Pairing: KaiLu,
HunHan
Ostrzeżenia: przekleństwa, fajki, Luhan nie rozumie siebie i denerwuje czytelników
Ostrzeżenia: przekleństwa, fajki, Luhan nie rozumie siebie i denerwuje czytelników
Pocałowałem Jongina.
W jego samochodzie, w którym kontynuowaliśmy skończoną już dawno temu imprezę. Tym razem już bez alkoholu - czekaliśmy, aż któryś wytrzeźwieje na tyle, by móc kierować autem. Nie mogliśmy wracać na piechotę ani taksówką, znajdowaliśmy się na parkingu w samym środku niczego. Pozostało nam tylko rozmawianie, żartowanie i palenie papierosów. No i, jak się po chwili okazało, również całowanie.
Nie planowałem tego ani nie rozważałem, to się po prostu zdarzyło. Prawdopodobnie nie było w tym nic zaskakującego, wszystko do tego zmierzało. Przecież nawet zaczęliśmy znajomość od przelizania się (i pamiętnego rzutu butem, ale o tym moja głowa wolała nie pamiętać).
W jego samochodzie, w którym kontynuowaliśmy skończoną już dawno temu imprezę. Tym razem już bez alkoholu - czekaliśmy, aż któryś wytrzeźwieje na tyle, by móc kierować autem. Nie mogliśmy wracać na piechotę ani taksówką, znajdowaliśmy się na parkingu w samym środku niczego. Pozostało nam tylko rozmawianie, żartowanie i palenie papierosów. No i, jak się po chwili okazało, również całowanie.
Nie planowałem tego ani nie rozważałem, to się po prostu zdarzyło. Prawdopodobnie nie było w tym nic zaskakującego, wszystko do tego zmierzało. Przecież nawet zaczęliśmy znajomość od przelizania się (i pamiętnego rzutu butem, ale o tym moja głowa wolała nie pamiętać).
Jongin nie siedział jak
sparaliżowany, entuzjastycznie odpowiadał na pocałunki. Chyba
nawet nie przeszkadzała mu skrzynia biegów. Przywierał do mnie
niemal całym ciałem, czułem jego dłonie przesuwające się po
karku. Zamknąłem oczy. Było mi dobrze. Nie bardzo dobrze ani
powalająco, zwyczajnie przyjemnie. Na tyle, że byłem gotowy robić
to do rana.
Jongin nie.
- Lu... - Odsunął głowę. - Musimy się ogarnąć.
- Co?
Sądząc po minie Jongina, mój wzrok był tak bezmyślny, że należało zakwalifikować mnie do królestwa protistów.
- Stary, jestem jego kumplem. - Wyprostował się w fotelu, patrzył w szybę. - Sehun i ja się przyjaźnimy. Nie mogę odpierdolić czegoś takiego.
- Nie jestem z nim od... - Zamilkłem na moment, nie mogłem sobie przypomnieć. - O czym ty w ogóle pieprzysz?
Potrząsnął głową.
- Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy.
Sarknąłem, sfrustrowany. Był idiotą i mówił idiotyczne rzeczy, ale jak miałem mu to przetłumaczyć?
- I dlatego rezygnujesz? Bo Sehun dawno temu się ze mną pieprzył i teraz mógłbyś obrazić jakąś pieprzoną pamięć o nim? - parsknąłem z niedowierzaniem.
Jonhin potrząsnął głową.
- Nie, nie dlatego. Przynajmniej nie tylko.
Ledwo powstrzymałem się od potrząśnięcia nim.
- Więc dlaczego?
Obrócił głowę ku mnie. Wyglądał na bardzo poważnego, zdecydowanie za poważnego jak na tę sytuację, miejsce i porę.
- Lu... - Odsunął głowę. - Musimy się ogarnąć.
- Co?
Sądząc po minie Jongina, mój wzrok był tak bezmyślny, że należało zakwalifikować mnie do królestwa protistów.
- Stary, jestem jego kumplem. - Wyprostował się w fotelu, patrzył w szybę. - Sehun i ja się przyjaźnimy. Nie mogę odpierdolić czegoś takiego.
- Nie jestem z nim od... - Zamilkłem na moment, nie mogłem sobie przypomnieć. - O czym ty w ogóle pieprzysz?
Potrząsnął głową.
- Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy.
Sarknąłem, sfrustrowany. Był idiotą i mówił idiotyczne rzeczy, ale jak miałem mu to przetłumaczyć?
- I dlatego rezygnujesz? Bo Sehun dawno temu się ze mną pieprzył i teraz mógłbyś obrazić jakąś pieprzoną pamięć o nim? - parsknąłem z niedowierzaniem.
Jonhin potrząsnął głową.
- Nie, nie dlatego. Przynajmniej nie tylko.
Ledwo powstrzymałem się od potrząśnięcia nim.
- Więc dlaczego?
Obrócił głowę ku mnie. Wyglądał na bardzo poważnego, zdecydowanie za poważnego jak na tę sytuację, miejsce i porę.
- Jakoś nie czuję,
żebyśmy tego chcieli. - Przyłożył kciuk do moich warg. - Ty
potrzebujesz kogoś, żeby bawił się w leczenie twojego złamanego
serca, a ja nie chcę się angażować. Jako przyjaciele jesteśmy
lepsi. Chcę być ramieniem do wypłakania, nie penisem,
jasne?
Zaśmiałem się, mimo że wcale nie miałem na to ochoty. Nie miałem już ochoty na nic, chciałem tylko wrócić do domu. Podciągnąłem kolana pod brodę i wgapiłem się w samochodowy zegarek. Jongin wyciągnął słuchawki. Milczeliśmy.
Zaśmiałem się, mimo że wcale nie miałem na to ochoty. Nie miałem już ochoty na nic, chciałem tylko wrócić do domu. Podciągnąłem kolana pod brodę i wgapiłem się w samochodowy zegarek. Jongin wyciągnął słuchawki. Milczeliśmy.
>>
Coraz częściej miałem
wrażenie, że ciązy na mnie swoista klątwa. Jakieś pieprzone
fatum nadane przez pozbawionych sumień bogów. Próbowałem tak o
tym nie myśleć, szukać racjonalnych wytłumaczeń danych sytuacji.
Bez powodzenia.
Nie mogłem jednak ciągle
zajmować się sobą, miałem pracę. Bardzo ważną pracę. Musiałem
zrobić okładkę. Rzecz jasna, nie samodzielnie, byłem tylko
pomocnikiem szefa, ale wciąż. To było zlecenie na prawdziwą
okładkę prawdziwej gazety o modzie. Czyste high fashion. Coś
godnego Anny Wintour. Albo sali tronowej Kim Kardashian.
Byłem podjarany,
cholernie podjarany. Nie miałem żadnej faktycznej roboty, nie
rozdzielono jeszcze zadań, ale to nie było ważne. Liczyło się
tylko to, że mogłem tam być, asystować, podawać, uczestniczyć.
Czułem się jak dziecko, które na spółkę z rodzeństwem dostało
wymarzoną zabawkę. Niby trzeba było się nią dzielić, lecz w
żaden sposób nie umniejszało to radości.
Kiedy pojawiłem się w
studiu tego wyczekiwanego, cudownego dnia, pojąłem, jak
przedwczesna była moja radość. I że fatum wcale nie odeszło,
wciąż nękało mnie jak pieprzonych greckich bohaterów. Nigdy nie
zamierzałem być cholernym Edypem.
Na początku myślałem,
że tylko mi się wydaje. W autobusach i centrach handlowych często
myliłem przypadkowych ludzi z Sehunem. Za każdym razem byli inaczej
ubrani, jeden miał nawet dredy. Świadomość, że to jednak nie on,
uderzała zawsze tak samo. Bo to nigdy nie był on. Jedynie ktoś
obcy z jego rysami. Włosami albo profilem, niekiedy dłońmi.
A potem Sehun się odwrócił i, kurwa, to naprawdę był on. Nie zmieniał tego nowy kolor włosów ani bardzo-nie-w-jego-stylu kurtka. Rozmawiał z wizażystą, śmiali się razem. Do momentu, kiedy mnie nie zauważyli. Co nie było specjalnie trudne, biorąc pod uwagę, że bezmyślnie zatrzymałem się w przejściu.
A potem Sehun się odwrócił i, kurwa, to naprawdę był on. Nie zmieniał tego nowy kolor włosów ani bardzo-nie-w-jego-stylu kurtka. Rozmawiał z wizażystą, śmiali się razem. Do momentu, kiedy mnie nie zauważyli. Co nie było specjalnie trudne, biorąc pod uwagę, że bezmyślnie zatrzymałem się w przejściu.
Sehun mi
pomachał.
Odwróciłem się na pięcie. Stara, znana już starożytnym metoda nakazywała ignorować niechciane zjawiska tak długo, aż same nie znikną.
>>
Na przerwie
zorientowałem się, że Sehun nie ma nic wspólnego z dzisiejszym
eventem. Załatwiał coś z szefem – pewnie się znali, w końcu
mój cudowny były chłopak znał wszystkich – i prawdopodobnie
była to sesja, jednak jak na razie nie musiałem się martwić. Na
razie.
>>
Stałem
sztywno, nie potrafiłem nawet na moment wyluzować. Wiedziałem, że
na mnie nie patrzy, że pewnie jest zajęty albo w ogóle opuścił
studio, lecz nie czułem się przez to ani trochę pewniej. Miałem
wrażenie, że znajduję się na pierwszej linii, bezpośrednio pod
ostrzałem. Natychmiast spełniałem polecenia, nie odzywałem się
ani nie wychodziłem z inicjatywą. Robiłem wszystko, byle tylko nie
zwrócić na siebie uwagi. Chciałem odwalić całą robotę i jak
najszybciej wyjść.
Na przerwie nie
wyszedłem na papierosa, lecz starym szkolnym zwyczajem schroniłem
się w łazience. To nie było może najrozsądniejsze posunięcie w
moim życiu, ale skutecznie minimalizowało szanse na natknięcie się
na Sehuna. Niestety, minimalizowało, nie likwidowało.
- Cała ekipa
strasznie się wkurwiła, że wysłałeś mnie wtedy do domu. - Sehun
zamknął za sobą drzwi. - Nie wiedzieli, gdzie zniknąłem, i
szukali jakiegokolwiek śladu do piątej rano.
Odsunąłem się od umywalki, nad którą medytowałem od kilku minut. Przejrzałem się w lustrze, by utrzymać atmosferę lekceważenia, i dopiero wtedy przeniosłem wzrok na Sehuna.
- Naprawdę? A są też wkurwieni o to, że nie pozwoliłem ci się zarzygać?
Wsadził dłonie do kieszeni, lekko skonsternowany. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, chyba powrócił do zabawy w beznamiętnego gnojka. Nie miałem żadnego powodu, żeby mu to ułatwiać.
Odsunąłem się od umywalki, nad którą medytowałem od kilku minut. Przejrzałem się w lustrze, by utrzymać atmosferę lekceważenia, i dopiero wtedy przeniosłem wzrok na Sehuna.
- Naprawdę? A są też wkurwieni o to, że nie pozwoliłem ci się zarzygać?
Wsadził dłonie do kieszeni, lekko skonsternowany. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, chyba powrócił do zabawy w beznamiętnego gnojka. Nie miałem żadnego powodu, żeby mu to ułatwiać.
- Nie są? -
ciągnąłem. - Więc dlaczego w ogóle podejmujesz temat? Może to
ty jesteś wkurwiony? Powinienem był cię tam zostawić?
Na jego policzkach dostrzegłem blade rumieńce, wyróżniające się pomimo kilku warstw kosmetyków. Był... zażenowany, nie potrafiłem określić tego innym słowem. Co wydało mi się nagle przerażające, ponieważ Sehun przecież nie bywał zażenowany.
Na jego policzkach dostrzegłem blade rumieńce, wyróżniające się pomimo kilku warstw kosmetyków. Był... zażenowany, nie potrafiłem określić tego innym słowem. Co wydało mi się nagle przerażające, ponieważ Sehun przecież nie bywał zażenowany.
- Nie, dzięki.
- Wyglądał, jakby wykrztuszenie tego sprawiło mu fizyczne
ból.
Cóż, to nie był mój problem. Nie zamierzałem przestać się nad nim pastwić.
- Chyba nie usłyszałem. - Przyłożyłem dłoń do ucha.
Sehun zacisnął usta w wąską linię.
- Mogę ci oddać za taksówkę.
Nie powstrzymałem parsknięcia. Jego irytacja była w jakiś sposób rozczulająca.
Cóż, to nie był mój problem. Nie zamierzałem przestać się nad nim pastwić.
- Chyba nie usłyszałem. - Przyłożyłem dłoń do ucha.
Sehun zacisnął usta w wąską linię.
- Mogę ci oddać za taksówkę.
Nie powstrzymałem parsknięcia. Jego irytacja była w jakiś sposób rozczulająca.
- Czego
właściwie chcesz? - usiłowałem być konkretny.
- Próbuję cię przekonać, że możesz do mnie podejść bez kija.
Odchrząknąłem, chcąc w ten sposób zamaskować nagłe zmieszanie. Mylił się, wcale nie bałem się do niego podejść. To nie było dziecinne unikanie, tylko przemyślane schodzenie z drogi.
- Próbuję cię przekonać, że możesz do mnie podejść bez kija.
Odchrząknąłem, chcąc w ten sposób zamaskować nagłe zmieszanie. Mylił się, wcale nie bałem się do niego podejść. To nie było dziecinne unikanie, tylko przemyślane schodzenie z drogi.
Usłyszałem
dźwięk esemesa, od razu sięgnąłem do kieszeni. Jongin, jak
zwykle, przesyłał spóźnione powodzenia. Uśmiechnąłem się do
siebie.
Cóż, nie tylko do siebie, nie byłem sam w pomieszczeniu.
Cóż, nie tylko do siebie, nie byłem sam w pomieszczeniu.
- Od kogo?
Podniosłem
wzrok znad telefonu. Sehun nie wyglądał na rozdrażnionego ani
specjalnie zaciekawionego, choć nie wątpiłem, że była to tylko
poza.
- Jongina.
Sehun skinął głową, lecz jego czoło zmarszczyło się nieznacznie.
- Dlaczego z nim się przyjaźnisz, a ze mną nawet nie chcesz rozmawiać?
Gdybym nie znał Sehuna, skwitowałbym to pytanie fejspalmem. Niestety, znaliśmy się aż za dobrze. Wiedziałem, że nie oczekuje przypomnienia o wszystkich chujowych rzeczach, które mi zrobił, zresztą sam również nie zamierzałem się powtarzać. Ani niczego tłumaczyć. Chciałem się jedynie podroczyć.
- Jest o wiele milszy, zabawniejszy i bardziej spontaniczny – wyliczałem, stojąc w wyjściu. - Poza tym kupuje mi prezenty i kiedy się uśmiecha, nie wygląda, jakby planował spalenie okolicznych bloków razem z mieszkańcami.
Chwila ciszy.
- O czym ty
teraz mówisz?
- Pomyśl. - Z uśmiechem zatrzasnąłem za sobą drzwi.
- Pomyśl. - Z uśmiechem zatrzasnąłem za sobą drzwi.
>>
Nie byłem do
końca pewien, dlaczego robiłem to wszystko. Sensownie myślący
człowiek z miejsca kazałby Sehunowi spierdalać i wreszcie
znalazłby sobie sensownego faceta, który wspierałby go w karierze
fotograficznej. Zamiast tego zostawiłem stanowczość wraz z
konsekwencją w koszu na śmieci, a wszystkie próby znalezienia
sobie kogoś kończyły się na jednej nocy i ucieczce z miejsca
zdarzenia. Byłem jak bohater taniego thrilleru, którego życie
próbuje zniszczyć femme fatale vel stalkerka. Najpierw go uwodzi,
potem nęka, a ostatecznie morduje. Mi pozostało jedynie wierzyć,
że nie skończę martwy w piwnicy.
Nadzieja ta
została szybko zdeptana i wyrzucona za burtę, gdy Sehun wszedł ze
mną do autobusu. I usiadł obok. Rzuciłem okiem na zegarek. Od
naszej rozmowy minęło ponad pięć godzin. Czekał tyle czasu, aż
wrócę do domu? A może to był przypadek? Nie, z miejsca
wykluczyłem tę możliwość. Miał samochód i mieszkanie w
centrum, a wsiadł do autobusu jadącego na kompletne zadupie.
Urzeczywistnione nigdziebądź.
- Co ty tu robisz? - zapytałem wyjątkowo grzecznie.
Nie wyglądał na ani trochę zmieszanego.
- Jadę z tobą.
Zabawne, ale właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- To, że z tobą rozmawiam, nie sprawia, że chcę spędzać z tobą czas.
Wzruszył ramionami.
- Jestem spontaniczny.
Zastygłem. Przez ten jeden jedyny moment Oh Sehun był najbardziej uroczą istotą pod słońcem. Na tyle słodką, żeby przejąć się tym, co powiedziałem o Jonginie. Z trudem powstrzymałem rozbawienie.
Nie odzywaliśmy się do siebie. Sehun patrzył w okno, ja w telefon. Od kilku minut próbowałem przyzwoicie odpisać właścicielowi studia, ale nie potrafiłem się skupić. Palce błądziły po klawiaturze, mózg nie był w stanie uformować żadnego spójnego zdania. Ostatecznie postanowiłem zadzwonić – gadanie zawsze przychodziło mi łatwiej.
Mniej więcej po minucie rozmowy Sehun zaczął kopać mnie w kostkę.
- Co ty tu robisz? - zapytałem wyjątkowo grzecznie.
Nie wyglądał na ani trochę zmieszanego.
- Jadę z tobą.
Zabawne, ale właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- To, że z tobą rozmawiam, nie sprawia, że chcę spędzać z tobą czas.
Wzruszył ramionami.
- Jestem spontaniczny.
Zastygłem. Przez ten jeden jedyny moment Oh Sehun był najbardziej uroczą istotą pod słońcem. Na tyle słodką, żeby przejąć się tym, co powiedziałem o Jonginie. Z trudem powstrzymałem rozbawienie.
Nie odzywaliśmy się do siebie. Sehun patrzył w okno, ja w telefon. Od kilku minut próbowałem przyzwoicie odpisać właścicielowi studia, ale nie potrafiłem się skupić. Palce błądziły po klawiaturze, mózg nie był w stanie uformować żadnego spójnego zdania. Ostatecznie postanowiłem zadzwonić – gadanie zawsze przychodziło mi łatwiej.
Mniej więcej po minucie rozmowy Sehun zaczął kopać mnie w kostkę.
Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej i
natarczywiej. Szef coś pierdolił, a ja próbowałem na migi
przekazać temu wkurwiającemu idiocie, że zajebię go, o ile nie
przestanie. Niedojrzały debil oczywiście całkowicie mnie
ignorował.
A potem wyrwał mi telefon i bez wahania się rozłączył.
Wpatrywałem się w niego bezmyślnie.
A potem wyrwał mi telefon i bez wahania się rozłączył.
Wpatrywałem się w niego bezmyślnie.
- Jestem też bardzo zabawny – oznajmił oficjalnym tonem.
Jeżeli kiedykolwiek nazwałem idiotą kogoś niebędącego Oh Sehunem, należały mu się przeprosiny. I kwiaty.
- Jesteś kretynem. - Potrząsnąłem głową.
- Nie każę ci spierdalać, bo jestem również niesamowicie miły.
Wzniosłem oczy ku niebu, ale uśmiechnąłem się. Gdy spojrzałem na Sehuna, on także wyglądał na rozbawionego. Wywróciłem pretensjonalnie oczami, jednak nie zlikwidowało to uśmieszku na jego twarzy.
- Dokąd jedzie ten autobus? - zapytał po kilku minutach milczenia.
- Do mojego domu.
- Aha.
Wsadził dłonie w kieszenie okropnej, kolorowej kurtki. Nagła utrata wagi i rozjaśniony kolor włosów nadały mu wygląd azjatyckiego Billa Kaulitza, odejmując czarny eyeliner i zmarszczone czoło. Od niemieckiego alter ego różniła go też postawa – lider Tokio Hotel zachowywał się jak regularny amator amfetaminy, natomiast Sehun starał się sprawiać wrażenie, że nie przejmuje się absolutnie niczym. Teraz także. Całkowicie odprężony, może nieco znudzony wyłożył się na krześle i obserwował świat za oknem.
- Zdajesz sobie sprawę – postanowiłem zniszczyć jego irytującą aurę lekceważenia – że cię tam nie wpuszczę?
Nawet nie drgnął.
- Jongina wpuszczasz?
- Co to ma do rzeczy? - prychnąłem.
Wzruszył ramionami.
- W takim razie mnie też musisz. Jestem milszy, bardziej spontaniczny i... Jak to było?
- I zabawniejszy – dokończyłem. - I nie, wcale nie jesteś.
Sehun jedynie zaśmiał się do swojego odbicia w szybie. Westchnąłem ciężko. Był nieznośny i okropny. Jak zawsze. Tylko w nieco inny sposób.
Spojrzałem na
niego z spod półprzymkniętych powiek. Wyciągnął telefon, na
tapecie miał ogromnego, wpieprzającego lazanię Garfielda. Kiedyś
przyznał się do miłości do tej kreskówki, jednak po kilku
komentarzach z mojej strony natychmiast wszystko odwołał. W końcu
miłość do grubego, pomarańczowego kota mogłaby zaszkodzić jego
wizerunkowi jakże męskiego mężczyzny. Potrząsnąłem głową.
Sehun naprawdę od zawsze był idiotą.
>>
Jego twarz
tężała coraz bardziej z każdą chwilą, z którą zbliżaliśmy
się do mojego domu.
- Naprawdę wolisz mieszkać tutaj niż u nas?
Przesadzał, bynajmniej nie było tak źle. Okolica nie umywała się do centrum, ale także nie przypominała Nowego Jorku po pierwszej części Avengersów. Moje mieszkanie może i znajdowało się na zadupiu, lecz sam budynek nie różnił się od standardowego, prezentowanego w dramach. Sehun mimo wszystko też nie urodził się w pieprzonym Tadż Mahal.
- Nie ma żadnego „u nas”, żebym mógł tam mieszkać.
Nie krył zdziwienia.
- Przecież zostawiłem ci to mieszkanie, dalej za nie płacę.
Był, kurwa, niereformowalny.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę tam mieszkać?! - jęknąłem.
Nie odpowiedział, jedynie zapalił papierosa. Szliśmy w ciszy, milczenie stanowiło ostatnio nieodłączną część naszej relacji.
Kiedy doszliśmy do moich drzwi, musiałem zainterweniować.
- Dobranoc – powiedziałem stanowczo, mocno akcentując sylaby.
- Nie mogę na chwilę...?
Powoli pokręciłem głową.
- Chcę od razu iść spać, jestem wykończony.
Milczał. Wsadziłem klucze do zamka i przekręciłem, ciągle czekając, aż coś powie. Wreszcie wzruszył ramionami. Nie wyglądał, jakby specjalnie obeszła go moja odmowa. Co wcale nie oznaczało, że się nie przejął. Ostatnio wolałem nie ryzykować pochopnych osądów co do jego uczuć. Fakt, że w ogóle istniały, już dostatecznie mnie konfundował.
- Spoko. - Zgasił papierosa na poręczy schodów. - Kojarzysz, o której jest powrotny? O ile w ogóle jest?
Szybko przestudiowałem rozkład w głowie, następny autobus powinien być za mniej więcej półtorej godziny. Spojrzałem na Sehuna. Jego twarz nie zdradzała absolutnie niczego. Był tak samo chłodny i beznamiętny jak zazwyczaj. Coś jednak było nie w porządku, coś się różniło. Jeden szczegół – jego lewa dłoń drżała nieznacznie, wręcz niezauważalnie.
Przełknąłem ślinę.
- Możesz przespać się na kanapie.
- Naprawdę wolisz mieszkać tutaj niż u nas?
Przesadzał, bynajmniej nie było tak źle. Okolica nie umywała się do centrum, ale także nie przypominała Nowego Jorku po pierwszej części Avengersów. Moje mieszkanie może i znajdowało się na zadupiu, lecz sam budynek nie różnił się od standardowego, prezentowanego w dramach. Sehun mimo wszystko też nie urodził się w pieprzonym Tadż Mahal.
- Nie ma żadnego „u nas”, żebym mógł tam mieszkać.
Nie krył zdziwienia.
- Przecież zostawiłem ci to mieszkanie, dalej za nie płacę.
Był, kurwa, niereformowalny.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę tam mieszkać?! - jęknąłem.
Nie odpowiedział, jedynie zapalił papierosa. Szliśmy w ciszy, milczenie stanowiło ostatnio nieodłączną część naszej relacji.
Kiedy doszliśmy do moich drzwi, musiałem zainterweniować.
- Dobranoc – powiedziałem stanowczo, mocno akcentując sylaby.
- Nie mogę na chwilę...?
Powoli pokręciłem głową.
- Chcę od razu iść spać, jestem wykończony.
Milczał. Wsadziłem klucze do zamka i przekręciłem, ciągle czekając, aż coś powie. Wreszcie wzruszył ramionami. Nie wyglądał, jakby specjalnie obeszła go moja odmowa. Co wcale nie oznaczało, że się nie przejął. Ostatnio wolałem nie ryzykować pochopnych osądów co do jego uczuć. Fakt, że w ogóle istniały, już dostatecznie mnie konfundował.
- Spoko. - Zgasił papierosa na poręczy schodów. - Kojarzysz, o której jest powrotny? O ile w ogóle jest?
Szybko przestudiowałem rozkład w głowie, następny autobus powinien być za mniej więcej półtorej godziny. Spojrzałem na Sehuna. Jego twarz nie zdradzała absolutnie niczego. Był tak samo chłodny i beznamiętny jak zazwyczaj. Coś jednak było nie w porządku, coś się różniło. Jeden szczegół – jego lewa dłoń drżała nieznacznie, wręcz niezauważalnie.
Przełknąłem ślinę.
- Możesz przespać się na kanapie.
JEZUSMARIANCOTOKURDELEMORELEBYŁO
OdpowiedzUsuńSehun i ta kolorowa kurtka to już niezłe "co"
dodatkowo te jego próby "bycia" Jonginem były idiotyczne i dałabym takiemu w twarz (ale Sehun to Sehun, więc nie oberwałby)
Ostatnie zdanie to było niezłe "wtf" bo Luhan to miękka pipa i olał swoje thug life...
Weny~
/Miyuki
nie można całe życie twardym być, trzeba też czasem pobyć miętkim! #hunhanpower #jednorożce
UsuńOk, byłam przez chwilę za Jonginem, ale on jest tru przyjacielem, wiec ok porzucam nadzieje na romans xD Ten kiss mi wystarczył. Po za tym mięknie mi serce jak widzę nieudolne staranie się Sehuna i jego prawie niezauważalne ukrywanie uczuć. No ja nie wiem, ale mnie to rozczula. ;;;;;; To ostatnie z tym drżeniem rąk i jak chciał sie wpasować w opis Kaia xDDD No nie mogę :<<<< Ja już widzę jak na spaniu na kanapie się kończy, no pewnie, oczywiście. >////<
OdpowiedzUsuńKC
o yaahhhhhhhhhhhhhhhhhh
OdpowiedzUsuńchcę moar
NEKST PLIZ
nie czytałam Twojego ff, a to był błąd, ponieważ odrzuca mnie kailu, ale z ciekawości zajrzałam i nie żałuję. bo ff jest boskie! cala ta sytuacja pomiędzy pomiędzy Sehunem i Luhanem daje do myślenia. i jeszcze te dziwne próby Sehuna, w których chciał udowodnić, że jest równie dobry, jak Jongin. to było na serio dobre! końcówka obiecująca. ciekawe, co dalej się wydarzy. teraz już będę czytała Twoje ff i żaden kailu mnie nie wystraszy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D
Awww.. T.T Uwielbiam...
OdpowiedzUsuńTe nieudolne próby Sehuna... Po prostu brak słów... *.*
Ale Lu jest nie miły... :(
Ale końcówka najlepsza. Takie urocze... <3 Brak mi słów żeby to opisać. Jednym słowem: cudowne... =^.^=
Weny w dalszym pisaniu tego cuda. :*