sobota, 28 września 2013

Błędne koło

Pairing: T.O.P x G-Dragon (BIG BANG)
Tematyka: kpop, yaoi, socjopatia, pracoholizm
Ostrzeżenia: przekleństwa



Ji Yong tworzył tekst. Dokładniej - próbował. Długopis przesuwał się metodycznie po coraz czarniejszej karce, której biały kolor znikał proporcjonalnie do zadowolenia piszącego. Przerwał. Parę razy uderzył otwartą dłonią w blat. Ponownie przystąpił do pracy.
- Przestań. Jeżeli nie masz weny, to nie ma sensu. - Seung Hyun ulokował brodę na jego ramieniu. Wbijający się podbródek irytował.
- Nie przeszkadzaj mi. Próbuję pisać.
- Opanuj się - syknął. - Przecież nie robię ci nic złego. Tylko...
- Przeszkadzasz mi.
Seung Hyun odszedł. Zawsze w końcu dawał sobie spokój.

~~

Nie spał. Jak mógłby odpoczywać, skoro nie skończył? Skoro ledwo zaczął? Nie zwrócił uwagi na to, że jest noc, dopóki Seung Hyun nie zapalił lamp. A potem ich nie zgasił, mówiąc, iż Ji Yong też powinien wreszcie do niego dołączyć. Chyba poszedł spać.
Pokręcił głową. Kroki, które słyszał stanowczo nie sprzyjały tej wersji.
- Jeszcze nie śpisz?
- Pracuję - nie zamierzał prowadzić rozmowy na ten temat. Kiedyś próbował tłumaczyć, ale tamten tylko nazwał go pracoholikiem i utrudniał tworzenie. Na szczęście się znudził.
- Nie możesz chociaż na moment, jedynie parę godzin... przestać?
Obrócił się, by spojrzeć mu w twarz. Co to było za pytanie? Czy nie kłócili się o to parę dni temu? Przecież wtedy wszystko zostało wyjaśnione. Nie mógł.
Z powrotem wrócił do piętrzącej się sterty. Nie słyszał, czy mężczyzna opuścił pokój.

~~

Seung Hyun odszedł.
Ji Yong nie płakał ani nie usiłował go zatrzymywać. Zauważył to następnego dnia. Szukał go, by móc pochwalić się, że skończył piosenkę. Nie znalazł żadnej jego rzeczy, samego mężczyzny tym bardziej. Nikt, do kogo zadzwonił, nie umiał mu nic powiedzieć, a sam Seung Hyun nie odbierał telefonu. Dopiero Young Bae poinformował go o wszystkim.
Brak przyjaciela był irytujący. Na początku Ji Yong myślał, że po prostu nie przepada za pustym domem, więc zadbał o to, by przynajmniej noce nie spędzać bez nikogo. Mimo to rozdrażnienie nie zniknęło. Poszedł z tym do terapeuty, łykał tabletki zgodnie z receptą, lecz nie uzyskał nic poza jeszcze gorszym uczuciem otumanienia. Wreszcie uświadomił go Se7en. Odpisał na długi list, który wysłał mu w chwili załamania, stawiając jednoznaczną diagnozę: tęsknotę. 
Ji Yong nie potrafił określić tego, czy tęskni za Seung Hyunem. Widzenie go w większości rzeczy, głupie wspominanie i bezustanne czytanie ich starych sms-ów o niczym nie świadczyło. Ale wolał się nie kłócić. Tęsknota tęsknotą, jego głowę zajął inny, istotniejszy problem.
Nie miał kogo poprosić o zanalizowanie piosenki.

~~

Rzucił tekstem na biurko przed nim. Mogli udawać, że się nie lubią, ale T.O.P dalej posiadał to wyczucie słowa, które tak szanował. Zawsze po przeczytaniu kazał mu wykreślać wersy, poprawiać drobnostki, a potem znów pisać od początku. Ostateczna wersja zazwyczaj najmniej podobała się Dragonowi, lecz fani byli zachwyceni. A przecież o to chodziło.
Tempo nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Nie zignorował niemego polecenia i od razu sięgnął po kartkę. Czytał ją przez kilka minut. Cisza coraz bardziej napierała na uszy G, raniła je. Okropne milczenie, pieprzony brak dźwięku, który doprowadzał go do szaleństwa. Wyszukiwał najdrobniejszego szmeru, głośniejszego oddechu, śmiechu za ścianą... Jest! Odsuwane krzesło zatrzeszczało, przynosząc błogosławiony dźwięk.
- Jak? - zapytał cicho T.O.P. To on wstał.
- Jakie jak? - Uniósł brwi. Oczekiwał wielu pytań, ale nie...
Beat boxer uśmiechnął się nieszczerze. Trzymał tekst, niemal doszczętnie zgnieciony w jego ręce. Podszedł bliżej.
- Jak? - ponowił pytanie.
Lider nie miał pojęcia o czym tamten mówił. Nie odpowiedział, jedynie patrzył jak mężczyzna zbliża się coraz bardziej i bardziej. W końcu stał tuż przy nim, czuł ciepły oddech na policzku. Podniósł wzrok i nie mógł już go oderwać. Oczy Tempo były przerażające. Takie, jakie zawsze miał, kiedy się kłócili. Przeszywające, pełne... wściekłości? i innych negatywnych uczuć. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Jak możesz pisać coś takiego? - warknął T.O.P. Wydawał się być całkowicie wytrącony z równowagi. Złapał G za połać koszulki, przyciągając bliżej. - Nie możesz pisać o emocjach, Ji Yong. Nie masz ich, jesteś pierdoloną pustą skorupą, a ty... - Pokręcił głową z niedowierzaniem. - To niemożliwe. Nie czujesz, nie możesz umieć mówić o tym, jak to jest kochać, cierpieć...
Coś mokrego spadło na policzek Dragona. Przez trwający zaledwie sekundę idiotyczny moment był pewien, że płacze. Ale to było niemożliwe. Dzięki Bogu, on nie płakał. Nigdy.
Druga kropla. Ach, to Tempo. Ale... Nie, przecież on też nigdy się nie łamał. Czasami krzyczał, rozpoczynał bójkę albo niszczył rzeczy, lecz... Nie, nie mógł na to pozwolić! Podniósł rękę i otarł oczy beat boxera. Przecież był mężczyzną. Nie powinien płakać.
T.O.P jak zwykle zareagował dziwnie. Ujął jego dłoń i przyłożył do swojego policzka. Chyba już nie płakał. G nie odsunął się - wolał nie ryzykować, że znowu zacznie. Kiedy tamten się uśmiechnął, odpowiedział tym samym. Powinien.
- Nie jesteś pustą skorupą, prawda? - zapytał go.
Dragon przytaknął. W końcu parę dni temu czuł smutek. Już nie pamiętał dlaczego, ale na pewno miało to związek z Tempo. A raczej Seung Hyunem. To on odszedł.
- Wiesz, dlaczego cię zostawiłem?
Nie wiedział. Niby Se7en coś o tym mówił, lecz nie umiał tego zrozumieć. Pokiwał głową. Nie potrzebował smutnego kolegi.
- Kocham cię. - Ton głosu beat boxera zniżył się niebezpiecznie. Często w ten sposób sugerował, że go chce. Albo jest zły. Biorąc pod uwagę treść wypowiedzi, na pewno nie chodziło o to drugie.
- Ja ciebie też - odparł spokojnie. Uśmiechnął się w przeznaczony tylko dla niego sposób - lewy kącik ust uniósł nieco wyżej.
Mężczyzna puścił koszulkę, by go objąć. Wsunął ręce pod ubranie lidera, a kiedy tamten nie zaprotestował, pogłębił uścisk. Całował zaborczo, chaotycznie, jakby bał się, iż znowu się rozstaną. G złączył palce na barkach chłopaka, uśmiechając się lekko.
Szczęśliwy Seung Hyun na pewno sprawdzi piosenkę.

środa, 25 września 2013

~kekekekekek_w_t_f jest dostępny

Pairing: Onew x Key (SHINee)
Tematyka: kpop, shounen-ai jak na razie, wielkie internetowe podboje
Ostrzeżenia: przekleństwa, element chatficu, ogólny idiotyzm
Od Ałtora: To miało być krótkie, góra trzystonnicowe opowiadanie, a wyszło... jak zwykle, szczerze mówiąc. Mam nadzieję, iż przeżyjecie elementy chatficowe, których tutaj po prostu nie dało się ominąć.
Wiem, wiem, wiem, mam pisać mnóstwo rzeczy, których sami sobie zażyczyliście, ale piszę tę oto idiotyczna opowiastkę dla panienki narzekającej.
Bonne chance~~


Key z zapałem uderzał w klawiaturę. Szczerze mówiąc, "uderzał" było nieodpowiednim słowem, ale Jonghyun wolał nie przeklinać. Mogłoby mu to wejść w nawyk, a gdyby rzucił wiązanką publicznie... Pokręcił głową.
- Co robisz? - Oparł podbródek na ramieniu drugiego rapera.
Ki Bum nawet na niego nie spojrzał. Wydawał się całkowicie zaoferowany pisaniem. W końcu jednak dramatycznie nacisnął "enter" i odwrócił się, by stawić czoła światu realnemu.
- Cyberseks uprawiam - odparł z właściwą sobie bezpruderyjnością. Nigdy nie udawał przy Dino cnotki, przeciwnie. Jeżeli się z kimś przespał albo niespodziewanie zapragnął podzielić tezami dotyczącymi nowatorskich technik seksualnych, od razu do niego leciał. - To facet. W tej chwili - przybliżył facjatę do ekranu, by coś odczytać - rżnie mnie od tyłu jakimś sprzętem do naprawy samochodów, którego nazwy nie potrafię wymówić. Chcesz wiedzieć więcej? - Uśmiechnął się uprzejmie.
Jjong uniósł brew. Ten gest wystarczył - chłopak momentalnie wrócił do wirtualnego rozmówcy. Jego przyjaciel nie miał pomysłu na ponowne rozpoczęcie konwersacji, więc przysunął sobie krzesło. Nie, żeby zabawa tamtego była warta uwagi, ale przynajmniej obserwowanie skupionej, pełnej chłodnego zaangażowania twarzy dostarczała mu rozrywki. Nagle przypomniał sobie o czymś innym.
- Jak to facet? - zapytał. - Przecież niedawno znowu przerzuciłeś na kobiety. Ponoć nieodwołalnie, na zawsze i dopóki Styks cię nie zatopi.
- Zmieniłem zdanie. - Nawet nie miał na tyle przyzwoitości, by zarumienić się jak porządny człowiek przyłapany na hipokryzji. - Poza tym nie obchodzi mnie jego płeć. Jest wspaniały, serio, więc liczą się tylko...
- Uczucia - dokończył ze sceptycznym uśmieszkiem główny wokalista. - Jak w słabych filmach. Bardzo słabych. Takich, jakie oglądasz, kiedy... Jesteś zakochany?
Tym razem odpowiedziała mu cisza. Ach, trafił w dziesiątkę. Jak zwykle, nawiasem mówiąc. Interpretowanie zachowania, słów przyjaciela było żałośnie łatwe. Chłopak dalej nie mógł zrozumieć, że jeżeli niespodziewanie zamilknie, to bynajmniej nie stanie się tak, iż wszyscy przestaną się nim interesować. Przeciwnie.
- Jesteśmy parą - rzekł wreszcie dumnie, prężąc się niczym młoda, prowadzona na zarękowiny dziewoja, której zazdroszczą wszystkie niezamężne panienki ze wsi. Dino nie zamierzał odgrywać roli uradowanego rodzica.
- Ile się znacie? - postawił na praktyczność.
- Trzy tygodnie.
- W chuj długo.
- Nie rozumiesz! - Chyba wyczuł sarkazm. - My... Już pierwszego dnia byliśmy jak starzy przyjaciele. Zgadywał moje myśli, dzielił się wszystkim... - Odetchnął głęboko. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pozował na doświadczonego, mądrego człowieka. - Nie pojmiesz. Jesteś zbyt... ograniczony.
Jjong skwitował tę rewelację krótkim parsknięciem. Słyszał tego typu obelgi kilka razy w tygodniu, wiec doskonale zdawał sobie sprawę z ich mocy. Key używał tak górnolotnych inwektyw jedynie wtedy, gdy nie posiadał żadnych argumentów. Albo starał się zakończyć rozmowę.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś idiotą. - Zgniatał w dłoniach kartkę papieru, dotąd leżącą nieopodal. Wiedział, iż powinien zwalczać tiki nerwowe, lecz w tej chwili... Po prostu ważniejsze rzeczy zajmowały jego umysł. - Zakochiwanie się w kimś, kogo wcale nie znasz świadczy o... - Urwał, nie mając zamiaru faszerować przyjaciela naukową terminologią. - Nie znasz go. Nie widziałeś się z nim. Nie wiesz nawet, jak ten gościu wygląda. Jaki masz dowód, że to nie napalona szesnastoletnia lesbijka? Nim się obejrzysz, ona cię wykastruje, a genitalia sprzeda za pół Korei!
- Skąd wiesz, że go nie widziałem?! - oburzył się teatralnie.
- A widziałeś? - Posłał mu paskudny uśmiech. Milczenie uznał za potwierdzenie swojej teorii. - Jesteś taki jak Onew, naprawdę.
Drugi raper wyglądał jakby właśnie zwyzywał jego macierz od lam. Jjong szybko zamknął i otworzył oczy. Stanowczo za dużo czasu spędzał na grze w Simsy.
- Nie jestem jak Onew! - Podniósł się z godnością.
- On też ma kogoś od niecałego miesiąca, złotko. Zupełnie jak ty.
- On jest nienormalny! Ma jakąś głupią babę, którą rozmawia tylko o ciuchach i sobie! - Wygiął usta w podkówkę. - Nie porównuj nawet mnie do niego! Mój facet jest opiekuńczym, inteligentnym gościem, a nie jakąś... - Okazało się, iż czasem nawet Key brakuje słów.
- Gdyby była facetem, stwierdziłbyś, że jest urocza - odparował chłodno Dino. Jin Ki opisywał dziewczynę bardzo dokładnie - w porównaniu do Ki Buma nie zapomniał o żadnych jej wadach - i wydawał się być szalenie urocza. Zdążył nawet ją polubić. Na tyle, oczywiście, na ile można polubić człowieka, z którym w życiu się nie rozmawiało.
Wstał z miejsca i dumnym krokiem opuścił pomieszczenie. Ścigał go dźwięk mordowanych klawiszy. Na moment przystanął. To było w sumie nieprzyzwoite. Mógłby chociaż poczekać, aż wyjdzie, do cholery!


***


KeepFuckingCalm:
Naciskam mocniej. Z każdym ruchem, pchnięciem, czuję coraz większą satysfakcję. Pochylam się i przygryzam upatrzony punkt na twoim karku.

kekekekekek_w_t_f:
emm
wybacz, że przerywam
ale
>.<

KeepFuckingCalm:
hmm?

kekekekekek_w_t_f:
spotkajmy sięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę

KeepFuckingCalm:
co

kekekekekek_w_t_f:
proszę
proszę
proszę

KeepFuckingCalm:
.______.
trochę średnio się znamy
if you know
what i mean
xD

kekekekekek_w_t_f:
sam mówiłeś, że chcesz
i ponoć mieszkasz w Seulu
co za problem
>>>>>>:

KeepFuckingCalm:
nie mam czasu
pracuję
w przeciwieństwie do
NIEKTÓRYCH

kekekekekek_w_t_f:
nienawidzę cię
umrzyj
*płacze, a wstrętny kejefsi udaje, że tego nie widzi*

KeepFuckingCalm:
no

kekekekekek_w_t_f:
błagam
proszę
proszę
zrobię wszystko
wyślę ci zdjęcie
nagram filmik
zgwałcę jjonga
;_______________________;

KeepFuckingCalm:
pomyślę, ok?

kekekekekek_w_t_f:
KOCHAMCIĘODDAMCIDUSZĘZAWSZEWCIEBIEWIERZYŁEMKOCHANIE

KeepFuckingCalm:
wiem, wiem, mały

kekekekekek_w_t_f:
kocham cię
<3
<3
<3

KeepFuckingCalm:
nie wątpię
ale to było
TYLKO
"pomyślę"
nie ciesz się tak

kekekekekek_w_t_f:
*tak bardzo pękające serce*

KeepFuckingCalm:
napiszę jutro
czy mogę

~ kekekekekek_w_t_f zmienił status na "Mój facet to troglodyta"
~ kekekekekek_w_t_f zmienił nazwę na "nikt_mnie_nie_kocha"

KeepFuckingCalm:
też cię kocham C:

~ KeepFuckingCalm opuścił konwersację


***


Jonghyun leżał wtedy na kanapie. Chyba udawał, że coś czyta, by tak naprawdę wesoło oddawać się machaniu nogami przerzuconymi przez oparcie. Potem nie było nic. Żadnego Chaosu, powstania świata ani Dżisusa Kristusa. Tylko Ki Bum, który wparadował do pokoju niczym huragan. Przy okazji potrącił kilka stert ułożonych na ziemi książek, więc zniszczenia były podobne do takich, jakie istotnie wywołałby silny wiatr. Tamten jednak nawet nie raczył na to zwrócić uwagi.
- UMÓWILIŚMY SIĘ! - Wielkie litery były niemal widoczne w powietrzu.
Główny wokalista odłożył czasopismo. Zamierzał jakoś zareagować, ale chłopak już wybiegł z pomieszczenia, wymachując rękami i nogami we wszystkie strony. Dziękował wszystkim mocom ludzkim - i boskim, ale oczywiście nie przyznałby przed samym sobą, iż wierzy w takie durnoty - że akurat w dormie nie przebywał nikt z wytwórni. Natychmiast wysłaliby rapera na badania psychiatryczne. Albo ogłuszyli, by choć na moment się uspokoił. On sam ledwo powstrzymywał się od chęci zrobienia tego.
Niespodziewanie przypomniał sobie o jednej, pozornie nieistotnej rzeczy. Wczoraj Onew wypytywał się o idealne miejsce na randkę.



Dla biednych, spragnionych OnKey fanek ten jakże uroczy gif



poniedziałek, 16 września 2013

Droga w dół rozdział II

Pairing: T.O.P x G-Dragon (BIG BANG)
Tematyka: kpop, shounen-ai, alkoholizm, agresja słowna
Ostrzeżenia: przekleństwa, przekleństwa~~
Od Ałtoreńki: Może się wydawać, iż w samym kawałku nie wydarzyło się nic specjalnego, jednakże... każde opowiadanie czasem potrzebuje takiego rozdziału. W miarę spokojnego, pomagającego autorowi nakreślić wyraźniej sylwetki bohaterów. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie i wybaczycie tempo dodawanie kolejnych części.
Bonne chance.



- Skąd to masz?
- Od przyjaciela.
- Nie pamiętasz, co mówiłem o posiadaniu „przyjaciół”?
- Chodzi mi o takiego zwykłego. Przyjaciela, nie „przyjaciela”.
- Ty nie masz „zwykłych” przyjaciół.
- Można tak powiedzieć.
- Przestań się zgrywać, skarbie. To, że jesteś całkiem wypłacalny nie świadczy o tym, że nie mogę cię po prostu zapierdolić.
- Rozumiem.
- W to nie wątpię. Więc wyrzuć tę pieprzoną parasolkę.


***


Seung Hyun uniósł wysoko brwi. Przed chwilą wyszedł zza kulis, chcąc chociaż przez kilka godzin nacieszyć się pobytem w klubie, i oczywiście od razu musiał trafić na kogoś znajomego. I to jakiego znajomego.
Nie chodziło o to, że nie lubił Seung Riego. Szczerze mówiąc, darzył go szczerą sympatią. Jednak ogólny entuzjazm chłopaka bywał niewiarygodnie przytłaczający. Szczególnie po zakończeniu dwugodzinnego koncertu.
Mimo to przybrał dobrą minę do, nie do końca przyjemnej, gry i odmachał zawzięcie wykonującemu wahadłowe ruchy koledze. Po stopniu zaczerwienienia twarzy – pod tym względem młody mógłby pojedynkować się z nieostrożnymi bywalczyniami solariów – wywnioskował, że ignorował go naprawdę długo. Wysoki, wciąż uśmiechnięty młodzieniec wydawał się tym wcale nie przejmować. Może był przyzwyczajony?
- Świetnie wam poszło! - zawołał wesoło.
Przeciskał się z subtelnością godną paralityka, raz po raz potrącając tańczących. Szło mu to niesamowicie opornie, a ciągłe zatrzymywanie przez zirytowanych towarzyszy znokautowanych niezbyt pomagało w próbie przyspieszenia tempa. Uśmiechał się do krzyczących ludzi, potakując z każdym ich słowem, co doprowadzało do jeszcze większej awantury. Jakimś cudem zaistniała sytuacja przypomniała Choiowi o niezbyt chwalebnych początkach znajomości. Wtedy pojął znaczenie słowa „szalony psychofan”. Nie miał pojęcia dlaczego się zaprzyjaźnili. Czy młodszy Seung Hyun naprawdę tak opamiętał się po incydencie z cyjankiem czy po prostu wszyscy już przyzwyczaili się do tych psychopatycznych napadów? Naprawdę wolał nie wiedzieć.
Ktoś inny zwrócił jego uwagę. Nie kłębił się wśród tłumu awanturników, nie rzucał wyzwisk pod niczyim adresem – nawet nie patrzył na całe zbiegowisko! Ji Yong, bo bez wątpienia to był on, samotnie siedział przy barze. W całkowitym milczeniu sączył jakiś trunek, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
Mężczyzna zignorował jasny przekaz takiego zachowania i podszedł do znajomego-nieznajomego. Nie widział go przez ponad miesiąc, mimo dość wzmożonych poszukiwań na dość szeroką skalę. Nie, żeby jakoś specjalnie mu zależało, jednakże...
- Naprawdę nie wyglądasz na osobę słuchającą undergrounda. - Miał całkowitą rację, jednak tym razem nie o to chodziło. Chciał tylko zacząć rozmowę.
Ji Yong zamrugał dwukrotnie. Zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, by po chwili wygiąć wargi w pogardliwym uśmiechu. W tym momencie tak bardzo przypominał rozpuszczone dziecko, że Choi całym sobą musiał powstrzymać się przed roześmianiem.
- Szukałem czegokolwiek, byle nie spotkać nikogo znajomego. Jak widać, poszło mi średnio – odparł chłodno.
- Zdecydowanie. Jakby to powiedzieć... - zamilkł sugestywnie.
- Trafiłem na najbardziej kontaktowego człowieka, jakiego miałem okazję poznać - dokończył. - Faktycznie mam pecha.
Umilkli. Nikt nie słyszał muzyki, zewsząd dobiegało jedynie imitujące ją dudnienie. Mimo to doskonale słyszeli ludzi wokół, trzask uderzających o siebie rzeczy. Chłopak raz po raz upijał łyk wódki, by z trzaskiem odstawiać naczynie na blat. Równomierne stuknięcia szklanek odmierzały czas. 
- Upijesz się - zauważył z idiotyczną troską muzyk.
Spojrzał na niego dopiero po dłuższej chwili. Wzrok miał zamglony, pytający - wydawało się wręcz, iż nie poznał Choia. Nagły błysk i pokręcenie głową, które nastąpiło chwilę później, szybko obaliły tę teorię.
- Nudzę się - odparł lakonicznie. - Nuda jest podobna do znajdującego się nad tobą gniazda szerszeni. Kilka owadów próbuje za wszelką cenę wgryźć się w najdrobniejszą synapsę, komórkę nerwową, a ty nie możesz się poruszyć, by nie przywołać reszty. Chcąc złagodzić ten ból, musisz go albo zapić, albo uciec spod gniazda. Ja jestem do niego przymocowany, więc pozostaje mi tylko oglądać dno butelki.
Seung Hyun nie przerywał. Często wyczuwał, kiedy nie powinien tego robić. Uważano go za doskonałego słuchacza, ale wcale takim nie był. Zwyczajnie wiedział czego potrzebuje jego rozmówca. Automatycznie wykorzystywał tę umiejętność - przyjaciele bywali przydatni.
- Wiesz, czasami zastanawiam się co ja robię ze swoim życiem - parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. - Mam dwadzieścia pięć lat, żadnych dokumentów i zarabiam miesięcznie więcej, niż właściciel tego przybytku dostanie przez całe życie. - Położył łokcie na barku, opierając się na dłoniach. - Na dodatek siedzę i opowiadam o swoich problemach pierwszemu lepszemu facetowi, tylko dlatego że nie próbuje mnie pieprzyć. - Posłał w przestrzeń sardoniczny uśmiech. - Normalnie jak w tym japońskim filmie z Aki Sasaki.
Choi ani nie znał żadnej aktorki o takim imieniu, ani nie był na tyle odważny, by zapytać się o tytuł wspomnianego filmu. Wolał przyglądać się stopniowo ubywającej wódce, którą tamten wlewał w siebie praktycznie nieprzerwanie. Nie powiedział jednak już nic więcej. 


***


Za parę minut mieli zamykać, tego był pewien. W przeciwieństwie do leżących na podłodze ludzi. Nie odzywali się, pogrążeni w upojeniu alkoholowym. Ciszę przerywał co jakiś czas odgłos wymiotów. Za każdym razem, słysząc ten dźwięk, zniesmaczony wykrzywiał usta. W ogóle nie pił, zajęty ogarnianiem zespołu i dbaniem o to, by nikt nic nie zniszczył. Taką miał umowę z właścicielem - oni nie wszczynali bójek, on udostępniał im scenę niemal za grosze. I zawsze brał tylko 30% z biletów.
Miał zamiar wreszcie opuścić lokal, gdy zauważył nieruchomą postać. Ji Yong nie zmienił miejsca. Stał, opierając się o blat, jednak wiele wskazywało na to, iż "stać" stanie się niedługo dla niego formą przeszłą. Obok leżała znów pełna szklanka.
Seung Hyun nie zamierzał zostawiać go w takim stanie. Czuł jakiś irracjonalny instynkt opiekuńczy wobec tamtego, nie potrafił nawet dokładnie określić jego genezy. W tej chwili nie wyglądał ujmująco ani nawet specjalnie żałośnie - po prostu był pijany. Zazwyczaj na widok takich ludzi jedynie kręcił z rozbawieniem głową (chyba że należał do grupki odurzonych, ale wtedy także się śmiał, choć z innych powodów). Podszedł, potrącając po drodze ledwo widzącą się, lecz bohatersko obściskującą parę.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował.
Nie czekał na odpowiedź, której i tak nie uzyskał. Spokojnie otworzył pierwszą kieszeń szarego płaszcza chłopaka w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji dotyczącej miejsca zamieszkania. Wirtualne publiczność w jego głowie zakrzyknęła ze zdziwienia, gdy istotnie znalazł karteczkę z zapisanym adresem. 
- Chodź - nakazał znajomemu.
Szedł przodem, co jakiś czas zerkając, czy tamten posłusznie idzie za nim. Przez cały czas usiłował rozszyfrować okropny charakter pisma osoby, która zapisała skrawek papieru. Otworzył drzwi auta, by wpuścić kolegę. Sam wsiadł dopiero po paru minutach - wreszcie przyznał się przed samym sobą do porażki. Nie był w stanie tego odczytać. 
- Co tu jest napisane? - Podstawił chłopakowi kartkę pod nos.
Ji Yong wpatrywał się w przedmiot przez dobrych kilkanaście sekund; w końcu źrenice rozszerzyły się, a on sam zadrżał. Podniósł wzrok na mężczyznę i pokręcił głową.
- Zabierz mnie stamtąd. - Zacisnął kurczowo nienaturalnie blade, długie palce na jego ramieniu.
- Dlaczego? - Uniósł brew.
Nie doczekał się odpowiedzi. Młodszy odwrócił głowę, całkowicie ignorując zarówno to, jak i pojawiające się później pytania. Po kilkudziesięciu minutach jazdy w całkowitej ciszy usnął, nie odrywając policzka od zimnej szyby. Choi pokręcił głową z bladym uśmiechem. Zatrzymał samochód na światłach, po raz pierwszy od dawna nie irytując się na władze z powodu ich istnienia. Ściągnął z siebie kurtkę i przykrył chłopaka. Spływające po szybie krople deszczu przecinały widok jasnego nieba niczym rój spadających gwiazd.

piątek, 6 września 2013

Origami

Pairing: T.O.P x G-Dragon (BIG BANG)
Tematyka: kpop, shounen-ai, depresja, schizofrenia
Ostrzeżenia: przekleństwo (a?); ze względu na specyfikę tekstu można gdzieś odnaleźć aluzje seksualne, ale... Trzeba się naprawdę postarać
Słowo, a nawet dwa, od Autorki: Naprawdę ktokolwiek uwierzył, że zawieszam tego bloga? Miesiąc, tydzień, pewnie...
Uważny czytelnik dostrzeże nawiązania do wierszy Kim Daul, więc polecam przeszukiwanie tekstu pod tym właśnie kątem. Niestety, musiałam się nimi inspirować - były za ładne, za dobrze pasujące do tematyki.
Nie macie pojęcia, jak trudno było mi napisać to opowiadanie. I jak bardzo nie mam ochoty go publikować. Niestety, wychodzę z założenia, iż nie ma sensu marnować własnej pracy (trzy dni słuchania depresyjnej muzyki, by jako-tako wczuć się w klimat) poprzez skasowanie. Oczywiście uważam, że tekst jest dobry, ale... Nie tak jak chciałam .___.
Tym optymistycznym akcentem kończąc, życzę Wam miłej lektury!


Krople stukały o szyby.
Seung Hyun lawirował wśród napływających mas ludzi, próbujących za wszelką cenę uciec przed deszczem. Nie widział w tym sensu. Woda opadała w postaci łagodnych kaskad, nie wyrządzając szkody nawet źdźbłom trawy. Zdawałoby się, że pędzące na złamanie karku społeczeństwo, marzące o szybkim powrocie do domu, nie dostrzega tego. Traktowali puszyste strugi jak coś okropnego, co trzeba przeżyć w zamkniętym domu przed telewizorem w oczekiwaniu na słońce. Gdyby zamiast tego choć lekko unieśli głowy, mogliby dostrzec świetliste promienie, ale przecież to zajęłoby za dużo czasu. Po co patrzeć na coś, czego nie chce się zobaczyć?
Setki jaskrawych, pozbawionych wzorów parasoli przypominały magnolie; wielki ogród w centrum betonowej metropolii. Zszedł z chodnika, by wejść do parku. Omiótł spojrzeniem osłaniane koronami drzew, znudzone nieustającym deszczem psy, stojące niemal w równym rzędzie ze swoimi właścicielami. Nieco dalej bezdomny klęczał na ziemi z wypełnioną torbą. Mokre od listopadowego deszczu liście układały się w fantazyjne wzory pod stopami. Jeden szczególnie zwrócił jego uwagę, więc pochylił się i...
- Cześć, Tabi.
Bezdomny... Jaki bezdomny?! Pokręcił głową z zażenowaniem. Czyżby po tylu latach nie rozpoznawał Ji Yonga po samej sylwetce?
- Witaj, Ji. - Uśmiechnął się słabo.
Tamten zrzucił kaptur - to wystarczyło, by się skrzywił. Przez pierwsze kilka sekund był pewien, że to, co widzi to zwykły makijaż, lecz gdy chłopak zamrugał ze zdziwieniem, zamarł. Blady, biały jak kartka papieru, zmęczony życiem człowiek. Rozszerzone źrenice, oczy podkrążone tak mocno, iż nie mogły tego zamaskować nawet kosmetyki, szare wargi wykrzywione w parodii uśmiechu.
- Co... się... dzieje? - zapytał, z trudem ważąc słowa.
- Nic. - Ze śmiechem pokręcił głową. Znowu się przefarbował. Kolorowe kosmyki przysłoniły mu oczy, niszcząc jakiekolwiek podobieństwo do Kwona Ji Yonga, z którym widział się przecież niecałe dwa miesiące temu.
Seung Hyun rozłożył parasolkę, gestem zapraszając pod nią G-Dragona. Szli przez kilka minut w ciszy - jeden planując rozmowę, drugi nie znając celu spaceru. Zimne powietrze zmusiło ich do stanięcia bliżej siebie; lider nie miał kurtki. Chłopak w jednej ręce trzymał torbę z liśćmi drzew, drugą cały czas manewrował tak, by nie wykroczyła poza chroniony przez materiał obszar. Byli za blisko. Opuszki ich palców dotknęły się delikatnie kilkanaście razy.
Usiedli w kafejce, którą trudno było nazwać kafejką, przy stoliku, którego tylko ludzie z dobrą wolą nazwaliby meblem, by wypić kawę, którą w hierarchii najsmakowitszych rzeczy plasowała się pomiędzy smarem a Catepillar Fungusem. Widok na niezamalowane, wulgarne graffiti nabazgrane na budynku naprzeciwko przywołało niechciane wspomnienia. Odegnał je, skupiając się na przyjacielu.
Nie potrafił go rozszyfrować. Mimo tego, iż wyglądał nad wyraz źle, nie mógł uznać chłopaka za osobę chorą albo przemęczoną. Opowiadał z przejęciem o tym, jak czuł się podczas trasy, jak podoba mu się jego nowa płyta i jakie planuje jeszcze wykorzystać koncepcje, z kim zdążył się przespać, kim jest kolejna czołowa persona jakiejś tam sceny muzycznej, która chce z nim nagrać kawałek i jak kocha to, co robi. Gestykulacja, mimika, ekspresja - wszystko wydawało się takie jak zawsze, a nawet monumentalniejsze. Momentami Kwon omal nie wyskakiwał z krzesła.
Kiedy tylko poruszał temat jego stanu fizycznego, kręcił głową.
- Daj spokój, po prostu się przepracowałem. Wiem, wiem, jestem pracoholikiem, ale teraz mam czas odpocząć - mówił, przewracając ostentacyjnie oczami.
Choi wierzył każdemu słowu i ubolewał nad własną nadopiekuńczością. Potem lider znów zaczynał snuć monolog o przyszłej, zapowiedzianej trasie i piosenkach.

Dziecko otwiera kluczem drzwi, ale nie wchodzi. Nie jest pewne, czy powinno to zrobić. Za drzwiami czai się on - na zewnątrz może chociaż udawać, że go nie ma. Kątem oka dostrzega swoje odbicie w lustrze stojącym w przedpokoju. Zbliża się, nie odwracając od niego wzroku. Nie może popatrzeć na nic innego. Bo wtedy przyjdzie. Nie wygląda na szczęśliwe, więc próbuje się uśmiechnąć. Może wtedy da się nabrać? Może wtedy się nie zjawi? Za późno. W pokoju już jest potwór. Potwór zwany osamotnieniem.


Puste mieszkanie. Puste pokoje. Nie dało się zauważyć linii, w której biel ściany stykała się szarawą podłogą. Jedynie postać siedzącego na środku pomieszczenia Ji Yong udowadniała, że jednak prawa fizyki nie zostały złamane, że Seung Hyun nie wpatrywał się w ścianę, wybudowaną za drzwiami dla samego kaprysu.
Wyrzucił wszystko. Cenne pamiątki, pogardzany stos rupieci - wszystko wylądowało w zapełnionym, stojącym w rogu czarnym kontenerze. Śmietnik, cmenatarzysko uczuć, kurhan wspomnień.
- Co ty zrobiłeś?!
Chłopak rzucił w jego kierunku spłoszone spojrzenie, jednak, kiedy zorientował się z kim rozmawia, uśmiechnął się pogardliwie. Wzruszył ramionami.
- Wyrzuciłem wszystko, co cenne - odparł zdawkowo. - Nie czuję się związany z tymi rzeczami; po co miałbym je gromadzić?
Na to nie miał odpowiedzi. Rozejrzał się ponownie po pokoju. Miał wrażenie, iż wszechobecna biel zaraz ich pochłonie; wydawała się wręcz iluzją, nienaturalną ze względu na kolor. Pomimo barwy ścian, pomieszczenie było ciemne. Przypominało celę w więzieniach, w których pokoi nigdy nie rozświetla światło słoneczne.
Cofnął się i zajrzał do czegoś, co kiedyś uważał za sypialnię. Dalej chyba pełniło tę funkcję. Jedynym meblem było idealnie zasłane łóżko. Białą pościelą. Ozdobą manekin. Pozbawiony odnóży i twarzy posąg, strażnik. Wzdrygnął się i przesunął, by objąć wzrokiem całe pomieszczenie. Uderzył nogą w jakiś przedmiot, szelest zagłuszył rozmowę sąsiadów bawiących się na balkonie. Schylił się, by wstać z trzymanym w ręce origami. Złożony z liścia żuraw. Jeden z kilkudziesięciu leżących w kartonie pod jego stopami.
- Ji! - zawołał głośno.
Podniósł nieco wyżej małe arcydzieło, oglądając je ze wszystkich stron. Po to były mu te liście! Nie rozumiał jednak samej idei składania origami, szczególnie w takiej ilości.
- Pro-o-oszę? - G-Dragon przeciągnął się w wejściu.
- Po co ci tyle żurawi?
- Po Hiroszimie żurawie stały się symbolami ofiar wojny.
T.O.P uniósł jedną brew. Brzmiało to pięknie, jednakże nie sądził, by po to lider robiłby ich tyle. Instynktownie czuł, że nie powinien o to teraz pytać, tylko czekać, aż tamten sam zacznie mówić. W końcu ochrypły głos przerwał ciszę.
-  Powinno się zrobić ich tysiąc - dodał po chwili, wpatrując się w jakiś punkt za nim, za oknem. - Niektórzy robią je też po swoich zmarłych przyjaciołach, na przykład takich, którzy popełnili samobójstwo. Też są ofiarami pewnej wojny, nie sądzisz? - Bawił się dłuższym kosmykiem włosów. - 19 listopada.
Kim Daul.
- Czy ty...? - nie ośmielił się zadać pytania.
- Nie - przerwał ostro. - Była idiotką, która nie potrafiła zapanować nad emocjami. Presja presją, ale trochę dystansu... - Wzruszył ramionami.
Seung Hyun wpatrywał się w niego przez parędziesiąt długich sekund. Ile rzeczy musiał odrzucić, by zmienić się w ten sposób?! "Wyrzuciłem wszystko, co cenne"  - jak cenne były jego uczucia?

Dziecko nie czuje się samotne. Niczego już nie czuje. Nie musi oszukiwać potwora uśmiechniętą twarzą. Jest mu bardzo dobrze z samym sobą. I byłoby bardzo szczęśliwe, gdyby nie te czerwone, okropne napisy, którymi ktoś, kopiując jego charakter pisma, pomazał ściany: Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo.

W studiu dowiedział się jedynie tyle, iż poprosił o przerwę. Yeng od razu dodał, że zgodził się w momencie, kiedy się spotkali. Gdyby sam nie chciał, prezes zmusiłby go do tego. Choi osobiście w to wątpił - w końcu Kwon był złotym dzieckiem całej wytwórni - jednak nie zamierzał polemizować z pracodawcą.
Teraz stał przed mieszkaniem lidera, po raz kolejny próbując się do niego dodzwonić. Oczywiście nie odbierał. Z rezygnacją usiadł na chodniku. Nie obchodziła go temperatura, musiał po prostu usiąść i pomyśleć. Nawet tego nie mógł. Elektryczne kable, nie chmury, przysłaniały niebo, w które pragnął się wpatrywać. Upadł ostatni bastion wolności w betonowym krajobrazie. Pokręcił głową i wybrał numer jeszcze raz.

Dziecko oddycha ciężko. Wpatruje się w parę wydobywającą się ust. Jeszcze przed chwilą ciekawsze było niebo, ale co może być ciekawego w elektronicznych słupach? Nie chce już dalej stać na balkonie - przypomina mu się, jak stał tak z Daul. To było zanim zabrał ją potwór. Zapala papierosa, czyniąc dym swoim towarzyszem. Powoli wchodzi do mieszkania, ciągle go obserwując. Nie może zniknąć. Jedyne bezpiecznie zjawisko w pomieszczeniu. Jedyne zjawisko. Małe, wciąż zmieniające postać obłoczki unoszą się coraz wyżej. Nie zostawiajcie mnie tutaj! Nie samego! - krzyczy, ale nie wracają. Telefon nie przestaje dzwonić.

Dopiero po sześciu dniach zastał otwarte drzwi. Seung Hyun nie miał pojęcia, czy powinien wejść, czy nie. Mimo wszystko przyjaciel zdążył mu dać do zrozumienia poprzez ignorowanie telefonów, że nie pragnie nawiązywać kontaktu; z drugiej strony nie potrafił określić stałości psychicznej na tyle, by się nim nie przejmować. Stał przed mieszkaniem, przystępując z nogi na nogę. Woda powoli skapywała na coraz to brudniejsze ściany ze skłębionych na wzór pajęczej sieci rur. Wiatr wdzierał się do środka przez niemogące się domknąć drzwi i nieszczelne okna. Zapewne niewielu chciałoby tu mieszkać. Zawsze zastanawiał się, dlaczego Ji Yong postanowił ostatecznie osiedlić się właśnie tutaj. Na blokowisku spędzał więcej czasu niż w luksusowych, tysiąckroć lepiej wyposażonych mieszkaniach. Pokoje bez mebli, brak ogrzewania, brak kontaktu ze światem - nigdy nie spodziewał się takich wyrzeczeń ze strony kolegi. Nie potrafił ich zrozumieć.
Rozdzierający tę cholerną ciszę krzyk. Po chwili kolejny. I następny.
Kwon bił manekin. To, co wziął za wołania pełne bólu z bliska brzmiało jak pełne frustracji wrzaski. Kolejne chaotyczne uderzenia tylko utwierdziły go w tym wrażeniu. Powoli zbliżył się do chłopaka, by mocnym ściśnięciem ramienia przywrócić do rzeczywistości. Tego, co on uważał za rzeczywistość.
- Co się stało? - zapytał.
Nie wiedział, jak często zadaje pytanie, na które tamten nie może odpowiedzieć.
- Nie chce nic więcej powiedzieć! - Kompozytor upadł na kolana, kryjąc twarz w dłoniach. - Nic! NIC!
T.O.P usiadł obok. Choć pragnął go teraz objąć, pocieszyć, czuł irracjonalny lęk, lęk przed nieznanym. Mimo że brzydził się sobą, nie zrobił nic. Nie umiał pozbyć się strachu przed dotknięciem spadającego w otchłań szaleństwa człowieka.
- Cały czas chciał mi coś powiedzieć - tłumaczył słabo. - Cały! A kiedy zapytałem się o co chodzi, stwierdził, że jestem samotny! Nie jestem. Nie jestem, prawda?! - Choi nie mógł nie przytaknąć pod wpływem tego rozgorączkowanego wzroku. - Powiedziałem to, a on przestał mówić. Przestał! - Z trudem łapał powietrze. - Nie chce ze mną...
Nie dał mu dokończyć. Po prostu wstał, podniósł manekin, wyszedł na balkon. Nie wahał się, od razu wyrzucił go za barierkę, ignorując krzyki. Obity spłowiałym materiałem przedmiot roztrzaskał się z hukiem. Otrzepał ręce i odwrócił się w stronę roztrzęsionego przyjaciela. Przerzucił prochowiec przez ramię i pokręcił głową.
- Nie krzycz. Już nic nie zmienisz. - Zabrzmiało to brutalniej, niż planował. - Musisz się ogarnąć, a nie rozmawiać z pieprzonymi imitacjami ludzi. - Ściągnął z siebie kurtkę, by rzucić przed niego. - Idę kupić coś do jedzenia, okryj się tym, bo zamarzniesz. - Wychodząc, potrącił do połowy pełny karton z orgiami.
Kiedy wrócił, nie zastał go w salonie. Siedział pod drzwiami sypialni, na samym progu. W mroku korytarza majaczyły plecy w skórzanym, jasnym prochowcu. Przyciśnięty bokiem do framugi, obgryzał paznokcie, jak dzieciak, którego rodzice kłócą się na dole, a on nie może nie myśleć o tym, jak blisko jest do rozwodu. Tylko że Kwon Ji Yong nie był dzieckiem. Był dorosłym mężczyzną, który nie mógł sobie poradzić z samym sobą. Powinien go zostawić, by wreszcie sam spróbował dać sobie radę. Nie mógł przecież zawsze przy nim być, pozwolić bawić się w wiecznie zagubione dziecko.
Został z nim, dopóki nie zasnął.

Dziecko nuci w pustym świecie. Świecie niczego. Jest tylko ono i potwór. Nie ma manekina, który mógłby coś powiedzieć. Nie ma Seung Hyuna, który objąłby ramieniem. Dziecko patrzy na zbliżającego się potwora, nie potrafiąc nawet się odsunąć. Niech ktoś mnie uratuje, krzyczy, kuląc się pod ścianą. Słyszy tylko ciszę. Tak, słyszy. Jest jak brzęczenie zepsutego telefonu, długa, nieprzerwana i męcząca. Próbuje zaśpiewać, by choć trochę dodać sobie sił, lecz, gdy otwiera usta, zamiera. Zapomniało piosenki. 

Wyglądał wspaniale, jednak nikt nie dał się na to nabrać. Odpowiadał za szybko, uśmiechał za późno, śmiał za głośno. Hipokryci, powtarzający, iż to normalne i dobre, przychodzili tłumnie. By porozmawiać, popatrzeć, przekonać się. Momentami T.O.P miał ochotę zasłonić go przed nimi, zabrać z przyjęcia, tego cholernego zoo, w którym stali po złej stronie klatki. Raz nawet próbował to zrobić - G-Dragon  powstrzymał go samym spojrzeniem. Dlatego stał z nim, oglądając z narastającą wściekłością, jak pełni rolę zjawiska.
- Wypalił się - mówili - każdy kiedyś musi. Pracoholizm tak działa, to od razu widać po człowieku.
- Pewnych rzeczy nie da się zamaskować pudrem - podchwycił ktoś bardzo znany - a w szczególności duszy.
- Wygląda jak żywy trup - szepnęła w kącie sali inna ważna persona. - Ale niestety, tak kończą ludzie, którzy się zatracili.
Większość była wesoła, jedynie nieliczni wydawali się być zdenerwowani albo zdegustowani. Czasem współczuli. Nie mieli pojęcia, że wyglądają tak samo.
Cały czas nie spuszczał z niego wzroku. Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, że wcale nie ma choroby psychicznej, gdyby nie oczy. Puste, pozbawione jakiejkolwiek głębi. Drżał, ilekroć w nie spojrzał. Nie ze strachu, tylko z bólu. Nie udało mu się. Mimo tylu starań nie potrafił go przywrócić do rzeczywistości. Chociaż, można była jeszcze jakaś nadzieja...
Nie przemyślał tego ani nie planował. Po prostu złapał go za rękę i zmusił do opuszczenia pomieszczenia, piętra, budynku. Nie miał konkretnego celu, ale jak wiadomo uciec trzeba dokądś. Gdziekolwiek by to było. Oni byli oryginalni. Ignorując niezbyt pasującą do listopada odzież, stanęli pod najbrzydszą lampą, jaką obaj mieli okazję widzieć. Zaniedbana, pomazana wzdłuż i wszerz depresyjnym graffiti - cicha dozorczyni pilnująca, by żaden nieuważny podróżny, który miałby nieprzyjemność skręcić akurat w tę uliczkę, nie pogrążył się w ciemnościach. W pewien sposób byli jej wdzięczni.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Ji Yong złożył okulary przeciwsłoneczne.
- Co? - Nie miał odpowiedzi. To był impuls, moment, ale przecież tak nie może się wytłumaczyć...
- Nie udawaj idioty.
- Zirytowali mnie. Nawet mnie przytłacza czasem hipokryzja celebrytów. - Wzruszył ramionami. - Wiem, że teraz wątpisz, ale zwyczajnie miałem ich dość i...
Pokręcił głową. Nie dał się przekonać.
- Dlaczego to zrobiłeś? - ponawił pytanie.
- Nie chciałeś tam być. Patrzyłeś na mnie z gniewem, kiedy im dogryzałem, a sam... Widziałem to, oni zresztą na pewno też...
Znów pokręcił głową, nie spuszczając z niego wzroku.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Choi przeniósł obiekt zainteresowania na stopy. Pomijając epizod szkolny, a konkretniej odpowiadanie na środku klasy, jeszcze nigdy nie czuł się tak zdenerwowany. Nie był nastolatkiem, nie był nawet młodzieńcem, by bać się takich rzeczy. A mimo tego nie umiał opanować strachu.
- Bo cię kocham - odparł wreszcie. - Wiem, że jest bardzo malowniczo i odpowiednio  - morze barwnych neonów i atmosfera tej zatęchłej uliczki z pewnością dostarczają niezapomnianych wrażeń - ale sam chciałeś. - Zaśmiał się nerwowo.
G nie odpowiedział. Podniósł wzrok. Ciemność owinęła miasto niczym ciemna skóra. Nie było ani jednej gwiazdy, ani jednej chmury. Jedynie ciągnąca się nad horyzontem linia smogu. Stali tak przez parę minut, każdy analizując słowa drugiego.
- Dlaczego mnie kochasz? - odezwał się wreszcie Kwon. Zapalił papierosa; dym otoczył go na wzór spiralnych schodów.
- Poważnie?
Wziął szluga, choć zazwyczaj powstrzymywał się od palenia. W tym momencie wydało mu się ono jednak... właściwe.
- Poważnie.
- Gdybym potrafił na to odpowiedzieć, raczej nie mógłbym nazwać tego miłością, wiesz? - Wypuścił dym w jego kierunku. - Kocham cię, bez wiedzenia dlaczego.
Odgłos gaszonego papierosa, stukot obcasów, przyspieszony oddech.

Dziecko wymiotuje sobą. Znowu i znowu. Dopóki nic już tam nie będzie. W końcu faktycznie nie ma nic. Wie już, dlaczego tak często płacze. Czasem ze smutku. Czasem ze szczęścia. Ale głównie płacze przez nic. Pustkę.

- Przyniosłem jedzenie - rozprawiał wesoło. - Za mało jesz, naprawdę. Przy tobie czuję się grubo, tak jak na początku. - Pokręcił z rozbawieniem głową. - Zrobię ci gulasz. Co prawda, na pewno nie będzie tak pyszny jak twojej matki, ale chyba będziesz w stanie przeżyć. Chyba.
Wybuchł śmiechem. Sztucznym. Nieszczerym. Obłudnym.
Czasami zastanawiał się, czy nie zwariował. Prowadził konwersację sam ze sobą, zabawiając się własnymi dowcipami, opowiadając anegdotki ze swojego życia i pytając się o zdanie. Tak naprawdę jednak nie robił tego sam ze sobą. Przynajmniej próbował. Chciał nawiązać minimalny kontakt z Ji Yongiem, tylko że ten się nie odzywał. Od ośmiu dni.
Od kiedy wyznał mu miłość, przestali się widywać. Z jego winy. Pozwolił chłopakowi kontynuować trasę, nie odwiedzał ani nie rozmawiał, nawet jeśli jakimś cudem znaleźli się w jednym pomieszczeniu. Po dwóch miesiącach zdał sobie sprawę, iż Kwon nie kontaktuje się absolutnie z nikim. Na koncertach gawędził wesoło z fanami, podczas wywiadów onieśmielał dziennikarzy, lecz kiedy błysk fleszy znikał, od razu wracał do mieszkania. W którym mieszkał sam.
Wszyscy zawsze uważali Choia za zespołowego psychologa. Osobę, która, mimo własnych problemów, potrafiła znaleźć rozwiązanie i pomóc innym. Teraz nie nazwaliby go nawet pocieszycielem-amatorem. Nie umiał zmusić przyjaciela, by choć na niego spojrzał, a co dopiero nakłonić do odezwania się. G-Dragon, idol milionów nastolatek, siedział w sypialni, składając origami. Byłoby coś pięknego w tej izolacji, gdyby nie fakt, że to właśnie on się w niej pogrążał. Im bardziej zapełniał się karton, tym chłopak oddalał się od niego. Niemal pełne pudło przerażało go. Ilość żurawi odliczała coś, czego nie chciał zgadnąć. Bał się. Dlatego nie próbował.

Dziecko długo próbowało przekonać siebie, iż jest silne. Wszystko jest w porządku. Nie ma potwora. Nie istnieje. A dziecko nie jest wariatem. On tak nie twierdzi. Dziecko jest silne. Dziecko jest idealne. Dziecko jest same. 


Ji Yong leżał w łóżku. Nie ruszał się, nawet nie zmienił pozycji w jakiej się położył, sądząc po braku skotłowanej pościeli.
T.O.P wszedł do pokoju. Powoli, by go nie obudzić, otworzył drzwi i bezgłośnie zamknął. Cisza i chłód pokoju wywołał w nim lekki niepokój. Nie wiedział, dlaczego tak jest. Ostrożnie rozejrzał się, by upewnić się, iż w kącie nie kryje się coś nieznanego. Nie, jest tak jak wczoraj. Przedwczoraj. Zawsze.
Usiadł na łóżku, wzdychając cicho. Spod zamkniętych powiek niespodziewanie zaczęły płynąć łzy. Po raz kolejny nie rozumiał reakcji ciała. Pozwolił im płynąć, ciec po policzkach, spadać i moczyć nieskazitelną pościel. 
Słońce zalało ulice nowym światłem. Szklane wieżowce błyszczały boleśnie oślepiająco. Przez zasłony wślizgnęły się do pomieszczenia jasne promienie. Oświetlały pokój, łóżko, postacie dwóch mężczyzn. Twarz Kwona wyglądała upiornie, równie biała jak pościel. Łóżko, które powinno być ciepłe, było nienaturalnie zimne. Seung Hyun wzdrygnął się. Powoli położył rękę na materiale i przejechał po nim. 
Stukot uderzających o siebie, porozrzucanych tabletek, cisza i stukot butów.
Potrącony karton przewrócił się, wysypując tysiąc żurawi na podłogę.


wtorek, 3 września 2013

Art of life, moje drogie

Niestety zawieszam bloga. Ale nie, nie na zawsze czy na jakiś niesamowicie długi okres. Odseparowuję się od bloga i pisania na jakikolwiek inny temat niż... - o tym za chwilę! - na równo tydzień. Inaczej mówiąc, 10 września wracam z powrotem z, jak mam nadzieję, nowym opowiadaniem.
Przez ten właśnie tekst Was opuszczam. To jest coś, co mogę nazwać swoim "dziełem życia". Nastoletniego, oczywiście, więc pewnie za parę lat będzie nim coś innego, jednakże teraz... Pragnę całkowicie skupić się na wczuwaniu się w postacie, stworzenie odpowiedniego klimatu... Chcę mieć czas, by wykonać setki poprawek, nie myśląc o liście, którą "przecież już powinnam mieć napisaną!!!oneoneone111".
Dziękuję za uwagę, nie zapomnijcie o ankiecie~




niedziela, 1 września 2013

Naprawdę...

Pairing: T.O.P x Seungri (BIG BANG)
Tematyka: kpop, yaoi, zazdrość, ścieżka przez życie, niezdecydowanie powodujące rozterki wewnętrzne
Ostrzeżenia: delikaaaaatne aluzje seksualne, przekleństwo
Autorki wynurzenia przeróżne: Historia tego ff jest krótka, a zarazem niesamowicie skomplikowana. Miał być krótkim, napisanym w kilkadziesiąt minut oneshotem, a wyszedł krótki oneshot, którego tworzyłam kilka dni. Poza tym trzy razy zmieniałam główny pairing, co zdecydowanie nie wyszło mu na dobre. Mimo to mam nadzieję, iż Wam się spodoba.
I tak, wiem, że absolutnie nie trzymam się listy "zapowiadanych", lecz zwyczajnie nie potrafię. Kiedy wpada mi do głowy dobry pomysł albo kiedy jakiś znajomy wspomni mi, iż chciałby poczytać o tym i o tym, od razu to spisuję. Wybaczcie >:
Miłej lektury.



Kierując się starożytną nauką mierzenia kolejności następowania po sobie zjawisk, w jego życiu nie było żadnego Chaosu ani Słowa. Na początku był głuchy odgłos uderzenia. A potem głośne i szczegółowe poszerzenie horyzontów jakiemuś biednemu jegomościowi, ewentualnie przedmiotowi. Dopiero chwilę później na scenę jego życia wkroczyła osoba, która nie opuściła jej później ani razu. Od razu mianowała się głównym bohaterem, reżyserem i scenarzystą, zsyłając G-Dragona na drugi, a samego Seungriego na trzeci, ostatni plan. Oraz największą fajtłapą życiową, bo tylko Choi Seunghyun potrafił wywrócić się podczas zamaszystego otwierania drzwi.
- Odnoszę czasem dziwne wrażenie, iż u niektórych zabiegu lobotomii dokonano już w brzuchu matki - mruknął jak zwykle miły Jiyong.
Maknae pokiwał w zadumie głową. Nie sposób było nie zgodzić się z liderem. ZAWSZE miał rację. W jego głowie jeszcze nigdy to "zawsze" nie pokazało się w postaci małych liter. Dlatego traktował je z nabożną czcią. Dosłownie nabożną.
Ponownie spojrzał na nowo przybyłego. Wysoki, o specyficznie ciemniejszej karnacji mężczyzna, ubrany w przeraźliwie niedopasowane, obrazoburczo różowe ubrania, na widok których aż się skrzywił. Nie, żeby znał się w jakikolwiek sposób na modzie, ale doskonale pamiętał to, co mówił mu Kwon. Zresztą zabolało to tym mocniej, iż nagle uświadomił sobie, że tak prawdopodobnie będzie sam biegał w najbliższych latach. Bycie w k-popowym boysbandzie pod pewnymi względami nie zapowiadało się zbyt różowo. Cholera, biorąc pod uwagę grę słów - wręcz przeciwnie.
Od początku patrzył na gościa jak na idiotę - i wcale nie dlatego, że tak zasugerował Jiyong! - a uśmiech, którym tamten moment później obdarzył całą resztę dodatkowo spotęgował to wrażenie. Wydawał się być wcale nieprzejęty niekorzystnym wejściem - wręcz przeciwnie, kroczył dumnie jak paw. Bez żadnego skrępowania odrzucił torbę za siebie, witając się z nimi krótkim, wygłoszonym zdecydowanie za dobrym dla niego głosem "cześć".
W tym momencie wydarzyło się coś okropnego. Lider nie zmienił się w rozsierdzonego Dilonga, gotowego zalać ignoranta rzeką jadu, ani nawet w żadnego innego smoka, by wytłumaczyć tamtemu miejsce w hierarchii. Nie, on wstał z miejsca i zamarł, tak jak wtedy, kiedy uświadomiono go, że całe "Big Bang Documentary" będzie ustawione, więc nie musi marnować czasu na wspieranie Hyunseunga. Tylko że tym razem na jego twarzy nie odmalowała się wściekłość, lecz...
- Seunghyun! - Od razu rzucił się na najwyższego mężczyznę, wykrzykując jakieś idiotyzmy o dawnym niewidzeniu się, wielkiej przyjaźni i innych pozbawionych znaczenia rzeczach.
Seungri skrzyżował dłonie na piersi. To nie było w porządku. Teraz, kiedy przypomniał sobie wszystkie historie opowiadane o tamtym, określanym mianem "najlepszego, wspaniałego i w ogóle cudownego przyjaciela", doskonale wiedział, iż porównywanie długości znajomości jego i Dragona, a ich dwóch wypadłoby... Słowo "negatywnie" najlepiej to oddaje. Nadął policzki, szurając nieco za głośno nogą po podłodze. Ale oczywiście nie zwrócili na to uwagi.
Wiedział, że jest zazdrosny. Nie tak prymitywnie, jednak mimo wszystko... Ale bez przesady, to on więcej rozmawiał z Jiyongiem. I przebywał. I w ogóle wszystko!
Naprawdę nie lubił tego całego Choia Seunghyuna.
Tylko tak naprawdę za co?


~~


Kiedy patrzył na przytulających się raperów, zalewała go krew. Nie posądzał ich o żadne "bliższe" kontakty ani nic z tych rzeczy, ale... Bywało to irytujące. Obaj wyglądali na za bardzo zadowolonych. Zresztą zawsze na takich wyglądali, kiedy tylko przebywali obok siebie. W przeciwieństwie do reszty, Seungri nie ubóstwiał duetu GD&TOP, którym zachwycała się cała wytwórnia. Nie śmieszyły go ich żarty, wyczyny ani nie podziwiał natury setek rozmów. Nie potrafił do końca wytłumaczyć dlaczego.
Najgorsze było to, że uwielbiał ich w momencie, kiedy byli oddzielnie. Wbrew pozorom to, co mówiono o jego relacji z liderem nie należało odrzucać jako nieprawdy. Z chęcią całowałby ziemię, po której tamten stąpał, czyniąc go największym autorytetem. Jednocześnie z zapałem przysłuchiwał się radom Tempo, który ten nigdy nie szczędził. Ich znajomość wyglądała jednak nieco inaczej. Nie uważał starszego za nie wiadomo jaki symbol, nie postawił go na piedestale. Rozmawiał z nim tak jak z każdym przyjacielem, No może z trochę lepszym przyjacielem. Najlepszym.
Kiedy jednak tamci byli razem chociaż w jednym pomieszczeniu - czyli prawie zawsze - miał ich dość. Nawet nie chodziło o to, że swoim zachowaniem drażnili, raczej... Idiotyczne kłucie w obrębie klatki piersiowej było gorsze. Większość nazywała to zazdrością, jednak wcale nie w tym była rzecz. Bo przecież jest się zazdrosnym o ludzi, których się kocha, a nie...
- Maknae, słodziaku, chodź tutaj! - Gdyby od entuzjazmu Jiyonga zależał poziom życia ludzi w krajach Trzeciego Świata, wszyscy mieliby limuzyny i więcej jedzenia niż metrów kwadratowych.
Seungri pokręcił głową z udawanym żalem.
- Nie chcę wam przeszkadzać, rozumiecie... - Uśmiechnął się kpiąco.
Obaj parsknęli, pokręcili głowami i stracili całkowite zainteresowanie jego wcale nie skromną osobą. Po chwili znowu wybuchli śmiechem, lecz tym razem odebrał to negatywnie. W szczególności rozbawienie lidera działało mu na nerwy. Uniesione zdecydowanie za bardzo kąciki ust, błysk w oku i ta ręka, którą trzymał dłoń Seunghyuna - to wszystko jedynie jątrzyło gniew. Dlaczego tak bardzo mu to przeszkadzało? Podejrzewał parę rzeczy, jednak żadna nie wydawała się tak prawdopodobna jak ta najmniej prawdopodobna. Kiedyś ktoś powiedział, że zazwyczaj tak jest. Mordercą jest lokaj, najgorsza opcja bywa najlepszą, a to, co nie powinno się zdarzyć, zdarza się częściej niż to, co zdarzyć się powinno. Tak był zbudowany ten świat i chłopak nigdy nie pragnął tego zmieniać. No może w tej chwili tego chciał, ale nie oczekiwał żadnego odzewu. Chociaż miło byłoby, gdyby po tylu latach wyzbywania się życzeń dotyczących zmieniania świata, otrzymałby jakąś nagrodę. Na przykład możliwość zniszczenia zazdrości.
Westchnął ciężko, odruchowo stukając palcami o blat stojącego nieopodal pulpitu. Ponura melodia dobiegające ze starego radia dodawała scenie niezaprzeczalnego dramatyzmu. Gdyby jeszcze potrafił ronić pojedyncze łzy, z pewnością uwiódłby każdą obecną na sali kobietę. Tylko że jakoś szczególnie nie zależało mu na atencji ze strony żeńskiego środowiska. Ani jakiegokolwiek innego. Skupił się na dwójce przyjaciół, by znów przewrócić oczami, kiedy Jiyong wtulił się w ramię uśmiechniętego Tempo.
Naprawdę był zazdrosny przez Choia Seunghyuna.
Ale przez niego czy o niego?


~~


Ukrywanie jest dobre przez pierwszy parę dni. W pewnym momencie nie możesz dalej się ukrywać, bo lista miejsc, w których ktoś cię szuka za bardzo się zawęża. I w końcu kot znajduje mysz, nieważne w jak głębokiej norze by się ukryła. Tak jak teraz.
T.O.P nie miał prawa go nie znaleźć. W sumie był zdziwiony, że tyle mu to zajęło. Siedział od ponad tygodnia w mieszkaniu Jiyonga, prowadząc długie, dekadenckie rozmowy z gospodarzem. Obwiniał winą za swój nastrój padający bez przerwy deszcz, jednakże doskonale wiedział, iż jest to za grubymi nićmi szyte kłamstwo, by mógł je sobie wmówić.
Wszystko przez tę odziedziczoną po babci impulsywność. Wszyscy w jego rodzinie byli opanowani i chłodni, a on oczywiście... Musiał, po prostu musiał wyznać przyjacielowi, że się w nim durzy. Nie, nie mógł najpierw wybadać jakiej jest orientacji, co sądzi o homoseksualistach albo chociaż nie dodać w gratisie tego cholernego pocałunku. Dobrze, że przynajmniej mu się nie oświadczył, bo w tej chwili szukano by jego truchła w okolicach Kanału Panamskiego.
Najlepsze jednak było to, iż zwiał. Nie czekając na jakiekolwiek słowo, reakcję, cokolwiek. Nie, żeby pragnął usłyszeć steku bluzg ani innych bardzo przyjemnych rzeczy - wbrew powszechnej opinii nie był masochistą - lecz teraz rozpoczęcie rozmowy wydawało się jeszcze trudniejsze. Tym bardziej, że zabunkrował się pod stertą kocy w mieszkaniu lidera.
Kiedy tylko usłyszał czyjeś kroki, od razu wiedział do kogo należą. Próbował stworzyć coś na kształt jednoosobowej falangi za pomocą naczyń i okryć, jednak w końcu zdecydował się na zwykłą walkę na udeptanej ziemi. Służącym jako oręż kubkiem kakao jednak nie mógł wiele zdziałać wobec bezpardonowo szarżującego Choia. Oczywiście jedyny zdolny do odparcia ataku mąż musiał ewakuować się z pola bitwy. Odgłos zamykanych drzwi był jedynym śladem po obecności w pokoju Kwona Ji Yonga.
- Seunghyun... - zaczął agresor tonem, po którym nie dało się wywnioskować, czy mówi do niego, czy jednak do siebie. - Musimy...
- ...porozmawiać? - parsknął. - Najbardziej znienawidzone zdanie świata, witamy. Co powiesz na milczenie na ten temat? Milczenie jest idealnym rozwiązaniem takich właśnie sytuacji, nie sądzisz? - Nie doczekał się odpowiedzi, więc całkowicie zatracił się w monologu. - Ale nie, jednak trzeba nam poważnej rozmowy. Tralalala, świat jest zły, tralalala, nie chcę cię zranić, bum bum bum, bądźmy przyjaciółmi, masa wzruszających tekstów i zapewnień o wspaniałości przyjaźni i kiwania głowami. I nie - uniósł rękę, odczytując z ruchu warg, co tamten zamierza powiedzieć - nie przepraszaj. Wyjątkowo to nie twoja wina.
- Nie zamierzam cię przepraszać - odparł po kilkudziesięciu sekundach ciszy. Seungri już się wystraszył, iż za dosłownie odebrał jego tekst o milczeniu.
- Ale zamierzałeś.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Oczywiście, że tak, więc dlaczego zaprzeczasz?! - żachnął się. - Zresztą to nieistotne. Teraz uśmiechasz się miło i, w swoim mniemaniu, ciepło, grzecznie wychodzisz z mieszkania i w pracy udajemy, że nic się nie wydarzyło, a ja miałem depresję, którą to naprawiłeś butelką dobrego europejskiego alkoholu.
- Nieźle to sobie wymyśliłeś. - Kąciki warg rapera uniosły się lekko. - Mogę wprowadzić jedną jedyną zmianę w twoim planie?
- Powiedzmy, że taaak... - Przechylił głowę na bok. - O co chodzi?
Po chwili nie musiał pytać. Zresztą nawet, gdyby chciał - a nie miał takiego zamiaru, bo usta T.O.Pa były naprawdę o wiele ciekawsze - nie mógłby tego uczynić.
Naprawdę kochał Choia Seunghyuna.
Czy mu się to jednak nie wydawało?


~~



- Twój dom jest okropny - mruknął.
Stali w ciemnym, najgorszej oświetlonym ze wszystkich pomieszczeń salonie. Ktoś mógłby pomyśleć: "Hej, ale przecież w salonach montuje się okna, by było jasno!", ale ta zasada w ogóle nie dotyczyła pana tego domu. Przecież musiał być specjalny. Nie mógł urządzić salonu w jakimkolwiek pokoju, gdzie wpadałoby jakiekolwiek światło. To byłoby zbyt plebejskie.
Mimo tych utyskiwań Seungri nie mógł odmówić pomieszczeniu pewnego uroku. Szafki z winylami, blaty zastawione tanimi, kiczowatymi figurkami, stos dywanów, nałożonych jedne na drugie z powodu niezdecydowania właściciela - wnętrze wyglądało o wiele lepiej w półmroku. Przypominało strych, na którym od dawna nie pojawiła się żadna życzliwa dusza, by chociaż pozbawić stosu przedmiotów pierwszej warstwy kurzu. Gdyby właśnie na to nie patrzył, dałby sobie uciąć wiele rzeczy, twierdząc, iż jest to widok ze starej fotografii.
- Mi się podoba - odparł zdawkowo T.O.P.
Nie wydawał się szczególnie przejęty jego zdaniem. Ale zazwyczaj tak było. Jednak wolał nie drążyć tematu. Pochylił się, chcąc podnieść buty. Tępy ból dolnych partii ciała skutecznie odwiódł go od tego pomysłu.
- Czuję się jak gej - jęknął.
- Sam się o to prosiłeś. - Skurwysyn zaakcentował słowo "prosiłeś". Chłopak był pewien, że przez długi czas nie da mu zapomnieć setek błagań i jęków, by wreszcie zaczął go pieprzyć, jednak teraz mógłby sobie to darować. Przecież minęło zaledwie kilka godzin!
-  Zazwyczaj nie jesteś tak chętny do robienia rzeczy, o które cię proszę - zauważył z kpiną. - Czyżbyś nagle zmienił zdanie? - zapytał przewrotnie.
- Od czasu do czasu miło jest zobaczyć, gdy... się cieszysz. - Wygiął usta w półuśmiechu.
Oparty o ścianę, z niezapiętą koszulą Choi wyglądał jak przyszykowana do skoku puma. Seungri nie miał pojęcia, czy powinien się obawiać, czy czekać aż się na niego rzuci. W obu przypadkach miał gotowy jeden scenariusz. "Nie, nie mogę, zaraz mam nagranie, więc..." i wymowna pauza.
- Wprowadź się do mnie - przerwał niespodziewanie T.O.P.
Seunghyun uniósł brew. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie takich słów. Wypowiedzianych w tak szczególny sposób. Nie była to propozycja ani też rozkaz. Po raz pierwszy od dawna nie został postawiony przez faktem dokonanym.
- W sumie tak będzie nam wygodniej... - zaczął niezdecydowanym tonem. - Ale w tej chwili naprawdę muszę...
Musiał wiele rzeczy. Wiele. Raper wydawał się kompletnie ignorować nie tyle ich natłok, ile samo istnienie. Było tak jak zawsze - pozbawił go oddechu, woli i priorytetów. Przez kilkanaście długich sekund nie potrafił sobie przypomnieć kim jest i kto właśnie rozchyla jego usta językiem. Słyszał bicie dwóch serc, tylko do kogo one należały? Czuł woń miętowego szamponu zmieszany ze specyficznym zapachem... Perfumy Choia Seunghyuna. Próbował gwałtownie złapać oddech, odpychając mężczyznę, ale nie potrafił wyartykułować składnego zdania, a co dopiero uczynić coś takiego. Już oddawał pocałunki jeszcze entuzjastyczniej, niż był nimi obdarzany, dotykał jego twarzy, włosów, pozwalając ręce tamtego wsunąć się pod koszulę. Żaden z jego dotychczasowych kochanków nie był tak zdecydowany, tak pewny, żaden nie wiedział jak dokładnie postępować z męskim ciałem. Zamknął oczy, całkowicie zatracając się w jego objęciach. Już wiedział, że nie musiał nic. Nic innego niż coraz bardziej zapominać, w którym momencie kończy się jego ciało, a zaczyna kochanka.
Naprawdę nie potrafił określić, jak bardzo kocha i nienawidzi Choia Seunghyuna.
Tego jednego był pewien.