poniedziałek, 13 października 2014

Miłość niecierpliwa jest, niełaskawa jest

Pairing: Jackson x Bambam (GOT7)
Tematyka: k-pop, komedia, ogólny brak sensu
Ostrzeżenia: przekleństwa
Od ałtoreczken: W sumie ten fik nie powinien mieć wstępu. Nie myślałam nad nim ani nie opracowywałam fabuły (co raczej widać) - po prostu weszłam na grupę związaną z k-popowymi fanfikami, przeczytałam, iż ktoś ma ochotę na ten pejrink i stwierdził, że na tyle się nudzę, by to napisać. Tak więc wyjątkowo nie mam Wam nic specjalnego do przekazania, po prostu miłego czytania~!
I tak, tytuł to trawestacja cytatu ze świętego Pawła.




Bambam potknął się o własne nogi. Przed czołowym zderzeniem ze znajdującą się kilkanaście schodków dalej szafką uchronił go jedynie słynny refleks Marka, który w ostatniej chwili przytrzymał go za rękaw. Siedzący na podłodze JB oderwał wzrok od laptopa i przeniósł wzrok na przyjaciół.
Bambam nie odezwał się, tylko odwrócił ku nim otępiałą, pozbawioną wyrazu twarz. Lider i Mark wymienili zaniepokojone spojrzenia. Ubrania młodego przypominały dach domku jednorodzinnego po przejściu huraganu, czubek jednego z jego butów był dramatycznie obity. Bambam zamknął oczy i opadł na najbliższy schodek. Zamrugał, gdy przyjaciele uczynili to samo.
- Jak bardzo żyjesz, dzieciaku? - zaniepokoił się JB. - W skali od jeden do dziesięciu.
Zapytany nie odpowiedział.
- Jeden - ocenił fachowo Mark po chwili ciszy. - Więcej niż jeden na pewno mu nie daję.
- Nie no, bez przesady - żachnął się lider. - Dobra, szczeniaku, co się stało?
- Wang - odezwał się wreszcie zapytany.
JB pokiwał powoli głową.
- "Wang" - powtórzył z opóźnieniem. - Cóż, mamy przynajmniej jakiś punkt zaczepienia. Z czym ci się to kojarzy, Mark? Mi z Chinami, jakąś dynastią kitajców w śmiesznych czapeczkach i...
- Jacksonem - uzupełnił słabym głosem Bambam.
Lider skrzywił się teatralnie.
- Jeżeli znowu zamknął cię w windzie, to...
- Nie. - Chłopak zacisnął palce na materiale bluzy. - Pocałował mnie.
JB odskoczył, jakby porażony prądem.
- CO?!
- Coś długo mu to zajęło - skwitował chłodno Mark. Wyswobodził materiał spomiędzy palców Bambama, by złapać go za rękę. - Pamiętaj, że przede wszystkim jesteśmy twoimi...
- WIEDZIAŁEŚ O TYM?! - przerwał mu lider.
Zapytany zamierzał zignorować to pytanie, jednak kiedy młody odwrócił się do niego, bezgłośnie powtarzając słowa JB, westchnął ciężko. Puścił dłoń przyjaciela i ziewnął ostentacyjnie.
- To przecież było widać. - Splótł dłonie na karku. - Cały czas się na ciebie gapił, wykorzystywał każdą chwilę, by odciągnąć cię od grupy, przychodził do ciebie... Tylko idiota by się nie zorientował.
Wyraz twarzy dwójki przyjaciół dobitnie świadczył o tym, że miał do czynienia z idiotami, którzy na dodatek woleliby akurat w tej kwestii nie zmądrzeć do końca swoich dni.
- Zaraz! - Lider uniósł palec wskazujący. - To, że Jackson chce pocałować Bambama, wywnioskowałeś tylko z jego ciągłego patrzenia się na niego?
Wesoły uśmieszek Marka zamienił się w niezadowolony grymas. Dlaczego nikt nigdy nie dowierzał jego inteligencji?!
- Powiedzmy, że przyjście Youngjae, który zapytał mnie, co nasze kochany dzieciak by zrobił, gdyby Jackson go pocałował, stanowiło małą podpowiedź - przyznał wreszcie, by od razu podkreślić. - MAŁĄ. W końcu to było tylko teoretyzowanie, tak?
- Mam nadzieję, że bez wahania odpowiedziałeś, iż Bambam zaaplikuje mu jeden z tych super ciosów, których nie powstrzyma nawet jego znajomość magicznej szermierki, czymkolwiek by to nie było? - JB ściszył głos, jakby obawiając się możliwości usłyszenia. Mimo wszystko w zamierzchłych czasach bycia trainee obawiał się Jacksona i choć teraz lęk przeminął, nie pragnął przypomnienia, dlaczego konkretnie czuł strach.
- Powiedziałem mu, że w ten sposób prawdopodobnie odbierze mu zdolność porozumiewania się na kilkanaście minut. - Rzucił okiem na wciąż nieco otępiałego Bambama. - Jak możemy zauważyć, miałem rację.
Lider nigdy nie myślał o sobie jako o homofobie. Przeciwnie. W tak nietolerancyjnym kraju, w jakim przyszło mu żyć, uważał się za jednego z tych światłych, oświeconych ludzi, którzy nie zaglądają innym pod kołdrę.
Do dzisiaj.
Bo tu nie chodziło o tolerancję jakiegoś odległego kolegi-geja czy uroczej pani lesbijki na ekranie komputera. Chodziło o orientację faceta, z którym MIESZKAŁ. Nie chciał nawet myśleć, co przeżywałby, gdyby tak jak Mark musiał dzielić z nim pokój. Nie mógł tego tak zostawić, musiał walczyć o waginopozytywność Jacksona!
- Bambam - odwrócił się do niego z obłędem w oczach - powiedz, przysięgnij mi, że dałeś mu w mordę.
Kolor policzków chłopaka wkroczył w zupełnie inny, nieskalany ludzkimi nazwami odcień czerwieni.
- Nie wiedziałem, jak zareagować, więc... - Spojrzał błagalnie na Marka.
- Cóż, ta sytuacja na pewno się powtórzy, więc już ustal sobie w głowie, co powiesz - tym razem przyjaciel nie wybawił go z opresji.
- Po co? - JB przysunął się bliżej z chorym zainteresowaniem na twarzy. Pozostali wymienili między sobą skonfundowane spojrzenia. - No co, nie muszę wiedzieć, co siedzi w mózgu tego psychopaty!
- Żeby sprawdzić, czy też go pocałuję, pacanie - sarknął nadspodziewanie ożywiony Bambam. - Ludzie nie całują innych ludzi po to, by wymienić płyny ustrojowe, wyobraź sobie.
- Przecież ty go w życiu nie pocałujesz! - oburzył się lider, puszczając mimo uszu drugą część wypowiedzi.
Mark pokręcił z politowaniem głową. Wstał z miejsca, by zejść kilka schodków w dół. Gdy jego głowa znajdowała się mniej więcej na wysokości głowy Bambama, odwrócił się do nich. Wziął dłonie tamtego w swoje i uśmiechnął się w ciepły, wręcz rodzicielski sposób.
- Kochanie, pamiętaj, że jesteśmy twoimi kumplami i niezależnie od wyboru będziemy z tobą...
- Jeżeli tylko wybierzesz słusznie, rzecz ja... Au, Mark, debilu, dlaczego?! - JB przesunął dłonią po brzuchu, na którym sekundę wcześniej znajdował się łokieć Marka.
Mark nagle objął chłopaka za szyję.
- Masz moje pełne wsparcie. I JB też. A jak będzie protestować, to najwyżej wyjaśnimy mu z resztą parę spraw, więc się nim nie przejmuj.



>>



Jackson był Wangiem i jako prawdziwy Wang od wczesnego dzieciństwa skupiał się na pogoni za pięknem. Uwielbiał obserwować pięknych ludzi, podziwiać piękne dzieła i kupować piękne rzeczy. Może nie brzmiało to zbyt różnorodnie, ale z pewnością poświęcał temu większą część swojego życia.
To on pierwszy dostrzegł zmiany, jakie zaszły w Bambamie. Nic nie zmieniło się nagle w sposób przypominające oglądanie serialu na przyspieszeniu, wszystko przebiegło bardzo subtelnie. Było to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, iż chłopak miał już siedemnaście lat, lecz Jackson nie zamierzał protestować. W końcu niemal od zawsze powtarzał, że Bambam wciąż musi wyewoluować w formę wyższą. Widocznie wreszcie mu się to udało.
Na początku Jackson był zazdrosny. Akceptował piękne rzeczy i pięknych ludzi, dopóki nie przyćmiewali go swoim blaskiem. Oczywiście był świadomy, że nikt inny nie zwraca na to uwagi, ale sama świadomość, iż Bambam jest w czymś od niego lepszy, niesamowicie go irytowała. Chłopak był bardziej lubiany przez fanów, nieustannie przeszkadzał mu w diabelskich planach wsypania proszku do prania do pralki, na dodatek był całkowitym antytalentem technicznym - potrafił zniszczyć nawet toster - a jakimś cudem i tak wszystko mu wybaczano. A przy tym był taki nieogarnięty i uroczy - Jackson czasami miał ochotę się porzygać. A teraz Bambam zaczął jeszcze aspirować do wyglądania lepiej niż on. Ta zniewaga wymagała krwi!
Chęć mszczenia się przeszła do historii dokładnie w momencie, kiedy ponownie się zobaczyli. Jackson zdawał sobie sprawę, jak to brzmiało, ale nie umiał tego określić inaczej... Gdy tylko go spotkał po raz kolejny w jakże romantycznym miejscu, jakim był korytarz zapełniony śmierdzącymi adidasami, zrozumiał co się dzieje. Usłyszał muzykę - skrzypce czy inne dziadostwo zaczęło bez ostrzeżenia szarpać strunami - trele ptaków dobiegły do jego uszu przez kilka ścian betonu, a odór potu wydobywający się z butów przekształcił się w zapach porównywalny z Chanel No.5. Wtedy udało mu się uciec, jednak szybko pojął, iż w niczym to nie pomogło. Otoczenie zmieniało się za każdym pieprzonym razem, kiedy tylko zauważał Bambama. Skrzypce nie przestawały rzępolić, ptaki zawodzić, wszystko jechało jakimiś perfumami pozabieranymi z szafki matki. W momencie, gdy nawet hamburgery zaczęły pachnieć różami, doszedł do wniosku, że albo postąpi jak totalny kretyn, albo strzeli sobie w łeb.
Wybór był oczywisty.



>>



JB westchnął ciężko. Potrafił znieść istnienie naprawdę wielu rzeczy, wliczając w to fetysz stóp i nielubienie hip-hopu. Czasami starał się nawet zrozumieć istnienie ludzi propagujących skatologię. Nie umiał jedynie pojąć tylko jednej jedynej rzeczy - tego, co działo się w głowie Bambama po pocałowaniu przez Jacksona. Próbował, pół dormu było mu świadkiem, że próbował, ale równie dobrze mógłby usiłować przesunąć głaz śliną.
- Więc następnym razem nie dasz mu w mordę, kiedy cię pocałuje? - Mark z jakiegoś dziwnego powodu chciał słuchać o problemach psychicznych Bambama.
Siedzieli w trzech w salonie, w ukryciu przed Jacksonem ustalając plan działania. To znaczy Mark z młodym ustalali, Lider służył jedynie jako wzdychający dodatek estetyczny. 
- Nie. - Bambam pokręcił głową. - Nie chcę, żeby... On musi zrozumieć, że ja też...
- Ależ oczywiście, nie musisz się przejmować! - Mark znowu uśmiechnął się w ten wyrozumiale rzygogenny sposób.
- Zaraz... - JB wyprostował się. - Młody, skoro ty masz siedemnaście lat, a Jackson dwadzieścia, tooo... Czy to przypadkiem nie jest pedofilia?
Pilot przeleciał tuż obok jego głowy, cudem unikając zderzenia. Mark otrzepał dłonie i powrócił do głośnego deklarowania wsparcia dla Bambama. Zupełnie jakby wcale przed chwilą nie zamierzył się na życie Bogu Ducha winnego lidera.
- Więc jak mu o tym powiesz?
- Cóż... - Młody nie brzmiał zbyt pewnie. - Pójdę z nim na hamburgery - często tak robimy, nie będzie niczego podejrzewać - a kiedy przyjdzie odpowiedni moment...
Dalsza część utonęła w przepełnionym egzaltacją okrzyku Marka, który rzucił się na Bambama, by go przytulić w sposób, w jaki czynią to samice gibbonów chroniące potomstwo. JB schował twarz w dłoniach. Powiedziałby coś, ale obawiał się ponownego ataku ze strony rozentuzjazmowanego kolegi. Zgodził się na wzięcie udziału w tym wszystkim, więc nawet nie miał jak protestować. Mógł jedynie uczestniczyć w omawianiu przyszłego związku pary mieszkających z nim kolegów. Z których jeden był nieletni.
Policja, proszę przyjechać do GOT7...?



>>



Choć Mark wraz z liderem już dawno opuścili dorm, Bambam wciąż siedział na kanapie. Czekał na Jacksona, by zaproponować mu wypełnienia pierwszej części genialnego planu - wyjścia na hamburgery. "Przez żołądek do serca, a przez serce do gaci" - jak to ujął Mark. Chłopak wciąż nie mógł opędzić się od wrażenia, iż coś pójdzie nie tak. Niby wszystko przeanalizował, ale wciąż... Cały ten plan brzmiał świetnie wtedy, kiedy opracowywał go z Markiem - w rzeczywistości mogło nie pójść tak różowo. Nie przewidzieli w końcu ataku zombie, tsunami ani istnienia dziewczyny Jacksona. Mark uważał, że te opcje nie wchodzą w grę, jednak...
- Nie musisz się przejmować, przecież to nie są oświadczyny.
Podskoczył, wyrwany z zamyślenia. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nikogo nie dostrzegł. Głos dobiegał znikąd. Przełknął ślinę i podciągnął nogi na kanapę. Dotąd zdążył przestać wierzyć w potwory spod łóżka; możliwości istnienia tych spod sofy nie brał pod uwagę.
- W gruncie rzeczy mógłbyś jednak wstać, bo nie wyjdę.
Znowu ten głos. Bambam wychylił się, żeby sprawdzić, czy za uchylonymi drzwiami nie skrywa się jakiś średniej jakości żartowniś, ale nikogo nie zauważył. Odetchnął głęboko. Może Mark dosypał mu czegoś do jedzenia na dodanie odwagi?
- Mówię poważnie... DUSZĘ SIĘ, KURWA!
Bambam zeskoczył z mebla, rozglądając się nerwowo. Gdy spod kanapy w jego stronę wysunęła się jakaś blada dłoń, zaczął wrzeszczeć. Wynurzające się kolejno części ciała jedynie wspomagały go w biciu rekordu Guinnessa na najgłośniejszy krzyk. Przynajmniej dopóki nie wyłoniła się również głowa.
- Borze szumiący, młody - parsknął Jackson. - Ciesz się, że nikogo nie ma, bo jeszcze zadzwoniliby po wsparcie artyleryjskie.
- CO TY TU ROBISZ?! - Bambam odskoczył, uderzając głową o pobliski stolik na kawę. - Jak ty się tu znalazłeś?!
Wargi Jacksona ułożyły się w przeciągłym, złośliwym uśmiechu. Wyszedł spod kanapy, krzywiąc się niemiłosiernie, co zepsuło nieco efekt, ale po chwili, gdy usiadł po turecku naprzeciwko chłopaka, znowu wydawał się kontrolować sytuację.
- Mój drogi, musisz kiedyś wreszcie zrozumieć, że mój słynny intelekt nie jest jedynie kwestią wizerunkową. - Odgarnął włosy wystudiowanym gestem. - Wszystko słyszałem.
Bambamowi odebrało mowę. Był totalnie oszołomiony - nie wiedział tylko, czy bardziej z powodu nagłego zwiastowania Jacksona, czy...
- Powinieneś się cieszyć, że wszystko słyszałem. Mimo wszystko oszczędziłem nam czasu. - Jackson zmierzył go pełnym politowania wzrokiem. - Co to za podchody? Myślałem, że pocałunki są dostatecznym znakiem, iż mi się podobasz.
Cisza. Odgłosy miasta niespodziewanie odeszły w niebyt, pozostawiając w głowie Bambama jedynie dudniący "Crayon" G-Dragona. Chłopak nie był do końca pewien, co Bóg próbuje mu powiedzieć przez taki dobór repertuar, ale nie zamierzał narzekać.
- Więc... Cóż...
Jackson odetchnął ciężko.
- Miałem chwilę, nawet całkiem długą, i przećwiczyłem ten tekst parę razy, więc masz paść z powodu mojej elokwencji. - Odgiął palce. - Pozwól mi się zastanowić... Nasz ulubiony fast food to najlepszy lokal we wszechświecie, a ty chcesz mnie do niego zaprosić. Co więcej, pracuje tam przezajebista kelnerka, której widok w razie czego zrekompensuje mi twoje beznadziejne towarzystwo.
Bambam otworzył usta.
- B e z n a d z i e j n e?!
- Nie przerywaj mi! - Uniósł dłoń. - Podobasz mi się i oczywiście nie miałbym nic przeciwko wyjściu z tobą, ale musisz wiedzieć, że robię to tylko ze względu na twój wygląd.
Chłopak nadal nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Jackson kpił sobie z niego, żartował czy mówił serio? Czy w takim razie bezsensownie wziął to wszystko na poważnie? Czy...?
- Jednak naprawdę jesteś beznadziejny! - żachnął się Jackson, podnosząc się z miejsca. - Wcale nie chodzi o twój wygląd - zwyczajnie pragnę zapoznać się z twoim zajebistym gustem, o którego istnienie nawet cię nie podejrzewałem!
Podał młodemu rękę. Gdy ten również wstał, objął go władczo. Uśmiechnął się ten charakterystyczny łobuzerski sposób, który nadawał mu wygląd obalającego drugą butelkę rumu pirata, po czym znienacka go pocałował. Tym razem Bambam ani myślał uciekać.

13 komentarzy:

  1. Dlaczego znowu płaczę ze śmiechu? XDDDD Jackson dosłownie taki jak go widzę omo @w@

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się, powalającym komediom mówię tak <3 zwłaszcza z got7 :^D mark jako przesłodka mama i jb dureń omo kocham <3 może przemyślisz kiedyś markson? A może coś z vixx? Dzięki za ksztuszenie się przy jacksonoe wychodzącym spod łóżka xd a bambam i hamburgery kompletnie mnie rozczulił <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. VIXX mam w planach od tyyyluuuu miesięcy, że chyba powinnam ich dodać do listy płodzonych. Markson... cóż... To jeden z moich bardziej lubianych pairingów, ale wątpię, bym stworzyła cokolwiek z nimi do końca listopada (zawalone terminy ;___;).

      Usuń
    2. Boże nawet nie wiesz jak się cieszy moje serduszko na te słowa ♥ markson od ciebie to byłoby coś wspaniałego, także czekam z utęsknieniem ♥ mam tylko nadzieję, że nie będzie to angst ouo co do vixx....niecierpliwość to trudna rzecz xdxd będę miała na co czekać ♥ a zdradzisz może pairing?

      Usuń
    3. Szczerze mówiąc, jeszcze nie mam pojęcia XD
      Stworzyłam jakieś zalążki fabuły, ale wciąż nie potrafię wybrać konkretnego pairingu. Masz może jakieś specjalne życzenie?

      Usuń
    4. Oh navinavinavinavinavi proszę proszę ♥ a jak potrzebujesz jakiś pobocznych albo navi (oby nie) nie pasuje do fabuły, to keo albo hyukbin ♥ *modli się o navi i nieangst*

      Usuń
  3. Jackson w roli zidiociałego potwora spod sofy, cierpiącego na samouwielbienie stopnia pozaskalowego... ♥ i moje kochane Bambamiątko, moje nie rozgarnięte słoneczko ♥ i rozterki młodego lidera na dokładkę, no jak tego nie kochać??

    OdpowiedzUsuń
  4. Pedofilia w Polsce jest do 15 roku życia, a w azji od 12-14...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w korei legalne jest uprawianie sexu z 13latkiem.

      Usuń
    2. w Korei konkretnie od 13.
      tylko jakie to ma znaczenie?

      Usuń
    3. sry, nie pokazało mi nowego komentarza, w którym uściślasz.

      Usuń
    4. Bo gdzieś w tekscie kroś mówił, że z 17 to molestowanie :D

      Usuń
    5. to miał być żart, chyba nie wyszło :<

      Usuń