Pairing:
MinKey
Tematyka:
kpop, yaoi, komedia, podnoszenie się z dołka po zerwaniu, wykorzystywanie zadurzonych w sobie facetów
Ostrzeżenia:
tym razem chyba kompletny brak
Narzekania
biednej pani Autorki: I guzik.
Będzie jeszcze jedna część. Niestety, to wszystko naprawdę było
potrzebne do „Wielkiego Finału”. Kto wie, może „Wielki Plan
Uświadomienia Jonghyuna...” przemieni się w „Wielki Plan
Uświadomienia Minho...”? Ale o tym w następnym i tym razem już
absolutnie ostatnim rozdziale. Miłej lektury!
Minho
czasami nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż ma żonę. Złośliwą,
kapryśną i potwornie irytującą, ale jednak żonę. Minęły już
ponad trzy miesiące od ostatecznego zerwania z Jonghyunem, a Ki Bum
dalej nie miał zamiaru się wyprowadzać. Nie przeszkadzało mu to
zbytnio – gdyby nie ciągłe narzekanie na jego skłonność do
chodzenia bez koszulki, wspólne mieszkanie przedstawiałoby się
cudownie. Sam fakt, że przyjaciel gotował, niesamowicie go
uszczęśliwiał. Teoretycznie niby lubił wszystko, ale różnica
między cateringiem a ulepionymi własnoręcznie, smażonymi
pierożkami była wyczuwalna. O ile Key nie zapomniał o nich i nie
uległy spaleniu. W takim stanie jednak dalej były jadalne. Tylko
cokolwiek mniej.
Nie
przestali spać w jednym, absolutnie nieprzystosowanym dla dwóch
osób łóżku. Żaden nie narzekał ani nie nakłaniał drugiego do
przeniesienia się. W jakiś spaczony sposób twardy materac wydawał
się najwygodniejszą powierzchnią w domu.
Rozmawiali.
Bardzo dużo. O pogodzie, pracy, rozmiarze skarpetek, atrakcyjności
biustu nowej sekretarki i wyższości ananasów nad truskawkami. Na
temat tego ostatniego toczyli najzażartsze boje – Choi nie
potrafił zapomnieć, jak bał się tych paskudnych, czerwonych
owocków, zaś według jego współlokatora na niekorzyść roślin
zielnych z rodziny bromeliowatych działało to, iż tego samego
gatunku wywodziło się PINee. Czasami konwersacje schodziły na
poważniejsze tory. Jeszcze rzadziej dotyczyły Jjonga. Obaj woleli
unikać rozmów o nim, jednak nie zawsze się to udawało. Min Ho
unikał ich także ze względu na Ki Buma. Zawsze po zakończeniu
jakiejś chłopak wracał do niepościelonego nigdy łóżka, niezależnie od pory dnia. Nie
pomagało tłumaczenie, iż muszą zaraz iść do studia, spotkać
się z jakąś wielką personą czy zrobić cokolwiek. Zostawał
zignorowany i samym spojrzeniem wyganiany z pomieszczenia.
Tak
jak dzisiaj.
Tym
razem sprawa była nieco utrudniona, gdyż zamknął się w pokoju o
dwudziestej trzeciej. Teraz dochodziła czwarta. Czwarta rano, warto
dodać. Przed południem mieli mieć wywiad, a on jeszcze nie zdążył
przywitać się z łóżkiem. Nie chciał nawet myśleć o
zbliżającej się nieuchronnie rozmowie z charakteryzatorką. Zadźga
go pierwszym lepszym pilnikiem, głośno chwaląc wysypiającego się
Key. To niesprawiedliwe. Zrobił smutną minkę do odbicia w lustrze
i od razu pokręcił mocno głową. Nie powinien ulegać zmęczeniu.
Zachowanie resztek godności przede wszystkim. Żadnego aegyo.
W
końcu nie wytrzymał. Niby mógł się położyć na swoim łóżku,
ale zostało ono niedawno ogołocone z materaca w myśl zasady: „Po
co mi drugie posłanie, skoro śpię z Ki Bumem?!”. Postanowił
zwyczajnie wejść do pokoju, w którym na pewno już od wielu godzin
smacznie spał przyjaciel. Zresztą... Czemu bawił się w takie
podchody? To był jego dom!
Z
pieśnią tryumfu na ustach zbliżył się do sypialni. Ku swemu
zdziwieniu skonstatował, iż drzwi były otwarte. A miał już taki
dobry pomysł na ich wyważenie... Cóż, życie jest pełne
rozczarowań.
Usłyszał,
jak ktoś gwałtownie nabiera powietrza. Popatrzył na znajdującego
się na łóżku rapera, który momentalnie zanurkował twarzą w
poduszce. Nie spał.
-
Dlaczego płaczesz? - zapytał.
Jego
ton był niepewny, co zauważył z irytacją. Nie przepadał za
sytuacjami, w których nie miał pojęcia o co chodzi i co się
dzieje. Wytrącały z równowagi.
-
Booommie... - zanucił, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. - Czemu
płaczesz?
-
Nie płaczę.
Pokręcił
z rozbawieniem głową. Usiadł na skraju posłania i dźgnął
chłopaka między łopatki. Od razu podniósł się do pozycji
półsiedzącej. Zabawne, jak przemoc fizyczna góruje nad
perswazją...
-
Przecież widzę – podjął temat z naganą.
-
Sam płaczesz – odburknął najbardziej niedojrzały człowiek pod
słońcem.
Min
Ho wzniósł oczy ku niebu.
-
Jeżeli jeszcze wyjedziesz z ripostą pt.: „twoja stara”, to ja
też cofnę się do czasów gimnazjum. A pragnę napomknąć, iż w
tamtym okresie dawałem w mordę ludziom, którzy mnie irytowali. -
Dał mu chwilę, by spokojnie przeanalizował te słowa. - Więc...?
-
Jestem smutny.
Ok,
przynajmniej mieli już jakiś punkt wyjścia. Co prawda, dalej nie
wiedział kompletnie nic nowego, bo stan emocjonalny kumpla odgadł
po samym fakcie, iż płakał, lecz... Zawsze to jakiś kolejny
przekroczony kamyk na alpejskiej ścieżce.
-
Dlaczego?
Nigdy
nie potrafił zrozumieć, jakim cudem to nie on otrzymywał tytułu
„Najlepszego Taty/Opiekuna/Mamy” w tych wszystkich bzdurnych
programach. Nie mógł zanegować więzi, która łączyła Key z
praktycznie każdym napotkanym dzieckiem, jednakże on raczej był
mentalnie ich rówieśnikiem, a nie wybitnym pedagogiem. Tym
poszczycić zaś mógł się właśnie Min Ho. Po parunastu
tygodniach spędzonych z drugim raperem na pewno zdałby wszystkie
testy na idealną przedszkolankę.
-
Nie wiem. Po prostu dalej rozpamiętuję. - Wzruszył ramionami.
Wyglądał okropnie: ciągle widoczne ślady łez na policzkach,
rozmazana kredka, którą po raz pierwszy od tysięcy lat zapomniał
zmyć, rozczochrane włosy... Choi zapragnął go przytulić,
zapewnić, że wszystko jest już w porządku, lecz powstrzymał go
wzrok tamtego. - Próbuję się wziąć w garść, ale zwyczajnie nie
potrafię. Nie masz pojęcia, jak wkurzają mnie zupełne drobiazgi,
które po prostu odróżniają cię od Jjonga. To, że nie czujesz
wstrętu do zupek w proszku, w naszym domu ciągle nie leci ten
piekielny Usher, że nie mówisz tyle, co on. Jak jeszcze rozmawiamy
o nim, a potem... - Odetchnął głęboko. - Raz omal cię nie
udusiłem za to, że umiesz jeździć na rowerze. Ja... Nie jestem
przyzwyczajony do innych ludzi. Nawet kiedy mieszkamy wspólnie... Wy
byliście jakby za ścianą, tacy sąsiedzi na moment rozmowy, a
on...
-
Możesz się wyprowadzić, jeżeli chcesz – zasugerował po chwili
ciszy.
Nie
chciał tego. Szczerze mówiąc, oddałby wszystko, byle Ki Bum z nim
pozostał. Jeżeli nie na rok, to chociaż na co najmniej kilka miesięcy. Jak
najdłużej. Tyle że w tym momencie nie widział innej opcji. Nie
pragnął, by tamten był nieszczęśliwy, a skoro cierpiał przez
wspólne mieszkanie...
-
Podoba mi się to mieszkanie – rzekł cicho. - Nie chcę stąd iść.
Min
Ho pokiwał ze zrozumieniem głową. Nic dziwnego, w końcu dał mu
się przyzwyczaić do przebywania tutaj. Pewnie bał się opuścić
to miejsce; nie zamierzał go do tego zmuszać. Wstał, lekko się
chwiejąc. Nieważna była późna pora, chciał jak najszybciej
spełnić niewypowiedziane życzenie przyjaciela. Jeszcze kilka
miesięcy temu śmiałby się z osoby, która tak poświęcałaby się
dla człowieka, w którym tylko się podkochuje, lecz sam teraz był w
takiej sytuacji. I nie dbał o siebie.
-
W takim razie ja się wyprowadzę, nie ma sprawy – starał się, by
brzmiało to szczerze. I nonszalancko. I tak, jakby naprawdę nie był
egoistą i liczyło się dla niego tylko dobro tamtego. - Klucze
zostawię ci na sto...
-
Dlaczego idziesz? - Przykryty pod szyję Key patrzył na niego
podejrzliwie, a zarazem... Czy to był strach? Przed czym? - Nie
chcę, żebyś sobie szedł!
Przypominał
małego, rozwydrzonego bachora i powinien teraz zdzielić go po
głowie. Ewentualnie rzucić jakimś uszczypliwym komentarzem. Nie
uczynił tego. Nie miał jak – pod wpływem słów kolegi osunął
się na ścianę. Dlaczego tak strasznie się tym przejmował?
Idiotyzm.
-
Myślałem, że o to ci chodziło. Serio nie zamierzam ci nic
utrudniać ani nic... - Zamilkł, widząc uniesioną wysoko brew
tancerza. - Dobra, nieważne. Nie rozumiem w końcu, czy...
- Zamknij się. I po prostu zostań.
- Zamknij się. I po prostu zostań.
Ki
Bum wystawił mu język i padł z powrotem na łóżko. Już po
chwili wydawał z siebie przerażająco wysokie i szeleszczące
dźwięki, przez ignorantów nazywane chrapaniem. Choi pokręcił
głową, próbując przegnać styl myślenia przyjaciela. Key
chrapał, nie wydawał żadne dźwięki.
Złapał
swoją kołdrę i położył się obok chłopaka. Ciekawe, czy będzie
jutro cokolwiek pamiętał. Wątpił. Słynna legendarna pamięć
tamtego była tak naprawdę urojeniem. Westchnął. Może tak było
lepiej?
Drugi
raper obrócił się w jego stronę. Chęć ukrycia go przed światem
nie minęła. To źle. Należało mimo wszystko pozbyć się tego
typu pragnień. Nie chciał go, więc nie powinien się narzucać.
Przejechał dłonią po gładkich włosach współlokatora. Cieszył
się, iż tancerz wolał go mieć przy sobie, lecz dla dobra ich
przyjaźni musiał to ukrócić. Jutro mu o tym powie. Przytomny Key
na pewno odbierze to ze spokojem. W końcu będzie do niego
przyjeżdżał codziennie i sprawdzał, jak...
-
Zostań – mruknął rozespany głos.
Omal
nie zleciał z łóżka z przerażenia. Zamrugał parokrotnie, by
ujrzeć rozespanego, podnoszącego lekko głowę przyjaciela. Wydawał
się być szczerze zaniepokojony.
-
Zostań, Min Ho – powtórzył.
W
takiej sytuacji wszelkie plany spełzły na niczym. Jak mógłby mu
odpowiedzieć negatywnie i zostawić następnego dnia?!
Został.
***
-
Pada de... - Key przystanął gwałtownie. - Nie, nie jesteś
meteopatą. Dla ciebie po prostu pada deszcz – poinformował nieco
niepewnym tonem.
Choi
przyzwalająco skinął głową, nie przerywając krojenia marchewki. Podobało mu się to, iż uczy się jego nawyków, fobii, przywar... Jak na razie szło całkiem nieźle. Oczywiście, zdarzały się
drobne wpadki, tak jak teraz, jednak chłopak zawsze w końcu się
poprawiał. A potem pytał. I pytał.
-
Kupiłem ci niebieski szalik. Nie mów, że ci się nie podoba, bo
jest super. - Zatrzepotał reklamówką, by dodać wagi swym słowom.
- Wolisz niebieski czy fioletowy?
Min
Ho wciągnął ze świstem powietrze.
-
Niebieski.
-
Ej, a może chcesz też nauszniki? Będą ci pasować. Jeszcze z
twoją kurtką... - Uniósł zziębnięte dłonie, dziwnie ustawiając
je w powietrzu. - Taaak, będzie świetnie. Więc co z tymi
nausznikami? Chcesz? A może...
-
Nauszniki – przerwał głośno – są dobre.
Jego
ton był na tyle cierpki, że nawet psychofan spostrzegłby, iż nie
życzy sobie towarzystwa. Ale nie Ki Bum.
-
Ok. W sumie nie wiem... Ej, dlaczego ja się ciebie o to pytam? W
końcu ty nie zwracasz za bardzo uwagi na rzeczy noszone na co dzień
– nad czym chędogo ubolewam – więc po co interesuję się twoim
zdaniem?
-
Też mnie to zastanawia – nie pozwolił na kontynuację monologu.
Nie
lubił mówić. Naprawdę. Niestety, współlokator wydawał się to
absolutnie ignorować.
-
Boże, jesteś idealnym partnerem do konwersacji! - parsknął
chłopak. - Równie dobrze mógłbym gadać do automatu do karaoke.
Chociaż nie, on przynajmniej poradziłby mi coś odnośnie
śpiewania, a ty cały...
Istniał
pewien stopień wytrzymałości, którego dawno nie przekroczył. I
do którego niebezpiecznie się zbliżał, drażniony zarzutami
kumpla.
-
Po prostu nie lubię cały czas mówić. Dużo mówić. Mówić –
próbował operować prostymi pojęciami.
-
A ja nie lubię tego, że teraz będę musiał iść tam sam. W ogóle
to cały czas muszę chodzić sam!
-
Bo lubisz wychodzić. Poza tym boję się z tobą gdziekolwiek iść
po tym, co urządziłeś tydzień temu... - zamilkł sugestywnie.
Złamany wiele tygodni temu nos Key był niczym wobec tego, co mógłby sobie wtedy zrobić.
Gdyby Min Ho nie zdążył złapać jego nogi, prawdopodobnie
roztrzaskałby sobie głowę kilkanaście pięter niżej. Bo po co
przejmować się tabliczkami dotyczącymi śliskiej podłogi? Lepiej
spanikować na widok wysokości i zacząć biec!
-
Usus magister est optimus* - warknął zirytowany tancerz,
używając jedynego znanego sobie zwrotu po łacinie, którym to
zawsze zadziwiał tłumy.
-
Je ne comprends pas, imbécile** - zripostował.
-
Nie wiedziałem, że znasz francuski. - Ki Bum wpatrywał się w
niego w bezbrzeżnym zdumieniu.
-
Bo nie znam – burknął. - A raczej umiem go na takim samym
poziomie, na jakim ty władasz łaciną.
To
na moment zamknęło mu usta. Powrócił do doprowadzania marchewki
do postaci równych paseczków. Chłopak niespodziewanie
zainteresował się tą pracą. Oparłszy się na jego ramieniu,
obserwował wykonywane ruchy. Nagle odskoczył jak oparzony.
-
Idioto, ja nienawidzę marchewek! - wrzasnął z emfazą. O ile da
się wrzeszczeć z emfazą.
-
Skąd miałem wiedzieć? - Choi rozłożył ręce. Było mu
autentycznie przykro. Mimo wszystko kolega cały czas robił
wszystko, by tylko lepiej go poznać, a on...
-
Faktycznie... No tak, no skąd? Nie mówię ci nic o sobie, a ty
ewidentnie nie należysz do zbyt spostrzegawczych... Tak, nie
powinien... Ale nie, to byłoby idio... Chociaaaż! Tak, to jest... -
Wydawało się, iż Key raczej rozmawia ze sobą. Przemawiał tonem
osoby, która nie chce słuchać porad innych na dany temat, tylko
sama wszystko uporządkować. Pytanie brzmiało: czemu musiał więc
dzielić się swoimi przemyśleniami na głos? Jak na zawołanie
umilkł. Uśmiechnął się promiennie, łapiąc głównego rapera za
obie dłonie. - Min Ho, nie znasz mnie dobrze, prawda?
Przytaknął
z wahaniem. O co mogło chodzić? Czyżby ten planował przeprowadzić
mu lekcje na temat siebie? Albo jakieś wielkie wykłady z cyklu:
„Dlaczego powinieneś wielbić Kim Ki Buma”?
-
I chcesz mnie lepiej poznać? - ciągnął dalej z pełną
samozadowolenia miną.
Znowu
pokiwał głową. Ok, na pewno chodziło o jakieś gry. Może
krzyżówka, w którą musiałby coś wpisywać?
-
Jesteś tego pewien, prawda?
Teraz
musiał się dłużej zastanowić. To brzmiało źle. Widział już
siebie, rozwiązującego setki quizów dotyczących życia osobistego
przyjaciela. Już czuł się jak na spotkaniu z Gilderoyem
Lockhartem, a co dopiero... Mimo to wolno poruszył głową w dół i
w górę.
-
Ok. Min Ho, chodź ze mną na randkę!
Omal
się nie wywrócił, potykając o własne nogi. Słowo "quiz" brzmiało naprawdę niesamowicie kusząco.
*łac. „Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem”, Cyceron
**franc. "Nie rozumiem, idioto", Choi Min Ho
*łac. „Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem”, Cyceron
**franc. "Nie rozumiem, idioto", Choi Min Ho
HHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH! MinKey i to w takim natężeniu! To jest po prostu genialne! Kocham Cię, kobieto! <3
OdpowiedzUsuńTrochę szacunku do PINee. Staczasz się, od kiedy od Ciebie odeszłam, młoda panno.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to wiesz, co o kolejnym parcie sądzę. Z mojego smutowego pomysłu wyszedł fluff. Albo coś jeszcze innego.
Anyway, żadnych Wrocławiów, tylko siedzieć i pisać.
I TAK, TO JEST TEN GROŹNY KOMENTARZ. EVIL, EVIL.
A właśnie, przypisów nie dałaś do tej brzydkiej francuszczyzny.
OdpowiedzUsuń"Z Twoje smutowego pomysłu wyszedł fluff"? .-.
OdpowiedzUsuńKochanie, kochanie, kochanie... Przypisy są od kilkunastu minut, poza tym nie dałam ich wtedy tylko do ŁACINY.
.
.
.
Skamieliny.
Jestem taka zacofana, nie odświeżam blogaska co pięć sekund! xD
OdpowiedzUsuńNo bo pierwowzór ficka był smutowy, szkrabie.
Kiedy, złotko moje? Nigdy nie chciałam z tego zrobić smuta D:
OdpowiedzUsuńAle ja chciałam. I pełna entuzjazmu opowiadałam Ci o tym, kiedy siedziałyśmy niezwykle romantycznie na ławce.
OdpowiedzUsuńA jaki miał być pomysł wyjściowy? : O
OdpowiedzUsuń*si beaucoup nie kojarzy*
Nie wiem. Ogólny pomysł był mój, a jak Ty to sobie wyobrażałaś, nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńA w ramach oddania mi hołdu, winnaś nad smutem pomyśleć xD