piątek, 26 czerwca 2015

Jak przegrać życie i zyskać faceta - część trzecia

Pairing: Minho x Key; Onew x Taemin (SHINee)
Tematyka: k-popy, schodzenie się par, podrywy szalone
Ostrzeżenia: przekleństwa, nawiązania do seksów, ale właściwie nic specjalnego, fajki



Ki Bum uśmiechnął się do swojego odbicia. Był pod wrażeniem, jak zajebiście może wyglądać zaledwie po dwóch godzinach snu. I po kolejnej nakładania tapety.
Odsunął się od toaletki, głośno przeciągnął i wyciągnął telefon. Musiał dzisiaj odwołać występ, miał ważniejsze rzeczy do roboty. A konkretniej jedną rzecz.



Minho był wkurwiony. Kilkunastominutowe przeszukiwanie sterty papierów nie przyniosło żadnych efektów. Pytań do wywiadu jak nie mógł znaleźć, tak nie znalazł. Victoria wciąż nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie je odłożyła, a reszta personelu była bezużyteczna jak zwykle. Nawet nie mógł niczego wymyślić na poczekaniu. Pierdoleni celebryci i ich autoryzacja.
- Ymm... Minho?
Któraś ze stażystek, jedna z tych nieirytujących i profesjonalnych, postanowiła zaryzykować ewentualną robotą w radiu, by przerwać mu moment gniewu. Cóż, to musiało być zajebiście ważne. Odetchnął głęboko, próbując się opanować.
- Tak?
- Jakiś dzieciak się dobija do budynku. W sensie do ciebie.
Przez ciało Minho przeszedł dreszcz. Podświadomie, całkowicie irracjonalnie zidentyfikował tożsamość „dzieciaka”. Przełknął ślinę.
- Nie mam cza...
Dziewczyna uniosła brwi. Kiedy jego autorytet upadł na tyle, że nawet stażystki traktowały go z góry?!
- Po prostu do niego idź.



Może i Jong Hyun był nienormalny, ale nie można było odmówić mu racji. Tae Min musiał wziąć sprawy we własne ręce. Nie uciekać, nie unikać odpowiedzi, a już na pewno nie zasłaniać się Ki Bumem. Był mężczyzną, nie ciotą. Kiedyś babcia powiedziała mu – choć możliwe, że usłyszał to w którejś dramie – że jeżeli sprawia się wrażenie pewnego siebie, takim się staje. Tae Min zamierzał wprowadzić to w życie. Onew na pewno mu ulegnie! Nie mogło się nie udać!
Zresztą najwyżej będzie musiał po prostu zmienić pracę.
- Jin Ki! - krzyknął, gdy tylko go zobaczył.
Zawołany odsunął się od tabletu. Wyglądał na tak rozczulająco zdezorientowanego, że Tae Min niemal wypadł z roli samca alfy. Głośne wypuszczenie i wciągnięcie powietrza przyciągnęło jednak całą męskość z powrotem.
- Dzień d-dobry... - dukał Onew. - W zasadzie nie dzień dobry, nie jesteśmy w pracy. Chociaż w zasadzie... no... Cześć, po prostu.
Wydawał się tak nieporadny, że Tae Minowi prawie zrobiło się żal siebie samego. Jak mógł obawiać się rozmowy z tym człowiekiem? Jak mógł rumienić się na sam widok jego spojrzenia? Skarcił się w myślach. Był młody, niedoświadczony. Teraz niczego się nie lękał.
- Cześć – rzucił śmiało, czując się niczym Indiana Jones wchodzący do świątyni Kali. Potężny i wszechwładny.
- Nieźle wyglądasz.
I znowu odebrało mu mowę.



Ki Bum wyglądał dokładnie na takiego, jak Minho przypuszczał. Czyli na bardzo zadowolonego, przepełnionego satysfakcją idiotę. Gdyby nie strój, który mógłby zostać nazwany ubraniem tylko w wypadku przedłużenia go o dwadzieścia centymetrów, Minho wygłosiłby jakiś niepochlebny komentarz. Albo opierdolił chłopaka za nachodzenie go w miejscu pracy.
A tak po prostu się zatrzymał. I patrzył.
- Czeeeść! - Ki Bum pomachał, mimo że dzieliło ich góra kilka metrów.
Minho dalej się gapił.
- Tęskniłeś za mną? - Chłopak nieco się speszył, ale wydawał się to ignorować.
Permanentny brak reakcji.
- Wprowadzam się do ciebie.
Okej, to zadziałało.
- Co, kurwa? - Minho aż się odsunął.
Ki Bum wyszczerzył się radośnie, zupełnie jakby powiedział coś akceptowalnego społecznie. Zbliżył się niebezpiecznie, by bez ostrzeżenia objąć Minho.
- Spokojnie, nie stresuj się. - Przesunął dłonią po jego włosach. - Zamierzam się do ciebie wprowadzić. A ty mnie ugościsz. Tak właśnie robią normalni, cywilizowani mężczyźni. Musisz się przyzwyczaić.
Podczas takich rozmów Minho nie potrafił ocenić, czy to on jest niepełnosprytny umysłowo, czy Ki Bum bezwstydnie nienormalny. Co niby miał na to odpowiedzieć?!
- Nie jestem gejem – odchrząknął w końcu – więc raczej mnie takie... praktyki nie dotyczą.
Ki Bum uśmiechnął się z pełnym współczucia politowaniem.
- Spokojnie, wiem, co czujesz. Co prawda, przechodziłem przez to w podstawówce, ale jestem pewien, że twój rozwój w tej kwestii stoi na podobnym poziomie.



Kiedy nawet Ki Bum faktycznie pojawił się w jego drzwiach z kilkoma walizkami pod pachą, Minho wciąż nie mógł uwierzyć w przebieg sytuacji. Jak do tego doszło? I dlaczego na to pozwolił? Szczerze mówiąc, nie mógł sobie w ogóle przypomnieć, żeby zgadzał się na cokolwiek.
- Właściwie – zapytał, kiedy pomógł wnieść wszystkie torby – to dlaczego tutaj w ogóle jesteś?
Ki Bum przeciągnął się dość zjawiskowo, opierając ciężar ciała na jednej stopie. Wyglądało to nietuzinkowo i z pewnością było warte oklasków, ale w żaden sposób nie odpowiadało na nic.
- Zadałem pytanie. - Minho nie zamierzał odpuszczać.
Jego nowy... współlokator wywrócił pretensjonalnie oczami.
- Po prostu okazało się, że moje mieszkanie było „moje” w bardzo... subiektywny sposób. W sensie mój chłopak je wynajął. To znaczy eks-chłopak. Muszę dodawać, że ten tępy chuj przestał za nie płacić, gdy mnie rzucił?
Minho całkowicie popierał działania „tępego chuja”. Sam miał ochotę iść w jego ślady.



Onew absolutnie nie potrafiłby powiedzieć, jak do tego wszystkiego właściwie doszło. Na początku siedzieli spokojnie w kafejce, rozmawiali i wpierdalali ciastka, poszli do klubu, wypili parę drinków, a potem... Nie był do końca pewien, co stało się potem. Za to znał tego skutki. A konkretniej jeden.
Obok niego, w jego łóżku i mieszkaniu spał Tae Min. Całkowicie nagi Tae Min. Całkowicie nagi, nie licząc skarpetek. Leżał do niego plecami, zwinięty w pozycji embrionalnej. Mimo wielu starań Onew nie potrafił rozkoszować się całą sytuacją – rozpuszczone chłopaczysko nawet przez sen usiłowało zrzucić go na podłogę.
- Nie wierć się tak. - Pocałował Tae Mina za uchem, a ten zamruczał w odpowiedzi.
Cóż, może jednak nie było tak źle.



Ki Bum nudził się w nowym mieszkaniu. Szczerze mówiąc, wyobrażał sobie to wszystko o wiele zabawniej. Minho naprawdę pracował. I to w chuj. Wychodził przed siódmą, wracał wieczorami. Jeżeli szedł się napić z Amber, to czasami w ogóle się nie pojawiał. Ki Bum nigdy nie uważał się za bovarystę, jednak tym razem czuł się naprawdę, ale to naprawdę rozczarowany. Do tego stopnia, że postanowił coś zrobić. Sam z siebie. Całkowicie bezinteresownie i za darmo. Matka z pewnością byłaby z niego dumna.
Pierwsza część bycia altruistą obejmowała gotowanie. A konkretniej usmażenie naleśników. Pierwsze dwadzieścia minut zajęło mu ogarnięcie istoty robienia czegokolwiek z mąki, potem poszło tylko lepiej. W skrócie – nie miał najmniejszego pojęcia, co właśnie robił, ale wychodziło mu zajebiście. Nigdy przecież nie twierdził, że nie ma talentu kulinarnego.
- Próbujesz spalić dom? - Minho pojawił się znikąd. Akurat dzisiaj musiał przyjść wcześniej!
Ki Bum obejrzał skwierczące... coś na jego patelni. Potem przeniósł wzrok na meble, które niemalże nie wystawały spod mąki. Nie wyglądało to jak mokry sen podpalacza, ale i w żaden sposób nie przypominało też naleśnika.
Minho nawet nie skomentował, po prostu przejął stanowisko. I wtedy zaczęły dziać się czary. Okazało się, że mleko zaznaczone w przepisie nie było żadną pomyłką, a masę formowało się za pomocą miksera, a nie podrzucania.
- Jesteś aniołem – powiedział wreszcie, gdy Minho postawił przed nim talerz wypełniony naleśnikami. - Prawdziwym aniołem. Tylko takim bez skrzydeł i aureoli.
- Czyli zwykłym człowiekiem.
- Niekoniecznie.
Minho nie odpowiedział, więc Ki Bum wygrał dyskusję walkowerem. Jak zwykle.



Pokój Ki Buma - a raczej pokój, który ten sobie przywłaszczył - niezmiennie nie przestawał zaskakiwać. Ciemne, zmęczone życiem meble (najprawdopodobniej przytargane z wysypiska), czerwone lampy i wielkie, oprawione w ramy kolaże tworzyły... niezwykłą atmosferę. Nawet rozmieszczenie wszechobecnych bibelotów wydawało się starannie zaplanowane. Ki Bum ewidentnie inspirował się cygańskim targiem. Przynajmniej pod względem ilości przedmiotów, które zajebał eks-chłopakowi.
Teraz jednak Minho nie czuł potrzeby do narzekania. Wolał oglądać, jak tamten przygotowuje się do występu na środku obrzydliwego, puchatego dywanu. To znaczy wolałby, gdyby nie był zajęty pracą. Bo był bardzo zajęty. Niesamowicie. Przeglądał newsy z taką determinacją, że niczego nie zauważał. Niczego. Nawet nie zerkał.
A potem Ki Bum przestał tańczyć, włączył komputer i zaczął przeszkadzać. Bo przedtem nie przeszkadzał. Absolutnie.
- Przypomnij – Minho podniósł głowę znad tabletu – dlaczego właściwie pozwoliłem ci zostać?
- Bo jestem spełnieniem twoich wszystkich seksualnych fantazji?
- Nie.
Ki Bum wsunął końcówkę długopisu do ust, intensywnie rozmyślając. Minho zastanawiał się, czy ten idiota robił to wszystko specjalnie czy po prostu naturalnie był...
- Bo mnie lubisz...?
- Tym bardziej nie.
- W takim razie nie mam pojęcia. W końcu nic nie robię – tylko jem, zajmuję miejsce i nie płacę. Bez przerwy przeszkadzam, co nie? No chyba... Chyba że jednak skłamałeś i jestem twoją...
- Zapomnij.
Praca. Musiał skupić się na pracy. Nie na idiocie, który wciąż trzymał ten cholerny długopis w ustach.


Tae Min rozłożył się na kanapie. Pokochał ją od pierwszego wejrzenia, podobnie jak całe mieszkanie Onew. Było idealne. Nawet krzesła były miękkie i puchate. Choć może tak mu się tylko wydawało, nie potrafił być w tej kwestii obiektywny. Osobiście wolał wydawać pieniądze na gry niż na wyposażenie wnętrz. W porównaniu z jego własnymi meblami nawet żelazna dziewica była pieszczotą dla pośladków.
Cóż jednak znaczyła wygodna kanapa wobec zniknięcia Onew? Pozostała po nim jedynie karteczka z najbardziej fałszywą obietnicą na świecie: „zaraz wracam”. Tae Min znalazł ją od razu po przebudzeniu. Czyli dokładnie dwie godziny temu.
Może Onew po prostu nie zamierzał wracać? Może w tych dwóch słowach zawarł jakąś delikatną sugestię, by Tae Min spierdalał? Może tak naprawdę...?
- Wróciłem! - Onew za szybko puścił drzwi, trzaśnięcie przyprawiłoby o zawał serca prawdopodobnie cały oddział senioralny.
Tae Min zacisnął usta w wąską linię. Czuł ulgę – wielką, obezwładniającą ulgę, był gotowy skakać ze szczęścia – ale jednocześnie złość. Rozumiał brak punktualności, niechęć do ponownego spotkania, wszystko, ale...
- To było bardzo długie „zaraz”. - W ostatniej chwili powstrzymał się przed złapaniem pod boki, nie chciał przecież wyglądać jak własna matka.
- Sorry, ja – Onew podrapał się po głowie – właściwie zamierzałem wyjść na chwilę. Ale to poszło za szybko, więc... stałem dwie godziny na klatce. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak cię zobaczę. Ani jak się zachować. Chyba spanikowałem – przyznał z rozbrajającą szczerością. - Nie jesteś zły, nie?
Może było to dziecinne, ale Tae Min poczuł się nagle... dorosły. Oraz bardzo, ale to bardzo dojrzały. Okej, spanikował, kiedy obudził sam w łóżku. I obgryzał paznokcie. Ale przynajmniej nie jąkał się ani nie tracił wątku. Przynajmniej nie aż tak bardzo, jak Onew.
- Nie – odparł spokojnie.
- To znaczy wiesz, nie chodzi o to, że nie chciałem zobaczyć. Bo chciałem. Bardzo chciałem, ale nie chciałem też, bo... W ogóle jak to nielogicznie brzmi, cholera jasna. W każdym razie cię przepraszam, jeżeli chcesz, żebym cię przeprosił. I w ogóle kłaniam się w pas. A teraz muszę przestać mówić, bo moje płuca zaraz eksplodują.
Tae Min parsknął. Nie miał pojęcia, że jego... szef(?) jest taki gadatliwy, kiedy się denerwuje. Właściwie o wielu rzeczach związanych z Onew nie miał jeszcze pojęcia. Ale spokojnie, miał czas, żeby się dowiedzieć. Masę czasu.
- Wybaczam.
Położył ręce na ramionach Onew i pocałował go w nos, a potem w usta. Tamten uśmiechnął się szeroko, po czym pogłębił pocałunek. W ostatniej chwili, zanim przestał myśleć, Tae Min obiecał sobie, że wyśle Jong Hyunowi w podzięce bukiet kwiatów. I zestaw farb plakatowych.



- Stary, wyglądasz jak trup. - Amber pokręciła z dezaprobatą głową. - Gdyby mój facet tak wyglądał, to bym przywiązała go do łóżka.
Minho jedynie wzruszył ramionami.
- Tak się składa, że nie mam nikogo, kto podjąłby się tego zadania.
- Naprawdę? Może powinnam zadzwonić do tego twojego... Jak mu było? Ki Bum?
- Nie wspominaj o nim.
Siedzieli na ławce przed całodobową kawiarnią, delektując się kubkiem gorącej kawy i pierwszym porannym papierosem. Choć może raczej delektowała się Amber - Minho wyglądał, jakby bez porządnej dawki kofeiny był w stanie w każdej chwili przejść na drugi brzeg Styksu.
- Skoro go tak nie lubisz, dlaczego po prostu nie go nie wyeksmitujesz? - drążyła dalej.
Fajka niespodziewanie zgasła, więc musiał zapalić ją jeszcze raz. Czy czekał go kolejny pełen porażek dzień?
- Nie chodzi o to, że go nie lubię.
- A o co?
- Nie chcę o nim gadać, to takie interesujące?
- Tak.
Minho policzył do dziesięciu. Miał dość. Niedawno wstał z łóżka, wypierdolił się na którymś z miliarda pluszaków Ki Buma, porzuconym na środku korytarza, a teraz na dodatek zmuszano go do wymyślania kłamstw. Bo wszystko, co zamierzał odpowiedzieć Amber, było kłamstwem. O prawdziwej odpowiedzi na jej pytanie nie chciał nawet myśleć.
- Nie ignoruj mnie. - Dziewczyna kopnęła go w kostkę.
Westchnął ciężko. Zgasił papierosa w zaimprowizowanej popielniczce-butelce, upił łyk kawy i przeciągnął się ospale. Po chwili zastanowienia wyciągnął kolejnego szluga.
- Podoba mi się – rzekł wreszcie. - On mi się podoba.
Powiedział to. Naprawdę to powiedział. W sumie... nie brzmiało to tak źle. Na pewno lepiej niż w jego głowie.
- No i? - Amber nawet nie drgnęła powieka. - Zamierzasz coś z tym zrobić?
Wzruszył ramionami. Skoro ona zamierzała zgrywać beznamiętną kumpelę, to nie mógł być przecież gorszy.
- Nie.
- Jesteś durniem, Choi Minho.
W duchu całkowicie się z nią zgodził.



Kiedy wrócił do domu, Ki Bum pakował walizkę. Ostatnią, cała reszta toreb była poukładana w zaskakująco logicznej kolejności. Na ziemi nie było ani jednego ubrania, posprzątał absolutnie wszystko.
- Co ty robisz? - Minho zamknął za sobą drzwi.
- Wyprowadzam się.
- Co?
- Normalnie. - Ki Bum odsunął się od torby, by zwrócić się w kierunku szafek, prawdopodobnie w poszukiwaniu przeoczonych rzeczy. - Znudziłem się, znajomy zaproponował wspólne zamieszkanie i się zgodziłem. Nic specjalnego, zresztą i tak byłem przecież tylko utrapieniem. - Wsadził do torby poduszkę. - Nie panikuj, wszystko posprzątałem, zostałem, kurwa, Perfekcyjnym Panem Domu, serio. Nawet kibel ci umyłem w podzięce.
Minho stał w przejściu, niemalże ogłuszony. Słowotok Ki Buma sprowadził do jednej informacji: wyprowadzki.
- Nie musisz wyjeżdżać.
Ki Bum oparł nogę na torbie, próbując ją dopiąć. Nie pomogło.
- Oczywiście, że nie muszę, twoje mieszkanie jest naprawdę zajebiste. Ale nudzi mnie mieszkanie samemu, a do tego to się sprowadzało. - Usiadł na walizce, lecz zamek wciąż nie zamierzał się poddać. - Mógłbyś mi pomóc?
Minho pokręcił powoli głową.
- Nie chcę, żebyś się wyprowadzał. Lubię cię i właściwie...
- I właściwie ci się nawet podobam, wiem. - Ki Bum posłał mu ciepły uśmiech. - Nie kłóć się, widzę to. Za wielu facetom się podobałem. - Ponownie pociągnął za zamek. - Nie mam nic przeciwko, też na ciebie lecę. Wiesz, możemy się umówić po pracy i tak dalej, tylko teraz...
- Nie chcę się umawiać. - Minho zbliżył się do niego. - Chcę, żebyś został. Po prostu zostań.
Ki Bum przestał mocować się z upartym zamkiem, ale nie podniósł się z torby. Przesunął dłonią po grzywce, zwilżył językiem wargi.
- Nie mam pojęcia co powiedzieć – rzekł wreszcie.
- Ja właściwie też nie.
Zapadła cisza. Minho stał, Ki Bum siedział i patrzyli na siebie, absolutnie nic więcej. Żadnych niepotrzebnych dźwięków ani ruchów, jedynie dwie osoby i dwa spojrzenia. To nie było wyzwanie ani próba wytrzymałości, to było coś więcej. Ale żaden z nich nie potrafił tego nazwać.
- To ten fragment o sprzątaniu, co nie? - parsknął w końcu Ki Bum, podnosząc się z tej cholernej, niedopiętej torby. - To on cię tak przekonał. Uwiodło cię, że umyłem dla ciebie kibel, przyznaj!
Minho wyszczerzył się w odpowiedzi, mimo że rozsądek informował go chłodno, że zachowuje się (i wygląda) jak ostatni debil. Nie dbał o to.
- Zamierzasz zostać z kimś, kto zaczął na ciebie lecieć, bo umyłeś mu kibel?
Ki Bum jedynie skinął głową. I z jakiegoś pojebanego powodu wydawało się to bardziej wiążące niż kredyt mieszkaniowy.



Budzik standardowo wygrywał z trąbami jerychońskimi, gotowy rozjebać ścianą dźwięku nie jedno miasto, a trzy galaktyki. Minho po omacku wyciągnął rękę w jego kierunku, jednak zamiast przedmiotu napotkał ramię. Bardzo ciepłe ramię. I bez wątpienia nienależące do niego. Z wyraźnym oporem otworzył oczy.
Leżący obok Ki Bum objął go nogą, ziewając przeciągle. Mimo najszczerszych chęci Minho nie mógł porównać go do zaspanego kociaka, bardziej do wyrwanego ze snu konia. Co oczywiście nie czyniło go mniej słodkim. A raczej nie czyniłoby, gdyby Minho używał takich słów jak „słodki” czy „uroczy”.
- Muszę wstać do pracy – wymamrotał, dziwnie stremowany.
- Nie musisz. - Ki Bum pocałował go, co było równocześnie bardzo przyjemne i bardzo dziwne, o wiele dziwniejsze niż poprzedniego wieczora.
- Ty chyba też masz jakąś robotę?
Ki Bum wywrócił oczami i pacnął go poduszką.
- Wyjdę za godzinę, daj mi spać. - Odwrócił się na drugi bok.
Rok później wciąż siedział w mieszkaniu. I w łóżku. Czasami także w kuchni, choć obaj starali się tego unikać. Żaden ze znajomych nie potrafił tego zrozumieć, nawet Amber miała z tym problem. Na wszystkie pytania dotyczące rozpoczęcia związku nie mieli odpowiedzi. Stało się i tyle. To znaczy Minho nie miał. Ki Bum, pomimo intensywnych sprzeciwów swojego faceta, nazwał to po prostu „miłością od pierwszego włożenia”. 

4 komentarze:

  1. Jestem wniebowzięta, że skończyłaś tę serię <3 od dawna liczyłam na kolejną część i oto jest! Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  2. W porównaniu z jego własnymi meblami nawet żelazna dziewica była pieszczotą dla pośladków. <- najśmieszniejsza rzecz w twoich fikach ever
    Ja tam nie jestem wniebowzięta, bo do mniej-więcej połowy fika to były takie katscenki, że masakra. Się czułam, jakbym scenariusz czytała, nie fika. Koleżanko.
    Scena z walizką jest zabawna, jestem to sobie w stanie wyobrazić. I odwal się od końskiej twarzy Kibuma, tylko ty tak uważasz.
    A tak w ogóle to wbrew temu, co chce Ci wmówić pani nade mną, tracisz fanów, jak tak olewasz, serio.
    I nie będę tyle czekała na swoje jongho.
    Suko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne <3 Czekam na następne opowiadanie <33

    OdpowiedzUsuń
  4. YESU! DZIĘKI CI PANIE ZA TEGO FF I POPRAWIENIE MI GROBOWEGO NASTROJU ♥
    ...
    Ale do rzeczy. Kocham Minkey, kocham sarkazm, kocham relację love-hate ♥
    Ontae do mnie niezbyt przemawia, ale przecież co kto woli, a tu wyjątkowo mi się podobało :3
    Taemina jako striptizera już czytałam, ale KIBUM?! YESU, JA TO WIDZĘ, JAK JA TO WIDZĘ! I jestem chyba jakaś niedorobiona umysłowo albo upadłam na głowę z dziesiątego piętra, ale ten obrazek tak cholernie mi się podoba, że gdybym była facetem, pewnie musiałabym zniknąć na dłuższą chwilę w toalecie... Thanks god, że jednak nim nie jestem XD
    Taki szczery i pewny siebie Key jest kurewsko pociągający (z resztą kiedy on taki nie jest? XD /widać, że jestem Locket, tego się nie ukryje/), a w duecie z zapracowanym i nieco (a nawet bardzo) statecznym Minho to już w ogóle I'M DONE i kupcie mi ładną wiązankę z tęczową kokardką :'3
    Tego było mi dzisiaj trzeba i dzięki temu opowiadaniu najbardziej beznadziejna niedziela niedziela w historii została uratowana ♥
    Jedno czego żałuję, to tego, że nie było tutaj Minkey kiss, ale wtedy to feelsy osiągnęłyby poziom krytyczny i zaliczyłabym emocjonalnego zgona ><
    Postać Jonghyuna straaaaasznie mnie ujęła, mimo, że był tutah obecny raptem w jednej scenie. Dosadny i otwarcie mówiący o seksie - I like it ^.^
    Podsumowując: cały ff podobał mi się nieziemsko, zostaję tutaj na dłużej i mam nadzieję zobaczyć więcej Minkey w najbliższej przyszłości :3
    Pozdrawiam i życzę weny, a w wolnej chwili zapraszam do siebie kpop-overdose-oneshots.blogspot.com
    ~Dara

    OdpowiedzUsuń