Pairing:
MinKey (SHINee), JongKey (SHINee), Jonghyun x random
Tematyka:
kpop, yaoi, angst
Ostrzeżenia:
wyjątkowo brak
Od Autorki:
Dawno nie napisałam czegoś tak
krótkiego. Na usprawiedliwienie mam to, iż musiałam trzymać się
terminu. Poza tym w tym rozdziale nie może dziać się nic więcej.
Zwyczajnie niezbyt by to pasowało.
Dlaczego
fangirle uwielbiały motyw wspólnego oglądania meczu? Dlaczego
pomyślał, że może mają rację? Dlaczego dał się namówić na
pójście na stadion rozochoconemu Min Ho? Doprawdy, nawet Kim Ki Bum
zachowywał się czasem nielogicznie. Tak jak teraz. Tylko że on
musiał za to cierpieć tysiąckroć bardziej niż zwykły
śmiertelnik.
Zziębnięty,
zmęczony z powodu zbyt wczesnej pobudki siedział na trybunach obok
nieprzyzwoicie zadowolonego głównego rapera. Tu nawet nie chodziło
o jego masochistyczną radość z siedzenia w takim miejscu, ale o
kompletny brak zainteresowania stanem kolegi. Key nigdy nie
przypuszczałby, że ostatni etap stawania się „męskim” będzie
aż tak straszny; po tych wszystkich wielogodzinnych sesjach w
galeriach handlowych spodziewał się czegoś przyyjemnego. Ewentualnie
z większą ilością roznegliżowanych mężczyzn – w końcu to
piłkarze.
A gunwo.
Nie dość, że sportowcy byli okutani na wzór europejskich rycerzy,
to na dodatek niesamowicie się męczył. Ponoć tylko siedzieli. Tak
przynajmniej powtórzył kilka razy Choi. Nie miał pojęcia czym
jest siedzenie bez celu. Tępe wpatrywanie się w bezsensownie
biegających facetów, którzy raz po raz nie trafiają w syntetyczny
zamiennik świńskiego żołądka. Marznięcie pod cienką kurtką
bez żadnej idei, w imię której można byłoby się tak poświęcić.
Bo nie widział związku między oglądaniem meczu a stawaniem się
szowinistycznym pseudosamcem.
Najgorsze było
to, iż nie mógł po prostu wyjść. Musiał udowodnić Jjongowi, że
jest ponad nim. Szczególnie po ich ostatniej kłótni. Niestety,
Dino nie uwierzył w historię o bohaterskim obronieniu Min Ho – co
oczywiście było winą kiepskich zdolność aktorskich głównego
rapera, a nie poziomu wiarygodności opowieści – i nie wahał się
o tym wspomnieć swojemu chłopakowi. W sposób nader niemiły, warto
zaznaczyć.
Ki Bum zacisnął
zęby. Wspomnienie tamtej sytuacji nadal go bolało. Omal wtedy nie
zerwali.
- Nudzisz się?
- odezwał się nagle naczelny fan spoconych graczy w piłkę nożną.
Jego inicjatywa była bardzo niepokojąco. Nie dość, że mówił,
to jeszcze bez przymusu. - Bo zawsze możemy sobie iść...
Mógł mu
przytaknąć. Najlepiej jeszcze ziewnąć albo potrzeć oczy. Lub po
prostu odegrać scenkę pt.: „Jestem tak zmęczony, że zaraz umrę,
hyuuuung”. Ale nie uczynił tego. Zwyczajnie MUSIAŁ wytrzymać.
Pokręcił głową z najweselszym uśmiechem, na jaki było go w tym
momencie stać. Podziałało.
Niestety dla
jego silnej woli, na krótko. Przez kilka minut Choi cały czas
zerkał na niego nerwowo, by wreszcie mocno uścisnąć jego dłoń.
Nie na tyle, by krzyczał z bólu, lecz nieco za... stanowczo.
- Bummie,
naprawdę się nie zmuszaj. Ty powinieneś to polubić, a nie
„przeżyć”. To nie jest zrywanie błony dziewiczej.
Porównanie
było dość ciekawe, przyznał mu to. Ale nie skomentował. Nie
tylko dlatego, iż cisnęło mu się na usta za wiele utrudniających
dalszą konwersację rzeczy, lecz także dlatego, że bał się
załamania. Bardzo chciał wyjść i każde podjęcie rozmowy mogłoby
skutkować powiedzeniem o tym. Wielce go to kusiło; odliczał każdą
sekundę przybliżającą do opuszczenia stadionu, jednakże...
Trudno, konsekwencja jest najważniejsza.
- Wychodzimy –
zawyrokowało ucieleśnienie chórów anielskich. - I nie protestuj,
przecież widzę, że ci się nie podoba.
Tym razem nie
ośmielił się zaprzeczyć. Dał się wyprowadzić z budynku,
nieporadnie podążając za ciągnącym go przyjacielem. Nie był
zły, choć miał do tego pewne prawo. Nie wyartykułował swoich
potrzeb, a tamten przemocą zabrał go z meczu. To podchodziło pod
jakiś tam paragraf. Dlatego przyjął obrażoną minę, kiedy tylko
zorientował się, iż kolega przystanął. Niech się przekona, co
oznacza niewysłuchiwanie Kim Ki Buma!
- Nie dąsaj
się. - Choi przewrócił oczami. - Tak się na mnie patrzyłeś, że
praktycznie słyszałem, jak krytykujesz najpopularniejszy męski
sport.
- Co nie
zmienia faktu - skrzyżował ręce na piersiach – iż nie zwracasz
uwagi na to, co mam do powiedzenia.
- Przecież ja
cię cały czas słucham. - Uśmiechnął się, obniżając ton głosu
w okropny, cudowny sposób.
- Niby jak? -
Dlaczego musiał mówić tak piskliwie?!
- Oczami.
W normalnej
sytuacji zabrzmiałoby to idiotycznie. Pseudowzniośle i ogólnie...
źle. Tyle że to nie była normalna sytuacja. I nie mówił tego
normalny człowiek, ale Minho. Choi Min Ho, jego najlepszy
przyjaciel, który ostatnio bywał... Nie, to było zbyt żenujące.
Miał chłopaka, a fakt, że myślał czasem o koledze w sposób mało
niewinny wynikał z braku seksu, sfrustrowania związkiem oraz
litości, którą czuł do tamtego z powodu nieszczęśliwego
zakochania.
- Wracajmy –
rzekł od rzeczy.
- Jesteś
pewien, że już chcesz? Mecz kończy się za ponad godzinę, więc
Jong Hyun od razu zorientuje się, iż wyszliśmy. Może...
- Nie –
przerwał stanowczo. - W tej chwili pierdoli mnie Jjong – a nawet,
kurwa, nie – ja chcę tylko wrócić do domu. Mam cię dość.
Główny raper
zamarł. Wyglądał jakby ktoś uderzył go z całej siły. Key
powstrzymał inwazję wyrzutów sumienia. Musiał ograniczyć
kontakty z kolegą. Dla siebie, Dino i samego Minho. Trójkącik
miłosny był najokropniejszą rzeczą, w jakiej uczestniczył.
Tak jak
przypuszczał Choi nie odezwał się już do niego. Odszedł, by
zamówić taksówkę i pozostał w tamtym miejscu, dopóki nie
przyjechała. Chłopak ze zdziwieniem spostrzegł, że na jego
ramieniu wisi PINee, które dał mu Onew. Przygryzł wargę, widząc,
iż mężczyzna domalował jej usta, z powodu których braku Ki Bum
zawsze jej się bał. Czemu tego wcześniej nie zauważył?
***
Wiedział, że
coś jest nie w porządku, gdy Choi otworzył i natychmiast zamknął
drzwi. Nie miał tylko pojęcia co konkretnie. Tym bardziej, że
przyjaciel zablokował przejście, stając w nim.
- Co się
dzieje? - zapytał z przerażeniem, którego nie udało się
dostatecznie zamaskować.
- Nic. Co
powiesz na to, żebyśmy gdzieś wyszli? To ważne.
Min Ho unikał
jego wzroku. Nakręcał przydługi kosmyk na palec, zawzięcie
obserwując jakiś punkt znajdujący się za drugim raperem. Prawie
nigdy się tak nie zachowywał. Key nawet nie wiedział, co
powiedzieć, by przekonać go do zmiany zdania. Wyglądał na zbyt
zdecydowanego.
- Co się
dzieje? - powtórzył powoli.
Mężczyzna
złapał go za obie ręce. Teraz patrzył mu prosto w oczy. Ki Bum
naprawdę zaczął się bać. Było za poważnie, za strasznie, za
dużo wymagała od niego sytuacja. Roześmianie się nie
rozładowywałoby sytuacji, tylko dodatkowo ją obciążyło.
Nienawidził czegoś takiego. W najgorszych momentach swojego związku
z Jong Hyunem rzucali się talerzami i wyzywali od najgorszych, lecz
nigdy nie przeprowadzali poważnych, zimnych rozmów, bo reagował na
nie histerycznie.
- Kim, obiecaj
mi, że cokolwiek... Przysięgnij, że nie będziesz płakać. Ani
panikować. Ani się oskarżać. Ani nic.
Bardzo chciał
się odgryźć, iż chyba nie ma pojęcia do kogo mówi. Był
ostatnią osobą, która mogłaby się samobiczować. Tylko że w tym
momencie potrzeba zripostowania nie była aż taka mocna. Pragnął
się dowiedzieć, jaki jest powód niepokoju przyjaciela. Dlatego
jedynie pokiwał głową.
- Przysięgnij
mi. Bo to będziesz mnie bolało też, debilu. Nienawidzę, kiedy
płaczesz.
Obrażanie
osoby, której nie chcesz powiedzieć o co chodzi, powinno być
karalne. Najlepiej dożywociem i cotygodniowymi torturami. Albo karą
śmierci. Niehumanitarną, na wzór tych sprzed setek lat.
- Przysięgam,
idioto – odparł niechętnie.
- Na pewno
chcesz wejść? Sądzę, że mnie nie zauważyli, ale...
Nie dał mu
skończyć. Po prostu podszedł do drzwi i je otworzył. Dopiero w
tym momencie dotarły do niego słowa tamtego. Nie zauważyŁ.
ZauważyLI.
Jak na
zawołanie rozległ się jęk. Długi i przeciągły. Tak odmienny od
tego, który wydawało się pod wpływem zranienia. Tak odmienny od
tego wydawanego przez niego albo Jjonga. Kobiecy.
Powoli zbliżył
się do ich sypialni. Nawet nie zamknęli drzwi. Tylko je uchylił,
doskonale wiedząc, co za nimi zastanie. Najpierw zauważył zmianę
koloru ścian. Przynajmniej połowiczną. Po walających się
pędzlach i kubłach wywnioskował, iż przerwali pracę w połowie.
Dlaczego mu nie powiedział, że przemalowuje pokój na kwiatowy róż?
Chyba po to, by móc zrobić mu niespodziankę.
- Ki Bum... -
Jong Hyun podniósł się do pozycji półsiedzącej. - To...
Zamknął
drzwi. Jjong jeszcze coś mówił, ale nie potrafił tego zrozumieć.
Chyba planował wstać, ale powstrzymał go stanowczy głos
towarzyszki. Słysząc ją, obrócił się na pięcie i wyszedł z
mieszkania.
Na jego widok
Choi też otworzył usta. Czy ludzie naprawdę nie mogą przez chwilę
milczeć? Ciągle tylko mówią i mówią jakby bali się być cicho.
Czasami bez słów jest o wiele lepiej. Nawet on zapewniał, że
słucha go tylko oczami. Może kłamał? Mógł. Przecież wszyscy
kłamią, dlaczego Min Ho też nie miałby tego robić?
Nie rozumiał
tego, co do niego mówił. Może chodziło mu o tamtą kobietę i
Jjonga? Aaa, żeby się nie przejmował. A czemu miałby? Nie
zamierzał przyjmować do wiadomości istnienia tej baby i jej
wysokiego, okropnego głosu. Jakby ktoś ją bił, a ona zamiast
wrzeszczeć, artykułowałaby jakieś idiotyzmy.
Ta nagła myśl
niesamowicie go rozbawiła. Nie miał pojęcia dlaczego. Po prostu
zaczął się śmiać. Nawet nie brzmiał źle. Głos mu się
zmienił. Wydawał się jakiś ochrypły; chyba taki mieli ludzie,
którzy powstrzymywali się od płaczu.
Przeniósł
wzrok na przyjaciela, oczekując zdziwionego, przerażonego
spojrzenia. Dostrzegł jedynie błysk zrozumienia i nagle znalazł
się w jego silnych ramionach. Przestał mówić. Teraz Key
zrozumiał, że głos nie zmienił mu się bez powodu. Najpierw
pojedynczo, potem strużkami po policzkach zaczęły spływać łzy.
Przylgnął do mężczyzny, wtulając twarz w bawełnianą bluzę.
Szlochał coraz głośniej, a Min Ho przytulał go coraz mocniej, uspokajająco gładząc po włosach. Przypomniał sobie, iż kiedyś cały czas mu powtarzano, że kiedy
się wypłacze, to rozpacz minie. Że nie powinien powstrzymywać
łez, bo dzięki temu szybciej przejdzie. Tylko że on dalej płakał,
a ból nie znikał.
...MinKey. *.* Boże, MinKey!MinKey! MINKEY!!! <3 Chyba się zakochałam. Nie, to jest pewniak. Kobieto to jest wspaniałe. Ty jesteś wspaniała. Daj mi szybko kolejny rozdział! Postawię Ci kapliczkę i będę składać ofiary w postaci yaoi wszelkiego rodzaju. Kocham to opko i Ciebie też! <3 <3 <3 Pozdrawiam i weny życzę, oddana fanka MinKey, KiRa.
OdpowiedzUsuń