Pairing:
MinKey, JongKey
Tematyka:
kpop, yaoi, angst
Ostrzeżenia:
przekleństwa
Od Autorki:
Prawdopodobnie przedostatnia
część, o ile nie przyjdzie mi do głowy jakiś genialny pomysł. Pisząc, cały czas czułam się, jakbym opisywała kogoś cierpiącego na schizofrenię... Doprawdy, powinnam kiedyś napisać opowiadanie rozgrywające się w zakładzie psychiatrycznym. W
tym rozdziale zapraszam na cudowną dawkę angstu i pomstowania na
Jonghyuna – ostatnie wydarzenia zobowiązują.
Leżał,
ściśle otulony pościelą. Już trzeci tydzień nie robił niczego
innego. Nie wstawał na jedzenie, nie mył się ani nie rozmawiał z
kimkolwiek. Czasem, kiedy przychodził Min Ho, zdobywał się na
podniesienie głowy. Mężczyzna dużo mówił, a on tylko potakiwał.
Potem dostawał kanapkę albo coś słodkiego i musiał to zjeść
przy koledze. Taki układ bardzo mu pasował. Nikt niczego większego
od skonsumowania posiłku nie wymagał, nie krzyczał ani nie zmuszał
do podniesienia się z łóżka. Choi zabrał mu nawet komórkę, gdy
zaczął krzyczeć z powodu kolejnego telefonu od Jjonga. Ten nie
potrafił przestać. Cały czas dzwonił i czegoś od niego chciał.
Nie umiał zrozumieć tego, iż Key nie ma zamiaru się z nim
zobaczyć, mimo że Min Ho do niego pojechał. I wytłumaczył
wszystko. Chyba, dokładnie nie pamiętał. W końcu to było tydzień
temu. Bardzo dawno.
Patrzył
w sufit już któryś dzień z rzędu, lecz dalej nie potrafił
powiedzieć co się na nim znajduje. Może żyrandol? Albo jakieś
kolory? Czy to było istotne? Na pewno nie. Ale chyba już wszystko
utraciło swoją ważność. Słowa Min Ho, to, co zrobił Jong Hyun
i w końcu barwy. To było fascynujące. Patrzenie na coś kompletnie
nieistotnego. Szczególnie, kiedy taki był cały świat.
Usłyszał
kroki współlokatora. Nagle zastanowiło go, dlaczego mieszkają
razem. Przecież mógł się przenieść do swojego mieszkania. Ale
nie, chyba wtedy tego nie chciał. Wtedy, czyli trzy tygodnie temu.
Przyciągnął do siebie mocniej okrycie.
Choi
wszedł do pomieszczenia. Czyżby znowu przyniósł jedzenie? Za
wcześnie. Nie lubił jeść, kiedy nie był głodny. Tamten nie
potrafił tego zrozumieć.
Teraz
jednak nie miał nic w rękach. Ki Bum wątpił, by chciał
porozmawiać. Jakiś czas temu oczywiście tak robił, wierząc
pewnie, że dzięki temu wstanie, lecz w końcu się opanował.
Zauważył, iż chłopak nie podniesie się tylko po to, by poczuł
się lepiej. Bo nie chciał. A nie robił rzeczy, na które nie miał
ochoty.
Na
pewno coś próbował zrobić. Normalnie nie zwróciłby na to uwagi,
ale tym razem zdecydowanie chodziło o niego. Był za blisko; szedł
ewidentnie w jego stronę. Może pragnął zainscenizować Śpiącą
Królewną? W sumie dalej go to nie interesowało. Odwrócił się
demonstracyjnie. Jeżeli nawet żądał jakiejś interakcji z nim, to
teraz powinien zmienić zdanie. Spostrzegł, iż ta technika działa
parę dni temu. Min Ho chyba nie chciał zadręczać ludzi, którzy
nie mieli ochoty z nim rozmawiać. Przynajmniej do teraz.
-
Bummie... - zaczął cicho. Key z trudem zrozumiał słowa tamtego.
Dawno już nie przyjmował do wiadomości czyichś wypowiedzi. -
Wstaniesz?
Nie
odpowiedział. To było oczywiste. Choi chciał go wywabić.
Nakłonić, by wyszedł z łóżka. Już raz prawie mu się udało.
Wtedy na moment zaczął przejmować się światem. Ból, który
nastąpił w tamtej chwili... Nie miał zamiaru odczuć go ponownie.
Ma wyjść? By znowu w to wpaść? Nie ma pieprzonej mowy. Już raz
się nabrał, teraz nie...
-
Może chociaż spróbujesz? - Zignorował. Nie pozwoli mu zapuścić
sideł. Nie będzie rozmowy. Żadnej. - Pójdę po poduszki. Będę
dzisiaj tutaj z tobą spał, dobrze?
Mimowolnie
podniósł głowę. To było coś nowego. Ale nie niepokojącego. Po
prostu... zaskakującego. Jeszcze nie wiedział w jakim sensie.
Dobrym czy złym. Na razie brzmiało po prostu rozsądnie. Min Ho
brakowało towarzystwa, a on nie miał nic przeciwko bilansowi
ciepła. O ile to drugie ciało nie będzie chciało niczego więcej.
Na przykład rozmowy.
Po
chwili wrócił. Podniósł mu głowę i włożył pod nią poduszkę.
Przedtem jej nie było? Położył się obok niego i próbował
odebrać okrycie. Na to nie mógł już pozwolić. Chodziło o
bezpieczeństwo. Jeszcze w nocy odebrałby ją całkowicie.
Szarpaniem i prychnięciami zmusił kolegę, by sam sobie przyniósł
kołdrę.
Choi
przytulił go. Tak jak wtedy. Tak jak trzy tygodnie temu. Zabolało.
Przecież nie wyszedł z łóżka! Nie miało prawa! Odsunął się
gwałtownie, ale dalej czuł. Zaczął krzyczeć. Mężczyzna
ponownie przyciągnął go do siebie, ignorując szloch i uderzenia.
Gładził po włosach i uciszał zapewnieniami, iż jest przy nim.
Key przestał protestować. A kiedy tamten splótł jego palce ze
swoimi, bolało już trochę mniej.
***
Obudził
się w jasnym, zdecydowanie za jasnym pomieszczeniu. Nie miało
okien, tak jak poprzednie, tylko żarówki halogenowe. Wszędzie.
Wszystkie działały, rażąc światłem. Nigdy ich nie lubił.
Siedział,
co skonstatował ze zdziwieniem. Przecież był w łóżku. Obok Min
Ho. Spali razem już ponad tydzień, więc to, że zasypia i budzi
się obok niego stało się czymś naturalnym. Nie zdarzyło się, by
usnęli na krześle. Jednoosobowym na dodatek. I żeby Choi wstał,
nie czekając, aż się obudzi.
Spojrzał
przed siebie i zamarł. Ktoś na niego patrzył. Ktoś przerażający.
Miał podkrążone, czerwone o płaczu oczy, przeraźliwie bladą,
godną skacowanych imprezowiczów twarz i rozszerzone z przerażenia
źrenice. Spadające na twarz włosy mogłyby w pozytywny sposób
odwrócić uwagę od tego widoku, gdyby nie to, że same
przedstawiały się okropnie. Przetłuszczone, zaniedbane –
przedtem widział takie tylko u przedstawicieli najniższych warstw
społecznych. Kim mógł być ten człowiek? Czyżby jego przyjaciel
często zapraszał takich Ktosiów do domu?
Przeniósł
wzrok nieco wyżej, by nie musieć patrzeć na tego Ktosia. Ujrzał
ramkę. Wstrzymał oddech. Z powrotem popatrzył przed siebie. Ktoś
dalej patrzył. Spojrzał w lewo, dalej go obserwując. Tamten
uczynił to samo. To było lustro.
Wypuścił
ze świstem powietrze. Powoli podniósł się z krzesła, by
przyjrzeć się samemu sobie. Dopiero wtedy spostrzegł, iż nie ma
przy sobie pościeli. Ani nie leży w łóżku. Zadrżał. To był
podstęp. To zrobił Min Ho. Zabrał te rzeczy. Zabrał poczucie
bezpieczeństwa. Zdobył jego zaufanie, by móc je ukraść.
Nie
mógł jednak teraz spanikować. Wtedy Choi przekona się, że z nim
wygrał. Że bez rzeczy Ki Bum jest bezsilny. A nie był. Wcale.
Dlatego z trudem podszedł do umywalki, która znajdowała się pod
lustrem. Musi wyglądać na zwycięzcę. Tryumfatora. A kiedy Min Ho
w to uwierzy, odzyska katalizatory bezpieczeństwa.
Na
jednej z szafek dostrzegł swoją kosmetyczkę. Była pełna, nikt
nic z niej nie zabrał. Pewnie oszust nie przypuszczał, że ją
zobaczy. Ani tym bardziej użyje. Spróbował roześmiać się
złowieszczo. Dawno tego nie robił, jednak zabrzmiało całkiem
przekonująco. Pokaże mu, kto jest słaby.
Wszedł
pod prysznic, szybko zrzucając z siebie ubrania. Woda była
zdecydowanie za zimna, lecz w tym momencie nie dbał o to. Musiał
się szybko umyć i wyjść, by... Nieopacznie spojrzał w lustro.
Jong Hyun.
Omal
nie rzucił agletem o ścianę. Pieprzony Jjong. Nie było żadnych
bezpiecznych rzeczy, złego Minho ani Ktosiów. Był tylko pierdolony
skurwiel, który doprowadził go do tego stanu. Przez którego nie
potrafił samodzielnie wyjść z łóżka, a co dopiero mówić o
mieszkaniu. Wyrzucił go z głowy. Nie chciał go pamiętać. Teraz
musiał i nie zamierzał zapominać.
***
Spędził
w łazience trzy godziny. Na szczęście nikt go nie niepokoił –
szanowny opiekun ewidentnie nie zamierzał interweniować. Musiał mu
potem pogratulować przebiegłości. Gdyby nie zainstalował go w
łazience, Key prawdopodobnie nie wyszedłby spod pościeli.
Pogrążony w smutku i swoistej nicości, wylądowałby w
psychiatryku. W tej chwili był tylko wściekły. Kurewsko wściekły.
-
Co powiesz na wycieczkę? - wrzasnął, gdy tylko wszedł do kuchni.
Choi
popatrzył na niego wzrokiem godnym pasterza, któremu właśnie
zwiastował anioł. Ewentualnie był po prostu przerażony nagłą
zmianą zachowania. Nie obchodziło go to.
-
Daj spokój, przecież to logicznie, że kto jak kto, ale ja potrafię
szybko się ogarnąć. - Wydął wargi.
Tamten
dalej nie zareagował. Dopiero gdy podszedł do lodówki, by wziąć
cokolwiek zdatnego do konsumpcji – niespodziewanie poczuł ogromny
głód – usłyszał cichy śmiech. Momentalnie się odwrócił.
-
„Potrafię szybko się ogarnąć”, tak? - parsknął Min Ho. -
Mówisz to, będąc człowiekiem, który bał się wyjść z łóżka
przez ponad miesiąc?
-
Wypadek przy pracy – odwarknął. - Jedziemy do Jjonga. Muszę
wziąć od niego swoje rzeczy. I nie, nie – nie pozwolił mu nic
powiedzieć – nie zapewniającą bezpieczeństwo pościel, panie
zabawny.
Choi
pokiwał głową. Dał mu parę swoich ubrań, które, choć za duże,
i tak prezentowały się na nim lepiej niż niezmieniany od kilku
tygodni zestaw. Znowu zamilkł, co jednak było dla niego naturalnym
stanem. Ki Bum zaniepokoił się dopiero wtedy, gdy mężczyzna
wyszedł z pomieszczenia i długo z niego nie wychodził. A kiedy
podszedł do drzwi, usłyszał stłumiony szloch. Przekonał się
jednak, iż tylko tak mu się wydawało. Na wszelki wypadek wrócił
do łazienki. Nie chciał znać powodu, przez który ktoś taki jak
Choi Min Ho nie hamuje łez.
***
Nawet
nie zmienił zamka. Key pokręcił z niedowierzaniem głową. Czyżby
spodziewał się jego powrotu? Ludzie zaiste są nielogiczni.
Przekręcił klucz, krzywiąc się lekko. Wiązał z tym mieszkaniem
już tylko jedno wspomnienie. Nie sprawiało ono, że z chęcią tu
wracał.
-
Ki Bum...? - Zza drzwi prowadzących do kuchni wyjrzał jego chłopak.
Jego były chłopak, poprawił się szybko.
-
Jeżeli tu jest jakaś baba, to każ jej się schować. W tej chwili
jestem w stanie zajebać Kim Dzong Una, a co dopiero was –
wycedził.
Jong
Hyun odsunął się lekko. Wyglądał cudownie. Był rozczochrany, z
fryzurą „dopiero-co-wstałem”, ale już ubrany. Prawdopodobnie
właśnie robił sobie kawę. Dwie łyżeczki wrzucane do pełnego
wrzącej wody kubka. Nigdy nie potrafił zrozumieć tej maniery.
Przecież to się prawie nie rozpuszczało.
Nie
podobało mu się to, że tak dobrze go zna. Będzie trudniej. O
wiele trudniej niż zakładali z Minho, kiedy wymyślali co mu powie.
Westchnął ciężko. Jeżeli nie będzie zwracał na niego uwagi,
pójdzie i szybciej, i łatwiej.
Chodził
od pokoju do pokoju, zabierając swoje rzeczy i znosząc do kilku
przywiezionych toreb. Nie zostawił nic, co mogłoby uchodzić za
ślad jego obecności. Zdjęcia, na których byli razem, po prostu
potłukł i wrzucił do śmietnika. Jjong nie protestował; jedynie
patrzył w całkowitym milczeniu. To było najgorsze.
Zapiął
ostatnią z walizek i przeniósł wzrok na byłego partnera.
Uśmiechnął się krzywo, wykonując parodię ukłonu.
-
Dziękuję za współpracę.
-
Bummie... - zaczął, ale ujrzawszy uniesioną brew, zamilkł na
moment. - Ki Bum, przepraszam. To była... Nie potrafię tego
wytłumaczyć. Chwila. Miałem z nią przemalować mieszkanie, by
zrobić ci niespodziankę, ale...
-
Ale doszedłeś do wniosku, że jednak zabawniej byłoby ją
przerżnąć. Bo mnie nie było. Bo byłem na meczu. Bo oglądałem
tę zasraną piłkę nożną, by sprostać twoim wymaganiom.
-
Wiesz... Ja nie mówię, że cię nie zdradziłem, zrobiłem krzywdę
i tak dalej. - Mógłby sobie darować ostatnie wyrażenie, bo
zabrzmiało to tak, jakby bagatelizował całą sprawę. Key znowu
poczuł ogarniającą go złość. - Tylko że to był raz.
Przypadek. Dałem się ponieść, za co proszę cię o wybaczenie.
Pomyśl o nas. O tym, jak długo ze sobą byliśmy. O tym, jak razem
żyliśmy i jak było nam dobrze.
Trafił
celnie. Cholernie celnie. Mimo wszystko nie mógł zanegować jego
słów. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż gdyby to on
zdradził, tłumaczyłby się tak samo. I Jjong raczej na pewno by mu
wybaczył. W tym momencie to jednak nie było istotne. On nie
potrafił. Nie zapomniał ani nie odpuścił win. Nie umiałby żyć
z człowiekiem, który do tego stopnia zawiódł zaufanie.
-
Teraz ty mnie uważnie wysłuchaj, kochanie. - Przedtem planował
pożegnać się w ułudzie zgody, może przytulając się ten ostatni
raz. Teraz zrozumiał, iż nie mógłby tak uczynić. Musiał to
zakończyć ostatecznie i dosadnie. - Nie obchodzą mnie historyjki z
cyklu „jak było”. Widzisz, kiedy jestem w tym mieszkaniu
przewija mi się tylko obraz ciebie i tej kobiety. Pieprzycie się
przy pierdolonych otwartych drzwiach, bo ty nawet nie pomyślałeś,
że ja mogę przyjść. Że mogę się dowiedzieć. - Znowu mówił
za wysokim głosem, ale nie irytowało go to już tak jak poprzednio.
- Mogłem cię zdradzić milion razy. Naprawdę milion. Setki z tych,
o których mówię było miliard razy ładniejszych,
inteligentniejszych i bardziej pociągających od ciebie. Ale nie
zrobiłem tego. Bo, kurwa mać, z tobą byłem. I myślałem, że się
kochamy. Ty, niestety, nawet nie zdradziłeś mnie z jakąś swoją
wspaniałą przyjaciółką, supermodelką czy chociażby kimś w
jakiejkolwiek dziedzinie wybitnym, tylko z babą, z którą malowałeś
ściany. I nawet nie pobiegłeś za mną, kiedy na ciebie
nakrzyczała. Czy my żyliśmy w jakimś, kurwa, związku otwartym?
Mówił
chaotycznie, nieskładnie i za dużo, lecz kiedy już zaczął, nie
potrafił się pohamować. Nie chodziło tylko o zawiedzione zaufanie
czy złamane serce, ale także o dumę. Teraz, kiedy już się
otrząsnął, czuł, iż najbardziej ucierpiała na tym właśnie ona.
Jong
Hyun słuchał go w ciszy, nie wtrącając się ani nie protestując.
Obaj wiedzieli, iż nie miał prawa zanegować prawdy zawartej w tych
słowach. Po prostu tak było i żaden nie mógł tego zmienić. Key
z ulgą jednak przyjął jego postawę. Gdyby zaczął się kłócić,
być może pogodziliby się. Nie chciał trwać w opartym na fałszu
związku.
-
Pomóc ci znosić? - zapytał po dłuższej chwili Jjong.
Posłał
mu zdziwione spojrzenie. Może wizja spokojnego pożegnania nie była
aż tak odległa?
-
To znaczy... Min Ho ma mi pomóc, więc... - Bawił się rączką od
torby.
-
Jesteś z nim?
Usłyszał
je. Usłyszał pytanie, którego tak strasznie się bał. Nie
wiedział. Zwyczajnie nie wiedział. Kim był dla niego mężczyzna,
który nie przestawał się nim opiekować, choć nie reagował na
żadne bodźce, a jeżeli już to głównie po to, by okładać go
pięściami? Czuł wdzięczność, to pewne. Ale zbyt był
przytłoczony bólem po zdradzie, by móc zastanowić się nad
tym, czy coś więcej. W tej chwili musiał to określić. Nie
wątpił, że Choi się w nim podkochuje. Nie robiłby jednak tego
wszystkiego, co robił tylko z tego powodu. Zadurzenie nie jest tak
silne. Chodziło bardziej o przywiązanie. O te parę lat, które ze
sobą spędzili. Tak, czyli to była przyjaźń. Nic więcej. Pewnie
i tak mu przeszło.
Dlatego
Key pokręcił głową.
O.O Jak to nie jesteś!? Buuu! Właśnie zostałeś wybuczony (wiem, że nie ma takiego słowa) Key! Jak możesz ranić tak biednego Minho? Myślisz,że przez co on płakał, ślepy tępaku?! Dobrze ,że z Jjongiem to koniec. Teraz będzie duża dawka MinKey, prawda? Ołłł, nie mogę się doczekać! Weny życzę i pozdrawiam! KiRa
OdpowiedzUsuń