piątek, 2 sierpnia 2013

Wielki Plan Uświadomienia Jonghyunowi, Gdzie Jest Jego Miejsce część V

Pairing: MinKey
Tematyka: kpop, yaoi, komedia, podnoszenie się z dołka po zerwaniu, wykorzystywanie zadurzonych w sobie facetów
Ostrzeżenia: tym razem chyba kompletny brak
Narzekania biednej pani Autorki: I guzik. Będzie jeszcze jedna część. Niestety, to wszystko naprawdę było potrzebne do „Wielkiego Finału”. Kto wie, może „Wielki Plan Uświadomienia Jonghyuna...” przemieni się w „Wielki Plan Uświadomienia Minho...”? Ale o tym w następnym i tym razem już absolutnie ostatnim rozdziale. Miłej lektury!


Minho czasami nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż ma żonę. Złośliwą, kapryśną i potwornie irytującą, ale jednak żonę. Minęły już ponad trzy miesiące od ostatecznego zerwania z Jonghyunem, a Ki Bum dalej nie miał zamiaru się wyprowadzać. Nie przeszkadzało mu to zbytnio – gdyby nie ciągłe narzekanie na jego skłonność do chodzenia bez koszulki, wspólne mieszkanie przedstawiałoby się cudownie. Sam fakt, że przyjaciel gotował, niesamowicie go uszczęśliwiał. Teoretycznie niby lubił wszystko, ale różnica między cateringiem a ulepionymi własnoręcznie, smażonymi pierożkami była wyczuwalna. O ile Key nie zapomniał o nich i nie uległy spaleniu. W takim stanie jednak dalej były jadalne. Tylko cokolwiek mniej.
Nie przestali spać w jednym, absolutnie nieprzystosowanym dla dwóch osób łóżku. Żaden nie narzekał ani nie nakłaniał drugiego do przeniesienia się. W jakiś spaczony sposób twardy materac wydawał się najwygodniejszą powierzchnią w domu.
Rozmawiali. Bardzo dużo. O pogodzie, pracy, rozmiarze skarpetek, atrakcyjności biustu nowej sekretarki i wyższości ananasów nad truskawkami. Na temat tego ostatniego toczyli najzażartsze boje – Choi nie potrafił zapomnieć, jak bał się tych paskudnych, czerwonych owocków, zaś według jego współlokatora na niekorzyść roślin zielnych z rodziny bromeliowatych działało to, iż tego samego gatunku wywodziło się PINee. Czasami konwersacje schodziły na poważniejsze tory. Jeszcze rzadziej dotyczyły Jjonga. Obaj woleli unikać rozmów o nim, jednak nie zawsze się to udawało. Min Ho unikał ich także ze względu na Ki Buma. Zawsze po zakończeniu jakiejś chłopak wracał do niepościelonego nigdy łóżka, niezależnie od pory dnia. Nie pomagało tłumaczenie, iż muszą zaraz iść do studia, spotkać się z jakąś wielką personą czy zrobić cokolwiek. Zostawał zignorowany i samym spojrzeniem wyganiany z pomieszczenia.
Tak jak dzisiaj.
Tym razem sprawa była nieco utrudniona, gdyż zamknął się w pokoju o dwudziestej trzeciej. Teraz dochodziła czwarta. Czwarta rano, warto dodać. Przed południem mieli mieć wywiad, a on jeszcze nie zdążył przywitać się z łóżkiem. Nie chciał nawet myśleć o zbliżającej się nieuchronnie rozmowie z charakteryzatorką. Zadźga go pierwszym lepszym pilnikiem, głośno chwaląc wysypiającego się Key. To niesprawiedliwe. Zrobił smutną minkę do odbicia w lustrze i od razu pokręcił mocno głową. Nie powinien ulegać zmęczeniu. Zachowanie resztek godności przede wszystkim. Żadnego aegyo.
W końcu nie wytrzymał. Niby mógł się położyć na swoim łóżku, ale zostało ono niedawno ogołocone z materaca w myśl zasady: „Po co mi drugie posłanie, skoro śpię z Ki Bumem?!”. Postanowił zwyczajnie wejść do pokoju, w którym na pewno już od wielu godzin smacznie spał przyjaciel. Zresztą... Czemu bawił się w takie podchody? To był jego dom!
Z pieśnią tryumfu na ustach zbliżył się do sypialni. Ku swemu zdziwieniu skonstatował, iż drzwi były otwarte. A miał już taki dobry pomysł na ich wyważenie... Cóż, życie jest pełne rozczarowań.
Usłyszał, jak ktoś gwałtownie nabiera powietrza. Popatrzył na znajdującego się na łóżku rapera, który momentalnie zanurkował twarzą w poduszce. Nie spał.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał.
Jego ton był niepewny, co zauważył z irytacją. Nie przepadał za sytuacjami, w których nie miał pojęcia o co chodzi i co się dzieje. Wytrącały z równowagi.
- Booommie... - zanucił, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. - Czemu płaczesz?
- Nie płaczę.
Pokręcił z rozbawieniem głową. Usiadł na skraju posłania i dźgnął chłopaka między łopatki. Od razu podniósł się do pozycji półsiedzącej. Zabawne, jak przemoc fizyczna góruje nad perswazją...
- Przecież widzę – podjął temat z naganą.
- Sam płaczesz – odburknął najbardziej niedojrzały człowiek pod słońcem.
Min Ho wzniósł oczy ku niebu.
- Jeżeli jeszcze wyjedziesz z ripostą pt.: „twoja stara”, to ja też cofnę się do czasów gimnazjum. A pragnę napomknąć, iż w tamtym okresie dawałem w mordę ludziom, którzy mnie irytowali. - Dał mu chwilę, by spokojnie przeanalizował te słowa. - Więc...?
- Jestem smutny.
Ok, przynajmniej mieli już jakiś punkt wyjścia. Co prawda, dalej nie wiedział kompletnie nic nowego, bo stan emocjonalny kumpla odgadł po samym fakcie, iż płakał, lecz... Zawsze to jakiś kolejny przekroczony kamyk na alpejskiej ścieżce.
- Dlaczego?
Nigdy nie potrafił zrozumieć, jakim cudem to nie on otrzymywał tytułu „Najlepszego Taty/Opiekuna/Mamy” w tych wszystkich bzdurnych programach. Nie mógł zanegować więzi, która łączyła Key z praktycznie każdym napotkanym dzieckiem, jednakże on raczej był mentalnie ich rówieśnikiem, a nie wybitnym pedagogiem. Tym poszczycić zaś mógł się właśnie Min Ho. Po parunastu tygodniach spędzonych z drugim raperem na pewno zdałby wszystkie testy na idealną przedszkolankę.
- Nie wiem. Po prostu dalej rozpamiętuję. - Wzruszył ramionami. Wyglądał okropnie: ciągle widoczne ślady łez na policzkach, rozmazana kredka, którą po raz pierwszy od tysięcy lat zapomniał zmyć, rozczochrane włosy... Choi zapragnął go przytulić, zapewnić, że wszystko jest już w porządku, lecz powstrzymał go wzrok tamtego. - Próbuję się wziąć w garść, ale zwyczajnie nie potrafię. Nie masz pojęcia, jak wkurzają mnie zupełne drobiazgi, które po prostu odróżniają cię od Jjonga. To, że nie czujesz wstrętu do zupek w proszku, w naszym domu ciągle nie leci ten piekielny Usher, że nie mówisz tyle, co on. Jak jeszcze rozmawiamy o nim, a potem... - Odetchnął głęboko. - Raz omal cię nie udusiłem za to, że umiesz jeździć na rowerze. Ja... Nie jestem przyzwyczajony do innych ludzi. Nawet kiedy mieszkamy wspólnie... Wy byliście jakby za ścianą, tacy sąsiedzi na moment rozmowy, a on...
- Możesz się wyprowadzić, jeżeli chcesz – zasugerował po chwili ciszy.
Nie chciał tego. Szczerze mówiąc, oddałby wszystko, byle Ki Bum z nim pozostał. Jeżeli nie na rok, to chociaż na co najmniej kilka miesięcy. Jak najdłużej. Tyle że w tym momencie nie widział innej opcji. Nie pragnął, by tamten był nieszczęśliwy, a skoro cierpiał przez wspólne mieszkanie...
- Podoba mi się to mieszkanie – rzekł cicho. - Nie chcę stąd iść.
Min Ho pokiwał ze zrozumieniem głową. Nic dziwnego, w końcu dał mu się przyzwyczaić do przebywania tutaj. Pewnie bał się opuścić to miejsce; nie zamierzał go do tego zmuszać. Wstał, lekko się chwiejąc. Nieważna była późna pora, chciał jak najszybciej spełnić niewypowiedziane życzenie przyjaciela. Jeszcze kilka miesięcy temu śmiałby się z osoby, która tak poświęcałaby się dla człowieka, w którym tylko się podkochuje, lecz sam teraz był w takiej sytuacji. I nie dbał o siebie.
- W takim razie ja się wyprowadzę, nie ma sprawy – starał się, by brzmiało to szczerze. I nonszalancko. I tak, jakby naprawdę nie był egoistą i liczyło się dla niego tylko dobro tamtego. - Klucze zostawię ci na sto...
- Dlaczego idziesz? - Przykryty pod szyję Key patrzył na niego podejrzliwie, a zarazem... Czy to był strach? Przed czym? - Nie chcę, żebyś sobie szedł!
Przypominał małego, rozwydrzonego bachora i powinien teraz zdzielić go po głowie. Ewentualnie rzucić jakimś uszczypliwym komentarzem. Nie uczynił tego. Nie miał jak – pod wpływem słów kolegi osunął się na ścianę. Dlaczego tak strasznie się tym przejmował? Idiotyzm.
- Myślałem, że o to ci chodziło. Serio nie zamierzam ci nic utrudniać ani nic... - Zamilkł, widząc uniesioną wysoko brew tancerza. - Dobra, nieważne. Nie rozumiem w końcu, czy...
- Zamknij się. I po prostu zostań.
Ki Bum wystawił mu język i padł z powrotem na łóżko. Już po chwili wydawał z siebie przerażająco wysokie i szeleszczące dźwięki, przez ignorantów nazywane chrapaniem. Choi pokręcił głową, próbując przegnać styl myślenia przyjaciela. Key chrapał, nie wydawał żadne dźwięki.
Złapał swoją kołdrę i położył się obok chłopaka. Ciekawe, czy będzie jutro cokolwiek pamiętał. Wątpił. Słynna legendarna pamięć tamtego była tak naprawdę urojeniem. Westchnął. Może tak było lepiej?
Drugi raper obrócił się w jego stronę. Chęć ukrycia go przed światem nie minęła. To źle. Należało mimo wszystko pozbyć się tego typu pragnień. Nie chciał go, więc nie powinien się narzucać. Przejechał dłonią po gładkich włosach współlokatora. Cieszył się, iż tancerz wolał go mieć przy sobie, lecz dla dobra ich przyjaźni musiał to ukrócić. Jutro mu o tym powie. Przytomny Key na pewno odbierze to ze spokojem. W końcu będzie do niego przyjeżdżał codziennie i sprawdzał, jak...
- Zostań – mruknął rozespany głos.
Omal nie zleciał z łóżka z przerażenia. Zamrugał parokrotnie, by ujrzeć rozespanego, podnoszącego lekko głowę przyjaciela. Wydawał się być szczerze zaniepokojony.
- Zostań, Min Ho – powtórzył.
W takiej sytuacji wszelkie plany spełzły na niczym. Jak mógłby mu odpowiedzieć negatywnie i zostawić następnego dnia?!
Został.


***


- Pada de... - Key przystanął gwałtownie. - Nie, nie jesteś meteopatą. Dla ciebie po prostu pada deszcz – poinformował nieco niepewnym tonem.
Choi przyzwalająco skinął głową, nie przerywając krojenia marchewki. Podobało mu się to, iż uczy się jego nawyków, fobii, przywar... Jak na razie szło całkiem nieźle. Oczywiście, zdarzały się drobne wpadki, tak jak teraz, jednak chłopak zawsze w końcu się poprawiał. A potem pytał. I pytał.
- Kupiłem ci niebieski szalik. Nie mów, że ci się nie podoba, bo jest super. - Zatrzepotał reklamówką, by dodać wagi swym słowom. - Wolisz niebieski czy fioletowy?
Min Ho wciągnął ze świstem powietrze.
- Niebieski.
- Ej, a może chcesz też nauszniki? Będą ci pasować. Jeszcze z twoją kurtką... - Uniósł zziębnięte dłonie, dziwnie ustawiając je w powietrzu. - Taaak, będzie świetnie. Więc co z tymi nausznikami? Chcesz? A może...
- Nauszniki – przerwał głośno – są dobre.
Jego ton był na tyle cierpki, że nawet psychofan spostrzegłby, iż nie życzy sobie towarzystwa. Ale nie Ki Bum.
- Ok. W sumie nie wiem... Ej, dlaczego ja się ciebie o to pytam? W końcu ty nie zwracasz za bardzo uwagi na rzeczy noszone na co dzień – nad czym chędogo ubolewam – więc po co interesuję się twoim zdaniem?
- Też mnie to zastanawia – nie pozwolił na kontynuację monologu.
Nie lubił mówić. Naprawdę. Niestety, współlokator wydawał się to absolutnie ignorować.
- Boże, jesteś idealnym partnerem do konwersacji! - parsknął chłopak. - Równie dobrze mógłbym gadać do automatu do karaoke. Chociaż nie, on przynajmniej poradziłby mi coś odnośnie śpiewania, a ty cały...
Istniał pewien stopień wytrzymałości, którego dawno nie przekroczył. I do którego niebezpiecznie się zbliżał, drażniony zarzutami kumpla.
- Po prostu nie lubię cały czas mówić. Dużo mówić. Mówić – próbował operować prostymi pojęciami.
- A ja nie lubię tego, że teraz będę musiał iść tam sam. W ogóle to cały czas muszę chodzić sam!
- Bo lubisz wychodzić. Poza tym boję się z tobą gdziekolwiek iść po tym, co urządziłeś tydzień temu... - zamilkł sugestywnie.
Złamany wiele tygodni temu nos Key był niczym wobec tego, co mógłby sobie wtedy zrobić. Gdyby Min Ho nie zdążył złapać jego nogi, prawdopodobnie roztrzaskałby sobie głowę kilkanaście pięter niżej. Bo po co przejmować się tabliczkami dotyczącymi śliskiej podłogi? Lepiej spanikować na widok wysokości i zacząć biec!
- Usus magister est optimus* - warknął zirytowany tancerz, używając jedynego znanego sobie zwrotu po łacinie, którym to zawsze zadziwiał tłumy.
- Je ne comprends pas, imbécile** - zripostował.
- Nie wiedziałem, że znasz francuski. - Ki Bum wpatrywał się w niego w bezbrzeżnym zdumieniu.
- Bo nie znam – burknął. - A raczej umiem go na takim samym poziomie, na jakim ty władasz łaciną.
To na moment zamknęło mu usta. Powrócił do doprowadzania marchewki do postaci równych paseczków. Chłopak niespodziewanie zainteresował się tą pracą. Oparłszy się na jego ramieniu, obserwował wykonywane ruchy. Nagle odskoczył jak oparzony.
- Idioto, ja nienawidzę marchewek! - wrzasnął z emfazą. O ile da się wrzeszczeć z emfazą.
- Skąd miałem wiedzieć? - Choi rozłożył ręce. Było mu autentycznie przykro. Mimo wszystko kolega cały czas robił wszystko, by tylko lepiej go poznać, a on...
- Faktycznie... No tak, no skąd? Nie mówię ci nic o sobie, a ty ewidentnie nie należysz do zbyt spostrzegawczych... Tak, nie powinien... Ale nie, to byłoby idio... Chociaaaż! Tak, to jest... - Wydawało się, iż Key raczej rozmawia ze sobą. Przemawiał tonem osoby, która nie chce słuchać porad innych na dany temat, tylko sama wszystko uporządkować. Pytanie brzmiało: czemu musiał więc dzielić się swoimi przemyśleniami na głos? Jak na zawołanie umilkł. Uśmiechnął się promiennie, łapiąc głównego rapera za obie dłonie. - Min Ho, nie znasz mnie dobrze, prawda?
Przytaknął z wahaniem. O co mogło chodzić? Czyżby ten planował przeprowadzić mu lekcje na temat siebie? Albo jakieś wielkie wykłady z cyklu: „Dlaczego powinieneś wielbić Kim Ki Buma”?
- I chcesz mnie lepiej poznać? - ciągnął dalej z pełną samozadowolenia miną.
Znowu pokiwał głową. Ok, na pewno chodziło o jakieś gry. Może krzyżówka, w którą musiałby coś wpisywać?
- Jesteś tego pewien, prawda?
Teraz musiał się dłużej zastanowić. To brzmiało źle. Widział już siebie, rozwiązującego setki quizów dotyczących życia osobistego przyjaciela. Już czuł się jak na spotkaniu z Gilderoyem Lockhartem, a co dopiero... Mimo to wolno poruszył głową w dół i w górę.
- Ok. Min Ho, chodź ze mną na randkę!
Omal się nie wywrócił, potykając o własne nogi. Słowo "quiz" brzmiało naprawdę niesamowicie kusząco.


*łac. „Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem”, Cyceron
**franc. "Nie rozumiem, idioto", Choi Min Ho

9 komentarzy:

  1. HHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH! MinKey i to w takim natężeniu! To jest po prostu genialne! Kocham Cię, kobieto! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę szacunku do PINee. Staczasz się, od kiedy od Ciebie odeszłam, młoda panno.
    A tak poza tym to wiesz, co o kolejnym parcie sądzę. Z mojego smutowego pomysłu wyszedł fluff. Albo coś jeszcze innego.
    Anyway, żadnych Wrocławiów, tylko siedzieć i pisać.
    I TAK, TO JEST TEN GROŹNY KOMENTARZ. EVIL, EVIL.

    OdpowiedzUsuń
  3. A właśnie, przypisów nie dałaś do tej brzydkiej francuszczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Z Twoje smutowego pomysłu wyszedł fluff"? .-.
    Kochanie, kochanie, kochanie... Przypisy są od kilkunastu minut, poza tym nie dałam ich wtedy tylko do ŁACINY.
    .
    .
    .
    Skamieliny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem taka zacofana, nie odświeżam blogaska co pięć sekund! xD
    No bo pierwowzór ficka był smutowy, szkrabie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy, złotko moje? Nigdy nie chciałam z tego zrobić smuta D:

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ja chciałam. I pełna entuzjazmu opowiadałam Ci o tym, kiedy siedziałyśmy niezwykle romantycznie na ławce.

    OdpowiedzUsuń
  8. A jaki miał być pomysł wyjściowy? : O
    *si beaucoup nie kojarzy*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem. Ogólny pomysł był mój, a jak Ty to sobie wyobrażałaś, nie mam pojęcia.
    A w ramach oddania mi hołdu, winnaś nad smutem pomyśleć xD

    OdpowiedzUsuń