Pairing: Luhan x Sehun (EXO)
Tematyka: yaoi, alternatywa, problemy emocjonalne, koty
Ostrzeżenia: gruby kot, przekleństwa, dużo pocałunków
Od ałtoren: Wiem. Naprawdę wiem. Tak, pierwszy rozdział opublikowałam prawie cztery miesiące temu. Bywa. Nie zamierzam obiecywać poprawy, bo i tak jej nie dotrzymam. Tym bardziej, że zastanawiam się nad ogłoszeniem tego rozdziału ostatnim.
Dla Akiry, chociaż pewnie nie lubi dedykacji, bo są tandetne. Miało być na urodziny, ale na tym blogasku wiele rzeczy "miało być".
Luhan
przestał w ogóle pojawiać się w parku.
Nie
potrafił stwierdzić, czy czuje wstyd. To było... zbyt nierealne,
irracjonalne. Nie mógł wstydzić się czegoś takiego. Nie zrobił
nic złego, a biorąc pod uwagę, że Sehun odwzajemniał jego
pocałunki... Cóż, nic z tego nie wynikało. I nie powinien
zachowywać się, jakby myślał, że coś z tego wynika.
Zajęcia
dłużyły mu się niemiłosiernie, całe środowisko akademickie ni
stąd, ni zowąd zrezygnowało z organizowania imprez, telefon
milczał. Nie było niczego, czym mógłby zająć swoje myśli –
nawet bezmyślne oglądanie coraz to głupszych seriali przypominało
mu, jak wielkim, nieodpowiedzialnym idiotą jest. Przełączał
kanały, zmieniał wszystkie możliwe ustawienia, wyłączał i
włączał telewizor – próbował wszystkiego, byleby tylko nie
dopuścić do głosu jednej prostej myśli.
Wcale
nie był wielkim, nieodpowiedzialnym idiotą, po prostu się bał.
***
Jasne
liście rosnących w parku drzew wyraźnie odcinały się od
niebieskiego, niemal przesadnie niebieskiego tła nieba. Szum wiatru
zagłuszał odgłosy ulicy.
Przechodnie omijali park, zaciskając palce na swoich za wysoko
postawionych kołnierzach i niedopasowanych szalikach przy każdym
silniejszym podmuchu. Żaden z nich nie był Sehunem.
***
Po
tygodniu doszedł do wniosku, że codzienne wpatrywanie się w
niezmieniający się park przekracza jego możliwości. Wbrew pozorom
był bardzo cierpliwym człowiekiem: nigdy nie zmuszał nikogo do
zrobienia czegokolwiek, jeżeli dana osoba nie była na to gotowa,
również nie ingerował w postanowienia innych. Nie można było go
nazwać konformistą, po prostu zdawał sobie sprawę, iż istnieje
większe prawdopodobieństwo, że ktoś otworzy się przed nim, jeśli
nie będzie do tego zmuszany nieustanną atencją i radami. Zazwyczaj
miał rację.
Teraz
za bardzo mu zależało, by czekać.
Oczywiście nie chodziło o to, że usychał z miłości czy z tęsknoty. Raczej po prostu... było mu głupio. Niby to Sehun uciekł, ale to on przestał przychodzić do parku. I też tylko ze zwykłego, ludzkiego wstydu, a nie durnego zauroczenia. Nie mógłby się zakochać w kimś takim jak on.
Zdążył zauważyć, że Sehun był... trudny. Nienadający się. Luhan uwielbiał opanowanych, stałych ludzi, których zachowania, wypowiedzi, myśli potrafił przewidzieć. Pozwalało mu to na planowanie wielu rzeczy bez zajmującego czas pytania się o zdanie drugiej osoby - doskonale wiedział, czy wyrazi zgodę, czy nie. W tym wypadku nie miał takiej pewności, to go przerażało. Zakochanie się tak skomplikowanej osobie jak Sehun było niemożliwe. Przynajmniej dla niego.
Parsknął, rozbawiony absurdem sytuacji. Dlaczego rozpatrywał takie idiotyzmy? Okej, polubili się, nawet bardzo, ale nie musiał od razu myśleć o związku. To były tylko pocałunki. Nic więcej. N i c.
Jesienna
mżawka przeszła w deszcz. Luhan wypuścił powietrze, by
przypatrzeć się parze ulatniającej się z jego ust. Bryły
budynków majaczyły w oddali jak wysokie, nigdy nieprzebyte góry z
filmów fantastycznych. Ciekawe, czy gdyby stanął pod odpowiednim
kątem, dostrzegłby wśród nich kamienicę Sehuna. Pewnie nie, była
za niska.
Nawierzchnia
ulicy lśniła, kałuże nie zdążyły się jeszcze pojawić. Luhan
szedł równym, niemal marszowym krokiem, nie zwracając uwagi na
otoczenie. Gdzieś za nim rozległ się pisk opon, potem wysokie,
przenikliwe wrzaski. Chwilę później zagłuszył je wybuch śmiechu grupy nastolatków. Z uchylonych drzwi piekarni, do której wszedł jakiś
wysoki mężczyzna, dobiegał zapach świeżego pieczywa. Luhanowi
zaburczało w brzuchu, ale zignorował to. Bywało gorzej. Przeszedł
jeszcze parę kroków, po czym wrócił się do sklepu. Wolał nie
odwiedzać Sehuna z pustymi rękami.
Kamienica
nie zmieniła się: wciąż wyglądała jak nieodnowiony po
bombardowaniu budynek. Ktoś umył klatkę schodową, ale w niczym to nie pomogło. Luhan nie sądził, że kiedykolwiek to
przyzna, lecz pokryte już niemożliwymi do usunięcia za pomocą
wody i szmaty zaciekami, szarzejące kafelki przedstawiały o wiele
lepszy widok, gdy były zamalowane graffiti. Teraz prezentowały się
niesamowicie przygnębiająco.
Stanął
przed kolorowymi drzwiami, oddychając płytko. Zdążył zapomnieć,
jak bardzo polubił windę w swoim apartamentowcu. Załomotał w
drzwi, a kiedy nie uzyskał natychmiastowej odpowiedzi, nacisnął
klamkę. Nie był zdziwiony, kiedy puściła.
Trochę
większe zaskoczenie okazał na widok leżącego na wznak stole
Sehuna, przystawiającego sobie do podbródka pyszczek jakieś
okropnego kota. Chociaż nie, „okropny” nie oddawało w pełni
wyglądu kocura. Zwierzę bez wątpienia było reprezentantem
najbardziej zaniedbanych okazów kociego plemienia – brakowało mu
kawałka ucha, tylne nogi były dziwnie spuchnięte, a koloru sierści
niemal nie dało się dostrzec spod warstwy błota. Największy
socjopata pochyliłby się nad smutnym losem kota, gdyby nie jedna
rzecz – jego tusza. Kocisko nie było grube, ono wyglądało jak
samobieżny, zabrudzony włosami i ziemią kufer. Luhan był pełen
podziwu, że Sehun był w stanie utrzymywać coś, czego
prawdopodobnie ze względu na wagę nie przepuściłaby kontrola na
lotnisku.
-
Mam bardzo złe wrażenie, że on jest intelektualistą – oznajmił
kotu Sehun zamyślonym tonem. Chyba go nie zauważył. Luhan cofnął
się o krok, pragnąc zachować ten stan rzeczy jak najdłużej. -
Takim, wiesz, jak z książek. Zamiast przyjść do mnie, przesiaduje
w domu i zastana... nie! - intelektualiści się nie zastanawiają
jak zwykli śmiertelnicy, oni analizują! - analizuje całą tę
sytuację. - Podrapał kota za zdrowym uchem.
Luhan
odchrząknął znacząco. Gospodarz drgnął, ale jedynie uśmiechnął
się na jego widok. Dźgnął długim palcem pyszczek kota. Zwierzę
miauknęło rozdzierająco i zeskoczyło na blat. Na widok
nieznajomego groźnie zmrużyło ślepia.
-
Ymm... Jak się wabi? - Luhan nigdy nie wątpił, że mistrzem
zaczynania konwersacji był w poprzednim wcieleniu. Teraz jednak
uświadomił to sobie ze wzmożoną siłą.
-
To... Po Prostu Kot.
Po Prostu Kot zeskoczył, a raczej desantował się na podłogę. Unosząc z namaszczeniem każdą z łap, podszedł do Luhana, który zachęcony spojrzeniem Sehuna wziął go na ręce. Popełnił błąd. Kocisko rozprowadziło ślinę po jednym z jego palców, po czym bez ostrzeżenia wbiło w niego zęby.
Po Prostu Kot zeskoczył, a raczej desantował się na podłogę. Unosząc z namaszczeniem każdą z łap, podszedł do Luhana, który zachęcony spojrzeniem Sehuna wziął go na ręce. Popełnił błąd. Kocisko rozprowadziło ślinę po jednym z jego palców, po czym bez ostrzeżenia wbiło w niego zęby.
Obaj
mężczyźni wrzasnęli. Po Prostu Kot spiął się, lecz nie
wypuścił palca.
-
Zrób z tym coś! - zawołał przez łzy Luhan, próbując nie
brzmieć zbyt histerycznie.
Sehun
zachichotał w odpowiedzi. Zeskoczył ze stołu z o wiele większą
gracją niż jego kot, wciąż nie przestając się śmiać. Podszedł
do zwierzęcia, objął od tyłu i zwyczajnie szarpnął. Zdziwiony
kot puścił skórę Luhana, szczęśliwie nie wyrywając mu przy tym
kawałków mięsa.
-
Chyba cię lubi – stwierdził Sehun, podnosząc Po Prostu Kota
niczym Simbę i całując w nos.
Obmywający
gorączkowo poranioną rękę Luhan zmierzył ich sceptycznym
wzrokiem.
-
Próbował odgryźć mi palec.
Ani
właściciel ani zwierzę nie wydawali się specjalnie skruszeni.
-
No właśnie w tym rzecz. - Po Prostu Kot zsunął się z ramion
chłopaka i przemaszerował po szafkach. Luhan odsunął się
zapobiegawczo. - W ten sposób wyraża aprobatę, a ja muszę się go
słuchać. Wytłumaczyłem mu, jakimi chorobami grozi gryzienie
okolicznych meneli oraz ich jeszcze bardziej menelskich psów i teraz
uważa.
Woda
odbijała się od powierzchni zlewu, nie napotykając żadnych
przeszkód. Luhan nie spostrzegł, iż odsunął rękę od
strumienia.
-
Wytłumaczyłeś swojemu kotu? Wytłumaczyłeś?!
-
No... tak. - Sehun przechylił głowę na bok. - I właśnie dlatego
powinieneś przestać krzyczeć, tylko się cieszyć. Po Prostu Kot
nie gryzie byle kogo.
W
życiu dochodzi do takich sytuacji, przez które po prostu traci się
mowę. Kierując się czystą statystyką, zazwyczaj dzieje się tak
z powodu niespodziewanych oświadczyn, przerażającego wydarzenia
lub udaru mózgu. Nie są to może sytuacje na skalę światową,
lecz są wystarczająco wielkie dla ich uczestników, by doszło do
chwilowego zaniemówienia.
Dla
Luhana takim momentem była właśnie ta chwila. Cóż... W końcu
nigdy nie twierdził, iż jego życie jest specjalnie ekscytujące.
***
Stelaż
malarski wydawał się o wiele lżejszy niż go zapamiętał. Być
może przez ten tydzień nabrał nieco siły, ale raczej zrzucił to
na karb entuzjazmu. W końcu nie widzieli się przez dwa tygodnie.
Sehun również szedł nieco żywiej niż zazwyczaj. Zwielokrotniony
przez echo stukot ich butów brzmiał jakby byli dwójką
nadspodziewanie zaangażowanych kawalerzystów.
Rozłożyli
rzeczy, postawili sztalugę, Luhan usiadł na ziemi, a Sehun na
rozkładanym taborecie. Wydawało się, że nic się nie zmieniło.
Może jedynie pogoda była nieco gorsza niż podczas ich poprzedniego
spotkania.
Sehun
podniósł paletę jedną ręką, drugą roznosił na niej farby.
Luhan przypatrywał się w milczeniu, kompletnie zapominając o
wpojonym w dzieciństwie obowiązku prowadzenia rozmowy.
Ostre,
zimne promienie słońca padały na twarz Sehuna, rozgrzewając jego
skórę szybciej niż ciemny płaszcz Luhana. Dopiero teraz mógł
uświadomić sobie o jak wielu elementach, kawałkach Sehuna
zapomniał. Światło uwydatniło jego drobne zmarszczki przy
kącikach ust, ciemne worki pod oczami, dziwacznie ułożone brwi –
wszystko to, co nadawało mu ludzkiego, realnego wyglądu.
Napotkał
rozbawione spojrzenie Sehuna. Zakasłał, uświadamiając sobie, iż
mimowolnie otworzył usta.
-
Nie przychodziłeś przez dwa tygodnie – zauważył spokojnie
malarz, poprawiając ułożenie płótna.
Luhan
spojrzał mu w oczy, ale ten uciekł wzrokiem.
-
Ty też.
-
Ale ty wiesz, gdzie mieszkam. Mogłeś przyjść.
Chciał
coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Sehun zresztą chyba nie
oczekiwał odpowiedzi. Przesunął się tak, by zza sztalugi Luhan
mógł dostrzec jedynie czubek jego głowy i uniósł pędzel.
***
Po
Prostu Kot leżał na parapecie, nieświadomy wysokości. Luhan
szczerze życzył mu z całego serca, by przechylił się i spadł,
ale kocisko jak na złość nie zamierzało zdradzać instynktu
samozachowawczego.
Sehun
jeszcze nie wrócił do domu, prawdopodobnie był rano w pracy. O ile
pracował. Aktualnie stał przed kamienicą i rozmawiał z jakimś
grubym, czerwonym sąsiadem, rozluźniony jak trup w kostnicy. To
musiał być jeden z tych dni, kiedy Sehun był wybitnie
nieprzyjemny, ponieważ skóra sąsiada powoli przybierała kolor
dojrzałej piwonii.
W
końcu mężczyzna machnął ręką, a Sehun skierował się do
wnętrza budynku. Luhan wyszczerzył się z zadowoleniem, chowając
się pod stołem. Po Prostu Kot popatrzył na niego z politowaniem.
Widocznie pogardzał ludzkimi zwyczajami straszenia.
Nadejście
Sehuna zwiastowało trzaśnięcie drzwiami, głuchy łomot oraz
szereg cedzonych przekleństw. Zaraz potem chłopak pojawił się w
kuchni, nawet nie zawracając sobie głowy zdjęciem butów. Wtedy
też Luhan postanowił się ujawnić.
-
Bu! - krzyknął, wyskakując spod mebla.
Sehun
odskoczył do tyłu, wywracając się na szafki. Od razu jednak
wyprostował się nienaturalnie.
-
Ja jebię, ile ty masz lat?! - warknął.
Luhan
w ogóle nie przejął się jego tonem. Otrzepał spodnie, stuknął
pokrytym pajęczyną brogsem i skłonił się dwornie przed tamtym,
nie przestając się uśmiechać.
-
Postanowiłem zabrać cię stąd – oznajmił.
Brwi
Sehuna uniosły się nieznacznie.
-
Zabrać mnie stąd?! - powtórzył.
-
No... Chciałbym z tobą wyjść. - Podrapał się po głowie.
Dopiero teraz dotarło do niego, iż taka bezpośredniość może
zostać źle odebrana. - Mam na myśli takie spotkanie dwójki osób,
na którym są dla siebie mili, robiąc coś jeszcze milszego i
rozmawiają o...
-
Kretynie, wiem, co masz na myśli! - Sehun przewrócił oczami. - Po
prostu nie rozumiem, dlaczego pomyślałeś, że chciałbym z tobą
na takie coś pójść.
Zabrzmiałoby
to bardzo podle, gdyby nie powiedział tego Sehun. Luhan zdążył
już się zorientować na czym polegają humorki chłopaka, więc nie
miał najmniejszego zamiaru odpuszczać. Uśmiechnął się
czarująco.
-
Ponieważ zamierzałeś zaraz i tak pójść na naszą ławkę, a
czym te spotkania różnią się od...?
-
Nigdzie z nikim nie wychodzę – przerwał mu ostro Sehun.
-
Ale ze mną pójdziesz.
-
Niby dlaczego? - parsknął drwiącym śmiechem.
Luhan
nie odpowiedział, zabrakło mu argumentów. Musiał szybko coś
wymyślić. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu
inspiracji. Lodówka, szafka, stół, parapet i... idący w jego
stronę Po Prostu Kot. Sehun zamrugał ze zdziwieniem, kiedy kocisko
podeszło do Luhana, by majestatycznie ugryźć jego nogawkę.
-
O ile się nie mylę – Luhan uśmiechnął się tryumfalnie –
powiedziałeś, że w ten sposób on wyraża aprobatę.
Sehun
wzruszył ramionami. Urażone takim lekceważeniem jego sądów
zwierzę zasyczało wściekle.
-
Powiedziałeś też, że musisz się go słuchać – dodał bardzo
zadowolony z siebie Luhan.
Malarz
westchnął cierpiętniczo, ale posłusznie skierował się w stronę
drzwi. Luhan posłał kotu pełne wdzięczności spojrzenie. Jak mógł
być takim potworem, by fantazjować o zrzuceniu tak roztropnego,
sprawiedliwego zwierzęcia z okna?!
***
Sehun
oglądał obrazy w milczeniu, jakby wystawiono je w kostnicy. Ilekroć
Luhan próbował go zapoczątkować rozmowę, zbywał go machnięciem
dłoni. W końcu zaczął zwiedzać na własną rękę, znużony
ciszą i ciągłym gonieniem za chłopakiem, który potrafił omijać
całe sale obrazów, by znowu zatrzymać się na kilkanaście minut
przy jednym.
Luhan
czuł się nieco odizolowany, przemierzając samotnie zatłoczone
pomieszczenia. Większość ludzi głośno analizowała poszczególne
dzieła, jedynie nieliczni przemykali chyłkiem, wyraźnie
odznaczając się w tłumie jako ci, którzy przyszli jedynie po to,
by mieć o czym rozmawiać w towarzystwie. Jednak nawet oni poruszali
się w dwu-, trzyosobowych grupkach.
Po
kilkudziesięciu minutach niemal wpadł na siedzącego pośrodku sali
impresjonistów Sehuna. Chłopak nie wydawał się być tym zbyt
przejęty, cały jego wredny nastrój gdzieś uleciał. Poklepał
miejsce obok siebie, a zażenowany Luhan usiadł.
-
Wszystkie obrazy tych ludzi idą teraz za wiele milionów dolarów,
prawda? - odezwał się do niego po raz pierwszy od wejścia do
galerii.
Luhan
skinął głową.
-
I oni wszyscy teraz nie żyją, tak?
Ponownie
potwierdził ruchem głowy.
-
I ich obrazy zaczęli kupować dopiero wtedy, kiedy umarli?
-
Cóż, nie wszystkich, ale ogólnie tak.
Sehun
jęknął z rozczarowaniem. Oparł głowę na jego ramieniu,
marszcząc nos.
-
W takim razie pora się przebranżowić.
Jednocześnie
parsknęli śmiechem. Dźwięk przetoczył się przez pomieszczenie,
zwracając uwagę otaczających ich ludzi. Odwiedzający
wydawali się być zażenowani takim zachowaniem, ale nic nie
powiedzieli, udając, że niczego nie widzą. Udając w ten
najdoskonalszy, ludzki sposób, który zmusza człowieka do
przybrania sztucznie obojętnej miny i odwrócenia wzroku, nieważne,
czy jest świadkiem gwałtu, napadu czy łamania regulaminu wystawy
przez dwóch siedzących na podłodze chłopców.
***
-
Powinieneś dać mi teraz coś do jedzenia – oświadczył władczo
Sehun.
Luhan
westchnął ciężko. Był pewien, że po wyjściu z wystawy chłopak od razu poleci do domu, by z powrotem zaszyć się w bezpiecznych czterech ścianach. Na takiego autorytatywnego, nieprzerażonego przebywaniem na zewnątrz Sehuna zdecydowanie nie był przygotowany. Jego portfel również. Jak ostatni idiota nie zabrał karty z domu i teraz miał do
rozdysponowania niecałe dziesięć tysięcy. Inaczej mówiąc,
musiał wybierać między taksówką a kupieniem jedzenia.
-
Te bilety były zajebiście drogie – jęknął, zamykając portfel.
-
Kup mi cheeseburgera. To w końcu ty mnie wyciągnąłeś.
Luhan
podziękował Bogu w duchu, że obdarował go tak mało wymagającym
człowiekiem, który po wyjściu z galerii sztuki nie żąda zabrania
go do restauracji, gdzie cen nie da się odczytać bez uprzedniego
policzenia zer. Mimo to nie powstrzymał się od komentarza.
-
Wolałbyś zostać w domu?
Sehun
stanął na krawężniku.
-
Nie.
-
Więc przestań zachowywać się jak księżniczka – prychnął.
Chłopak
na moment oderwał wzrok od przejeżdżających samochodów.
Znajdowali się na niemal opustoszałym przejściu dla pieszych –
wszyscy przechodnie zdążyli już przejść przez pasy, a stojące w
korku samochody skutecznie uniemożliwiały dotarcie do nich.
Dochodziła dziewiętnasta, niebo zdążyło ściemnieć. W ich
oczach odbijały się fluorescencyjne światła pokrytego bilbordami
miasta.
Luhan
postąpił krok naprzód. Delikatnie, z wahaniem dotknął białego
policzka Sehuna, a wtedy chłopak przyciągnął go za rękę. Przez
kilka chwil stali tak w całkowitym bezruchu, nie wiedząc co zrobić
ani co powiedzieć. Sehun obserwował go nieprzerwanie, oczekując
kolejnego posunięcia. Widocznie nie zamierzał dwa razy pod rząd
wychodzić z inicjatywą.
Auta
ruszyły, ogłuszając symfonią pisków, dźwięków klaksonów i
wrzaskami kierowców. Po chwili znowu się zatrzymały – teraz od
przechodniów oddzielał ich wielki, kolorowy autobus.
Z
powrotem spojrzeli na siebie. Sehun uśmiechnął się krzywo, uścisk
na nadgarstku zelżał. Luhan zrobił więc jedyną rzecz, która
przyszła mu do głowy. Pocałował go.
Na
początku, kiedy tylko dotknął ustami wargi Sehuna, jedyną reakcją
było ściśnięcie jego ręki. Bez wątpienia jutro powinien oczekiwać siniaków. Oddech chłopaka nie był przyspieszony, Sehun był raczej
skonfundowany niż podniecony czy zły. Dlatego Luhan czekał. Pojawienie się przesuwającej się po jego biodrach dłoni było znakiem, iż już nie musi.
Całowali
się za szybko i za niedbale, przypominając dwoje zdezorientowanych
nastolatków. Tym razem Luhan nawet przez chwilę nie pomyślał o
niedoświadczeniu Sehuna, bo tak samo z trudem odnajdywał jego
wargi, tak samo ciągnął go za włosy, nie potrafiąc zapanować
nad dłońmi. Z kimś innym czułby się zażenowany, ale to był
Sehun. Całowali się w aurze nierzeczywistości – wokół było
mnóstwo ludzi, mnóstwo pogardliwych spojrzeń, niewybrednych
komentarzy i odgłosów niezadowolenia. Tylko że oni tego nie
słyszeli, a raczej nie chcieli słyszeć. Światła zmieniły kolor,
przechodnie ruszyli. Całowali się coraz wolniej, mnie gorączkowo,
a z każdym pocałunkiem świat milkł jeszcze bardziej. W końcu
odsunęli się od siebie, przez co wszystko stało się w jakiś
sposób jeszcze bardziej ciche, a jedynym słyszalnym dźwiękiem
były ich przyspieszone oddechy.
Sehun
owinął ręce wokół pasa Luhana.
-
Czy to miało oznaczać, że jednak kupisz mi cheeseburgera?
***
Trzy
razy powiedział „nie”, ale i tak skończyli na ich ławce
z dwiema bombami kalorycznymi w postaci zmielonych świńskich racic
z dodatkiem emulgatorów, mieszanki benzoesanu sodu oraz glutaminianu
potasu i innych równie słodko brzmiących substancji, które Sehun
chyba tylko z czystej przekory nazwał „bardzo smacznymi
cheeseburgerami”.
Nawet
na siebie nie patrzyli. Ich wzrok utkwiony był w pogrążającym się
w ciemności niebie, ostro odcinającym się od tętniącego nocnym
życiem miasta. Nie oglądali gwiazd, nie pomyśleli o tym. O takich rzeczach pamiętają jedynie bohaterowie filmów
i książek, którzy zdają się nie rozumieć, że o wiele ciekawsze
od obserwacji ciał niebieskich i rozważania ich istnienia jest
trzymanie za rękę kogoś, kto również chce cię za nią trzymać.
-
Luhan?
-
Tak? - Przechylił głowę.
Sehun
pocałował go. Nie był to już ani przerażony ani niestaranny
pocałunek, ale jeden z tych niewprawnych i delikatnych, pozbawiający
wątpliwości w sposób, w jaki usuwa się pajęczyny. Obolałe,
zmęczone ciało Luhana rozluźniło się, poddając się całkowicie.
Nie odpowiadał na pocałunek, jedynie zamknął oczy i rozchylił
wargi. Otoczyła go charakterystyczna woń farby i szarego mydła,
tak kojarząca mu się z Sehunem. Nie brzmiało to zbyt romantycznie
i z pewnością takie nie było, ale Luhan właśnie tego
potrzebował. Wszystko było w najlepszym porządku.
Przynajmniej
dopóki Sehun się nie odsunął.
-
Niedługo go skończę.
-
Co? - Luhan zakaszlał, nagle przywrócony do rzeczywistości.
Sehun
westchnął z politowaniem i przewrócił oczami. W niemal
pozbawionym latarni parku nie można było dostrzec jego wyrazu
twarzy.
-
Twój portret, idioto – sarknął.
-
Wolałbym twój. - Wyszczerzył się idiotycznie.
Sehun
odskoczył jak oparzony. Znów znajdował się na skraju ławki,
zupełnie tak jak wtedy, gdy się poznali.
-
Nie rozumiesz?! - syknął.
Obdarte
do naga gałęzie zadrżały, uderzone nagłą mocą wiatru. Luhan
uniósł ręce w pokojowym geście.
-
Żartowałem – westchnął. W ciągu ich znajomości przywykł do
zmienności nastrojów tamtego, przywykł do przepraszania i, choć z
pewnością świadczyło to o jego niedojrzałości do związków,
nie czuł potrzeby protestowania. - Naprawdę żartowałem.
Rysownik
wpatrywał się w niego przez kilkanaście sekund, by wreszcie głośno
wypuścić powietrze.
-
Przyjmijmy.
Luhan
powstrzymał śmiech.
-
Wybacz mi, że ośmieliłem się dopuścić się próby umniejszenia
wybitnej artystycznej wartości mojego portretu, autorytetu jego
kreatora oraz trudu, jaki włożył w akt tworzenia go!
Tamten
jedynie skrzyżował na piersi. Nie wydawał się być ani trochę
poruszony pełną skruchy przemową, choć jego oczy świeciły.
-
To nie są porządne przeprosiny – oświadczył wreszcie.
-
A czym są porządne przeprosiny?
Sehun
zastanowił się przez moment.
-
Klonowym shake'iem.
Podniósł
się z ławki i odszedł w ciemność, bezlitośnie miażdżąc pod
stopami pożółkłe liście. Telefon wskazywał dwudziestą drugą.
Skąd, do kurwy nędzy, miał wytrzasnąć klonowego shake'a?!
***
Pojawił
się przed jego mieszkaniem dokładnie dwie godziny później,
ściskając w dłoni tego pieprzonego shake'a. Oparł się o drzwi,
które standardowo okazały się otwarte.
Wnętrze
wydawało się opustoszałe. Nie paliło się żadne światło, nie
dobiegał z niego żaden dźwięk. Musiała minąć chwila, by
przyzwyczaił wzrok do ciemności. Kiedy wszedł do kuchni, nikt nie
wyskoczył spod stołu. Co jeżeli Sehuna tu nie ma...? Luhan
próbował okiełznać narastającą panikę. Przesunął się w
stronę sypialni, otworzył drzwi i odetchnął z ulgą.
Sehun
leżał plecami do niego, zwinięty w ciasny kłębek. Połowa jego
ciała znajdowała się na betonowej podłodze, ewidentnie zepchnięta
przez zajmującego niemal całe łóżko Po Prostu Kota. Zwierzę
świszczało jak zepsuty wentylator, spomiędzy jego zębów
wypływała strużka śliny. Luhan mimowolnie się uśmiechnął.
Przeszedł
parę kroków, by przysiąść obok chłopaka. Jego oddech był
bardzo spokojny, choć nieco ciężki. Luhan nie potrafił oszacować,
czy to dobrze, czy źle, ale na wszelki wypadek postanowił
uniemożliwić Sehunowi zamarznięcie. Ściągnął z siebie bluzę i
podłożył pod głowę malarza, buty zrzucił na ziemię. Oparł się
o ścianę.
Cóż,
sypiał już w gorszych warunkach.
Chyba.
***
Luhan
obudził się rano. Chociaż nie, to wcale nie był ranek, tylko
cholerna czwarta pięćdziesiąt siedem. Czwarta pięćdziesiąt
siedem, godzina, o której ludzie udają, że nie słyszą płaczu
znajdującego się za ścianą głodnego bachora, rzygają resztkami
najtańszej wódki, przeznaczonej na sam koniec imprezy, kiedy jest każdemu
wszystko jedno po co i co pije albo mruczą z
niezadowoleniem, podciągając pod szyję skopaną kołdrę. Nikt
wtedy nie myśli ani nie analizuje, a tym bardziej nawet nie próbuje
wstać.
Luhan
obudził się i od razu, zaraz po tym jak przetarł załzawione oczy,
zdążył wpaść z panikę, bo Sehuna nie było obok. W pokoju był
tylko on, nawet Po Prostu Kot zniknął wraz z całym swoim otyłym
jestestwem. Zmusił się do wstania, ignorując skowyt obolałych
kości.
Gdzie,
do jasnej cholery, można być o czwartej pięćdziesiąt siedem,
kiedy jesienią temperatura nawet nie zbliża się w kierunku zera, a
ptaki wyśpiewują stos coraz to nowych przekleństw, wkurwione
obudzeniem przez Matkę Naturę?!
A
Sehun stał na środku malutkiego balkonu, w przykrótkich,
pastelowych spodniach, rozlazłych skarpetkach i wciąganej przez
głowę bluzie Luhana, sunąc pędzlem po malutkim kawałku płótna.
Palił jednego papierosa za drugim, na parapecie leżała sterta
niewypalonych szlugów i jeszcze większa tych, które obróciły
się w popiół. Na dłoniach miał gęsią skórkę, a Luhan nie
czuł już żadnej paniki ani zdumienia, tylko potrzebę, żeby
podbiec, porwać i całować tę skórę, ogrzać każdy milimetr
jego nóg, rąk, szyi i torsu.
Sehun
odwrócił się ku niemu, odkładając pędzel do butelki po soku
agrestowym. Zamrugał intensywnie tak, jak zawsze robił, kiedy nagle
przerywał pracę, i uśmiechnął się niemal niezauważalnie.
Kąciki jego ust wygięły się nieznacznie, łagodne zmarszczki w
okolicach oczu pogłębiły się, a oczy rozświetliły. A kiedy
Sehun odgarnął umazaną farbą ręką
włosy
z czoła, pozostawiając na nich jasnofioletowy ślad, Luhan
parsknął, zadziwiony własną głupotą. Jak mógł kiedyś w to
wątpić?
Przecież
zakochanie się w Sehunie było najprostszą rzeczą na świecie.
Też bym nie pogardziła dedykacją. Dedykacją jakiegoś fajnego fika, którego, EKHEM, wisisz mi, EKHEM, od paru lat </3
OdpowiedzUsuńZAJEBISTE. Serio świetne. Te ich rozmowy, przy hamburgerach poleciały mi łzy śmiechu xD Ogólnie strasznie urocze, miło, że Sehun wreszcie wychodzi z inicjatywą. W szczególności końcówka cudna <333333
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część :3
Perfekcyjne.
OdpowiedzUsuńcudne ♥
OdpowiedzUsuńCzytałam wieczorem, chciałam skomentować pod wpływem wszystkich feelsów, ale cholernie chciało mi się spać, więc odpuściłam. Stwierdziłam, że jak tylko przyjdę ze szkoły do domu, to nadrobię, dlatego szybko dorwałam się do laptopa i oto jestem. Cóż... mogłabym zacząć od powiedzenia, że dawno nie czytałam nic polskiego. Ostatnio przestawiłam się na angielskie fanficki, głównie dlatego, że polskie mnie nie zachwycają, nie mają już tego czegoś co dawniej. Dlatego też sceptycznie podeszłam do czytania tego ff. Ale mimo wszystko to był Hunhan, a wszystko co jest Hunhanem po prostu czytam i liczę na to, że powali mnie na kolana, Tobie się udało, więc mogę powiedzieć jedynie: BRAWO, bo mało komu się to udaje.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko i tak chyba teraz nie potrafię teraz skomentować tego tak, jak chciałam to wczoraj, ale mimo wszystko spróbuję i zacznę od tego, co spodobało mi się najbardziej, a mianowicie klimat, który wykreowałaś. Spodobało mi się, nawet nie wiesz jak bardzo. Jest taki wyjątkowy i cholernie realny, nie przereklamowany, nie tandetny, taki niezwykły i chyba chwycił mnie za serce. Do tego należy dodać Twój genialny styl i wychodzi coś niesamowitego! Zachwycasz, dziewczyno <3
Po drugie bohaterowie. Nadałaś im świetne charaktery, zwłaszcza Sehunowi, który jest taki niebanalny, chamski, ale na swój sposób strasznie uroczy i taki realny... nie ma w nim niczego sztucznego, czytając to miałam wrażenie, jakby był prawdziwą osobą, jakbym go znała osobiście. Poza tym fabuła... może oryginalnością nie powala, nie jest jakaś wyszukana, bo dość prosta (teraz sporo osób pisze o malowaniu), ale ty wszystko opisałaś tak, że zdecydowanie to opowiadanie jest inne od innych, wyróżnia się na ich tle, tak, że można się w nim zakochać i myślę, że nie tylko ja wpadłam, a każdy, kto to opowiadanie przeczytał. Właściwie przez to nie rozumiem też anonimka pod poprzednim postem, który skarżył sie na zespół... Pisz o kim ci wygodnie i nie słuchaj nikogo, tak jest najprościej, bo inaczej mozna zwariować, a poza tym ten Hunhan był tak piękny, że przeczytałabym od ciebie jeszcze jakiegoś jednego. Nie wiem czy napiszesz, ale byłabym szczęśliwa, bo fajnie raz na jakiś czas jest poumierać z feelsów.
Co do notki autorskiej... czemu ten rozdział jest ostatnim? Pomyśl jeszcze nad kontynuacją, bo szkoda opowiadania. Jest zbyt genialne *^*
Oesu ;-; To w sumie dzisiaj w szkole czytałam i teraz nadrabiam, bo nie lubię czytać i tak po prostu nic po sobie nie zostawiać, więc no. To było przepiękne, lubię motyw malowania, płócien, farb to jest takie romantyczne *^* ogólnie to klimat tego opowiadanie jest nieziemski, taki delikatny, a jeszcze hunhan ( nie ukrywam, że zawsze wpierw, czytam hunhany, więc szykuj się na spam xD) Ja nie wiem jak Ty to zrobiłaś, że praktycznie z niczego zrobiłaś coś, no bo niby ficzek nie jest jakiś bardzo oryginalny, ale kurcze postacie. Kocham twojego Luhana i Sehuna i rozumiem Sehuna xd mój kot też ma na imię kot haha ta kreatywność xD Uwielbiam twoją bezpośredniość jeżeli chodzi o zbliżenia, to co ma się rozwijać wolno rozwija się wolno, a to co ma się działać konkretnie dzieje się konkretnie konkretnie, tyle w temacie. Dziękuję, bo na prawdę przyjemnie czyta się coś takiego ^-^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo wszystko może kiedyś wrócisz do kontynuacji tego, bo na prawdę ma potencjał :D