poniedziałek, 29 lipca 2013

Wielki Plan Uświadomienia Jonghyunowi, Gdzie Jest Jego Miejsce część III

Pairing: MinKey (SHINee), JongKey (SHINee), Jonghyun x random
Tematyka: kpop, yaoi, angst
Ostrzeżenia: wyjątkowo brak
Od Autorki: Dawno nie napisałam czegoś tak krótkiego. Na usprawiedliwienie mam to, iż musiałam trzymać się terminu. Poza tym w tym rozdziale nie może dziać się nic więcej. Zwyczajnie niezbyt by to pasowało.



Dlaczego fangirle uwielbiały motyw wspólnego oglądania meczu? Dlaczego pomyślał, że może mają rację? Dlaczego dał się namówić na pójście na stadion rozochoconemu Min Ho? Doprawdy, nawet Kim Ki Bum zachowywał się czasem nielogicznie. Tak jak teraz. Tylko że on musiał za to cierpieć tysiąckroć bardziej niż zwykły śmiertelnik.
Zziębnięty, zmęczony z powodu zbyt wczesnej pobudki siedział na trybunach obok nieprzyzwoicie zadowolonego głównego rapera. Tu nawet nie chodziło o jego masochistyczną radość z siedzenia w takim miejscu, ale o kompletny brak zainteresowania stanem kolegi. Key nigdy nie przypuszczałby, że ostatni etap stawania się „męskim” będzie aż tak straszny; po tych wszystkich wielogodzinnych sesjach w galeriach handlowych spodziewał się czegoś przyyjemnego. Ewentualnie z większą ilością roznegliżowanych mężczyzn – w końcu to piłkarze.
A gunwo. Nie dość, że sportowcy byli okutani na wzór europejskich rycerzy, to na dodatek niesamowicie się męczył. Ponoć tylko siedzieli. Tak przynajmniej powtórzył kilka razy Choi. Nie miał pojęcia czym jest siedzenie bez celu. Tępe wpatrywanie się w bezsensownie biegających facetów, którzy raz po raz nie trafiają w syntetyczny zamiennik świńskiego żołądka. Marznięcie pod cienką kurtką bez żadnej idei, w imię której można byłoby się tak poświęcić. Bo nie widział związku między oglądaniem meczu a stawaniem się szowinistycznym pseudosamcem.
Najgorsze było to, iż nie mógł po prostu wyjść. Musiał udowodnić Jjongowi, że jest ponad nim. Szczególnie po ich ostatniej kłótni. Niestety, Dino nie uwierzył w historię o bohaterskim obronieniu Min Ho – co oczywiście było winą kiepskich zdolność aktorskich głównego rapera, a nie poziomu wiarygodności opowieści – i nie wahał się o tym wspomnieć swojemu chłopakowi. W sposób nader niemiły, warto zaznaczyć.
Ki Bum zacisnął zęby. Wspomnienie tamtej sytuacji nadal go bolało. Omal wtedy nie zerwali.
- Nudzisz się? - odezwał się nagle naczelny fan spoconych graczy w piłkę nożną. Jego inicjatywa była bardzo niepokojąco. Nie dość, że mówił, to jeszcze bez przymusu. - Bo zawsze możemy sobie iść...
Mógł mu przytaknąć. Najlepiej jeszcze ziewnąć albo potrzeć oczy. Lub po prostu odegrać scenkę pt.: „Jestem tak zmęczony, że zaraz umrę, hyuuuung”. Ale nie uczynił tego. Zwyczajnie MUSIAŁ wytrzymać. Pokręcił głową z najweselszym uśmiechem, na jaki było go w tym momencie stać. Podziałało.
Niestety dla jego silnej woli, na krótko. Przez kilka minut Choi cały czas zerkał na niego nerwowo, by wreszcie mocno uścisnąć jego dłoń. Nie na tyle, by krzyczał z bólu, lecz nieco za... stanowczo.
- Bummie, naprawdę się nie zmuszaj. Ty powinieneś to polubić, a nie „przeżyć”. To nie jest zrywanie błony dziewiczej.
Porównanie było dość ciekawe, przyznał mu to. Ale nie skomentował. Nie tylko dlatego, iż cisnęło mu się na usta za wiele utrudniających dalszą konwersację rzeczy, lecz także dlatego, że bał się załamania. Bardzo chciał wyjść i każde podjęcie rozmowy mogłoby skutkować powiedzeniem o tym. Wielce go to kusiło; odliczał każdą sekundę przybliżającą do opuszczenia stadionu, jednakże... Trudno, konsekwencja jest najważniejsza.
- Wychodzimy – zawyrokowało ucieleśnienie chórów anielskich. - I nie protestuj, przecież widzę, że ci się nie podoba.
Tym razem nie ośmielił się zaprzeczyć. Dał się wyprowadzić z budynku, nieporadnie podążając za ciągnącym go przyjacielem. Nie był zły, choć miał do tego pewne prawo. Nie wyartykułował swoich potrzeb, a tamten przemocą zabrał go z meczu. To podchodziło pod jakiś tam paragraf. Dlatego przyjął obrażoną minę, kiedy tylko zorientował się, iż kolega przystanął. Niech się przekona, co oznacza niewysłuchiwanie Kim Ki Buma!
- Nie dąsaj się. - Choi przewrócił oczami. - Tak się na mnie patrzyłeś, że praktycznie słyszałem, jak krytykujesz najpopularniejszy męski sport.
- Co nie zmienia faktu - skrzyżował ręce na piersiach – iż nie zwracasz uwagi na to, co mam do powiedzenia.
- Przecież ja cię cały czas słucham. - Uśmiechnął się, obniżając ton głosu w okropny, cudowny sposób.
- Niby jak? - Dlaczego musiał mówić tak piskliwie?!
- Oczami.
W normalnej sytuacji zabrzmiałoby to idiotycznie. Pseudowzniośle i ogólnie... źle. Tyle że to nie była normalna sytuacja. I nie mówił tego normalny człowiek, ale Minho. Choi Min Ho, jego najlepszy przyjaciel, który ostatnio bywał... Nie, to było zbyt żenujące. Miał chłopaka, a fakt, że myślał czasem o koledze w sposób mało niewinny wynikał z braku seksu, sfrustrowania związkiem oraz litości, którą czuł do tamtego z powodu nieszczęśliwego zakochania.
- Wracajmy – rzekł od rzeczy.
- Jesteś pewien, że już chcesz? Mecz kończy się za ponad godzinę, więc Jong Hyun od razu zorientuje się, iż wyszliśmy. Może...
- Nie – przerwał stanowczo. - W tej chwili pierdoli mnie Jjong – a nawet, kurwa, nie – ja chcę tylko wrócić do domu. Mam cię dość.
Główny raper zamarł. Wyglądał jakby ktoś uderzył go z całej siły. Key powstrzymał inwazję wyrzutów sumienia. Musiał ograniczyć kontakty z kolegą. Dla siebie, Dino i samego Minho. Trójkącik miłosny był najokropniejszą rzeczą, w jakiej uczestniczył.
Tak jak przypuszczał Choi nie odezwał się już do niego. Odszedł, by zamówić taksówkę i pozostał w tamtym miejscu, dopóki nie przyjechała. Chłopak ze zdziwieniem spostrzegł, że na jego ramieniu wisi PINee, które dał mu Onew. Przygryzł wargę, widząc, iż mężczyzna domalował jej usta, z powodu których braku Ki Bum zawsze jej się bał. Czemu tego wcześniej nie zauważył?



***


Wiedział, że coś jest nie w porządku, gdy Choi otworzył i natychmiast zamknął drzwi. Nie miał tylko pojęcia co konkretnie. Tym bardziej, że przyjaciel zablokował przejście, stając w nim.
- Co się dzieje? - zapytał z przerażeniem, którego nie udało się dostatecznie zamaskować.
- Nic. Co powiesz na to, żebyśmy gdzieś wyszli? To ważne.
Min Ho unikał jego wzroku. Nakręcał przydługi kosmyk na palec, zawzięcie obserwując jakiś punkt znajdujący się za drugim raperem. Prawie nigdy się tak nie zachowywał. Key nawet nie wiedział, co powiedzieć, by przekonać go do zmiany zdania. Wyglądał na zbyt zdecydowanego.
- Co się dzieje? - powtórzył powoli.
Mężczyzna złapał go za obie ręce. Teraz patrzył mu prosto w oczy. Ki Bum naprawdę zaczął się bać. Było za poważnie, za strasznie, za dużo wymagała od niego sytuacja. Roześmianie się nie rozładowywałoby sytuacji, tylko dodatkowo ją obciążyło. Nienawidził czegoś takiego. W najgorszych momentach swojego związku z Jong Hyunem rzucali się talerzami i wyzywali od najgorszych, lecz nigdy nie przeprowadzali poważnych, zimnych rozmów, bo reagował na nie histerycznie.
- Kim, obiecaj mi, że cokolwiek... Przysięgnij, że nie będziesz płakać. Ani panikować. Ani się oskarżać. Ani nic.
Bardzo chciał się odgryźć, iż chyba nie ma pojęcia do kogo mówi. Był ostatnią osobą, która mogłaby się samobiczować. Tylko że w tym momencie potrzeba zripostowania nie była aż taka mocna. Pragnął się dowiedzieć, jaki jest powód niepokoju przyjaciela. Dlatego jedynie pokiwał głową.
- Przysięgnij mi. Bo to będziesz mnie bolało też, debilu. Nienawidzę, kiedy płaczesz.
Obrażanie osoby, której nie chcesz powiedzieć o co chodzi, powinno być karalne. Najlepiej dożywociem i cotygodniowymi torturami. Albo karą śmierci. Niehumanitarną, na wzór tych sprzed setek lat.
- Przysięgam, idioto – odparł niechętnie.
- Na pewno chcesz wejść? Sądzę, że mnie nie zauważyli, ale...
Nie dał mu skończyć. Po prostu podszedł do drzwi i je otworzył. Dopiero w tym momencie dotarły do niego słowa tamtego. Nie zauważyŁ. ZauważyLI.
Jak na zawołanie rozległ się jęk. Długi i przeciągły. Tak odmienny od tego, który wydawało się pod wpływem zranienia. Tak odmienny od tego wydawanego przez niego albo Jjonga. Kobiecy.
Powoli zbliżył się do ich sypialni. Nawet nie zamknęli drzwi. Tylko je uchylił, doskonale wiedząc, co za nimi zastanie. Najpierw zauważył zmianę koloru ścian. Przynajmniej połowiczną. Po walających się pędzlach i kubłach wywnioskował, iż przerwali pracę w połowie. Dlaczego mu nie powiedział, że przemalowuje pokój na kwiatowy róż? Chyba po to, by móc zrobić mu niespodziankę.
- Ki Bum... - Jong Hyun podniósł się do pozycji półsiedzącej. - To...
Zamknął drzwi. Jjong jeszcze coś mówił, ale nie potrafił tego zrozumieć. Chyba planował wstać, ale powstrzymał go stanowczy głos towarzyszki. Słysząc ją, obrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania.
Na jego widok Choi też otworzył usta. Czy ludzie naprawdę nie mogą przez chwilę milczeć? Ciągle tylko mówią i mówią jakby bali się być cicho. Czasami bez słów jest o wiele lepiej. Nawet on zapewniał, że słucha go tylko oczami. Może kłamał? Mógł. Przecież wszyscy kłamią, dlaczego Min Ho też nie miałby tego robić?
Nie rozumiał tego, co do niego mówił. Może chodziło mu o tamtą kobietę i Jjonga? Aaa, żeby się nie przejmował. A czemu miałby? Nie zamierzał przyjmować do wiadomości istnienia tej baby i jej wysokiego, okropnego głosu. Jakby ktoś ją bił, a ona zamiast wrzeszczeć, artykułowałaby jakieś idiotyzmy.
Ta nagła myśl niesamowicie go rozbawiła. Nie miał pojęcia dlaczego. Po prostu zaczął się śmiać. Nawet nie brzmiał źle. Głos mu się zmienił. Wydawał się jakiś ochrypły; chyba taki mieli ludzie, którzy powstrzymywali się od płaczu.
Przeniósł wzrok na przyjaciela, oczekując zdziwionego, przerażonego spojrzenia. Dostrzegł jedynie błysk zrozumienia i nagle znalazł się w jego silnych ramionach. Przestał mówić. Teraz Key zrozumiał, że głos nie zmienił mu się bez powodu. Najpierw pojedynczo, potem strużkami po policzkach zaczęły spływać łzy. Przylgnął do mężczyzny, wtulając twarz w bawełnianą bluzę. Szlochał coraz głośniej, a Min Ho przytulał go coraz mocniej, uspokajająco gładząc po włosach. Przypomniał sobie, iż kiedyś cały czas mu powtarzano, że kiedy się wypłacze, to rozpacz minie. Że nie powinien powstrzymywać łez, bo dzięki temu szybciej przejdzie. Tylko że on dalej płakał, a ból nie znikał. 

1 komentarz:

  1. ...MinKey. *.* Boże, MinKey!MinKey! MINKEY!!! <3 Chyba się zakochałam. Nie, to jest pewniak. Kobieto to jest wspaniałe. Ty jesteś wspaniała. Daj mi szybko kolejny rozdział! Postawię Ci kapliczkę i będę składać ofiary w postaci yaoi wszelkiego rodzaju. Kocham to opko i Ciebie też! <3 <3 <3 Pozdrawiam i weny życzę, oddana fanka MinKey, KiRa.

    OdpowiedzUsuń