Pairing: Rap Monster x Jungkook (BTS)
Tematyka: winda,
szkodliwy nadmiar dram, wakacje, problemy rodzinne, ale bez żadnego
angstu
Ostrzeżenia: prawie-że-gejseksy,
papierosy i alkohol w rękach nieletniego, w ogóle grzesznicy
Winda stanęła.
Zwyczajnie i po prostu. Żadnego złowieszczego chybotania ani rozdzierających pisków. Niczego, co mogłoby mnie ostrzec. I chociaż minimalnie przygotować. Chociaż w zasadzie... chuj, i tak wyszłoby na to samo. Westchnąłem ciężko. I jeszcze ciężej zakląłem.
Winda ruszyła.
Cóż, ktokolwiek wątpił w prawdawną moc przekleństw? Zawsze działały – nieważne, czy chodziło o odpędzenie wkurwiających sprzedawców, uśmierzenie bólu, czy o, jak w tym przypadku, przywrócenie do życia windy. Ktoś powinien to wreszcie zauważyć. Na przykład Rowling.
Zwyczajnie i po prostu. Żadnego złowieszczego chybotania ani rozdzierających pisków. Niczego, co mogłoby mnie ostrzec. I chociaż minimalnie przygotować. Chociaż w zasadzie... chuj, i tak wyszłoby na to samo. Westchnąłem ciężko. I jeszcze ciężej zakląłem.
Winda ruszyła.
Cóż, ktokolwiek wątpił w prawdawną moc przekleństw? Zawsze działały – nieważne, czy chodziło o odpędzenie wkurwiających sprzedawców, uśmierzenie bólu, czy o, jak w tym przypadku, przywrócenie do życia windy. Ktoś powinien to wreszcie zauważyć. Na przykład Rowling.
Drzwi windy rozsunęły
się i do środka wmaszerował chłopak.
Było to na tyle godne
uwagi, że zrobiłem enter w ciągu myślowym i postawiłem trzy
wykrzykniki. Chłopak wyglądał jak... chłopak, co w ogóle było
dość oczywiste, biorąc pod uwagę definicję. Tylko że w tym
momencie ledwo pamiętałem, czym jest ta cała definicja, w ogóle
ledwo myślałem.
Chłopak nie był piękny.
Ani przystojny. Takimi słowami nie określało się zakapturzonych,
wyrośniętych dzieciaków. Rzecz w tym, że chłopak był dosłownie
śliczny. Tak, śliczny - w ten sposób, w jaki śliczne są
księżniczki w bajkach czy puchate szczeniaki. Nie była w stanie
tego zepsuć nawet irracjonalna grzywka.
Przełknąłem ślinę. Gdybyśmy spotkali się w klubie, byłbym w stanie rzucić laskę z okładki Playboya, byleby tylko zabrać chłopaka na noc. Gdybyśmy spotkali się na przystanku, bez zastanowienia zacząłbym rozmowę od wpisania numeru do jego telefonu. Kurwa, uderzałbym do niego nawet w bibliotece katolickiego uniwersytetu. Inaczej mówiąc, wszędzie. Poza windą. Niepisana i właśnie stworzona zasada głosiła: nigdy nie próbuj poderwać kogoś z okolicy. Mimo wszystko zawsze istniała możliwość, że dzieciak jest spod sztandaru „chłopak, dziewczyna, normalna rodzina” albo „mięso, masa, czysta rasa”, więc wolałem nie ryzykować.
Przełknąłem ślinę. Gdybyśmy spotkali się w klubie, byłbym w stanie rzucić laskę z okładki Playboya, byleby tylko zabrać chłopaka na noc. Gdybyśmy spotkali się na przystanku, bez zastanowienia zacząłbym rozmowę od wpisania numeru do jego telefonu. Kurwa, uderzałbym do niego nawet w bibliotece katolickiego uniwersytetu. Inaczej mówiąc, wszędzie. Poza windą. Niepisana i właśnie stworzona zasada głosiła: nigdy nie próbuj poderwać kogoś z okolicy. Mimo wszystko zawsze istniała możliwość, że dzieciak jest spod sztandaru „chłopak, dziewczyna, normalna rodzina” albo „mięso, masa, czysta rasa”, więc wolałem nie ryzykować.
Co nie zmieniało faktu,
że nie przestawałem się na niego gapić. Na jego błyszczące,
niemal całkowicie zakryte kapturem włosy. Na linię szyi, szczęki,
usta układające się w głupkowaty uśmiech, kiedy cieszył się do
swojego telefonu. Inaczej mówiąc, wpadłem kompletnie, dogłębnie
i pernamentnie. Dokładnie cztery godziny przed pierwszą randką z
wymarzoną, absolutnie najlepszą laską na świecie. Przynajmniej
tak mi się dotąd wydawało. Kurwa mać.
Wbrew powszechnej opinii
byłem uczciwym facetem, więc właściwie wszystko jej
wytłumaczyłem. Laska nie wydawała się zbyt przejęta – chciała tylko
spędzić miło czas – ale i tak zażądała przeprosin.
Przeprosiłem, poszliśmy się napierdolić, dowiedziałem się
wszystkiego o jej eks-chłopaku i po pijaku przysięgliśmy sobie
dożywotnie wsparcie. Nigdy się jeszcze tak nie cieszyłem, że nie
poszedłem z kimś do łóżka.
Taksówki odmówiły
współpracy. Jako samozwańczy dżentelmen odprowadziłem laskę do
znajdującego się po drugiej stronie Seulu domu, by potem wracać do
siebie przez ponad dwie godziny. Na samych schodach do bloku
wywróciłem się więcej razy niż Chrystus podczas drogi krzyżowej.
Chciałem tylko doczołgać
się do łóżka, więc nie zwróciłem uwagi na siedzące na klatce,
opatulone kocem stworzenie. To znaczy samą uwagę może i zwróciłem,
ale zjawisko całkowicie zignorowałem. Tak samo jak i odgłosy
awantury dobiegające z piętra wyżej.
Chłopaka nigdzie nie
było, a ja zacząłem podważać sensowność swojego postępowania.
Dlaczego właściwie nie przespałem się z tamtą laską? To, że
podobał mi się jakiś licealista nie oznaczało, że powinienem
składać śluby czystości.
- Ej, proszę, tylko trochę!
Przede mną, w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów znajdował się on. Wstrzymałem oddech. Zupełnie jakby czytał mi w myślach! Może podświadomie był zazdrosny o moje plany? Albo był boskim wysłannikiem mającym powstrzymać mnie od grzeszenia na prawo i lewo? Na wszelki wypadek postanowiłem omijać kościoły jeszcze szerszym łukiem niż dotychczas.
- Ej, proszę, tylko trochę!
Przede mną, w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów znajdował się on. Wstrzymałem oddech. Zupełnie jakby czytał mi w myślach! Może podświadomie był zazdrosny o moje plany? Albo był boskim wysłannikiem mającym powstrzymać mnie od grzeszenia na prawo i lewo? Na wszelki wypadek postanowiłem omijać kościoły jeszcze szerszym łukiem niż dotychczas.
- Nie mogę –
odpowiedziała idąca obok niego dziewczyna. - Jungkook, to są
pieniądze klasowe!
Zmarszczyłem brwi? Jungkook? To nie mogło być imię, nawet sadyści nie nazwaliby tak niewinnego dziecka. Ale to przezwisko było nawet... chwytliwe. I pasowało do niego.
- Proszę! - W głosie chłopaka czuć było taką udrękę, że na miejscu niewiasty już przepisywałbym na niego całe królestwo i pół księżniczki. - Muszę kupić sobie jakieś żarcie, zaraz zdechnę z głodu!
- Jeong Guk, n i e. To moje ostatnie słowo!
Poważnie zacząłem się zastanawiać, czy w następnej wypowiedzi laska zdradzi jego numer telefonu. Kto by przypuszczał, że licealne sprzeczki są takim źródłem informacji? Czułem się niemal jak bohater „Plotkary”. Nie, żebym choć przez sekundę oglądał coś takiego.
Zmarszczyłem brwi? Jungkook? To nie mogło być imię, nawet sadyści nie nazwaliby tak niewinnego dziecka. Ale to przezwisko było nawet... chwytliwe. I pasowało do niego.
- Proszę! - W głosie chłopaka czuć było taką udrękę, że na miejscu niewiasty już przepisywałbym na niego całe królestwo i pół księżniczki. - Muszę kupić sobie jakieś żarcie, zaraz zdechnę z głodu!
- Jeong Guk, n i e. To moje ostatnie słowo!
Poważnie zacząłem się zastanawiać, czy w następnej wypowiedzi laska zdradzi jego numer telefonu. Kto by przypuszczał, że licealne sprzeczki są takim źródłem informacji? Czułem się niemal jak bohater „Plotkary”. Nie, żebym choć przez sekundę oglądał coś takiego.
- Chleb. Suchy chleb,
potrzebuję tylko tego – obiecywał... Jungkook? - Ty nie wiesz,
jak to jest, zawsze żyłaś w dobrobycie. Ja muszę walczyć o
przeżycie, nie jadłem już trzeci dzień! Czuję kwas żołądkowy
w przełyku, jest coraz bliżej. Zaraz, czy to mroczki przed oczami?
Ziemia mi umyka! - zachwiał się. - Czego to objawy? AIDS czy
tasiemca? To na pewno tasiemiec! Nie mogę nie jeść, kiedy mam
tasiemca, on przegryzie mi ścianki jelita! Odmówisz umierającemu?
Odmówisz mi, który...
- ODMÓWIĘ. - Dziewczyna starała się brzmieć groźnie, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Nikt by nie potrafił.
- Przepraszam – odchrząknąłem – ale czy kolega po prostu nie potrzebuje papierosa?
Laska przeniosła na mnie zaskoczone spojrzenie, nawet umierający zapomniał o umieraniu. A potem wsadził dłonie w gigantyczne kieszenie spodni i odchrząknął.
- Poproszę.
Dziewczyna wyglądała, jakby właśnie ktoś zmiażdżył jej cały system wartości, wierzeń, wszechświat.
- Więc cały czas wyłudzałeś ode mnie na papierosy?! - oburzyła się. - Ty kłamliwa, podła, wstrętna, obrzydliwa gnido! Jak mogłeś?!
Odsunąłem się od niej w obawie przed wpierdolem. Tak, przed wpierdolem od niziutkiej, ubranej w mundurek, grzecznej licealistki. Pewnie nie wydawała się niebezpieczna, lecz mój instynkt samozachowawczy wiedział swoje.
- To może ja pójdę po fajki do mieszkania – zacząłem niepewnie – a wy się tutaj zajmijcie sobą, okej?
Ruszyłem ku drzwiom szybkim krokiem, woląc racjonalnie jak nigdy wycofać się z miejsca przyszłej zbrodni. Chłopak chyba też przeczuwał zamiary koleżanki, bo natychmiast za mną pobiegł.
Weszliśmy do windy i zrobiło się... awkward. Mimo jak największych chęci i całkiem niezłego słownika w mózgu nie potrafiłem określić tego inaczej. To nie był zwykła niezręczność, to było... Westchnąłem ciężko. Kurwa. Dlaczego zamiast z nim rozmawiać myślałem o synonimach? Jak mogłem nie korzystać z takiej szansy?
Dojechaliśmy. Kiedy wszedłem do mieszkania, Jungkook został za drzwiami. Ledwo powstrzymałem się przed parsknięciem. Biedni, dobrze wychowani licealiści.
- ODMÓWIĘ. - Dziewczyna starała się brzmieć groźnie, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Nikt by nie potrafił.
- Przepraszam – odchrząknąłem – ale czy kolega po prostu nie potrzebuje papierosa?
Laska przeniosła na mnie zaskoczone spojrzenie, nawet umierający zapomniał o umieraniu. A potem wsadził dłonie w gigantyczne kieszenie spodni i odchrząknął.
- Poproszę.
Dziewczyna wyglądała, jakby właśnie ktoś zmiażdżył jej cały system wartości, wierzeń, wszechświat.
- Więc cały czas wyłudzałeś ode mnie na papierosy?! - oburzyła się. - Ty kłamliwa, podła, wstrętna, obrzydliwa gnido! Jak mogłeś?!
Odsunąłem się od niej w obawie przed wpierdolem. Tak, przed wpierdolem od niziutkiej, ubranej w mundurek, grzecznej licealistki. Pewnie nie wydawała się niebezpieczna, lecz mój instynkt samozachowawczy wiedział swoje.
- To może ja pójdę po fajki do mieszkania – zacząłem niepewnie – a wy się tutaj zajmijcie sobą, okej?
Ruszyłem ku drzwiom szybkim krokiem, woląc racjonalnie jak nigdy wycofać się z miejsca przyszłej zbrodni. Chłopak chyba też przeczuwał zamiary koleżanki, bo natychmiast za mną pobiegł.
Weszliśmy do windy i zrobiło się... awkward. Mimo jak największych chęci i całkiem niezłego słownika w mózgu nie potrafiłem określić tego inaczej. To nie był zwykła niezręczność, to było... Westchnąłem ciężko. Kurwa. Dlaczego zamiast z nim rozmawiać myślałem o synonimach? Jak mogłem nie korzystać z takiej szansy?
Dojechaliśmy. Kiedy wszedłem do mieszkania, Jungkook został za drzwiami. Ledwo powstrzymałem się przed parsknięciem. Biedni, dobrze wychowani licealiści.
- Właź – rzuciłem
przez ramię. - I nie musisz ściągać butów.
Posłuchał mnie bez zastanowienia. Chyba naprawdę chciał tu wejść. Może fascynowała go architektura wnętrz, może planował mnie zamordować. Nie wnikałem. Teraz już chciało mi się palić i wbrew wszystkim założeniem nie mogłem, kurwa, znaleźć nawet jednego szluga.
Po paru minutach zorientowałem się, że Jungkooka nie ma obok. Wątpiłem, żeby wyszedł, usłyszałbym trzaśnięcie drzwi. Poczułem się nieco jak w horrorze. Czyżby naprawdę zamierzał mnie zamordować?
- Twój laptop się dymi. - Głowa chłopaka wychyliła się zza framugi, w ustach trzymał zapalonego już papierosa. - A fajki są tutaj.
Był w moim... gabinecie. Jeżeli mogłem tak nazwać pokój, w którym trzymałem absolutnie wszystko. Włączając zniszczone opakowania niedziałających gier, niech im ziemia lekką będzie, stare akwaria i rysunki. I komputer.
- Serio nie działa? - Podrapałem się po głowie. - Ciężka sprawa, nie będę mógł skończyć prezentacji. Szkoda.
Jungkook spojrzał na mnie, jakbym był ciężko opóźniony umysłowo.
Posłuchał mnie bez zastanowienia. Chyba naprawdę chciał tu wejść. Może fascynowała go architektura wnętrz, może planował mnie zamordować. Nie wnikałem. Teraz już chciało mi się palić i wbrew wszystkim założeniem nie mogłem, kurwa, znaleźć nawet jednego szluga.
Po paru minutach zorientowałem się, że Jungkooka nie ma obok. Wątpiłem, żeby wyszedł, usłyszałbym trzaśnięcie drzwi. Poczułem się nieco jak w horrorze. Czyżby naprawdę zamierzał mnie zamordować?
- Twój laptop się dymi. - Głowa chłopaka wychyliła się zza framugi, w ustach trzymał zapalonego już papierosa. - A fajki są tutaj.
Był w moim... gabinecie. Jeżeli mogłem tak nazwać pokój, w którym trzymałem absolutnie wszystko. Włączając zniszczone opakowania niedziałających gier, niech im ziemia lekką będzie, stare akwaria i rysunki. I komputer.
- Serio nie działa? - Podrapałem się po głowie. - Ciężka sprawa, nie będę mógł skończyć prezentacji. Szkoda.
Jungkook spojrzał na mnie, jakbym był ciężko opóźniony umysłowo.
- Nie chcesz go naprawić?
- zapytał z niedowierzaniem.
Machnąłem ręką.
- Za dużo pierdolenia, pewnie sam się naprawi.
Machnąłem ręką.
- Za dużo pierdolenia, pewnie sam się naprawi.
Chłopak pokręcił głową
i zaciągnął się z widoczną dezaprobatą.
- Czy wszyscy dorośli są tacy?
To było całkiem zabawne. Po raz pierwszy spotkałem kogoś, kto w liceum nie uważał się za dorosłego. Zresztą... Ciekawe, czy powiedziałby to samo, gdyby wiedział, że dzielą nas trzy, góra cztery lata.
- Czy wszyscy dorośli są tacy?
To było całkiem zabawne. Po raz pierwszy spotkałem kogoś, kto w liceum nie uważał się za dorosłego. Zresztą... Ciekawe, czy powiedziałby to samo, gdyby wiedział, że dzielą nas trzy, góra cztery lata.
- Nie. - Wyjąłem
papierosa z leżącej na biurku paczki. - Tacy są studenci. Człowiek
dwukrotnie przechodzi przez wszystkie fazy Kubler-Ross - popisałem się wiedzą. - Jako
noworodek wobec wiecznie rozpierdolonych rzeczy jesteś w fazie
zaprzeczania, potem czujesz gniew, nastolatkowie próbują
negocjować, potem wpadają w depresję, a wreszcie studenci
zaczynają wszystko biernie akceptować. Nawet zepsute komputery. A
potem jak debile płodzą dzieci i zachodzą w ciążę, żeby
przeżyć cykl od początku.
Wyglądał, jakby nie wiedział, czy powinien się roześmiać, czy spierdalać. W końcu nie zrobił niczego, jedynie zaciągnął się jeszcze mocniej.
- Czyli ty po prostu swój zepsuty komputer... akceptujesz? - zapytał wreszcie.
- Dokładnie. Takim jakim jest. Z całym niedziałającym dyskiem, napędem czy cokolwiek tam się stało.
Uśmiechnął się. Poczułem, jakby ktoś wsadził mi głowę do wody na kilkadziesiąt sekund i nagle gwałtownie wynurzył. Jasne, widziałem przedtem jego uśmiechy. Widziałem też, jak się głośno śmiał. Ale to nigdy nie było skierowane tak bezpośrednio do mnie.
- Dobra, nie będę przeszkadzał. - Uśmiech zgasł nagle jak fajka, zgaszona bezlitośnie na blacie. - O kurwa, sorry za to! - Odskoczył od biurka. - Nie widziałem, nie...
- Spokojnie. - Wzruszyłem ramionami. - Nikogo nie zabiłeś.
Skinął głową.
- Jasne. Faza akceptacji, zapomniałem.
Wyszczerzyłem się mimowolnie, on też się nie powstrzymał. Trzasnęły drzwi, po chwili usłyszałem windę. Leniwy dzieciak, przecież mieszkał zaledwie piętro wyżej.
Wyglądał, jakby nie wiedział, czy powinien się roześmiać, czy spierdalać. W końcu nie zrobił niczego, jedynie zaciągnął się jeszcze mocniej.
- Czyli ty po prostu swój zepsuty komputer... akceptujesz? - zapytał wreszcie.
- Dokładnie. Takim jakim jest. Z całym niedziałającym dyskiem, napędem czy cokolwiek tam się stało.
Uśmiechnął się. Poczułem, jakby ktoś wsadził mi głowę do wody na kilkadziesiąt sekund i nagle gwałtownie wynurzył. Jasne, widziałem przedtem jego uśmiechy. Widziałem też, jak się głośno śmiał. Ale to nigdy nie było skierowane tak bezpośrednio do mnie.
- Dobra, nie będę przeszkadzał. - Uśmiech zgasł nagle jak fajka, zgaszona bezlitośnie na blacie. - O kurwa, sorry za to! - Odskoczył od biurka. - Nie widziałem, nie...
- Spokojnie. - Wzruszyłem ramionami. - Nikogo nie zabiłeś.
Skinął głową.
- Jasne. Faza akceptacji, zapomniałem.
Wyszczerzyłem się mimowolnie, on też się nie powstrzymał. Trzasnęły drzwi, po chwili usłyszałem windę. Leniwy dzieciak, przecież mieszkał zaledwie piętro wyżej.
Znowu przestałem go
widywać, mimo wszystko nasze godziny funkcjonowania prawdopodobnie w
ogóle się nie pokrywały. Aczkolwiek świadomość tego nie
sprawiała, że czułem się lepiej.
Wsiedliśmy do tej samej
windy niemal trzy tygodnie od ostatniego spotkania. Jungkook skinął
mi głową, ale nie zdjął słuchawek z uszu. I, szczerze mówiąc,
ten jeden raz nie miałem powodów do narzekań.
Miał na sobie białą koszulkę (co prawda, poniekąd zasłoniętą okropną bluzą, ale byłem w stanie to przeżyć) i czerwone conversy. Czerwone, kurwa, conversy. Szczyt fetyszu mojego heteroseksualnego ja. Biseksualnego również, jak właśnie się okazało.
Miał na sobie białą koszulkę (co prawda, poniekąd zasłoniętą okropną bluzą, ale byłem w stanie to przeżyć) i czerwone conversy. Czerwone, kurwa, conversy. Szczyt fetyszu mojego heteroseksualnego ja. Biseksualnego również, jak właśnie się okazało.
W ogóle nie zwracałem
uwagi na numeracje pięter. Jungkook wysiadł, posyłając mi na
pożegnanie ciepły uśmiech, a ja wciąż tkwiłem w windzie. Kurwa,
miałem dwadzieścia jeden lat. Nie mogłem zachowywać się jak
pryszczaty nastolatek na widok ofiary swoich pierwszych nocnych
polucji.
Wróciłem do mieszkania,
by na spokojnie i trzeźwo wszystko przemyśleć. Oczywiście, wnioski
były łatwe do przewidzenia.
Wygląd Jungkooka był
sprzeczny z zasadami genetyki. I fizyki. I jakimikolwiek zasadami.
Pewnie był tylko jakąś pierdoloną iluzją, fatamorganą, którą
sobie wykreowałem na osiedlowej pustyni. To było wręcz niemożliwe,
żeby t a c y ludzie funkcjonowali w przestrzeni publicznej bez
wzbudzania zamieszania. Możliwe, że byli objęci rządową ochroną,
czymś na kształt ochrony świadków koronnych. Tylko tak byłem w
stanie wytułmaczyć to, że zamiast podbijać modowe listy przebojów
– jeżeli w ogóle istniało coś takiego – chłopak wciąż
siedział w tym samym zapuszczonym bloku co ja.
- Mogę wpaść na...?
- Jasne.
Papierosy stały się podwaliną naszej znajomości. Początkowo dawałem się ohydnie wykorzystywać, jednak w końcu postawiłem warunki. Kupowaliśmy po paczce na zmianę; w drodze na zajęcia czy do szkoły wypalaliśmy oddzielnie po jednej fajce, by potem w godzinach popołudniowych spotkać się i wspólnie aplikować nikotynę. Pomyśleć, że przed spotkaniem go myślałem na poważnie o kompletnym rzuceniu palenia. Nie wątpiłem, że organizm z pewnością podziękowałby mi za pozbycie się papierosów, ale serce... Kurwa, serce też by mi podziękowało.
Mniej więcej po czterech miesiącach zdałem sobie sprawę, że Jungkooka najzwyczajniej w świecie lubię. Był głośny, żarłoczny i nieustannie skoncentrowany na sobie. I ciągle kichał. I cholernie marudził. I zwerbował znajomą, żeby za darmo naprawiła mój komputer, po czym wylał na niego sok następnego dnia. Naprawdę nie miałem żadnych powodów, żeby go lubić. Absolutnie żadnych.
- Jasne.
Papierosy stały się podwaliną naszej znajomości. Początkowo dawałem się ohydnie wykorzystywać, jednak w końcu postawiłem warunki. Kupowaliśmy po paczce na zmianę; w drodze na zajęcia czy do szkoły wypalaliśmy oddzielnie po jednej fajce, by potem w godzinach popołudniowych spotkać się i wspólnie aplikować nikotynę. Pomyśleć, że przed spotkaniem go myślałem na poważnie o kompletnym rzuceniu palenia. Nie wątpiłem, że organizm z pewnością podziękowałby mi za pozbycie się papierosów, ale serce... Kurwa, serce też by mi podziękowało.
Mniej więcej po czterech miesiącach zdałem sobie sprawę, że Jungkooka najzwyczajniej w świecie lubię. Był głośny, żarłoczny i nieustannie skoncentrowany na sobie. I ciągle kichał. I cholernie marudził. I zwerbował znajomą, żeby za darmo naprawiła mój komputer, po czym wylał na niego sok następnego dnia. Naprawdę nie miałem żadnych powodów, żeby go lubić. Absolutnie żadnych.
- Mogę u ciebie nocować?
Zamrugałem,
zdezorientowany. Staliśmy razem w windzie – obaj z pojedynczymi
słuchawkami w uszach, wpatrzeni w przeciwne ściany. Dochodziła
ósma, czekał mnie naprawdę arcyzajebisty dzień spędzony na jakże
fascynujących ćwiczeniach.
- Co? - Na wszelki wypadek wyjąłem słuchawkę. - Dzisiaj?
Jungkook skinął głową.
- Dzisiaj ni chuja – odpowiedziałem po dłuższej chwili. - Mam ćwiczenia, wracam późno i...
- Jasne. - Oparł się o ściankę i westchnął ciężko.
Nie drążyłem.
- Co? - Na wszelki wypadek wyjąłem słuchawkę. - Dzisiaj?
Jungkook skinął głową.
- Dzisiaj ni chuja – odpowiedziałem po dłuższej chwili. - Mam ćwiczenia, wracam późno i...
- Jasne. - Oparł się o ściankę i westchnął ciężko.
Nie drążyłem.
Wróciłem z zajęć
niemal przed północą – wszyscy, którzy chcieli się podlizać
albo zdać przedmiot mogli wyjść z profesorem do baru. A ja
naprawdę bardzo nie chciałem oblać semestru.
Już na klatce schodowej poczułem się chujowo. W ciągu dnia nie miałem czasu się tym zadręczać, teraz mogłem żałować w spokoju. Dlaczego akurat dzisiaj chciał u mnie nocować? Każdy inny termin by pasował! Los chyba naprawdę był homofobiczny.
Winda, z której zazwyczaj korzystałem, wciąż się nie pojawiała. Nie miałem pojęcia, czy się zacięła, czy blokowała ją jakaś zainspirowana 50 Twarzami Szaraka para, nie dbałem o to.
Z rezygnacją udałem się na drugi koniec klatki, by zamówić drugą windę. Nienawidziliśmy jej. Ja i Jungkook. Zawsze śmierdziała wymiocinami, klimatyzacja funkcjonowała tam jedynie jako legenda, a poza tym ciągle się zacinała. Dzisiaj jednak nie zamierzałem narzekać. Chciałem tylko do niej wsiąść, z błogością obserwowałem, jak drzwi rozsuwają się i...
Już na klatce schodowej poczułem się chujowo. W ciągu dnia nie miałem czasu się tym zadręczać, teraz mogłem żałować w spokoju. Dlaczego akurat dzisiaj chciał u mnie nocować? Każdy inny termin by pasował! Los chyba naprawdę był homofobiczny.
Winda, z której zazwyczaj korzystałem, wciąż się nie pojawiała. Nie miałem pojęcia, czy się zacięła, czy blokowała ją jakaś zainspirowana 50 Twarzami Szaraka para, nie dbałem o to.
Z rezygnacją udałem się na drugi koniec klatki, by zamówić drugą windę. Nienawidziliśmy jej. Ja i Jungkook. Zawsze śmierdziała wymiocinami, klimatyzacja funkcjonowała tam jedynie jako legenda, a poza tym ciągle się zacinała. Dzisiaj jednak nie zamierzałem narzekać. Chciałem tylko do niej wsiąść, z błogością obserwowałem, jak drzwi rozsuwają się i...
W środku spał Jungkook.
Zabrzmiało to o wiele
mniej absurdalnie, niż w rzeczywistości było, bo, kurwa, on
naprawdę leżał w
jebanej windzie, z głową opartą o podniszczony plecak. Mimowolnie
parsknąłem.
Jechaliśmy, winda faktycznie przycinała się bez przerwy, ale nawet tego nie zauważałem. Patrzyłem na śpiącego chłopaka, próbując zrozumieć, co on tu, do jasnej cholery, robił. I co ja powinienem z nim zrobić.
Dobra, nad tym akurat się nie zastanawiałem. Delikatnie, autentycznie najdelikatniej, jak potrafiłem, wziąłem go na ręce i zaniosłem do mieszkania. Po drodze niemal zjebałem cały plan, kiedy klucze wypadły mi z kieszeni marynarki i wylądowały na nosie Jungkooka. Szczęśliwie, chłopak jedynie zachrapał w odpowiedzi.
Gdy przypadkowo nie zmieściłem się z nim w drzwiach do pokoju i przyjebał głową o ścianę, wciąż nie wyglądał na wybudzonego w choć najmniejszym stopniu. Chyba nie musiałem się tak z nim cackać, był gorszy od Śpiącej Królewny, Śnieżki i wszystkich tych pieprzniętych księżniczek. Do tego stopnia, że zacząłem się obawiać, czy uda mi się obudzić go rano.
Jechaliśmy, winda faktycznie przycinała się bez przerwy, ale nawet tego nie zauważałem. Patrzyłem na śpiącego chłopaka, próbując zrozumieć, co on tu, do jasnej cholery, robił. I co ja powinienem z nim zrobić.
Dobra, nad tym akurat się nie zastanawiałem. Delikatnie, autentycznie najdelikatniej, jak potrafiłem, wziąłem go na ręce i zaniosłem do mieszkania. Po drodze niemal zjebałem cały plan, kiedy klucze wypadły mi z kieszeni marynarki i wylądowały na nosie Jungkooka. Szczęśliwie, chłopak jedynie zachrapał w odpowiedzi.
Gdy przypadkowo nie zmieściłem się z nim w drzwiach do pokoju i przyjebał głową o ścianę, wciąż nie wyglądał na wybudzonego w choć najmniejszym stopniu. Chyba nie musiałem się tak z nim cackać, był gorszy od Śpiącej Królewny, Śnieżki i wszystkich tych pieprzniętych księżniczek. Do tego stopnia, że zacząłem się obawiać, czy uda mi się obudzić go rano.
Problem rozwiązał się
sam – wstał z własnej woli, kiedy zacząłem przygotowywać
śniadanie. Nie był to szczyt moich kulinarnych umiejętności, ale
zapach był na tyle kuszący, że Jungkook nawet się do mnie przywlókł.
- Nam Joon, co ja tu, kurwa robię? - Ziewnął rozdzierająco.
Nie odwróciłem się. Tyle razy myślałem o tym, jak Jungkook wygląda zaraz po wstaniu z łóżka, że wolałem nie psuć sobie wyobrażeń. Bo były zajebiste.
- Pytanie powinno brzmieć raczej: co ty, kurwa, robiłeś w windzie? - Podrzuciłem naleśnik na patelni.
Chwilowa cisza.
- Spałem.
- Daruj sobie.
Znowu milczenie. Słyszałem, jak wzdycha, odsuwa krzesło, zaczyna bawić się leżącym na stole breloczkiem. Słyszałem wszystko poza odpowiedzią.
- Zamierzasz mi cokolwiek powiedzieć czy spierdalasz? - zapytałem chłodno.
Nie odpowiedział. Wyłączyłem gaz, przerzuciłem wszystkie naleśniki na jeden talerz i podałem na stół. Jungkook wyglądał oczywiście zajebiście, ale to nagle przestało mieć znaczenie. Czułem jedynie narastającą frustrację.
Zaczęliśmy jeść. Gniewnie wbijałem sztućce w naleśniki, przebijając je na wylot, Jungkook niemal nie ruszał swojej porcji. Byłem zirytowany. Z każdą sekundą coraz bardziej.
- Moi rodzice – odezwał się wreszcie – tak jakby niezbyt za sobą przepadają. Ostatnio trochę bardziej. Wybuchy nie są nagłe, to się po prostu ciągnie przez parę dni, da się w sumie przewidzieć, kiedy znowu zaczną. Nie chcę przy tym być, więc staram się... wiesz, po prostu unikam takich sytuacji. A wczoraj po prostu nie miałem dokąd pójść.
Podrapałem się po głowie.
- I oni nie mają nic przeciwko? Wychodzisz i wracasz do domu następnego dnia bez żadnych problemów? Nie szukają cię, nic?
- Przestali.
- Nam Joon, co ja tu, kurwa robię? - Ziewnął rozdzierająco.
Nie odwróciłem się. Tyle razy myślałem o tym, jak Jungkook wygląda zaraz po wstaniu z łóżka, że wolałem nie psuć sobie wyobrażeń. Bo były zajebiste.
- Pytanie powinno brzmieć raczej: co ty, kurwa, robiłeś w windzie? - Podrzuciłem naleśnik na patelni.
Chwilowa cisza.
- Spałem.
- Daruj sobie.
Znowu milczenie. Słyszałem, jak wzdycha, odsuwa krzesło, zaczyna bawić się leżącym na stole breloczkiem. Słyszałem wszystko poza odpowiedzią.
- Zamierzasz mi cokolwiek powiedzieć czy spierdalasz? - zapytałem chłodno.
Nie odpowiedział. Wyłączyłem gaz, przerzuciłem wszystkie naleśniki na jeden talerz i podałem na stół. Jungkook wyglądał oczywiście zajebiście, ale to nagle przestało mieć znaczenie. Czułem jedynie narastającą frustrację.
Zaczęliśmy jeść. Gniewnie wbijałem sztućce w naleśniki, przebijając je na wylot, Jungkook niemal nie ruszał swojej porcji. Byłem zirytowany. Z każdą sekundą coraz bardziej.
- Moi rodzice – odezwał się wreszcie – tak jakby niezbyt za sobą przepadają. Ostatnio trochę bardziej. Wybuchy nie są nagłe, to się po prostu ciągnie przez parę dni, da się w sumie przewidzieć, kiedy znowu zaczną. Nie chcę przy tym być, więc staram się... wiesz, po prostu unikam takich sytuacji. A wczoraj po prostu nie miałem dokąd pójść.
Podrapałem się po głowie.
- I oni nie mają nic przeciwko? Wychodzisz i wracasz do domu następnego dnia bez żadnych problemów? Nie szukają cię, nic?
- Przestali.
Cóż... Jungkook zaczął
u mnie nocować. Niezbyt często, kilka razy w miesiącu. Początkowo
nie potrafiłem się zdystansować, próbowałem szukać jakiegoś
rozwiązania. Tylko... czy jakiekolwiek istniało? Nikt nikogo nie bił,
to nie o taką przemoc chodziło. Zresztą kwestia jego rodziców
absolutnie mnie nie dotyczyła, nie mogłem się mieszać.
- Po prostu przestań się
przejmować. - Jungkook wywrócił oczami. - Ja już przestałem.
Faza akceptacji, pamiętasz?
Prychnąłem.
Prychnąłem.
- Ponoć niczym się nie
przejmujesz – ciągnął. - Absolutnie niczym. Jebać zepsuty
komputer! Jebać głód na świecie! Jebać rodziców jakiegoś
randomowego dzieciaka, który kradnie ci fajki! Tak to powinno
działać, prawda?
Wyłączyłem telewizor i odłożyłem pady. Graliśmy do trzeciej nad ranem. Niby zaczynał się weekend, ale wolałem zacząć funkcjonować przed dwunastą. Co oznaczało położenie się do łóżka w trybie natychmiastowym, a nie rozmawianie z tym przemądrzałem chłopakiem.
- Idę spać.
- Tak to powinno działać, prawda? - powtórzył.
Westchnąłem ciężko. Nigdy nie mógł po prostu odpuścić.
Wyłączyłem telewizor i odłożyłem pady. Graliśmy do trzeciej nad ranem. Niby zaczynał się weekend, ale wolałem zacząć funkcjonować przed dwunastą. Co oznaczało położenie się do łóżka w trybie natychmiastowym, a nie rozmawianie z tym przemądrzałem chłopakiem.
- Idę spać.
- Tak to powinno działać, prawda? - powtórzył.
Westchnąłem ciężko. Nigdy nie mógł po prostu odpuścić.
- Powinno. Ale nie
działa.
- Dlaczego?
Otworzył zębami puszkę piwa. Mimo że robił to tak często, wciąż wyglądał na niezwykle dumnego, kiedy pił alkohol. Niepełnoletni mieli w pewien sposób o wiele bardziej ekscytujące życie od nudnych studenciaków.
- Dlaczego?
Otworzył zębami puszkę piwa. Mimo że robił to tak często, wciąż wyglądał na niezwykle dumnego, kiedy pił alkohol. Niepełnoletni mieli w pewien sposób o wiele bardziej ekscytujące życie od nudnych studenciaków.
- Nie mam pojęcia. -
Wzruszyłem z rezygnacją ramionami. - Po prostu nie działa.
Akceptuję komputer, akceptuję głód, nie akceptuję twoich
problemów w domu.
- Dlaczego?
- Młody, naprawdę sam chciałbym wiedzieć.
Zamilkł. Błogosławiona ciszo, dlaczego tak rzadko się pojawiasz? Podniosłem się z kanapy, wygrzebałem w gabinecie pościel dla Jungkooka i wróciłem z nią do salonu. Chłopak jednak potrząsnął głową.
- Nie mogę dzisiaj z tobą po prostu spać?
Była trzecia rano, naprawdę ledwo kontaktowałem. A mimo to jego głos przebił się przez otumaniającą receptory słuchu senność i cały mózg. Ziewnąłem, żeby ukryć zmieszanie.
- To moje łóżko, nie dam ci nawet milimetra.
Znowu wywrócił oczami.
- Po prostu mam już dość tej kanapy.
- Sorry, młody. - Odłożyłem pościel na ziemię. - Negocjacje minęły, teraz czeka cię depresja.
- Dlaczego?
- Młody, naprawdę sam chciałbym wiedzieć.
Zamilkł. Błogosławiona ciszo, dlaczego tak rzadko się pojawiasz? Podniosłem się z kanapy, wygrzebałem w gabinecie pościel dla Jungkooka i wróciłem z nią do salonu. Chłopak jednak potrząsnął głową.
- Nie mogę dzisiaj z tobą po prostu spać?
Była trzecia rano, naprawdę ledwo kontaktowałem. A mimo to jego głos przebił się przez otumaniającą receptory słuchu senność i cały mózg. Ziewnąłem, żeby ukryć zmieszanie.
- To moje łóżko, nie dam ci nawet milimetra.
Znowu wywrócił oczami.
- Po prostu mam już dość tej kanapy.
- Sorry, młody. - Odłożyłem pościel na ziemię. - Negocjacje minęły, teraz czeka cię depresja.
Jungkook kichał przez
sen. Zrzucał kołdrę. Nie przestawał przytulać, pomimo
gwałtownego odpychania.
O tym wszystkim dowiedziałem się w okolicach dziewiątej, kiedy obudził mnie jego palec w oku. Strząsnąłem chłopaka z siebie, jednak powrócił po kilku minutach. Z błogą, zadowoloną miną, rozczochranymi włosami i bardzo, ale to bardzo czepliwym uściskiem. Kojarzył mi się z koalą. Tylko że niekoniecznie w tej chwili chciałem być eukaliptusem.
O tym wszystkim dowiedziałem się w okolicach dziewiątej, kiedy obudził mnie jego palec w oku. Strząsnąłem chłopaka z siebie, jednak powrócił po kilku minutach. Z błogą, zadowoloną miną, rozczochranymi włosami i bardzo, ale to bardzo czepliwym uściskiem. Kojarzył mi się z koalą. Tylko że niekoniecznie w tej chwili chciałem być eukaliptusem.
Zasypiałem średnio co
kilkanaście minut, byłem wykończony. Jungkook budził mnie jednak
niemal od razu, by zmusić do desperackiej walki o tlen. Kiedy jego
dłoń zacisnęła się wokół mojej szyi po raz kolejny, zacząłem
się zastanawiać, czy chłopak nie robi tego świadomie.
W końcu dałem za wygraną. Co innego mogłem zrobić?
W końcu dałem za wygraną. Co innego mogłem zrobić?
- Wstawaj, spieszę
się!
Przetarłem oczy, ziewając głęboko. Szybkie spojrzenie na zegarek sprawiło, że zadrżałem. Szesnasta?! Zajebiście. Próbowałem się przeciągnąć, ale wszystkie mięśnie zgodnie zaprotestowały.
Przetarłem oczy, ziewając głęboko. Szybkie spojrzenie na zegarek sprawiło, że zadrżałem. Szesnasta?! Zajebiście. Próbowałem się przeciągnąć, ale wszystkie mięśnie zgodnie zaprotestowały.
- Nam Joon, tu
jestem.
Przechyliłem głowę, by napotkać zniecierpliwiony wzrok Jungkooka. Chłopak siedział na łóżku, oparty o ścianę. Całą kołdrę oczywiście skopał – tym razem szczęśliwie na mnie. Wciąż był w swoich dresach, zmienił tylko koszulkę. I pozbył się skarpetek. Nie zdejmowałem wzroku z jego stóp, wąskich i długich, wręcz nieproporcjonalnych w stosunku do reszty ciała, z pobielałymi, wystającymi kostkami. To było wręcz przerażające. Pomimo ilości żarcia, które bez przerwy pochłaniał, dzieciak w ogóle nie tył. Ewentualnie bardzo się starał, żeby tak to wyglądało.
Przechyliłem głowę, by napotkać zniecierpliwiony wzrok Jungkooka. Chłopak siedział na łóżku, oparty o ścianę. Całą kołdrę oczywiście skopał – tym razem szczęśliwie na mnie. Wciąż był w swoich dresach, zmienił tylko koszulkę. I pozbył się skarpetek. Nie zdejmowałem wzroku z jego stóp, wąskich i długich, wręcz nieproporcjonalnych w stosunku do reszty ciała, z pobielałymi, wystającymi kostkami. To było wręcz przerażające. Pomimo ilości żarcia, które bez przerwy pochłaniał, dzieciak w ogóle nie tył. Ewentualnie bardzo się starał, żeby tak to wyglądało.
- Co ty tu jeszcze robisz,
młody? - zapytałem chrapliwie.
- Czekałem, aż się obudzisz.
- Ale po co?
Jungkook westchnął ciężko. Skupił się na telefonie, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Ciepliwie czekałem.
- Wylatuję na wakacje. Wieczorem.
Tego się nie spodziewałem. Nie, żeby mnie to zabolało czy ogólnie jakoś specjalnie obeszło, po prostu byłem zaskoczony. Wystarczyło przecież, żeby o tym napisał, nie musiał specjalnie czekać.
- Czekałem, aż się obudzisz.
- Ale po co?
Jungkook westchnął ciężko. Skupił się na telefonie, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Ciepliwie czekałem.
- Wylatuję na wakacje. Wieczorem.
Tego się nie spodziewałem. Nie, żeby mnie to zabolało czy ogólnie jakoś specjalnie obeszło, po prostu byłem zaskoczony. Wystarczyło przecież, żeby o tym napisał, nie musiał specjalnie czekać.
- Na dwa tygodnie –
dodał.
Czułem na sobie jego uważne spojrzenie. Czy czegoś oczekiwał? Przeszukiwałem dysk twardy mojego mózgu w poszukiwaniu chociażby najmniejszej wzmianki na ten temat. Może kiedyś obiecałem mu coś z okazji wakacji? Albo...?
- Nie będziemy się widzieć przez dwa tygodnie – uściślił.
Nie no, nie potrafiłem przypomnieć sobie niczego takiego. Żadnych obietnic, wystawionych czeków, prezentów, zupełnie...
- Nam Joon, jesteś takim idiotą.
Może miał rację, bo odpowiedzi jedynie podniosłem na niego zdumione spojrzenie. Zniecierpliwienie podszyte irytacją, niemalże frustracja, rozbawienie, niepewność, lęk – wszystkie jego emocje były doskonale widoczne. Dopiero po chwili, kiedy twarz Jungkooka znalazła się kilka centymetrów od mojej, zorientowałem się, jak blisko jest. Mimowolnie zesztywniałem, mięśnie moich pleców napięły się, kiedy chłopak pochylił się ku mnie ostatni raz.
Naprawdę powinienem o tym wcześniej pomyśleć. Rozważyć. Może wiedziałbym jak zareagować. Może w mojej głowie nie pojawiłby się totalny chaos, zastępując wszystko niezwiązane z Jungkookiem. Może nie złapałbym go za kark, żeby przyciągnąć bliżej.
Ale chuj, zrobiłem to.
Jungkook westchnął z tak wyraźną ulgą, że prawie wybuchnąłem śmiechem. Zamiast tego odsunąłem się, pocałowałem go raz jeszcze, tym razem krótko i mniej... zachłannie, po czym uśmiechnąłem się szeroko.
Jego palce, zaciśnięte na moich biodrach, zwolniły uścisk. Nie byłem pewien, czy drżą moje, czy jego dłonie, ale nie miało to najmniejszego znaczenia.
- Spóźnisz się na samolot – parsknąłem debilnie.
Chyba doszedłem do tego etapu, kiedy wszystko wydawało mi się wesołe. Do tego stanu szczęśliwości, który zazwyczaj osiągałem jedynie po alkoholu albo trawce.
Jungkook też się uśmiechnął, wcale nie wyglądał lepiej ode mnie. Pewnie z boku ktoś uznałby nas za opóźnionych umysłowo – dwóch debili siedzących na łóżku i jedynie szczerzących się do siebie. To też mnie nie obchodziło. A kiedy chłopak usiadł na moich udach i poczułem jego usta po raz kolejny, wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz jakiejś niewytłumaczalnej ekscytacji.
Nigdy nie uważałem się za wybitnego myśliciela, ale teraz nie potrafiłem nawet na biężąco rejestrować wydarzeń. Byłem tylko zmysłami, kolejno podsycanymi przez dźwięki, które z siebie wydawał Jungkook, gdy tylko na moment przerwałem pocałunek. Pewnie brzmiałem tak samo, pewnie wstydziłbym się tego w innej sytuacji, lecz w tej chwili chłopak wsuwał dłonie pod moją koszulkę i, naprawdę, nie liczyło się nic prócz tego.
Wszędzie były dłonie. Moje, jego, nasze. Było też trochę języka, nawet nieco za dużo, ale nie na tyle, żebym próbował Jungkooka hamować. Zresztą to było nieistotne, nie przejąłbym się, gdyby nawet obślinił mnie od góry do dołu. Były też usta – spuchnięte, rozchylone w słabym uśmiechu i moje, z pewnością prezentujące się tak samo. I oddech. Jego oddech. Szybki i urywany. Oddech, który czułem na skórze, na każdym skrawku ciała, mimo że Jungkook nie przestawał mnie całować.
A potem to wszystko zniknęło.
Razem z chłopakiem, który zeskoczył z łóżka.
- Naprawdę spóźnię się na samolot – wydyszał, zaczerwieniony od stóp do głów.
Był zażenowany, ale nie potrafił ukryć uśmieszku. To była satysfakcja! Perfidna, zdradziecka satysfakcja! Cale moje zaskoczenie minęło, wciągnąłem głośno powietrze.
- Ty zdradziecki, parszywy, wstrętny...!
Jungkook zdążył zwiać, zanim go dopadłem.
Czułem na sobie jego uważne spojrzenie. Czy czegoś oczekiwał? Przeszukiwałem dysk twardy mojego mózgu w poszukiwaniu chociażby najmniejszej wzmianki na ten temat. Może kiedyś obiecałem mu coś z okazji wakacji? Albo...?
- Nie będziemy się widzieć przez dwa tygodnie – uściślił.
Nie no, nie potrafiłem przypomnieć sobie niczego takiego. Żadnych obietnic, wystawionych czeków, prezentów, zupełnie...
- Nam Joon, jesteś takim idiotą.
Może miał rację, bo odpowiedzi jedynie podniosłem na niego zdumione spojrzenie. Zniecierpliwienie podszyte irytacją, niemalże frustracja, rozbawienie, niepewność, lęk – wszystkie jego emocje były doskonale widoczne. Dopiero po chwili, kiedy twarz Jungkooka znalazła się kilka centymetrów od mojej, zorientowałem się, jak blisko jest. Mimowolnie zesztywniałem, mięśnie moich pleców napięły się, kiedy chłopak pochylił się ku mnie ostatni raz.
Naprawdę powinienem o tym wcześniej pomyśleć. Rozważyć. Może wiedziałbym jak zareagować. Może w mojej głowie nie pojawiłby się totalny chaos, zastępując wszystko niezwiązane z Jungkookiem. Może nie złapałbym go za kark, żeby przyciągnąć bliżej.
Ale chuj, zrobiłem to.
Jungkook westchnął z tak wyraźną ulgą, że prawie wybuchnąłem śmiechem. Zamiast tego odsunąłem się, pocałowałem go raz jeszcze, tym razem krótko i mniej... zachłannie, po czym uśmiechnąłem się szeroko.
Jego palce, zaciśnięte na moich biodrach, zwolniły uścisk. Nie byłem pewien, czy drżą moje, czy jego dłonie, ale nie miało to najmniejszego znaczenia.
- Spóźnisz się na samolot – parsknąłem debilnie.
Chyba doszedłem do tego etapu, kiedy wszystko wydawało mi się wesołe. Do tego stanu szczęśliwości, który zazwyczaj osiągałem jedynie po alkoholu albo trawce.
Jungkook też się uśmiechnął, wcale nie wyglądał lepiej ode mnie. Pewnie z boku ktoś uznałby nas za opóźnionych umysłowo – dwóch debili siedzących na łóżku i jedynie szczerzących się do siebie. To też mnie nie obchodziło. A kiedy chłopak usiadł na moich udach i poczułem jego usta po raz kolejny, wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz jakiejś niewytłumaczalnej ekscytacji.
Nigdy nie uważałem się za wybitnego myśliciela, ale teraz nie potrafiłem nawet na biężąco rejestrować wydarzeń. Byłem tylko zmysłami, kolejno podsycanymi przez dźwięki, które z siebie wydawał Jungkook, gdy tylko na moment przerwałem pocałunek. Pewnie brzmiałem tak samo, pewnie wstydziłbym się tego w innej sytuacji, lecz w tej chwili chłopak wsuwał dłonie pod moją koszulkę i, naprawdę, nie liczyło się nic prócz tego.
Wszędzie były dłonie. Moje, jego, nasze. Było też trochę języka, nawet nieco za dużo, ale nie na tyle, żebym próbował Jungkooka hamować. Zresztą to było nieistotne, nie przejąłbym się, gdyby nawet obślinił mnie od góry do dołu. Były też usta – spuchnięte, rozchylone w słabym uśmiechu i moje, z pewnością prezentujące się tak samo. I oddech. Jego oddech. Szybki i urywany. Oddech, który czułem na skórze, na każdym skrawku ciała, mimo że Jungkook nie przestawał mnie całować.
A potem to wszystko zniknęło.
Razem z chłopakiem, który zeskoczył z łóżka.
- Naprawdę spóźnię się na samolot – wydyszał, zaczerwieniony od stóp do głów.
Był zażenowany, ale nie potrafił ukryć uśmieszku. To była satysfakcja! Perfidna, zdradziecka satysfakcja! Cale moje zaskoczenie minęło, wciągnąłem głośno powietrze.
- Ty zdradziecki, parszywy, wstrętny...!
Jungkook zdążył zwiać, zanim go dopadłem.
Przez dwa tygodnie
nieprzerwanie snułem wizje katastrofy lotniczej. Absolutnie
nieprzerwanie. Myślałem o tym nawet podczas mycia zębów.
To wszystko było winą, rzecz jasna, mojej matki. Gdyby nie zasiała mi w głowie miłości do łzawych dram i filmów katastroficznych, nie byłoby żadnego problemu. Dlaczego w dzieciństwie karmiono mnie produkcjami, w których zakochani zawsze na końcu umierali? Oczywiście, było to bardzo dramatyczne, romantyczne i w soundtracku leciała niezła muzyka klasyczna, ale nie chciałem tego przeżywać na własną rękę.
Nam Joon, tłumaczyłem sobie, życie nie jest dramatyczne ani romantyczne. I nie zaczyna w nim nagle lecieć muzyka klasyczna. A już na pewno nie podczas spadania samolotu.
Nie pomagało.
Kurwa, stałem na tym pieprzonym lotnisku, wpatrywałem się tępo w panel lotów i wciąż byłem pewien, że zaraz usłyszę komunikat o katastrofie. Kiedy nawet zobaczyłem tego idiotę, biegnącego ku mnie, wciąż nie potrafiłem pozbyć się wrażenia, że zaraz stanie się coś złego.
Ale się nie stało. Jungkook objął mnie, zanim zdołałem wykonać jakikolwiek ruch w jego stronę. Ogarnął mnie zapach jego włosów, ciała, ubrań. J e g o zapach. Może nieco przesiąknięty potem, ale wciąż cudowny. W ogóle chłopak cały był cudowny. Jak przyniesione jako niespodziewany prezent wielkie, czekoladowe ciasto, które przedtem przez kilka dni mentalnie lizało się przez szybę cukierni w oczekiwaniu na wypłatę.
To wszystko było winą, rzecz jasna, mojej matki. Gdyby nie zasiała mi w głowie miłości do łzawych dram i filmów katastroficznych, nie byłoby żadnego problemu. Dlaczego w dzieciństwie karmiono mnie produkcjami, w których zakochani zawsze na końcu umierali? Oczywiście, było to bardzo dramatyczne, romantyczne i w soundtracku leciała niezła muzyka klasyczna, ale nie chciałem tego przeżywać na własną rękę.
Nam Joon, tłumaczyłem sobie, życie nie jest dramatyczne ani romantyczne. I nie zaczyna w nim nagle lecieć muzyka klasyczna. A już na pewno nie podczas spadania samolotu.
Nie pomagało.
Kurwa, stałem na tym pieprzonym lotnisku, wpatrywałem się tępo w panel lotów i wciąż byłem pewien, że zaraz usłyszę komunikat o katastrofie. Kiedy nawet zobaczyłem tego idiotę, biegnącego ku mnie, wciąż nie potrafiłem pozbyć się wrażenia, że zaraz stanie się coś złego.
Ale się nie stało. Jungkook objął mnie, zanim zdołałem wykonać jakikolwiek ruch w jego stronę. Ogarnął mnie zapach jego włosów, ciała, ubrań. J e g o zapach. Może nieco przesiąknięty potem, ale wciąż cudowny. W ogóle chłopak cały był cudowny. Jak przyniesione jako niespodziewany prezent wielkie, czekoladowe ciasto, które przedtem przez kilka dni mentalnie lizało się przez szybę cukierni w oczekiwaniu na wypłatę.
- Nigdzie już nie
jedziesz – burknąłem nagle.
- Oczywiście, że jadę.
- Nie.
- Faza negocjacji? - parsknął złośliwie. - Czyżbyś odmłodniał?
Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Na środku lotniska. Pewnie kilka metrów przed jego rodzicami, wycieczką, kolonią czy innym gównem. Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem ponadprzeciętnie bystry. On chyba też nie był, bo jedynie się roześmiał.
Żadnego dramatu, romantyzmu ani muzyki klasycznej. Tylko Jungkook, jego usta i śmiech. Postanowiłem raz na zawsze zaprzestać oglądania filmów katastroficznych. Szczęśliwe zakończenia jednak były zajebiste.
- Nie.
- Faza negocjacji? - parsknął złośliwie. - Czyżbyś odmłodniał?
Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Na środku lotniska. Pewnie kilka metrów przed jego rodzicami, wycieczką, kolonią czy innym gównem. Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem ponadprzeciętnie bystry. On chyba też nie był, bo jedynie się roześmiał.
Żadnego dramatu, romantyzmu ani muzyki klasycznej. Tylko Jungkook, jego usta i śmiech. Postanowiłem raz na zawsze zaprzestać oglądania filmów katastroficznych. Szczęśliwe zakończenia jednak były zajebiste.
Nie ubawiłam się tak dobrze jak teraz od czasów... yyy... twojej ostatniej notki, szlag by to.
OdpowiedzUsuńEyeyey ;-; Świetne :3 Na prawdę xD aż się do NamKooka przekonałam, no powaga. XD G e n i a l n e! Czekam na więcej, DUŻO WENY. <3
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałałam, że właśnie tego mi potrzeba żeby się w końcu zrelaksować po pracy O.o jesteś lepsza od kąpieli w pianie xd (tak, to był komplement, na nic lepszego niestety mnie teraz nie stać ^^" )
OdpowiedzUsuńbyłam święcie przekonana, że cookiemonster to nie mój pairing, że go nie lubię i wogle. Przysięgam. Naprawdę go nie cierpiałam.
OdpowiedzUsuńCZEMU PO PRZECZYTANIU TEGO MAM OCHOTĘ SIĘ HISTERYCZNIE ŚMIAĆ I CZEMU TO WSZYSTKO MA TAKI CUDOWNY KLIMAT I OMO MOJE BIEDNE FEELSY COOKIEMONSTER ŻYCIEM
więcej fików z bts, plz
Momentami wręcz płakałam, ale ja tak mam zobaczę jakieś slowo i w brecht xD
OdpowiedzUsuńKookieMonster spoko nie mam nic przeciwko ale mi Kookie z papierosem w ręku nie pasuje, stop, ja go sobie po prostu nie mogę wyobrazić.
No i jaaa W KOŃCU ZNALAZŁAM KOGOŚ KTO NIE RYPIE ZAKOŃCZEŃ!
CHWAŁA CI ZA TO!
Super. Czekam na następne opowiadanie
OdpowiedzUsuń