem był zazwyczaj kurwiący na całe towarzystwo Sehun. Akurat za tym tęskniłem i z chęcią bym do tego wrócił, ale... tylko we wspomnieniach.
- I co z tego? - sarknąłem, powoli tracąc zainteresowanie. - Wywalą cię z imprezy, jak przyjdziesz sam? Po prostu to wywal albo znajdź sobie nowego faceta o takich samych danych osobowych.
Milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie możesz po prostu przyjść? Chyba nic ci się nie stanie.
Prawie zakrztusiłem się colą.
- O czym ty pierdolisz?!
- Tak byłoby wygodniej. Nie musisz ze mną rozmawiać, jeżeli nie chcesz.
- To co miałbym tam robić? - nie potrafiłem stwierdzić, czy byłem bardziej zdziwiony, czy porażony jego idiotyzmem. - Siedzieć, wpierdalać drogie żarcie i udawać, że wciąż z tobą jestem?
Odchrząknął.
- Tam będą fotografowie. Różni, chyba niektórzy dość chujowi, ale popularni. Będziesz mógł z nimi gadać, wymieniać się jakimiś radami na temat ustawienia statywu, nie wiem, cokolwiek.
Miałem na końcu języka ciętą odmowę, lecz powstrzymałem się w ostatniej chwili. Nie potrafiłem zweryfikować, czy kłamie, zresztą prawda nie miała w tej chwili najmniejszego znaczenia. Bardziej zastanawiało mnie, dlaczego w ogóle mu zależało. To nie była tylko kwestia pijaru, przecież przy wejściu nie sprawdzali dowodów tożsamości. Jeżeli nie chciał pokazać, że został porzucony, mógłby wziąć kogokolwiek. Czułem, wręcz podskórnie, że wszystko było o wiele bardziej skomplikowane. Powinienem wiedzieć w jaki sposób, ale nie miałem pojęcia.
- Przejrzę grafik i zorientuję się, czy będę wolny - odpowiedziałem profesjonalnie. - Do kiedy mam się skontaktować?
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem na ekran telefonu. Sehun się rozłączył. Kilka sekund później dostałem esemesa z dokładną datą gali i zapewnieniem, że odbierze mnie spod uniwersytetu. Aha. Tyle w kwestii podziękowań.
>>
Nienawidziłem takich tekstów, ale tego dnia Sehun wyglądał jak milion dolarów. Miliard. Kwadryliard. Włosy, zafarbowane na nowy kolor, opadały mu na jedno oko w taki sposób, że chciało się podejść i odgarnąć je na bok. Co zapewne było niemożliwe, biorąc pod uwagę ilość lakieru, jaka prawdopodobnie trzymała całą konstrukcję. Miał na sobie najlepsze ciuchy - jasny garnitur, cienką koszulę, spod której wystawały jego obojczyki oraz szczęśliwe skarpetki, kosztujące więcej niż wszystkie moje ubrania razem wzięte. Oczywiście to ja nazwałem je "szczęśliwymi skarpetkami" - Sehun w życiu nie przyznałby się do przywiązania do czegokolwiek. Co nie zmieniało faktu, że ubierał je tylko na ważne spotkania i imprezy.
- Nieźle wyglądasz - rzucił.
Ty też, odpowiedziałem w myślach. Na zewnątrz jednak milczałem, niewzruszony. Tylko uprzejmie skinąłem głową i zapiąłem pasy. Sehun obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale też nie kontynuował. Cóż, czekała mnie prawdziwie rozgadana podróż.
- Cztery godziny nudy, ohydnego zagranicznego żarcia i ludzi w marynarkach. - Rozłożyłem się na siedzeniu. - Będziesz mi to musiał jakoś wynagrodzić.
- Czym? Hamburgerem? - Uniósł brwi.
- Jakbym chciał jeść tekturę z majonezem, jadłbym tekturę z majonezem, idioto.
Roześmiał się. Krótko i głośno, bez nawet kropli fałszywości. Odwróciłem głowę w stronę okna. Musiałem się opanować. Nie mogłem zacząć sobie przypominać, dlaczego się w nim zakochałem. A juz na pewno nie teraz. Naprawdę byłem już wykończony angstowaniem.
- Nieźle wyglądasz - rzucił.
Ty też, odpowiedziałem w myślach. Na zewnątrz jednak milczałem, niewzruszony. Tylko uprzejmie skinąłem głową i zapiąłem pasy. Sehun obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale też nie kontynuował. Cóż, czekała mnie prawdziwie rozgadana podróż.
- Cztery godziny nudy, ohydnego zagranicznego żarcia i ludzi w marynarkach. - Rozłożyłem się na siedzeniu. - Będziesz mi to musiał jakoś wynagrodzić.
- Czym? Hamburgerem? - Uniósł brwi.
- Jakbym chciał jeść tekturę z majonezem, jadłbym tekturę z majonezem, idioto.
Roześmiał się. Krótko i głośno, bez nawet kropli fałszywości. Odwróciłem głowę w stronę okna. Musiałem się opanować. Nie mogłem zacząć sobie przypominać, dlaczego się w nim zakochałem. A juz na pewno nie teraz. Naprawdę byłem już wykończony angstowaniem.
>>
Przed wejściem Sehun złapał mnie za rękę. Podał nasze zaproszenia i pociągnął do środka. Nic nie mówił, ja nie miałem nic do powiedzenia. Jego gest mnie zirytował i przede wszystkim zaniepokoił - nie potrafiłem ubrać tego w słowa, a już na pewno nie byłem w stanie go o tym poinformować.
Właściwie uważałem, że przesadza. Był w chuj popularny, nie zamierzałem temu zaprzeczać. Ale naprawdę nikt nie zrobiłby afery, gdyby pojawił się gdziekolwiek bez swojego (eks-)faceta. Media o nas nie wiedziały, osoby z branży traktowały mnie jak powietrze. Szczerze mówiąc, z każdą chwilą byłem coraz bardziej przekonany, że Sehun robi to dla siebie. Że sam nie mógłby znieść pokazania całemu światu, że został porzucony. I to jest przez kogo! Przez nic nie znaczącego, początkującego fotografa.
Gdy witał się ze znajomymi, machinalnie powtarzałem jego słowa. Nie miałem ochoty z nim walczyć, czekałem cierpliwie, aż mnie puści i da spokój. Nie robił tego.
Po paru minutach zorientowałem się, że wciąż stoimy przy tych samych osobach. To była też chwila, gdy uświadomiłem sobie, kim te osoby są. O kurwa. Sehun jednak nie kłamał. Spokojnie gawędził, żartował z ludźmi, którzy jedno zdjęcie sprzedawali za więcej pieniędzy, niż było warte moje życie. Możliwość stażu u któregokolwiek z nich zaliczałem jako jeden z mokrych snów.
Sehun coś mówił, oni coś mówili, wszyscy się uśmiechali, a ja wciąż stałem oniemiały. Przynajmniej dopóki mój były facet nie pociągnął mnie ku balkonowi. Tam dopiero puścił moją rękę.
- I co ty na to? - Wpatrywał się na mnie badawczo, z jakąś dziwną niepewnością. - Niby mogłeś więcej mówić, ale w sumie wyszedłeś na tajemniczego artystę. Dobrze, chociaż to w chuj stereotypowe. W zasadzie wystarczy teraz, że z nimi jeszcze trochę porozmawiasz i...
Nie słuchałem go. Spojrzałem na jego dłonie, na moje, czułem, jak pieką mnie kostki, na których przed chwilą zaciskał palce. Po raz pierwszy nie potrafiłem zrozumieć reakcji swojego ciała. Jeszcze kilka tygodni wcześniej po takiej sytuacji wymiotowałbym w którejś z jakże luksusowych toalet, teraz tylko stałem jak słup soli, przygryzając nerwowo wargę.
- Wszystko okej? - Sehun nerwowo oblizał usta.
Potrząsnąłem głową.
- Nie wiem.
Skrzywił się.
- To się ogarnij, skąd ja niby mam to wiedzieć?
- Nie mam pojęcia. - Wzruszyłem ramionami.
Obserwował mnie w skupieniu. Wyglądał nieco jak lekarz ostrożnie diagnozujący jakiś rzadki przypadek albo macocha Kopciuszka wytrwale szukająca brudu wśród wypolerowanej zastawy. W innej sytuacji pewnie by mnie to rozbawiło. Patrzyłem, jak przez twarz Sehuna przemyka rozdrażnienie (spowodowane zapewne utratą kontroli nad sytuacją), zniecierpliwienie i panika. Widziałem go już przedtem w takim stanie, w sumie sam go do tego wówczas doprowadziłem. Wiele tysięcy lat wcześniej, jak jeszcze byliśmy ze sobą. Tak wyglądał, gdy wyznałem mu miłość, a on nie wiedział, jak powinien zareagować. Przez sekundę pozwolił mi wtedy zobaczyć swoje przerażenie. A potem zaczął mnie całować, żeby zamknąc temat.
Teraz nie mógł tego zrobić. Teraz tym bardziej nie miał pojęcia, jak powinien zareagować.
- Odwiozę cię do domu - przemógł się wreszcie. - Musisz się... musisz odpocząć.
Kolejna brawurowa akcja nieustraszonego obrońcy ludzkości, Oh Sehuna.
>>
Kiedy się obudziłem, przez kilkanaście sekund miałem wrażenie, że jestem się u siebie. I prawie się nie myliłem. Leżałem w sypialni w moim byłym mieszkaniu. W naszym mieszkaniu, którego aktualnie nikt nie chciał. Próbowałem się podnieść, ale uniemożliwiła mi to ciepła istota obok. W tym momencie przypomniałem sobie całe gówno dnia poprzedniego.
Sehun obejmował mnie w pasie, jego noga była owinięta wokół mojej. Wciąż spał. Odchrząknąłem, potem jeszcze raz i jeszcze raz, coraz głośniej i głośniej. Żadnej reakcji.
Poprzedniego wieczora miałem coś na kształt załamania nerwowego, teraz ledwo to pamiętałem. Nie podałem Sehunowi adresu mojego mieszkania, więc zawiózł mnie tutaj. Próbował mnie postawić na nogi wódką, ale jedynie się upiłem. Awanturowałem się, chyba nawet rzucałem w niego rzeczami. Szybkie spojrzenie na jego rozciętą brew uzupełniło luki w pamięci - NA PEWNO rzucałem w niego rzeczami.
Wyplątałem się z objęć Sehuna, za wszelką cenę starając się go nie obudzić. Nie chciałem z nim rozmawiać ani tym bardziej przepraszać za swoje zachowanie. Przy wstawaniu przypadkowo dźgnąłem go łokciem w żebro, lecz nawet się nie poruszył. Przeciągnąłem się, otrzepałem ubrania, w których zasnąłem i rzuciłem ostatnie spojrzenie na śpiącego chłopaka.
To był błąd.
- Wracaj tu, kurwa. - Jego oczy były szeroko otwarte, ale chrapliwy głos zdradzał, że obudził się dopiero przed chwilą.
To było... niespodziewane. Nie miałem na to gotowej odpowiedzi ani reakcji. Stałem i wciąż się na niego patrzyłem, dłonie schowałem do kieszeni.
- Wychodzę - powiedziałem głośno.
Sehun podniósł się do pozycji półsiedzącej. Przetarł oczy, ziewając rozdzierająco. Cienie pod oczami sugerowały, że przespał noc o wiele gorzej niż ja.
- Co ty sobie właściwie wyobrażasz, Luhan? - warknął, przechodząc w tryb porannego, marudnego dupka. - Wtedy może i nie zasługiwałem na podziękowania - chociaż osobiście byłbym wdzięczny komuś, kto nie wywaliłby mnie na bruk po tym, jak zarzygałbym mu dom - ale teraz chyba coś mi się należy.
Miał całkowitą rację. Tak wtedy jak i teraz. I chyba właśnie to wyzwalało we mnie buntowniczą postawę.
- Dziękuję - wycedziłem.
Sehun opadł z powrotem na poduszki, przykrywając się kołdrą po szyję.
- Chuj mi po twoim dziękuję - sarknął. - Wracaj do łóżka. I nie ruszaj się, chcę jeszcze trochę pospać.
Co miałem zrobić? Wróciłem.