Pairing: T.O.P x G-Dragon (BIG BANG)
Tematyka: kpop, yaoi
Ostrzeżenia: przekleństwa, tak bardzo lekkie aluzje erotyczne, że nie ma sensu dawać ratingu
Tematyka: kpop, yaoi
Ostrzeżenia: przekleństwa, tak bardzo lekkie aluzje erotyczne, że nie ma sensu dawać ratingu
Dużo się zmieniło. O wiele za dużo. Seung Hyun nie lubił, kiedy cokolwiek się przeistaczało w coś innego. Przyzwyczajanie się do takiego stanu rzeczy niesamowicie go irytowało. Nigdy jakoś nie fascynowały go zjawiska przemian fazowych, które tak uwielbiały obserwować małe dzieci. Zmiana zawsze wydawała mu się czymś niepokojącym.
Zdecydowanie
gorzej było z ludźmi. Nie zmieniali się tylko powierzchownie,
całkowicie odwracalnie jak woda, którą w każdym momencie można
przeobrazić w lód i odwrotnie, ale zazwyczaj stawali się nowymi
osobami, których dawną tożsamość można było zauważyć jedynie
dzięki drobnym nawykom z wcześniejszych lat. On wtedy też
dopasowywał się do nich, choć czuł się jakby miał do czynienia
z rozchwianymi emocjonalnie.
Niestety,
z takimi też musiał się zadawać. A konkretnie z takim. Od paru
miesięcy nie był w stanie dostrzec Kwona Ji Yonga – teraz znał
jedynie lidera jednego z najpopularniejszych zespołów, G-Dragona.
Chłopak cały czas pracował, imprezował i szmacił z przypadkowymi
kobietami. Każdą sekundę miał dokładnie wyliczoną i wpisaną w
plan dnia. Nawet podczas zwykłej wymiany zdań spoglądał na
zegarek. A przynajmniej robił tak, gdy ostatnim razem rozmawiali.
Aktualnie
w ogóle nie kontaktowali się poza studiem. Choi nie mógł pominąć
w tym swojej winy. To on przerwał przyjacielowi jego arcyważny
wywód na temat wpływu sytuacji ekonomicznej Koreańczyków na
popularność ich zespołu – od kiedy Ji Yong mówił o takich
rzeczach?! - tekstem, iż nie mają o czym rozmawiać. Tamten po
prostu wyszedł i przestał się do niego odzywać. Ale nie
zaprzeczył. Mimo to do teraz T.O.P nie chciał przyznać sobie
racji.
Czasami,
kiedy rozmyślał o tym wszystkim, zastanawiał się, jak takie
analizy muszą zimno brzmieć. Pozbawione przemyśleń, suche
wnioski. Nie było tak, że się tym nie przejmował. Przeciwnie –
bolało bardziej niż ich wcześniejsze rozstanie. Wtedy przynajmniej
dalej naprawdę uważali się za przyjaciół, nie za
współpracowników. Ale przysiągł sobie, iż nie będzie
zamartwiać się nad czymś, co nie zależy od niego. Gdyby Kwon
wykazał minimalną chęć nawiązania dialogu, mógłby zacząć
rozpamiętywać. W innym wypadku wyszedłby po prostu żałośnie.
Najgorsze
było jednak to, że od kilku dni się łudził. Od ostatniego
koncertu, cała opinia publiczna wieszała psy na liderze. Młody za
gwałtownie chciał zmienić swój wizerunek, co spotkało się z
ogromnym sprzeciwem społeczeństwa i oskarżeniami o deprawację
młodzieży. Fakt, iż na występ wpuszczano tylko tych, którzy
ukończyli dwudziesty pierwszy rok życia umknął każdemu z
wielkich obrońców moralności. G znosił to bardzo źle – gdy
poprzedniego dnia minęli się na korytarzu wyglądał gorzej niż
muzy turpistów – nie spał i omijał reporterów. Wydawał się
poszukiwać osoby, która byłaby w stanie go pocieszyć. Kiedy
pokłócił się z ponad połową członków wytwórni, bo nie
spodobał mu się jeden – w przekonaniu innych całkowicie niewinny
– z komentarzy Dary, reszta zaczęła go unikać. Beat boxer był
praktycznie pewien, iż tamten wreszcie zwróci się do niego. Tak
się jednak nie stało.
Oczywiście,
chłopak co jakiś czas próbował nakłonić go do rozpoczęcia
rozmowy, ale Choi udawał, iż tego nie zauważa. Miał dość
odgrywania roli przyjaciela w każdej sztuce. Też posiadał jakieś
tam uczucia i nie zamierzał do końca życia służyć za poduszkę,
która jakimś magicznym sposobem zawsze czeka, nie narzekając na
zaniedbywanie.
Westchnął
głośno, wystawiając język odbiciu. Nie wiedział, dlaczego uległ
namowom Jonha Lee, by powiesić lustro w każdym pomieszczeniu. Ponoć
miało to pomagać w odbudowie samooceny, która według tamtego była
zdecydowanie za niska.
Nagły
dźwięk wydobywający się z dzwonka do drzwi niemal nie doprowadził
go do zawału. Zamrugał kilkakrotnie, przejechał dłonią po
włosach i podniósł się z miejsca. Kilkanaście minut spędzonych
w pozycji siedzącej sprawiło, iż pojawił się przy wejściu w
niezbyt dobrym humorze. Bolące kończyny zazwyczaj nie wprowadzały
ludzi w nastrój, który powinno się mieć podczas rozmów z innymi.
-
Cześć, Tabi.
Przed
nim stał tak dawno niegoszczący w jego mieszkaniu Ji Yong. Przez
jedną krótką chwilę chciał zatrzasnąć drzwi, ale powstrzymał
się. Nie był pogrążoną we własnym nieszczęściu nastolatką,
która na wszystko reaguje emocjonalnie. Przynajmniej miał taką
nadzieję.
Skinął
na niego głową i lekko się odsunął, by mógł wejść. To
chłodne przyjęcie jednak odprężyło kompozytora. Chyba oczekiwał
wybuchu gniewu i awantury na kilka godzin.
-
Więc?
Choi
był wręcz zdziwiony swoim brakiem szacunku do samego siebie. Może
na początku pragnął jeszcze dogryźć koledze, wspominając o jego
zachowaniu, lecz teraz o tym nie pamiętał. Było tak jak dawniej. G
przyszedł do niego, by mu się wyżalić, a on nie potrafił się
nim nie przejmować. Dlatego od razu przystąpił do wysłuchiwania
tamtego, odkładając żal na dalszy plan.
-
Mam rozprawę. – Jego oczy szkliły, lecz dzielnie starał się
pohamować łzy. - Podali mnie do sądu, Tabi. Za propagowanie złych
wzorców wśród dzieci i tak dalej. A tym, że, kurwa mać, był
rating 21 to się nikt nie przejmuje... - Przełknął ślinę,
potrząsając głową. - To wszystko – machnął chaotycznie dłońmi
– nie jest dla nich ważne. Wszyscy...
T.O.P
z przerażeniem patrzył, jak człowiek, którego od zawsze uważał
za niezłomnego nonkonformistę, zanosi się płaczem, z trudem
utrzymując się na nogach. Bez zastanowienia zbliżył się i objął
lidera. Pozwolił jego głowie opaść na ramię, by móc gładzić
go po włosach. Nie ponaglał go ani nic nie mówił.
-
Seung Hyunie – wyszeptał ochryple – pomóż mi.
Znów
schował twarz w jego ramieniu, nieudolnie tłumiąc szloch. Choi
odsunął się, delikatnie ujął go delikatnie za podbródek i
westchnął cicho. Nie chciał już nigdy więcej widzieć
przyjaciela w takim stanie. Nagle zdał sobie sprawę, dlaczego
chłopak nie przyjął oskarżeń rzucanych w jego stronę tak
beznamiętnie, jak się wszyscy spodziewali. Zbyt długo pozował na
silnego G-Dragona, nawet na moment nie pozwalając sobie na bycie Ji
Yongiem. Teraz pękł, nie mógł już dalej się powstrzymywać.
Wyczuł
na sobie badawczy wzrok chłopaka. Uśmiechnął się,
przystępując do spełniania prośby. W ciszy, przerywanej szlochem tamtego, pocieszał go słowami, pocałunkami, dotykiem. I w końcu
Ji Yong przestał płakać.
(- Dziękuję.
- Ja też.
- Tylko jest
problem, wiesz? Ja... Nie kocham cię.
- Jeszcze
nie.)
- Tak jak ja cię nienawidzę, to nie nienawidziła nawet Królowa Śnieżki - jęknął Kwon.
T.O.P nie zareagował na zaczepkę. Absolutnie mu się nie dziwił. Od kilku godzin oddawali ducha w studiu i to praktycznie tylko z jego winy. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle zaczął tak intensywnie wspierać prezesa w dążeniu do powstania GD&TOP. Chyba na początku wydawało mu się to interesujące. W obecnej sytuacji, kiedy nie spali od kilku dni, by dokończyć jedną piosenkę...
- Jestem pracoholikiem, Tabi. Jestem pieprzonym pracoholikiem. A i tak mam teraz dość- utyskiwaniom tamtego nie było końca.
Jego głowa zasłaniała kawałek kartki z tekstem; prawie całym ciałem rozłożył się na stole. W innej sytuacji Choi skomentowałby to złośliwie, ale on sam też nie miał siły. Ani na pracę, ani tym bardziej na utarczki słowne. Co prawda, przyjaciel nieco go zdenerwował - skąd miał wiedzieć, jakie będą reperkusje chwilowego zaangażowania?! Mimo to postanowił jakoś załagodzić wojowniczo-oskarżający nastrój tamtego.
- Pocieszę cię, Ji, jeżeli uświadomię ci, iż skoro ty odchodzisz na drugą stronę Styksu z przepracowania, a jesteś maniakiem, to co dopiero ja...?
Udało się. Młody roześmiał się tryumfalnie i przestał się odzywać. Chyba doszedł do wniosku, że łaskawie nie będzie dobijać leżącego. Seung Hyunowi taka postawa jak najbardziej odpowiadała - mógł w spokoju kontemplować nad swoim godnym pożałowania stanem fizycznym i psychicznym. Za oknem łagodnie prószył śnieg, a on - niszcząc tym samym swoją reputację romantyka - nawet nie miał ochoty się nim zachwycać. Nie chciał zajmować się rosnącym stosem książek, które "trzeba przeczytać", oglądać setek ciągle wychodzących filmów, tworzyć muzyki ani nawet rozmawiać z przyjaciółmi. Sprowadził wszystko do podstawowej potrzeby: spania. Problem polegał na tym, iż nawet jej nie udało mu się zaspokoić.
- Tabi - Kwon ewidentnie nie był jeszcze wystarczająco zmęczony, by zaprzestać konwersacji - myślisz, że to jeszcze długo potrwa?
- Wydajemy 24, więc...
Miał nadzieję, iż chłopak zrozumie, że krótkie wypowiedzi mają na celu uzmysłowienia mu, iż ma się odczepić. Przez chwilę, gdy zapanował kompletna cisza, gratulował sobie subtelnego dotarcia do poszukiwanego od wieków mózgu Ji Yonga, ale tamten znów otworzył usta.
- To mamy jeszcze dużo czasu.
Choi z rezygnacją przyjął tę konkluzję. Już dawno przywykł do tego, że kolega posługuje się truizmami, lecz tym razem nie miał pojęcia, do czego ten zmierza. W sumie to nie chciał wiedzieć, bo skupienie się na tym wymagałoby wysiłku.
- Nie sądzisz, że mielibyśmy więcej czasu i ogólnie lepiej by się nam pracowało, gdybyśmy zamieszkali razem?
Chęć spania nagle zniknęła. Przecież trzy godziny dziennie to i tak za dużo.
(- Ta sesja... Wyglądasz jak bardzo, ale to bardzo tani alfons, wiesz?
- A ty jak bardzo, ale to bardzo tania dziwka.
- No popatrz, faktycznie idealnie do siebie pasujemy.)
Mieszkali razem ponad rok. Nie mieli wspólnej sypialni, określali się mianem "współlokatorów" ani nie obdarzali się niczym więcej poza przyjacielskimi gestami. Gdyby nie tysiące wymienianych pocałunków przy śniadaniu i nieznikające, wciąż zastępowane nowymi ślady paznokci tamtego na jego plecach, mężczyzna pomyślałby, iż z nieznanych powodów utrzymuje irytującego, zarozumiałego kumpla.
Mimo tego, że obaj mieli nie za łatwe charaktery, żyli we względnej harmonii. Może unikanie trudnych tematów nie było dobre, ale za to niesłychanie wygodne. W końcu jednak nawet on zaczął się przejmować.
Ji Yong strasznie łatwo się uzależniał. Za łatwo. Dopóki chodziło o pracę czy jazdę na deskorolce, T.O.P nie wyrażał najmniejszego sprzeciwu. Co prawda, pracoholizm przyjaciela wydawał mu się niezbyt bezpieczny, ale nie zamierzał się wtrącać. Mimo wszystko wolał, gdy ciągłe przesiadywanie w studiu uszczęśliwiało chłopaka.
Inaczej jednak traktował alkoholizm. Ilekroć o tym wspomniał, Kwon oskarżał go o hipokryzję, bo wszyscy wiedzieli, iż pije najwięcej. Tylko że on po prostu miał cholernie mocną głowę i zawsze wiedział kiedy przestać. Lider dopiero odkrywał istnienie granicy, po której przekroczeniu umiera się w łazience przez kilka dni. Niestety, Choi nie zamierzał spędzać sobotnich poranków na trzymaniu włosów facetowi z kulejącą artykulacją.
Rozmowa na ten temat nie dała nic. Skończyła się sromotną klęską beat boxera - młodszy doskonale wiedział, co powiedzieć, by po prostu go zranić i zamknąć dyskusję. Seung Hyun mógł po prostu zmusić go do ograniczenia pijaństwa, ale nie chciał tego. Bo wściekły Ji Yong mógłby odejść.
(- Dlaczego znowu pijesz?
- A ty dlaczego masz bulimię?
- To nie jest to samo. U mnie... To choroba.
- Ja i moja butelka doskonale cię rozumiemy, skarbie.)
Od kilku dni coś wisiało w powietrzu. G unikał go absolutnie niesubtelnie, a kiedy nie mógł tego uczynić, zbywał idiotycznymi wymówkami albo po prostu się nie odzywał. Tak jak teraz.
Siedzieli w salonie, każdy z laptopem na kolanach. Chłopak nerwowo stukał w klawiaturę, jakby próbując przekonać samego siebie, iż faktycznie coś robi. T.O.P bez wglądu w jego ekran mógł stwierdzić, że po prostu wpisuje słowa, które wpadną mu do głowy. Tak naprawdę żaden z nich nie zwracał uwagi na wyświetlany tekst.
- Tak nie może dalej być. - Lider z trzaskiem zamknął urządzenie. - Nie udawaj, że obchodzi cię dług publiczny, Tabi, i odłóż tego laptopa.
Choi spojrzał na ekran, by ze zdziwieniem zauważyć, że istotnie włączył jakiegoś bloga, którego autor, ewidentnie bardzo znudzony człowiek, omawiał gospodarkę Korei. Posłusznie odstawił komputer obok siebie i wbił spojrzenie w przyjaciela.
- Odchodzę. Ja... - Kwon odetchnął głęboko. - Nie możemy tak dalej. Oni... Wszyscy zaczynają się orientować.
Słuchał go w spokoju, z niewzruszonym wyrazem twarzy. Złożył ręce i podparł na nich palce. Wraz z pierwszym słowem młodego zbladł, czując jakby ktoś go spoliczkował. Im dłużej tamten mówił, tym jego rysy tężały. Mimo to był całkowicie spokojny. Nie cierpiał z powodu pękającego serca, nie widział otaczającej wszystko ciemności ani żadnej rzeczy, o których tyle czytał. Po prostu nie czuł nic. Kiedy przyjaciel umilkł, sam się odezwał, by nie przerwać konwersacji. Pragnął jej kontynuacji, czegokolwiek, co zraniłoby go i sprawiło, iż znów zacząłby czuć.
- Jeżeli chcesz ze mną zerwać, jeżeli tak to można nazwać, bo naczytałeś się w Internecie...
- Nie - zaprzeczył niemal od razu. - Yang zauważył. Rozumiesz? Yang zau-wa-żył! On nie był w stanie spostrzec, że byłem z Chae Rin, chociaż pieprzyłem się z nią w studiu... Zresztą tu nie chodzi tylko o mnie. - Ledwo powstrzymał się od przygryzienia paznokcia. - Idziesz do wojska. Gdyby się dowiedzieli...
- Więc próbujesz mi wmówić, że robisz do dla mojego dobra? - Roześmiał się ochryple.
Ji Yong wyprostował się, odgarnąwszy włosy z czoła.
- Zwyczajnie się boję. Reakcji rodziny, tego... Nie masz pojęcia, co czułem, kiedy te wszystkie skandale...
- Mam - tym razem to on przerwał mu ostro. - Byłem wtedy z tobą.
Chłopak podniósł się z miejsca. Rzucił mu zalęknione spojrzenie, jakby czekając na reakcję. Stawiając wolne, niezdecydowane kroki zbliżył się do drzwi.
- Tchórzę, prawda? - Roześmiał się nieprzyjemnie. - Powinieneś mi teraz przyłożyć albo coś... Wiem, że teraz będziesz mnie...
- Nie będę. - Seung Hyun przerwał mu z trudem. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Nie widzę powodu, żeby niszczyć to wszystko, bo... się skończyło - zakończył nieco koślawo.
Kwon patrzył na niego ze zdziwieniem. Choć on sam nie wierzył w to, co mówił, młody ewidentnie tego pragnął. Uśmiechnął się, dalej zaskoczony i wykonał parodię ukłonu.
- Czyli wszystko w porządku? Nie ma żadnej dramy, trzaskania drzwiami ani nic?
- Tak, wszystko w porządku. Jak najlepszym.
Potem, kiedy pomógł już się Ji Yongowi spakować i odprowadził go do drzwi, upadł na łóżko z najgorszym alkoholem, jaki znalazł w stanowczo za dobrze wyposażonej lodówce. Teraz wszystkiego wydawało się za dużo jak na jedną osobę. Był jednak pewien, że nawet gdyby sprowadził sobie jakąś kobietę, uczucie dziwnego osamotnienia dalej by nie zniknęło.
(- Słuchaj, idioto. Może byś z łaski swojej wreszcie...?
- Ram zam zam! Tutaj Kwon Ji Yong, powszechnie znany jako najcudowniejszy człowiek na świecie! Jeżeli nie odbieram, to po prostu nie mogę, więc zadzwoń pono...
- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że ty w swoim samouwielbieniu nawet onanizujesz się przed lustrem?
- No chyba cię popierdoliło!
- Skarbie, żeby nie umieć podszywać się pod własną pocztę...)
G zmienił zdanie. Trwało to zdecydowanie za długo. Gdyby zmieścił się w paru miesiącach, T.O.P czekałby na niego z otwartymi ramionami. Teraz jednak jego życie było zbyt uporządkowane i pozbawione problemów, by zapragnął zburzenia tego wszystkiego na rzecz powrotu przyjaciela. Po prostu było mu wygodniej. Z pewną konsternacją skonstatował, iż od pościgu za wiecznym, kolorowym dzieckiem woli żyć w świecie, którego centrum stanowi on z małym dodatkiem w postaci wesołego mężczyzny, zawsze spoglądającego ze zrozumieniem spod modnych ćwierćwiecze temu okularów.
(- Jesteś z Lee, prawda?
- Jestem.
- Nie wrócisz do mnie?
- Nie.)
Kwon szybko się pocieszył. Nie dziwiło go to zbytnio. Kiedy wspierać cię po zerwaniu jest gotowych połowa mieszkanek stolicy, mało kto dalej przejmowałby się złamanym sercem. Co prawda, Choi momentami przyłapywał się na tym, iż patrzy na kolegę z pogardą, ale nic poza tym. Nie komentowali nawzajem swoich poczynań - mimo wszystko on też po zostawieniu Johna sypiał z kim popadnie.
Ostatnio jednak chłopak wydawał się strasznie poważny. W wywiadach wypowiadał się na wszystkie możliwe tematy, próbując pokazać wszystkim, że dojrzał. Według jego znajomych średnio mu się to udawało, lecz większość dziennikarzy była zachwyconych.
Siedzieli przed budynkiem, paląc papierosy. Ji Yong kilkaset razy próbował przekonać samego siebie, iż powinien rzucić dla dobra swojej cery, ale jak na razie największym rekordem było wytrzymanie jednego dnia. Ilekroć Seung Hyun mu to przypominał, zostawał nazywany cheaterskim zwycięzcą loterii genetycznej, po którym nie widać jakichkolwiek oznak poddawania się zgubnemu nałogowi. Tłumaczenia, że po prostu nie pali bardzo adekwatnie do przydomku, nie były w ogóle brane pod uwagę.
- Wiesz, że ostatnio zyskałem nowy przydomek? "Dojrzały" - wymówił słowo, jakby się nim delektował. - Popatrz, "Dragon The Mature". Czy to nie brzmi jakoś tak... dostojnie?
T.O.P nie miał serca powiedzieć mu, że ani trochę. Jedynie pokiwał głową, próbując zamaskować śmiech kaszlnięciami. Lider nie zauważył albo po prostu nie chciał. Zbytnio był pogrążony w rozpływaniu się nad samym sobą.
- Biorąc pod uwagę twoją konduitę, polemizowałbym, ale... - Uśmiechnął się lekko. - Zdajesz sobie sprawę, iż mówienie, że mógłbyś ożenić się w każdej chwili nie sprawia, iż społeczeństwo uważa cię za człowieka dojrzałego w jakimkolwiek stopniu?
- Ale ja dodałem, że tylko wtedy, gdybym miał z kim! - pufnął oburzony, omal nie upuszczając fajki.
- A nie masz? - zainteresował się mimowolnie.
Ji Yong nie odpowiedział od razu. Rzucił na ziemię papierosa, przydeptał go z wielką uwagą i powoli podniósł wzrok. Miał zimne dłonie, co Choi zauważył dopiero wtedy, gdy wziął je w swoje.
- A mam?
Chłopak zapytał na tyle cicho, że większość w ogóle nie spostrzegłaby, iż coś powiedział. On usłyszał. Nie myślał już, że miał dzisiaj poznawać smak zupełnie innych ust i że różowe włosy na poduszce wyglądają zupełnie inaczej niż czarne.
- Jestem pracoholikiem, Tabi. Jestem pieprzonym pracoholikiem. A i tak mam teraz dość- utyskiwaniom tamtego nie było końca.
Jego głowa zasłaniała kawałek kartki z tekstem; prawie całym ciałem rozłożył się na stole. W innej sytuacji Choi skomentowałby to złośliwie, ale on sam też nie miał siły. Ani na pracę, ani tym bardziej na utarczki słowne. Co prawda, przyjaciel nieco go zdenerwował - skąd miał wiedzieć, jakie będą reperkusje chwilowego zaangażowania?! Mimo to postanowił jakoś załagodzić wojowniczo-oskarżający nastrój tamtego.
- Pocieszę cię, Ji, jeżeli uświadomię ci, iż skoro ty odchodzisz na drugą stronę Styksu z przepracowania, a jesteś maniakiem, to co dopiero ja...?
Udało się. Młody roześmiał się tryumfalnie i przestał się odzywać. Chyba doszedł do wniosku, że łaskawie nie będzie dobijać leżącego. Seung Hyunowi taka postawa jak najbardziej odpowiadała - mógł w spokoju kontemplować nad swoim godnym pożałowania stanem fizycznym i psychicznym. Za oknem łagodnie prószył śnieg, a on - niszcząc tym samym swoją reputację romantyka - nawet nie miał ochoty się nim zachwycać. Nie chciał zajmować się rosnącym stosem książek, które "trzeba przeczytać", oglądać setek ciągle wychodzących filmów, tworzyć muzyki ani nawet rozmawiać z przyjaciółmi. Sprowadził wszystko do podstawowej potrzeby: spania. Problem polegał na tym, iż nawet jej nie udało mu się zaspokoić.
- Tabi - Kwon ewidentnie nie był jeszcze wystarczająco zmęczony, by zaprzestać konwersacji - myślisz, że to jeszcze długo potrwa?
- Wydajemy 24, więc...
Miał nadzieję, iż chłopak zrozumie, że krótkie wypowiedzi mają na celu uzmysłowienia mu, iż ma się odczepić. Przez chwilę, gdy zapanował kompletna cisza, gratulował sobie subtelnego dotarcia do poszukiwanego od wieków mózgu Ji Yonga, ale tamten znów otworzył usta.
- To mamy jeszcze dużo czasu.
Choi z rezygnacją przyjął tę konkluzję. Już dawno przywykł do tego, że kolega posługuje się truizmami, lecz tym razem nie miał pojęcia, do czego ten zmierza. W sumie to nie chciał wiedzieć, bo skupienie się na tym wymagałoby wysiłku.
- Nie sądzisz, że mielibyśmy więcej czasu i ogólnie lepiej by się nam pracowało, gdybyśmy zamieszkali razem?
Chęć spania nagle zniknęła. Przecież trzy godziny dziennie to i tak za dużo.
(- Ta sesja... Wyglądasz jak bardzo, ale to bardzo tani alfons, wiesz?
- A ty jak bardzo, ale to bardzo tania dziwka.
- No popatrz, faktycznie idealnie do siebie pasujemy.)
Mieszkali razem ponad rok. Nie mieli wspólnej sypialni, określali się mianem "współlokatorów" ani nie obdarzali się niczym więcej poza przyjacielskimi gestami. Gdyby nie tysiące wymienianych pocałunków przy śniadaniu i nieznikające, wciąż zastępowane nowymi ślady paznokci tamtego na jego plecach, mężczyzna pomyślałby, iż z nieznanych powodów utrzymuje irytującego, zarozumiałego kumpla.
Mimo tego, że obaj mieli nie za łatwe charaktery, żyli we względnej harmonii. Może unikanie trudnych tematów nie było dobre, ale za to niesłychanie wygodne. W końcu jednak nawet on zaczął się przejmować.
Ji Yong strasznie łatwo się uzależniał. Za łatwo. Dopóki chodziło o pracę czy jazdę na deskorolce, T.O.P nie wyrażał najmniejszego sprzeciwu. Co prawda, pracoholizm przyjaciela wydawał mu się niezbyt bezpieczny, ale nie zamierzał się wtrącać. Mimo wszystko wolał, gdy ciągłe przesiadywanie w studiu uszczęśliwiało chłopaka.
Inaczej jednak traktował alkoholizm. Ilekroć o tym wspomniał, Kwon oskarżał go o hipokryzję, bo wszyscy wiedzieli, iż pije najwięcej. Tylko że on po prostu miał cholernie mocną głowę i zawsze wiedział kiedy przestać. Lider dopiero odkrywał istnienie granicy, po której przekroczeniu umiera się w łazience przez kilka dni. Niestety, Choi nie zamierzał spędzać sobotnich poranków na trzymaniu włosów facetowi z kulejącą artykulacją.
Rozmowa na ten temat nie dała nic. Skończyła się sromotną klęską beat boxera - młodszy doskonale wiedział, co powiedzieć, by po prostu go zranić i zamknąć dyskusję. Seung Hyun mógł po prostu zmusić go do ograniczenia pijaństwa, ale nie chciał tego. Bo wściekły Ji Yong mógłby odejść.
(- Dlaczego znowu pijesz?
- A ty dlaczego masz bulimię?
- To nie jest to samo. U mnie... To choroba.
- Ja i moja butelka doskonale cię rozumiemy, skarbie.)
Od kilku dni coś wisiało w powietrzu. G unikał go absolutnie niesubtelnie, a kiedy nie mógł tego uczynić, zbywał idiotycznymi wymówkami albo po prostu się nie odzywał. Tak jak teraz.
Siedzieli w salonie, każdy z laptopem na kolanach. Chłopak nerwowo stukał w klawiaturę, jakby próbując przekonać samego siebie, iż faktycznie coś robi. T.O.P bez wglądu w jego ekran mógł stwierdzić, że po prostu wpisuje słowa, które wpadną mu do głowy. Tak naprawdę żaden z nich nie zwracał uwagi na wyświetlany tekst.
- Tak nie może dalej być. - Lider z trzaskiem zamknął urządzenie. - Nie udawaj, że obchodzi cię dług publiczny, Tabi, i odłóż tego laptopa.
Choi spojrzał na ekran, by ze zdziwieniem zauważyć, że istotnie włączył jakiegoś bloga, którego autor, ewidentnie bardzo znudzony człowiek, omawiał gospodarkę Korei. Posłusznie odstawił komputer obok siebie i wbił spojrzenie w przyjaciela.
- Odchodzę. Ja... - Kwon odetchnął głęboko. - Nie możemy tak dalej. Oni... Wszyscy zaczynają się orientować.
Słuchał go w spokoju, z niewzruszonym wyrazem twarzy. Złożył ręce i podparł na nich palce. Wraz z pierwszym słowem młodego zbladł, czując jakby ktoś go spoliczkował. Im dłużej tamten mówił, tym jego rysy tężały. Mimo to był całkowicie spokojny. Nie cierpiał z powodu pękającego serca, nie widział otaczającej wszystko ciemności ani żadnej rzeczy, o których tyle czytał. Po prostu nie czuł nic. Kiedy przyjaciel umilkł, sam się odezwał, by nie przerwać konwersacji. Pragnął jej kontynuacji, czegokolwiek, co zraniłoby go i sprawiło, iż znów zacząłby czuć.
- Jeżeli chcesz ze mną zerwać, jeżeli tak to można nazwać, bo naczytałeś się w Internecie...
- Nie - zaprzeczył niemal od razu. - Yang zauważył. Rozumiesz? Yang zau-wa-żył! On nie był w stanie spostrzec, że byłem z Chae Rin, chociaż pieprzyłem się z nią w studiu... Zresztą tu nie chodzi tylko o mnie. - Ledwo powstrzymał się od przygryzienia paznokcia. - Idziesz do wojska. Gdyby się dowiedzieli...
- Więc próbujesz mi wmówić, że robisz do dla mojego dobra? - Roześmiał się ochryple.
Ji Yong wyprostował się, odgarnąwszy włosy z czoła.
- Zwyczajnie się boję. Reakcji rodziny, tego... Nie masz pojęcia, co czułem, kiedy te wszystkie skandale...
- Mam - tym razem to on przerwał mu ostro. - Byłem wtedy z tobą.
Chłopak podniósł się z miejsca. Rzucił mu zalęknione spojrzenie, jakby czekając na reakcję. Stawiając wolne, niezdecydowane kroki zbliżył się do drzwi.
- Tchórzę, prawda? - Roześmiał się nieprzyjemnie. - Powinieneś mi teraz przyłożyć albo coś... Wiem, że teraz będziesz mnie...
- Nie będę. - Seung Hyun przerwał mu z trudem. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Nie widzę powodu, żeby niszczyć to wszystko, bo... się skończyło - zakończył nieco koślawo.
Kwon patrzył na niego ze zdziwieniem. Choć on sam nie wierzył w to, co mówił, młody ewidentnie tego pragnął. Uśmiechnął się, dalej zaskoczony i wykonał parodię ukłonu.
- Czyli wszystko w porządku? Nie ma żadnej dramy, trzaskania drzwiami ani nic?
- Tak, wszystko w porządku. Jak najlepszym.
Potem, kiedy pomógł już się Ji Yongowi spakować i odprowadził go do drzwi, upadł na łóżko z najgorszym alkoholem, jaki znalazł w stanowczo za dobrze wyposażonej lodówce. Teraz wszystkiego wydawało się za dużo jak na jedną osobę. Był jednak pewien, że nawet gdyby sprowadził sobie jakąś kobietę, uczucie dziwnego osamotnienia dalej by nie zniknęło.
(- Słuchaj, idioto. Może byś z łaski swojej wreszcie...?
- Ram zam zam! Tutaj Kwon Ji Yong, powszechnie znany jako najcudowniejszy człowiek na świecie! Jeżeli nie odbieram, to po prostu nie mogę, więc zadzwoń pono...
- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że ty w swoim samouwielbieniu nawet onanizujesz się przed lustrem?
- No chyba cię popierdoliło!
- Skarbie, żeby nie umieć podszywać się pod własną pocztę...)
G zmienił zdanie. Trwało to zdecydowanie za długo. Gdyby zmieścił się w paru miesiącach, T.O.P czekałby na niego z otwartymi ramionami. Teraz jednak jego życie było zbyt uporządkowane i pozbawione problemów, by zapragnął zburzenia tego wszystkiego na rzecz powrotu przyjaciela. Po prostu było mu wygodniej. Z pewną konsternacją skonstatował, iż od pościgu za wiecznym, kolorowym dzieckiem woli żyć w świecie, którego centrum stanowi on z małym dodatkiem w postaci wesołego mężczyzny, zawsze spoglądającego ze zrozumieniem spod modnych ćwierćwiecze temu okularów.
(- Jesteś z Lee, prawda?
- Jestem.
- Nie wrócisz do mnie?
- Nie.)
Kwon szybko się pocieszył. Nie dziwiło go to zbytnio. Kiedy wspierać cię po zerwaniu jest gotowych połowa mieszkanek stolicy, mało kto dalej przejmowałby się złamanym sercem. Co prawda, Choi momentami przyłapywał się na tym, iż patrzy na kolegę z pogardą, ale nic poza tym. Nie komentowali nawzajem swoich poczynań - mimo wszystko on też po zostawieniu Johna sypiał z kim popadnie.
Ostatnio jednak chłopak wydawał się strasznie poważny. W wywiadach wypowiadał się na wszystkie możliwe tematy, próbując pokazać wszystkim, że dojrzał. Według jego znajomych średnio mu się to udawało, lecz większość dziennikarzy była zachwyconych.
Siedzieli przed budynkiem, paląc papierosy. Ji Yong kilkaset razy próbował przekonać samego siebie, iż powinien rzucić dla dobra swojej cery, ale jak na razie największym rekordem było wytrzymanie jednego dnia. Ilekroć Seung Hyun mu to przypominał, zostawał nazywany cheaterskim zwycięzcą loterii genetycznej, po którym nie widać jakichkolwiek oznak poddawania się zgubnemu nałogowi. Tłumaczenia, że po prostu nie pali bardzo adekwatnie do przydomku, nie były w ogóle brane pod uwagę.
- Wiesz, że ostatnio zyskałem nowy przydomek? "Dojrzały" - wymówił słowo, jakby się nim delektował. - Popatrz, "Dragon The Mature". Czy to nie brzmi jakoś tak... dostojnie?
T.O.P nie miał serca powiedzieć mu, że ani trochę. Jedynie pokiwał głową, próbując zamaskować śmiech kaszlnięciami. Lider nie zauważył albo po prostu nie chciał. Zbytnio był pogrążony w rozpływaniu się nad samym sobą.
- Biorąc pod uwagę twoją konduitę, polemizowałbym, ale... - Uśmiechnął się lekko. - Zdajesz sobie sprawę, iż mówienie, że mógłbyś ożenić się w każdej chwili nie sprawia, iż społeczeństwo uważa cię za człowieka dojrzałego w jakimkolwiek stopniu?
- Ale ja dodałem, że tylko wtedy, gdybym miał z kim! - pufnął oburzony, omal nie upuszczając fajki.
- A nie masz? - zainteresował się mimowolnie.
Ji Yong nie odpowiedział od razu. Rzucił na ziemię papierosa, przydeptał go z wielką uwagą i powoli podniósł wzrok. Miał zimne dłonie, co Choi zauważył dopiero wtedy, gdy wziął je w swoje.
- A mam?
Chłopak zapytał na tyle cicho, że większość w ogóle nie spostrzegłaby, iż coś powiedział. On usłyszał. Nie myślał już, że miał dzisiaj poznawać smak zupełnie innych ust i że różowe włosy na poduszce wyglądają zupełnie inaczej niż czarne.
Śliczne, szkoda, że to już koniec :C
OdpowiedzUsuńJestem usatysfakcjonowana, chociaż... Szkoda, że to były tylko "tak bardzo lekkie aluzje erotyczne, że nie ma sensu dawać ratingu", bo liczyłam w sumie na coś więcej... Ale jest ładne, jak zawsze ~w~