Pairing: bardzo
smutny HunHan i jeszcze smutniejszy Taoris
Ostrzeżenia: przekleństwa,
narkotyki, jakieś tam wzmianki o seksach - nihil novum
O
kurwa: Może wspólnie poudajemy, że ostatniego rozdziału
wcale nie było w grudniu?
Obudziło
mnie brutalne dźgnięcie pod żebra. Twarz Sehuna pojawiła się
przede mną, zanim wydałem pierwszy przepełniony bólem jęk.
Chłopak w ogóle nie wyglądał na przejętego. Po
prostu patrzył, w jego oczach nie dostrzegłem żadnych emocji.
Wyglądał niemal dokładnie tak jak w dniu, kiedy się poznaliśmy.
Zimny, niewzruszony i obcy. Nie sądziłem, że będę musiał go
oglądać takiego po... wczoraj. Myślałem, że coś się zmieni,
że...
Parsknął nagłym, gwałtownym śmiechem. Gdy odsunął głowę, nie było w nim już nic przerażającego. Wciąż się uśmiechał się.
Parsknął nagłym, gwałtownym śmiechem. Gdy odsunął głowę, nie było w nim już nic przerażającego. Wciąż się uśmiechał się.
-
Jesteś miękki. - Usadowił się na moim brzuchu.
- A ty ciężki.
Prychnął jak rozdrażniony kot, nawet podobnie zmrużył oczy.
- Nic nie poradzę, że mój mózg waży aż tyle.
- Jaki mózg...?
Zasłonił mi usta dłonią.
- Udam, że tego nie słyszałem.
Zeskoczył ze mnie, zabrał rzeczy i wyszedł do łazienki. Westchnąłem ciężko. Męczący. Tak, zdecydowanie taki był. Nic się nie zmieniło. No może jedynie pokłady mojej cierpliwości – trochę się zmniejszyły. Z drugiej strony nie mogłem być hipokrytą i narzekać. Gdybym szukał porządnej roboty dającej satysfakcję i rezultaty, nie biegałbym za Sehunem, tylko zostałbym seryjnym mordercą.
- A ty ciężki.
Prychnął jak rozdrażniony kot, nawet podobnie zmrużył oczy.
- Nic nie poradzę, że mój mózg waży aż tyle.
- Jaki mózg...?
Zasłonił mi usta dłonią.
- Udam, że tego nie słyszałem.
Zeskoczył ze mnie, zabrał rzeczy i wyszedł do łazienki. Westchnąłem ciężko. Męczący. Tak, zdecydowanie taki był. Nic się nie zmieniło. No może jedynie pokłady mojej cierpliwości – trochę się zmniejszyły. Z drugiej strony nie mogłem być hipokrytą i narzekać. Gdybym szukał porządnej roboty dającej satysfakcję i rezultaty, nie biegałbym za Sehunem, tylko zostałbym seryjnym mordercą.
***
Zacisnął
dłoń na mojej, kiedy weszliśmy do stołówki. To było
szczeniackie, nierozsądne i absolutnie przecudowne. Próbowałem
odszukać wzrokiem Minho, ale chyba urodziłem się pod wyjątkowo
tępo szczęśliwą gwiazdą, bowiem mężczyzny nie było na
sali.
Sehun spojrzał na mnie z ukosa, źle odczytując zaniepokojenie.
Sehun spojrzał na mnie z ukosa, źle odczytując zaniepokojenie.
-
Boisz się, że znowu cię pobiją, pedale? - parsknął.
Wywróciłem oczami.
- Wielu ludzi chodzi za rękę.
Sehun natychmiast wyplątał palce z moich.
- Ja nie.
Westchnąłem z rozbawieniem przemieszanym z irytacją. Obraził się? Seriously? Kto by pomyślał, że nagłe otworzenie się przede mną wyzwoli w nim tak kapryśne instynkty. Nie, żeby wcześniej był miły, potulny i zdatny do życia.
- Ej, papugi! - Tao wstał od stołu, żeby zwrócić naszą uwagę. Kris jedynie pomachał.
Odebraliśmy z blatu miski z fascynującą glutowatą substancją, nazywaną w tym ośrodku „mlekiem”, i dołączyliśmy do ich stolika.
- Dlaczego „papugi”...?
- Macie cudowne odrosty. - Tao przechylił się przez stół, by potarmosić włosy Sehuna.
- Spierdalaj – syknął mój ideał chłopaka.
- Long time no see, tęskniłem za tym!
- Nie widziałeś ich od kolacji. - Kris nawet nie podniósł oczu znad książki. Widok jej tytułu: „Biologia molekularna” skutecznie zniechęcił mnie do zapytania o treść.
- Co z tego? I tak się stękniłem!
Wiedziałem, że robił to tylko po to, by jeszcze bardziej zirytować już podminowanego Sehuna, jednak wciąż mnie to bawiło. W gruncie rzeczy wszystko, co polegało na drażnieniu chłopaka doprowadzało mnie do śmiechu. Przynajmniej dopóki główni zainteresowani nie obrócili się w moim kierunku.
- A ty co się szczerzysz? - warknął Sehun.
- Nic specjalnego, po prostu jesteś prześmieszny.
- Odpierol się.
Jasne, czyli absolutnie wszystko wróciło do normy.
Wywróciłem oczami.
- Wielu ludzi chodzi za rękę.
Sehun natychmiast wyplątał palce z moich.
- Ja nie.
Westchnąłem z rozbawieniem przemieszanym z irytacją. Obraził się? Seriously? Kto by pomyślał, że nagłe otworzenie się przede mną wyzwoli w nim tak kapryśne instynkty. Nie, żeby wcześniej był miły, potulny i zdatny do życia.
- Ej, papugi! - Tao wstał od stołu, żeby zwrócić naszą uwagę. Kris jedynie pomachał.
Odebraliśmy z blatu miski z fascynującą glutowatą substancją, nazywaną w tym ośrodku „mlekiem”, i dołączyliśmy do ich stolika.
- Dlaczego „papugi”...?
- Macie cudowne odrosty. - Tao przechylił się przez stół, by potarmosić włosy Sehuna.
- Spierdalaj – syknął mój ideał chłopaka.
- Long time no see, tęskniłem za tym!
- Nie widziałeś ich od kolacji. - Kris nawet nie podniósł oczu znad książki. Widok jej tytułu: „Biologia molekularna” skutecznie zniechęcił mnie do zapytania o treść.
- Co z tego? I tak się stękniłem!
Wiedziałem, że robił to tylko po to, by jeszcze bardziej zirytować już podminowanego Sehuna, jednak wciąż mnie to bawiło. W gruncie rzeczy wszystko, co polegało na drażnieniu chłopaka doprowadzało mnie do śmiechu. Przynajmniej dopóki główni zainteresowani nie obrócili się w moim kierunku.
- A ty co się szczerzysz? - warknął Sehun.
- Nic specjalnego, po prostu jesteś prześmieszny.
- Odpierol się.
Jasne, czyli absolutnie wszystko wróciło do normy.
***
-
Gdzie masz w takim razie te narkotyki? - Kris założył parę
podebranych z kuchni gumowych rękawiczek.
- W sumie... nie mam pojęcia.
Sięgnąłem dłonią, by podrapać się po głowie, lecz chłopak uniemożliwił mi to, unieruchamiając nadgarstek.
- Przede wszystkim nie dotykaj siebie. Włosy albo naskórek mogą przejść na rękawiczkę, stamtąd na paczuszkę i leżymy.
Skinąłem bez przekonania głową. Odkąd podczas obiadu przypadkowo wspomniałem mu o dragach, nie dawał mi spokoju. Najpierw się zirytował, że nic o tym nie wiedział, potem przypomniał sobie, kim jest Lay, by wreszcie dojść do wniosku, iż musimy się pozbyć materiału dowodowego. Podszedł do tego tak przygotowany, że obiecałem sobie, iż jeśli rozpocznę świetlaną karierę Waltera White'a, mianuję Krisa naczelnym asystentem.
- Posłuchaj – próbowałem go opanować – tam i tak są odciski z połowy poprawczaka, nie ma sensu, żebyśmy...
Wyprostował się z godnością i powrócił do bezceremonialnego przeszukiwania pokoju. Zupełnie jakbym był jedynie irytującym, lecz niezbędnym elementem tła. Niewyłączalnymi poradami podczas gry. Chyba zraniłem jego uczucia.
- W sumie... nie mam pojęcia.
Sięgnąłem dłonią, by podrapać się po głowie, lecz chłopak uniemożliwił mi to, unieruchamiając nadgarstek.
- Przede wszystkim nie dotykaj siebie. Włosy albo naskórek mogą przejść na rękawiczkę, stamtąd na paczuszkę i leżymy.
Skinąłem bez przekonania głową. Odkąd podczas obiadu przypadkowo wspomniałem mu o dragach, nie dawał mi spokoju. Najpierw się zirytował, że nic o tym nie wiedział, potem przypomniał sobie, kim jest Lay, by wreszcie dojść do wniosku, iż musimy się pozbyć materiału dowodowego. Podszedł do tego tak przygotowany, że obiecałem sobie, iż jeśli rozpocznę świetlaną karierę Waltera White'a, mianuję Krisa naczelnym asystentem.
- Posłuchaj – próbowałem go opanować – tam i tak są odciski z połowy poprawczaka, nie ma sensu, żebyśmy...
Wyprostował się z godnością i powrócił do bezceremonialnego przeszukiwania pokoju. Zupełnie jakbym był jedynie irytującym, lecz niezbędnym elementem tła. Niewyłączalnymi poradami podczas gry. Chyba zraniłem jego uczucia.
***
Znaleźliśmy
saszetkę dopiero po wieczornych zajęciach, kilkanaście minut przed
ciszą nocną. Sehun odmówił jakiejkolwiek pomocy i polazł na fajkę.
Kris zapakował dragi w
jeszcze jedną torbę. Wcale nie wyglądało to podejrzanie.
Absolutnie. Gdybyśmy byli bohaterami któregoś z uwielbianego
przeze mnie seriali, obstawiałbym, iż postać Krisa jest
skorumpowanym, działającym przeciwko mojej tajniakiem. W prawdziwym
życiu nie mogłem tak zrobić. A przynajmniej nie chciałem.
Kiedy opuściliśmy piętro, by przenieść dragi do pokoju Taorisa, zrobiło się jeszcze gorzej. Z trudem przemknęliśmy niezauważenie obok patrolującego korytarz nauczyciela, by niemalże wpaść na D.O. Oczywiście wraz z jego nieodłączną gwardia przyboczną.
Kiedy opuściliśmy piętro, by przenieść dragi do pokoju Taorisa, zrobiło się jeszcze gorzej. Z trudem przemknęliśmy niezauważenie obok patrolującego korytarz nauczyciela, by niemalże wpaść na D.O. Oczywiście wraz z jego nieodłączną gwardia przyboczną.
-
O, siema, Luhan. - Czy on w ogóle znał inne powitania? - Akurat o
tobie rozmawialiśmy.
Przełknąłem ślinę, prostując się nienaturalnie. Kris nie stanowił żadnego wsparcia – no może poza werbalnym. Pierdoleni pacyfiści, wszyscy powinni być przymusowo wcielani do wojska. Tak, w takich momentach mentalnie popierałem Kim Jong Una.
- O mnie? - zapytałem, starając nadać głosowi luzacki ton. - Naprawdę jestem aż tak absrobujący? A co z innymi tematami? Dzisiejsze zajęcia, bójki, kobiety?
Kącik ust D.O uniósł się jedynie w parodii uśmiechu.
- Co powiesz na romantyczne rendez-vous, Luhan? Możemy też zaprosić Sehuna.
Stojąca za nim mugolska wersja Śmierciożerców zarechotała cicho. Prawdziwi buntownicy – nie bali się wyśmiewać i grozić innych, byleby tylko przypadkiem nie usłyszał tego nauczyciel.
Próbowałem powstrzymać rumieniec, który nadawał mojej twarzy kolor świeżej zupy pomidorowej. A więc wiedzieli. Zajebiście.
- Nie trzeba – nie zamierzałem dać się zgnoić. - Mam nadzieję, że podołasz w pojedynkę.
Tym razem to Kris parsknął. Szybko złapałem go za łokieć i pociągnąłem wzdłuż korytarza. Nikt nas nie powstrzymał.
Przełknąłem ślinę, prostując się nienaturalnie. Kris nie stanowił żadnego wsparcia – no może poza werbalnym. Pierdoleni pacyfiści, wszyscy powinni być przymusowo wcielani do wojska. Tak, w takich momentach mentalnie popierałem Kim Jong Una.
- O mnie? - zapytałem, starając nadać głosowi luzacki ton. - Naprawdę jestem aż tak absrobujący? A co z innymi tematami? Dzisiejsze zajęcia, bójki, kobiety?
Kącik ust D.O uniósł się jedynie w parodii uśmiechu.
- Co powiesz na romantyczne rendez-vous, Luhan? Możemy też zaprosić Sehuna.
Stojąca za nim mugolska wersja Śmierciożerców zarechotała cicho. Prawdziwi buntownicy – nie bali się wyśmiewać i grozić innych, byleby tylko przypadkiem nie usłyszał tego nauczyciel.
Próbowałem powstrzymać rumieniec, który nadawał mojej twarzy kolor świeżej zupy pomidorowej. A więc wiedzieli. Zajebiście.
- Nie trzeba – nie zamierzałem dać się zgnoić. - Mam nadzieję, że podołasz w pojedynkę.
Tym razem to Kris parsknął. Szybko złapałem go za łokieć i pociągnąłem wzdłuż korytarza. Nikt nas nie powstrzymał.
***
Z
rozbawieniem obserwowałem Tao entuzjastycznie przedstawiającego
Krisa swojej matce. Kobieta nie wyglądała na zbyt zdziwioną – na
pewno zdążyła już o nim usłyszeć. Zresztą chyba nawet ona
uważała fakt, iż jej synek zamordował jakiegoś dzieciaka za
nieco ważniejszy od tego, że od dziewczynek woli chłopców.
Jej całkowite przeciwieństwo stanowił Kris, którego policzki płonęły jak
pochodnie. Opanowanie eleganckiej matki Tao zdawało się
krępować go jeszcze bardziej. Prawdopodobnie podobnie jak wszyscy
wyobrażał sobie ją jako jakąś niezrównoważoną dzikuskę, nie
wystylizowaną bizneswoman z krwistoczerwoną szminką na ustach.
Uniosłem
kciuk, próbując okazać ukradkiem Krisowi jakiekolwiek wsparcie,
ale nie wyglądał na przekonanego. Cóż, też bym nie był.
Przeniosłem wzrok na drugą stronę sali, gdzie znajdowali się Sehun z ojcem. Chłopak siedział sztywny i wyprostowany, niemalże jakby rozmowa była dla niego dyskomfortem. Dzięki bogom, zarówno ja jak i jego ojciec doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że tak nie było. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Rozłożyłem się na krześle. Moi rodzice mieli zaraz wejść. Dzisiejsze odwiedziny były wyjątkowo wyluzowane, tak naprawdę nikt ich nie wyczekiwał. Wydali już przepustki – za kilka dni mieliśmy się rozjechać po domach. "Powrót do domu" - brzmiało to równie surrealistycznie jak prawdopodobnie również i było.
Przeniosłem wzrok na drugą stronę sali, gdzie znajdowali się Sehun z ojcem. Chłopak siedział sztywny i wyprostowany, niemalże jakby rozmowa była dla niego dyskomfortem. Dzięki bogom, zarówno ja jak i jego ojciec doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że tak nie było. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Rozłożyłem się na krześle. Moi rodzice mieli zaraz wejść. Dzisiejsze odwiedziny były wyjątkowo wyluzowane, tak naprawdę nikt ich nie wyczekiwał. Wydali już przepustki – za kilka dni mieliśmy się rozjechać po domach. "Powrót do domu" - brzmiało to równie surrealistycznie jak prawdopodobnie również i było.
Wreszcie
pojawili się szlachetni dawcy mojego życia. Wyglądali na jeszcze
bardziej pogodzonych z losem niż poprzednio. Chyba skupili się na
odliczaniu dni do mojego wypuszczenia zamiast na rozpaczaniu. Chwała
im za to.
Rozmawialiśmy niezobowiązująco, w sumie po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem właściwie o czym im mówić. Do niektórych tematów nie mogłem tutaj publicznie nawet nawiązywać, jeszcze innych w ogóle nie chciałem poruszać. Wyczuli to, ale nie naciskali.
W pewnym momencie się rozluźniłem, atmosfera się polepszyła, przy wszystkich stolikach ludzie zaczęli się śmiać i żartować. Jakby wszyscy w tym samym czasie załapali, że zaraz ich tu nie będzie, że na kilka dni wrócą do domu, by...
Zastygłem, gdy drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stali w nich rodzice Krisa. Rzuciłem zaniepokojone spojrzenie na chłopaka, którego roześmiana twarz stężała i zbladła. Podniósł się od stołu, skłonił matce Tao i sztywnym krokiem się do nich zbliżył. Tamci jedynie zmierzyli od stóp do głów rozwalonego na blacie Tao, jego rodzicielkę – kobieta odpowiedziała im równie ostrym spojrzeniem – po czym bez słowa zajęli miejsca.
Kris był jedynym wychowankiem, który mógł nie wyjechać na przepustkę. Wszystko zależało od jego popierdolonych rodziców. Zacisnąłem pod stołem kciuki. Nic więcej nie mogłem zrobić.
Rozmawialiśmy niezobowiązująco, w sumie po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem właściwie o czym im mówić. Do niektórych tematów nie mogłem tutaj publicznie nawet nawiązywać, jeszcze innych w ogóle nie chciałem poruszać. Wyczuli to, ale nie naciskali.
W pewnym momencie się rozluźniłem, atmosfera się polepszyła, przy wszystkich stolikach ludzie zaczęli się śmiać i żartować. Jakby wszyscy w tym samym czasie załapali, że zaraz ich tu nie będzie, że na kilka dni wrócą do domu, by...
Zastygłem, gdy drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stali w nich rodzice Krisa. Rzuciłem zaniepokojone spojrzenie na chłopaka, którego roześmiana twarz stężała i zbladła. Podniósł się od stołu, skłonił matce Tao i sztywnym krokiem się do nich zbliżył. Tamci jedynie zmierzyli od stóp do głów rozwalonego na blacie Tao, jego rodzicielkę – kobieta odpowiedziała im równie ostrym spojrzeniem – po czym bez słowa zajęli miejsca.
Kris był jedynym wychowankiem, który mógł nie wyjechać na przepustkę. Wszystko zależało od jego popierdolonych rodziców. Zacisnąłem pod stołem kciuki. Nic więcej nie mogłem zrobić.
***
Sehun
oczywiście siedział na dachu. Nie udało mi się porozmawiać ani z
Krisem, ani z Tao – moi rodzice musieli jechać wcześniej niż
ich. Martwiłem się, jednak nie zamierzałem przesadzać. Nie tym
razem. Musiałem nauczyć się reagować odpowiednio do sytuacji,
zamiast dostawać ataku histerii. Nie chciałem zejść na serce
przed dostaniem pierwszej emerytury.
Panika pojawiła się później, kiedy ujrzałem Sehuna stojącego na murku, tuż na samym końcu dachu. Zachwiałem się, chciałem jednocześnie zemdleć i ratować idiotę, dopóki nie zauważyłem z jaką lekkością się porusza. Nie było w tym nic z szaleństwa ani suicydalnego napadu. Po prostu chodził po murku. Na którym jeden krok mógł przesądzić o życiu i śmierci. Nic specjalnego.
Miałem ochotę ściągnąć go stamtąd i potrząsać tak długo, aż wszystkie klepki wskoczyłyby mu z powrotem na miejsce. Nie wiedziałem, czy ogarnęło go szaleństwo, czy nagle zapragnął zostać superbohaterem-ryzykantem, lecz byłem pewien, iż gdyby Spiderman przypadkiem był martwy, niechybnie przewróciłby się w grobie, widząc taką nieostrożność.
Panika pojawiła się później, kiedy ujrzałem Sehuna stojącego na murku, tuż na samym końcu dachu. Zachwiałem się, chciałem jednocześnie zemdleć i ratować idiotę, dopóki nie zauważyłem z jaką lekkością się porusza. Nie było w tym nic z szaleństwa ani suicydalnego napadu. Po prostu chodził po murku. Na którym jeden krok mógł przesądzić o życiu i śmierci. Nic specjalnego.
Miałem ochotę ściągnąć go stamtąd i potrząsać tak długo, aż wszystkie klepki wskoczyłyby mu z powrotem na miejsce. Nie wiedziałem, czy ogarnęło go szaleństwo, czy nagle zapragnął zostać superbohaterem-ryzykantem, lecz byłem pewien, iż gdyby Spiderman przypadkiem był martwy, niechybnie przewróciłby się w grobie, widząc taką nieostrożność.
-
Skończyłeś już? - nie zdzierżyłem.
Zeskoczył z murka, obdarzając mnie radosnym uśmiechem. Próbowałem zgromić go wzrokiem, lecz uległem totalnie, gdy wyciągnął fajki. To by było na tyle, jeżeli mówimy o konsekwencji.
Paliliśmy w milczeniu. Sehun chyba czekał, aż zacznę mówić. Nie zacząłem.
- Zastanawiałem się – odezwał się wreszcie – co zamierzasz z tym zrobić. W sensie... ze mną. - Uniosłem brwi, ale mu nie przerwałem. - I nie wymyślaj sobie niczego, chodzi mi o ten czas, kiedy będziemy na wolności. W zasadzie obaj mieszkamy w Seulu, więc... W razie czego mógłbym mieć dla ciebie trochę czasu.
Powstrzymałem uśmiech. Oczywiście. Sehun nie mógł po prostu powiedzieć: „chcę się z tobą zobaczyć”, musiał zaznaczyć, iż to JA tego pragnę, a on ŁASKAWIE może poświęcić mi kilka chwil swojego cennego czasu. Co z tego, że prawdopodobnie poza poprawczakiem nie miał żadnych znajomych. Zresztą w ośrodku też w sumie nikt go nie lubił.
Czy chciałem się z nim spotkać podczas przepustki? Z pewnością. Nie pragnąłem niczego bardziej niż porozmawiania, bycia z nim na neutralnym gruncie. Bez całej tej karnej otoczki, ciszy nocnych, ukrywania się przed popieprzonymi kryminalistami. I bez Minho wiszącego nam nad głowami.
No i musiałem przedstawić go Amber. Mimo tak długiej rozłąki wciąż traktowałem ją jak zwierzchnika. Przyjaciółkę, zajebistą przyjaciółkę, ale jednak szefową, która znała się na wszystkim lepiej ode mnie. Także na facetach. Po prostu potrzebowałem jej pomocy. Książki Kaia rozwiały wiele moich wątpliwości, lecz tak naprawdę niewiele pomogły. Nie umiałem jeszcze właściwie rozmawiać z Sehunem, nie potrafiłem...
- Powiedz coś.
Nagle zorientowałem się, że jego twarz pojawiła się niebezpiecznie blisko mojej. Biła od niego jakaś dziwna determinacja, całkowicie porzucił pseudowyluzowaną pozę. Nie wiedziałem, czy przestałem go słuchać, czy zamilkł w momencie, gdy skupiłem się na sobie. Inaczej mówiąc, po prostu wpatrywałem się w niego jak pozbawiony mózgu kretyn.
- Coś bardzo dzisiaj zimno – rzuciłem na próbę niezobowiązujący komentarz.
Nie powiodła się.
Zeskoczył z murka, obdarzając mnie radosnym uśmiechem. Próbowałem zgromić go wzrokiem, lecz uległem totalnie, gdy wyciągnął fajki. To by było na tyle, jeżeli mówimy o konsekwencji.
Paliliśmy w milczeniu. Sehun chyba czekał, aż zacznę mówić. Nie zacząłem.
- Zastanawiałem się – odezwał się wreszcie – co zamierzasz z tym zrobić. W sensie... ze mną. - Uniosłem brwi, ale mu nie przerwałem. - I nie wymyślaj sobie niczego, chodzi mi o ten czas, kiedy będziemy na wolności. W zasadzie obaj mieszkamy w Seulu, więc... W razie czego mógłbym mieć dla ciebie trochę czasu.
Powstrzymałem uśmiech. Oczywiście. Sehun nie mógł po prostu powiedzieć: „chcę się z tobą zobaczyć”, musiał zaznaczyć, iż to JA tego pragnę, a on ŁASKAWIE może poświęcić mi kilka chwil swojego cennego czasu. Co z tego, że prawdopodobnie poza poprawczakiem nie miał żadnych znajomych. Zresztą w ośrodku też w sumie nikt go nie lubił.
Czy chciałem się z nim spotkać podczas przepustki? Z pewnością. Nie pragnąłem niczego bardziej niż porozmawiania, bycia z nim na neutralnym gruncie. Bez całej tej karnej otoczki, ciszy nocnych, ukrywania się przed popieprzonymi kryminalistami. I bez Minho wiszącego nam nad głowami.
No i musiałem przedstawić go Amber. Mimo tak długiej rozłąki wciąż traktowałem ją jak zwierzchnika. Przyjaciółkę, zajebistą przyjaciółkę, ale jednak szefową, która znała się na wszystkim lepiej ode mnie. Także na facetach. Po prostu potrzebowałem jej pomocy. Książki Kaia rozwiały wiele moich wątpliwości, lecz tak naprawdę niewiele pomogły. Nie umiałem jeszcze właściwie rozmawiać z Sehunem, nie potrafiłem...
- Powiedz coś.
Nagle zorientowałem się, że jego twarz pojawiła się niebezpiecznie blisko mojej. Biła od niego jakaś dziwna determinacja, całkowicie porzucił pseudowyluzowaną pozę. Nie wiedziałem, czy przestałem go słuchać, czy zamilkł w momencie, gdy skupiłem się na sobie. Inaczej mówiąc, po prostu wpatrywałem się w niego jak pozbawiony mózgu kretyn.
- Coś bardzo dzisiaj zimno – rzuciłem na próbę niezobowiązujący komentarz.
Nie powiodła się.
-
Ja pierdolę, co to w ogóle za odpowiedź?! - Złapał mnie za
koszulkę. - Przestań udawać głupiego! - Moje całkowicie szczere
i równie bezmyślne oblicze jedynie go zdezorientowało. Puścił
mnie, robiąc kilka kroków w tył. - Jezus Maria, ty nie udajesz.
- A czego ty się spodziewałeś?! - burknąłem, idiotycznie oburzony.
- Że jesteś podwójnym agentem i tak naprawdę tylko ukrywasz inteligencję za fasadą ignorancji?
Zwątpiłem.
- Nawet przez chwilę tak nie myślałeś.
Bez słowa pstryknął mnie w nos. Zapiekło. Chciałem mu oddać, jednak bez żadnego wysiłku zablokował moją dłoń. Chyba nie miałem sił ani ochoty, by z nim walczyć. Poddałem się.
- Masz rację – zgodził się. - Nawet przez sekundę.
Skrzywiłem się przesadnie, ale kiedy nie odpowiedział w podobnym tonie, poczułem się nieswojo. Przełknąłem ślinę.
- To źle?
Jego twarz natychmiast się rozjaśniła. Uniósł moją rękę, by pocałować kawałek mojego środkowego paliczka. Zupełnie bez związku przypomniałem sobie, że był to palec obrączkowy. Fascynujące, jak wiele szkolnych informacji przypominałem sobie w momentach, kiedy powinienem rozkoszować się chwilą.
- Absolutnie nie.
- A czego ty się spodziewałeś?! - burknąłem, idiotycznie oburzony.
- Że jesteś podwójnym agentem i tak naprawdę tylko ukrywasz inteligencję za fasadą ignorancji?
Zwątpiłem.
- Nawet przez chwilę tak nie myślałeś.
Bez słowa pstryknął mnie w nos. Zapiekło. Chciałem mu oddać, jednak bez żadnego wysiłku zablokował moją dłoń. Chyba nie miałem sił ani ochoty, by z nim walczyć. Poddałem się.
- Masz rację – zgodził się. - Nawet przez sekundę.
Skrzywiłem się przesadnie, ale kiedy nie odpowiedział w podobnym tonie, poczułem się nieswojo. Przełknąłem ślinę.
- To źle?
Jego twarz natychmiast się rozjaśniła. Uniósł moją rękę, by pocałować kawałek mojego środkowego paliczka. Zupełnie bez związku przypomniałem sobie, że był to palec obrączkowy. Fascynujące, jak wiele szkolnych informacji przypominałem sobie w momentach, kiedy powinienem rozkoszować się chwilą.
- Absolutnie nie.
***
Rodzice
Krisa nie zgodzili się na przyjęcie go do domu. Całą dwutygodniową
przepustkę miał spędzić sam w poprawczaku. Ponoć zawsze tak się
kończyło – jeżeli była to prawda,
chłopak za każdym razem przeżywał tak samo.
Siedzieliśmy w milczeniu, skupieni na własnych talerzach. Kris w ogóle się nie odzywał. Jadł powoli i elegancko, jak zawsze, ale nie było w tym nic z opanowania, które dotąd mu towarzyszyło. Wyglądał raczej jakby za wszelką cenę, wręcz desperacko starał się utrzymywać pozory spokoju, żeby nie wpaść w histerię. Siedzący obok Tao chyba też to zauważył – nieustannie rzucał mu zaniepokojone spojrzenia, ale także milczał. Nawet Sehun nikogo nie zaczepiał.
Pierwszy wstałem od stołu. Nie mogłem znieść tej ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć, próby pocieszania w tej sytuacji wypadłyby co najwyżej żałośnie.
Ledwo opuściłem stołówkę, a już poczułem uderzenie z tyłu głowy. Odwróciłem się momentalnie, gotowy do kontrataku. Pieprzony poprawczak przynajmniej w tym sensie mnie zahartował, zacząłem odruchowo reagować agresją na agresję. Przynajmniej dopóki nie zobaczyłem napastnika.
- Zastanawiałem się ostatnio, jak ci idzie. - Minho uśmiechnął się szeroko.
Ogarnęły mnie mdłości. Cofnąłem się chwiejnie, moje plecy natrafiły na ścianę. Wybitna strategia ucieczki, panie Luhan. Gdybym miał jeszcze przypadkiem moc przenikania przez beton, byłaby prawie inteligentna.
- Jak mi idzie? - powtórzyłem, modląc się o utrzymanie stałości głosu. - W sensie co?
Zbliżył się niebezpiecznie, wciąż nie przestając się uśmiechać. Był wkurwiony, wkurwiony bardziej niż Sauron, kiedy odjebali mu palec z Pierścieniem, ale próbował utrzymać pozory. Ewentualnie mnie przestraszyć. Jeżeli chodziło o to drugie, jak na razie wychodziło mu doskonale.
- Pamiętasz może jeszcze, o czym rozmawialiśmy jakiś czas temu? - zapytał słodko.
- To znaczy oczekujesz, że będę kojarzył, co pieprzyłeś, kiedy twoje ręce zaciskały się na moim gardle? - odparowałem bezczelnie.
Jego brwi zmarszczyły się, nadając mu niepokojąco dzikiego wyglądu. Ale po chwili uśmiech znowu powrócił na swoje miejsce. Miałem wrażenie, że moje serce przekroczyło jakąś dopuszczalną norme uderzeń na sekundy.
- Dokładnie, wspaniale, że to pamiętasz. - Poprawił czapkę. - Czy muszę się powtarzać?
W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak zgrywanie idioty. Nie, żebym robił to na co dzień.
- Ale że o czym ty mówisz?
Na moment dostrzegłem zdziwienie w jego oczach, które jednak szybko przerodziło się w gniew. Nie mógł mnie uderzyć, nie na otwartym korytarzu, ale w każdej chwili był w stanie zaciągnąć mnie do któregoś z pobliskich pomieszczeń i spuścić wpierdol. I to bez żadnych konsekwencji, bo trzymał w kieszeni psychologa, który bez problemu zeznałby przed Siwonem, że jestem popieprzonym, wdającym się w bójki kryminalistą. Cholerny Kai, kto mu kazał się tak podkładać?! Gdyby potrafił się powstrzymywać od ruchania z wychowankiem, nikt nie miałby na niego żadnego haka.
- Miałeś odpierdolić się od Sehuna, Luhan. - Pochylił się tak, by jego twarz znajdowała się dokładnie naprzeciwko mojej. - Czego nie zrozumiałeś? Co sprawiło, że odczytałeś w tej komendzie jakieś podprogowe polecenie przekonania Sehuna do zaprzestania zabawy ze mną? Do porzucenia wszystkich korzyści na rzecz...? No właśnie, na rzecz czego?
Zacisnąłem dłonie w pięści. Ogarnęła mnie wściekłość, która nie mogła znaleźć ujścia. Uderzenie Minho równałoby się z podpisaniem wyroku śmierci, pozostało mi jedynie stanie i wysłuchiwanie jego pieprzonego monologu. Za kogo on się uważał? Za kogo on, kurwa, uważał Sehuna?!
- Tobie się naprawdę wydaje, że postępujesz dobrze. - Minho pokręcił z rozbawieniem głową. - Albo etycznie. Tak, to chyba to słowo. Drogi Luhanie, jak ty sobie to wyobrażasz? Że Sehun się w tobie zakocha, naprawdę przestanie do mnie przychodzić, da sobie odebrać telefon, papierosy, książki od ojca, wszystkie te rzeczy, których nie powinien mieć zgodnie z regulaminem, ale które ma dzięki mnie?
Przełknąłem ślinę. Nie pomyślałem o tym. Zdawałem sobie sprawę, że te kwestie są problematyczne, więc celowo wyrzuciłem je z pamięci. Na wszelki wypadek. Wolałem nie komplikować i tak pojebanej relacji z Sehunem. Na próżno.
- Nie wiesz co odpowiedzieć, mój drogi? - kontynuował bezlitośnie. - Nie rozważałeś tego? Nigdy? Ale za to myślałeś o innych rzeczach, prawda? Na przykład o tym, co stanie się z Sehunem, kiedy ty, wielki obrońca moralności, wyjdzie z poprawczaka. To już zaplanowałeś? Uzgodniłeś z nim, co będzie musiał robić, gdy już zostawisz go na pastwę losu?
Zacisnąłem zęby. Chciałem go uderzyć, zetrzeć ten okrutny uśmiech z twarz, pokazać... Albo chociaż uzmysłowić mu, że się myli. Że naprawdę to wszystko opracowałem. I że nikogo nie zostawiam.
Nie mogłem.
Minho jedynie parsknął śmiechem. Odsunął się ode mnie, otrzepał ręce i odszedł swobodnym krokiem. Schowałem twarz w dłoniach.
Siedzieliśmy w milczeniu, skupieni na własnych talerzach. Kris w ogóle się nie odzywał. Jadł powoli i elegancko, jak zawsze, ale nie było w tym nic z opanowania, które dotąd mu towarzyszyło. Wyglądał raczej jakby za wszelką cenę, wręcz desperacko starał się utrzymywać pozory spokoju, żeby nie wpaść w histerię. Siedzący obok Tao chyba też to zauważył – nieustannie rzucał mu zaniepokojone spojrzenia, ale także milczał. Nawet Sehun nikogo nie zaczepiał.
Pierwszy wstałem od stołu. Nie mogłem znieść tej ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć, próby pocieszania w tej sytuacji wypadłyby co najwyżej żałośnie.
Ledwo opuściłem stołówkę, a już poczułem uderzenie z tyłu głowy. Odwróciłem się momentalnie, gotowy do kontrataku. Pieprzony poprawczak przynajmniej w tym sensie mnie zahartował, zacząłem odruchowo reagować agresją na agresję. Przynajmniej dopóki nie zobaczyłem napastnika.
- Zastanawiałem się ostatnio, jak ci idzie. - Minho uśmiechnął się szeroko.
Ogarnęły mnie mdłości. Cofnąłem się chwiejnie, moje plecy natrafiły na ścianę. Wybitna strategia ucieczki, panie Luhan. Gdybym miał jeszcze przypadkiem moc przenikania przez beton, byłaby prawie inteligentna.
- Jak mi idzie? - powtórzyłem, modląc się o utrzymanie stałości głosu. - W sensie co?
Zbliżył się niebezpiecznie, wciąż nie przestając się uśmiechać. Był wkurwiony, wkurwiony bardziej niż Sauron, kiedy odjebali mu palec z Pierścieniem, ale próbował utrzymać pozory. Ewentualnie mnie przestraszyć. Jeżeli chodziło o to drugie, jak na razie wychodziło mu doskonale.
- Pamiętasz może jeszcze, o czym rozmawialiśmy jakiś czas temu? - zapytał słodko.
- To znaczy oczekujesz, że będę kojarzył, co pieprzyłeś, kiedy twoje ręce zaciskały się na moim gardle? - odparowałem bezczelnie.
Jego brwi zmarszczyły się, nadając mu niepokojąco dzikiego wyglądu. Ale po chwili uśmiech znowu powrócił na swoje miejsce. Miałem wrażenie, że moje serce przekroczyło jakąś dopuszczalną norme uderzeń na sekundy.
- Dokładnie, wspaniale, że to pamiętasz. - Poprawił czapkę. - Czy muszę się powtarzać?
W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak zgrywanie idioty. Nie, żebym robił to na co dzień.
- Ale że o czym ty mówisz?
Na moment dostrzegłem zdziwienie w jego oczach, które jednak szybko przerodziło się w gniew. Nie mógł mnie uderzyć, nie na otwartym korytarzu, ale w każdej chwili był w stanie zaciągnąć mnie do któregoś z pobliskich pomieszczeń i spuścić wpierdol. I to bez żadnych konsekwencji, bo trzymał w kieszeni psychologa, który bez problemu zeznałby przed Siwonem, że jestem popieprzonym, wdającym się w bójki kryminalistą. Cholerny Kai, kto mu kazał się tak podkładać?! Gdyby potrafił się powstrzymywać od ruchania z wychowankiem, nikt nie miałby na niego żadnego haka.
- Miałeś odpierdolić się od Sehuna, Luhan. - Pochylił się tak, by jego twarz znajdowała się dokładnie naprzeciwko mojej. - Czego nie zrozumiałeś? Co sprawiło, że odczytałeś w tej komendzie jakieś podprogowe polecenie przekonania Sehuna do zaprzestania zabawy ze mną? Do porzucenia wszystkich korzyści na rzecz...? No właśnie, na rzecz czego?
Zacisnąłem dłonie w pięści. Ogarnęła mnie wściekłość, która nie mogła znaleźć ujścia. Uderzenie Minho równałoby się z podpisaniem wyroku śmierci, pozostało mi jedynie stanie i wysłuchiwanie jego pieprzonego monologu. Za kogo on się uważał? Za kogo on, kurwa, uważał Sehuna?!
- Tobie się naprawdę wydaje, że postępujesz dobrze. - Minho pokręcił z rozbawieniem głową. - Albo etycznie. Tak, to chyba to słowo. Drogi Luhanie, jak ty sobie to wyobrażasz? Że Sehun się w tobie zakocha, naprawdę przestanie do mnie przychodzić, da sobie odebrać telefon, papierosy, książki od ojca, wszystkie te rzeczy, których nie powinien mieć zgodnie z regulaminem, ale które ma dzięki mnie?
Przełknąłem ślinę. Nie pomyślałem o tym. Zdawałem sobie sprawę, że te kwestie są problematyczne, więc celowo wyrzuciłem je z pamięci. Na wszelki wypadek. Wolałem nie komplikować i tak pojebanej relacji z Sehunem. Na próżno.
- Nie wiesz co odpowiedzieć, mój drogi? - kontynuował bezlitośnie. - Nie rozważałeś tego? Nigdy? Ale za to myślałeś o innych rzeczach, prawda? Na przykład o tym, co stanie się z Sehunem, kiedy ty, wielki obrońca moralności, wyjdzie z poprawczaka. To już zaplanowałeś? Uzgodniłeś z nim, co będzie musiał robić, gdy już zostawisz go na pastwę losu?
Zacisnąłem zęby. Chciałem go uderzyć, zetrzeć ten okrutny uśmiech z twarz, pokazać... Albo chociaż uzmysłowić mu, że się myli. Że naprawdę to wszystko opracowałem. I że nikogo nie zostawiam.
Nie mogłem.
Minho jedynie parsknął śmiechem. Odsunął się ode mnie, otrzepał ręce i odszedł swobodnym krokiem. Schowałem twarz w dłoniach.
***
Łazienka
opustoszała. Wszyscy byli już na zajęciach, zostaliśmy jedynie ja
z Sehunem. Zastanawiałem się, czy chłopak jest świadomy tego, iż
nikt nie usprawiedliwia jego absencji. Że Minho bez żadnego
problemu nie załatwia mu zwolnienia, umożliwiającego poruszanie
się po budynku bez żadnych ograniczeń jak uczestnictwo w zajęciach resocjalizacyjnych czy lekcjach. Pewnie nie miał o tym pojęcia.
- Luhan? - Zapalił następnego papierosa, mimo że pierwszy wciąż jeszcze znajdował się w jego ustach.
Podniosłem głowę. Wbrew świadomości o uspokajających funkcjach nikotyny nie chciało mi się palić. Szlug pomiędzy moimi palcami smętnie się dopalał, pozostawiony na pastwę losu.
- Miałeś rację. - Obrócił w dłoniach nową fajkę. - Z Minho.
Perfekcyjnie. Idealny moment na taką rozmowę, naprawdę. Kurwa, czy to była ta chwila, kiedy człowiek porzuca wiarę w Boga na rzecz praw Murphy'ego. Postrzymałem jęk.
- Jasne.
- Przedtem próbowałem zasłaniać się argumentami z rzeczami i tym wszystkim, ale... - Zgasił wypalonego do filtra papierosa. - Właściwie przesadzałem. Bez tego też da się żyć. Muszę z ubolewaniem przyznać, iż bywasz zabawniejszy od mojego telefonu.
Właśnie o tym mówił Minho. To ja bywałem zabawniejszy. To ja liczyłem się dla niego bardziej niż rzeczy. Ja, który miałem opuścić poprawczak za trzy miesiące. Opuścić Sehuna.
- Posłuchaj – zacząłem z wahaniem – a może... Może powinieneś to przemyśleć?
Przechylił głowę, nie rozumiejąc, o czym mówię. Wziąłem głęboki wdech.
- Może nie powinieneś tak beztrosko z tego rezygnować? - spróbowałem znowu. - Musisz... Zrozum, że nie zawsze tak to będzie wyglądało. Za jakiś czas wyjdę, zostaniesz sam i...
Jego twarz przybrała odcień papieru. Tylko dwa razy widziałem go w takim stanie. Otworzyłem usta, żeby sobie zaprzeczyć, przekonstruować wypowiedź, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust.
- O czym ty pierdolisz? - Głos Sehuna był bardzo cichy.
Przesunąłem dłoń, by położyć na jego, jednak mnie odtrącił. Wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem połączonym ze złością. I niepokojem. Chociaż nie, to nie był niepokój. To było pieprzone, zwierzęce przerażenie.
- Luhan? - Zapalił następnego papierosa, mimo że pierwszy wciąż jeszcze znajdował się w jego ustach.
Podniosłem głowę. Wbrew świadomości o uspokajających funkcjach nikotyny nie chciało mi się palić. Szlug pomiędzy moimi palcami smętnie się dopalał, pozostawiony na pastwę losu.
- Miałeś rację. - Obrócił w dłoniach nową fajkę. - Z Minho.
Perfekcyjnie. Idealny moment na taką rozmowę, naprawdę. Kurwa, czy to była ta chwila, kiedy człowiek porzuca wiarę w Boga na rzecz praw Murphy'ego. Postrzymałem jęk.
- Jasne.
- Przedtem próbowałem zasłaniać się argumentami z rzeczami i tym wszystkim, ale... - Zgasił wypalonego do filtra papierosa. - Właściwie przesadzałem. Bez tego też da się żyć. Muszę z ubolewaniem przyznać, iż bywasz zabawniejszy od mojego telefonu.
Właśnie o tym mówił Minho. To ja bywałem zabawniejszy. To ja liczyłem się dla niego bardziej niż rzeczy. Ja, który miałem opuścić poprawczak za trzy miesiące. Opuścić Sehuna.
- Posłuchaj – zacząłem z wahaniem – a może... Może powinieneś to przemyśleć?
Przechylił głowę, nie rozumiejąc, o czym mówię. Wziąłem głęboki wdech.
- Może nie powinieneś tak beztrosko z tego rezygnować? - spróbowałem znowu. - Musisz... Zrozum, że nie zawsze tak to będzie wyglądało. Za jakiś czas wyjdę, zostaniesz sam i...
Jego twarz przybrała odcień papieru. Tylko dwa razy widziałem go w takim stanie. Otworzyłem usta, żeby sobie zaprzeczyć, przekonstruować wypowiedź, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust.
- O czym ty pierdolisz? - Głos Sehuna był bardzo cichy.
Przesunąłem dłoń, by położyć na jego, jednak mnie odtrącił. Wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem połączonym ze złością. I niepokojem. Chociaż nie, to nie był niepokój. To było pieprzone, zwierzęce przerażenie.
-
Nie... Nie odbieraj tego w ten sposób, nie chcę, żebyś do tego
wracał, po prostu ja... - tłumaczyłem się.
Rzucił papierosa na kafelki i przygniótł leżącym obok kubkiem. Bez słowa zbliżył się, by brutalnie popchnąć mnie ziemię. Przed oczami mignęła mi ciemność z całym orszakiem anielskim, gdy uderzyłem głową o posadzkę.
Sehun zawisł nade mną, wpatrując się intensywnie. Byłem zbyt zamroczony, by zareagować, w jakikolwiek sposób odpowiedzieć na atak. Leżałem sztywno, z szeroko otwartymi oczami. Chłopak w milczeniu złapał mnie za włosy i ponownie przyjebał moją głową o kafelki.
Rzucił papierosa na kafelki i przygniótł leżącym obok kubkiem. Bez słowa zbliżył się, by brutalnie popchnąć mnie ziemię. Przed oczami mignęła mi ciemność z całym orszakiem anielskim, gdy uderzyłem głową o posadzkę.
Sehun zawisł nade mną, wpatrując się intensywnie. Byłem zbyt zamroczony, by zareagować, w jakikolwiek sposób odpowiedzieć na atak. Leżałem sztywno, z szeroko otwartymi oczami. Chłopak w milczeniu złapał mnie za włosy i ponownie przyjebał moją głową o kafelki.
Kolejne uderzenie sprawiło, że odzyskałem władzę w kończynach.
Szarpnąłem się, chcąc zrzucić go z siebie. Zamarłem jednak, gdy
poczułem jego usta na swoich. Nie poruszał nimi ani nie wysunął
języka, zwyczajnie dotykał wargami moje. Kiedy odchylił głowę,
znowu wyglądał normalnie. Jakby przed chwilą prawie nie
rozpierdolił mi łba.
- Luhan, to... Nie chcę, żebyś... - miał
problem ze złożeniem zdania. – Nie możesz... Nie zostawiaj
mnie.
Ścisnęło mnie w gardle. Chciałem móc go zapewnić, że tego nie zrobię. Ale nie potrafiłem. Stać mnie było tylko na pokiwanie głową.
- Nie chcę – zapewniłem.
Jego dłoń wyswobodziła się spomiędzy moich włosów, po chwili poczułem jego palce zaciskające się na nadgarstkach. Sehun spojrzał na mnie jeszcze raz. Nie uwierzył mi. Nic dziwnego. Nie powiedział jednak nic, tylko pochylił się i zaczął całować. Papieros wypadł mi z dłoni. Dopalił się na posadzce, brudząc kafelki.
Ścisnęło mnie w gardle. Chciałem móc go zapewnić, że tego nie zrobię. Ale nie potrafiłem. Stać mnie było tylko na pokiwanie głową.
- Nie chcę – zapewniłem.
Jego dłoń wyswobodziła się spomiędzy moich włosów, po chwili poczułem jego palce zaciskające się na nadgarstkach. Sehun spojrzał na mnie jeszcze raz. Nie uwierzył mi. Nic dziwnego. Nie powiedział jednak nic, tylko pochylił się i zaczął całować. Papieros wypadł mi z dłoni. Dopalił się na posadzce, brudząc kafelki.
nNie wierzę, że dodałaś coś po takim czasie, nei wierzę, nie wierzę, nie wierzę <3333
OdpowiedzUsuńBiedny Kris, było mi tak go żal. i Minho mam nadzieję, że coś pożre. w ogóle biedny Sehun, niech Luhan go stamtąd jakoś wyciągnie czy coś, nie mam pomysłu.
Matko, aż mnie zszokowało, że kolejny rozdział. XD
OdpowiedzUsuńI niee, why wszystko mu si być takie skomplikowane? :< Ale mam takiego fangirla, pomimo bólu, bo hunhan. ;; Niech uciekną, zabiją się, nie wiem. Nie lubię, jak się wszystko super układa, ale tutaj aż krzyczę wewnątrz siebie, żeby im się ułożyło. :<<
Czemu ja nie umiem tworzyć takich tekstów? Xd W to miejsce wklej sobie moje ochy i achy, chyba powtarzać się nie muszę xDD Ale jestem ciekawa, jak wyglądałyby inne twoje opowiadania...
OdpowiedzUsuńBiedny Sehun ;;; Shisusie, Lu, weź kogoś potrąć samochodem i wyląduj tam na dłużej xDD
Weny życzę! A drugi raz mam zajrzeć tu w czerwcu, czy jednak wcześniej? XD
Nie no, żartuję, pisz w swoim tempie, bo wtedy to ma ręce i nogi <3
No stara, już straciłam nadzieję xD trochę zaczyna mnie akcja przerażać, boję się finału...ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle xD hwaiting! Oby niedługo był next xD
OdpowiedzUsuńJa po rozumiem jak dryfując w świecie polskich ff ponad trzy lata, dopiero teraz znalazłam twojego bloga. Przecież on jest tak cholernie cudowny, że to się w głownie nie mieści, to jak piszesz, w sensie twój styl, zdycham serio. Przez to opowiadanie dostawałam takich spazmów, że raz wczoraj, a może dzisiaj w nocy obudziłam moją babcię, bo się zapomniałam, ale takie feelsy jak wtedy Luhan pocałował Sehuna, no jeju zgonowałam fangirlowałam i w ogóle, dostałam opieprz.. :c
OdpowiedzUsuńTwój Sehun to po prostu ideał, nie przewidywalny, jędzowaty, sarkastyczny i pali. SEHUN PALI, kocham sobie wyobrażać go z petem, a ty tyle razy mi to zafundowałaś, no jejku ;-;
Tak Ci dziękuję za to, że ta akcja między hunhanem rozwijała się powoli i stopniowo, bo to co co kocham, serio. Luhan jest kudre moim mistrzem w ogóle to jak wtedy Luhanowi staną to myślałam, że się poryczę ze śmiechu xDDDDD ogólnie tutaj często byłam bliska płaczu przez twoje teksy. D.O mnie wkurza, ogólnie na początku nie potrafiłam sobie wyobrazić jak jego można się w jakikolwiek sposób bać i ta sytuacja jak Luhan oddał mu swoje martensy, seri, SERIO?! To takie nieprawdopodobne, przcież on jest taki MAŁY i niewinny, ale fakt faktem facet ma te swoje plecy w postacie gorylów i nic nie zrobisz. A Kai jest głupi, matko, aż mi się Kyunga szkoda zrobiło, jak Luhan zobaczył go takiego zapłakanego na dachu, co prawda uraził jego męską dumę, ale i tak...
Tao jest zajebisty! Takiego go ulwiebiam, ja wprost nienawidzę, jak ktoś robi z niego ciotę, a tutaj nie jest ciotą jest świetny, uwielbiam go. Kris król mózgów xDDD ale teraz mi go szkoda, jego rodzice są nienormalni, nie cierpię ich, jak mozna kogoś tak traktować, ejjjj co Lay' em? Właściwie to mnie też trochę wkurza, bo no, ale z drugiej strony w szpitalu? ;-; jest tylko kurede jedna osoba, której tak szczerze, szczerze, szczerze nienawidzę. I chyba nie zdziwię Cię jeśli powiem Ci, że ta osobą jest Minho, prawda? Jak on w ogóle może, kupa, nie cierpię go, serio, normalnie mi żyła skacze jak tu pojawia się gdzieś jego imię, niech tu znikąd pojawi się Key albo Taemin i zajmie się którymś z nich, a od Sehuna niech się dopieprzy, bo on go niszczy i Sehun ma teraz Luhana, a jak jest hunhan to Kimiko jest happy i no! xD A i jeszcze jedno. Kocham sposob w jaki Sehun inicjonuje zbliżenia z Luhanem, tu podduszenie, tam z pięści w twarz, tu znowu jebu dupu głową w beton, a później kissy seksy i inne takie, WŁAŚNIE NIE POWIEDZIAŁAM NIC O SEKSACH, SĄ KUŹWA ZAJEBISTE, SERIO!
No to tak na koniec powiem, że czekam na ich wspólną przepustkę i ogólnie na następny rozdział i ogólnie skomentowałbym to w nocy, ale chciałam, żeby to nie były byle jaki komentarz, ale jednak i tak taki wyszedł, ale byłam już padnięta i nie miałam siły, jezu weny, serio to kocham!
sorki za wszystkie błędy :c
Usuńrozwiń wątek Kaisoo PLZKA DD: ♥♥♥ i liczę, że następny rozdział bd szybciej xP ♥
OdpowiedzUsuńBoże. Kocham, kocham, kocham. *kłania się nisko* Dobrze, że są takie osoby jak TY, serio. Tak dawno nie czytałam dobrych opowiadań i każdy nowy rozdział tego ff (wybaczam Ci tą przerwę x"D )to jedno wielkie: bkuhfusaeukfhiu w mojej głowie.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie czy Luhan naprawdę go od tak zostawi. Wątpię w to, ale nie mam pojęcia co siedzi w tej Twojej głowie. Wiem natomiast, że kocham tego HunHana, kocham ich relację i kocham nawet te papierosy, które Sehun nadmiernie pali. A Minho jest zły, lol. Zawsze myślałam, że to anioł. x"D
W każdym razie Hwaiting! Trzymam kciuki, aby wena Cię nie opuszczała~
*-* Nic dodać, nic ująć *-*
OdpowiedzUsuń*-* Nic dodać, nic ująć *-*
OdpowiedzUsuń