Pairing: T.O.P x G-Dragon (BIG BANG)
Tematyka: kpop, shounen-ai, alkoholizm, agresja słowna
Ostrzeżenia: przekleństwa, przekleństwa~~
Od Ałtoreńki: Może się wydawać, iż w samym kawałku nie wydarzyło się nic specjalnego, jednakże... każde opowiadanie czasem potrzebuje takiego rozdziału. W miarę spokojnego, pomagającego autorowi nakreślić wyraźniej sylwetki bohaterów. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie i wybaczycie tempo dodawanie kolejnych części.
Bonne chance.
- Skąd to masz?
- Od przyjaciela.
- Nie pamiętasz, co
mówiłem o posiadaniu „przyjaciół”?
- Chodzi mi o takiego
zwykłego. Przyjaciela, nie „przyjaciela”.
- Ty nie masz
„zwykłych” przyjaciół.
- Można tak
powiedzieć.
- Przestań się
zgrywać, skarbie. To, że jesteś całkiem wypłacalny nie świadczy
o tym, że nie mogę cię po prostu zapierdolić.
- Rozumiem.
- W to nie wątpię.
Więc wyrzuć tę pieprzoną parasolkę.
***
Seung
Hyun uniósł wysoko brwi. Przed chwilą wyszedł zza kulis, chcąc
chociaż przez kilka godzin nacieszyć się pobytem w klubie, i
oczywiście od razu musiał trafić na kogoś znajomego. I to jakiego
znajomego.
Nie
chodziło o to, że nie lubił Seung Riego. Szczerze mówiąc, darzył
go szczerą sympatią. Jednak ogólny entuzjazm chłopaka bywał
niewiarygodnie przytłaczający. Szczególnie po zakończeniu
dwugodzinnego koncertu.
Mimo
to przybrał dobrą minę do, nie do końca przyjemnej, gry i odmachał
zawzięcie wykonującemu wahadłowe ruchy koledze. Po stopniu
zaczerwienienia twarzy – pod tym względem młody mógłby
pojedynkować się z nieostrożnymi bywalczyniami solariów –
wywnioskował, że ignorował go naprawdę długo. Wysoki, wciąż
uśmiechnięty młodzieniec wydawał się tym wcale nie przejmować.
Może był przyzwyczajony?
-
Świetnie wam poszło! - zawołał wesoło.
Przeciskał
się z subtelnością godną paralityka, raz po raz potrącając
tańczących. Szło mu to niesamowicie opornie, a ciągłe
zatrzymywanie przez zirytowanych towarzyszy znokautowanych niezbyt
pomagało w próbie przyspieszenia tempa. Uśmiechał się do
krzyczących ludzi, potakując z każdym ich słowem, co doprowadzało
do jeszcze większej awantury. Jakimś cudem zaistniała sytuacja
przypomniała Choiowi o niezbyt chwalebnych początkach znajomości.
Wtedy pojął znaczenie słowa „szalony psychofan”. Nie miał
pojęcia dlaczego się zaprzyjaźnili. Czy młodszy Seung Hyun
naprawdę tak opamiętał się po incydencie z cyjankiem czy po
prostu wszyscy już przyzwyczaili się do tych psychopatycznych
napadów? Naprawdę wolał nie wiedzieć.
Ktoś
inny zwrócił jego uwagę. Nie kłębił się wśród tłumu
awanturników, nie rzucał wyzwisk pod niczyim adresem – nawet nie
patrzył na całe zbiegowisko! Ji Yong, bo bez wątpienia to był on,
samotnie siedział przy barze. W całkowitym milczeniu sączył jakiś
trunek, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
Mężczyzna
zignorował jasny przekaz takiego zachowania i podszedł do
znajomego-nieznajomego. Nie widział go przez ponad miesiąc, mimo
dość wzmożonych poszukiwań na dość szeroką skalę. Nie, żeby
jakoś specjalnie mu zależało, jednakże...
-
Naprawdę nie wyglądasz na osobę słuchającą undergrounda. - Miał
całkowitą rację, jednak tym razem nie o to chodziło. Chciał
tylko zacząć rozmowę.
Ji
Yong zamrugał dwukrotnie. Zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, by
po chwili wygiąć wargi w pogardliwym uśmiechu. W tym momencie tak
bardzo przypominał rozpuszczone dziecko, że Choi całym sobą
musiał powstrzymać się przed roześmianiem.
-
Szukałem czegokolwiek, byle nie spotkać nikogo znajomego. Jak
widać, poszło mi średnio – odparł chłodno.
- Zdecydowanie. Jakby to powiedzieć... - zamilkł sugestywnie.
- Trafiłem na najbardziej kontaktowego człowieka, jakiego miałem okazję poznać - dokończył. - Faktycznie mam pecha.
Umilkli. Nikt nie słyszał muzyki, zewsząd dobiegało jedynie imitujące ją dudnienie. Mimo to doskonale słyszeli ludzi wokół, trzask uderzających o siebie rzeczy. Chłopak raz po raz upijał łyk wódki, by z trzaskiem odstawiać naczynie na blat. Równomierne stuknięcia szklanek odmierzały czas.
- Upijesz się - zauważył z idiotyczną troską muzyk.
Spojrzał na niego dopiero po dłuższej chwili. Wzrok miał zamglony, pytający - wydawało się wręcz, iż nie poznał Choia. Nagły błysk i pokręcenie głową, które nastąpiło chwilę później, szybko obaliły tę teorię.
- Nudzę się - odparł lakonicznie. - Nuda jest podobna do znajdującego się nad tobą gniazda szerszeni. Kilka owadów próbuje za wszelką cenę wgryźć się w najdrobniejszą synapsę, komórkę nerwową, a ty nie możesz się poruszyć, by nie przywołać reszty. Chcąc złagodzić ten ból, musisz go albo zapić, albo uciec spod gniazda. Ja jestem do niego przymocowany, więc pozostaje mi tylko oglądać dno butelki.
Seung Hyun nie przerywał. Często wyczuwał, kiedy nie powinien tego robić. Uważano go za doskonałego słuchacza, ale wcale takim nie był. Zwyczajnie wiedział czego potrzebuje jego rozmówca. Automatycznie wykorzystywał tę umiejętność - przyjaciele bywali przydatni.
- Wiesz, czasami zastanawiam się co ja robię ze swoim życiem - parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. - Mam dwadzieścia pięć lat, żadnych dokumentów i zarabiam miesięcznie więcej, niż właściciel tego przybytku dostanie przez całe życie. - Położył łokcie na barku, opierając się na dłoniach. - Na dodatek siedzę i opowiadam o swoich problemach pierwszemu lepszemu facetowi, tylko dlatego że nie próbuje mnie pieprzyć. - Posłał w przestrzeń sardoniczny uśmiech. - Normalnie jak w tym japońskim filmie z Aki Sasaki.
Choi ani nie znał żadnej aktorki o takim imieniu, ani nie był na tyle odważny, by zapytać się o tytuł wspomnianego filmu. Wolał przyglądać się stopniowo ubywającej wódce, którą tamten wlewał w siebie praktycznie nieprzerwanie. Nie powiedział jednak już nic więcej.
***
Za parę minut mieli zamykać, tego był pewien. W przeciwieństwie do leżących na podłodze ludzi. Nie odzywali się, pogrążeni w upojeniu alkoholowym. Ciszę przerywał co jakiś czas odgłos wymiotów. Za każdym razem, słysząc ten dźwięk, zniesmaczony wykrzywiał usta. W ogóle nie pił, zajęty ogarnianiem zespołu i dbaniem o to, by nikt nic nie zniszczył. Taką miał umowę z właścicielem - oni nie wszczynali bójek, on udostępniał im scenę niemal za grosze. I zawsze brał tylko 30% z biletów.
Miał zamiar wreszcie opuścić lokal, gdy zauważył nieruchomą postać. Ji Yong nie zmienił miejsca. Stał, opierając się o blat, jednak wiele wskazywało na to, iż "stać" stanie się niedługo dla niego formą przeszłą. Obok leżała znów pełna szklanka.
Seung Hyun nie zamierzał zostawiać go w takim stanie. Czuł jakiś irracjonalny instynkt opiekuńczy wobec tamtego, nie potrafił nawet dokładnie określić jego genezy. W tej chwili nie wyglądał ujmująco ani nawet specjalnie żałośnie - po prostu był pijany. Zazwyczaj na widok takich ludzi jedynie kręcił z rozbawieniem głową (chyba że należał do grupki odurzonych, ale wtedy także się śmiał, choć z innych powodów). Podszedł, potrącając po drodze ledwo widzącą się, lecz bohatersko obściskującą parę.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował.
Nie czekał na odpowiedź, której i tak nie uzyskał. Spokojnie otworzył pierwszą kieszeń szarego płaszcza chłopaka w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji dotyczącej miejsca zamieszkania. Wirtualne publiczność w jego głowie zakrzyknęła ze zdziwienia, gdy istotnie znalazł karteczkę z zapisanym adresem.
- Chodź - nakazał znajomemu.
Szedł przodem, co jakiś czas zerkając, czy tamten posłusznie idzie za nim. Przez cały czas usiłował rozszyfrować okropny charakter pisma osoby, która zapisała skrawek papieru. Otworzył drzwi auta, by wpuścić kolegę. Sam wsiadł dopiero po paru minutach - wreszcie przyznał się przed samym sobą do porażki. Nie był w stanie tego odczytać.
- Co tu jest napisane? - Podstawił chłopakowi kartkę pod nos.
Ji Yong wpatrywał się w przedmiot przez dobrych kilkanaście sekund; w końcu źrenice rozszerzyły się, a on sam zadrżał. Podniósł wzrok na mężczyznę i pokręcił głową.
- Zabierz mnie stamtąd. - Zacisnął kurczowo nienaturalnie blade, długie palce na jego ramieniu.
- Dlaczego? - Uniósł brew.
Nie doczekał się odpowiedzi. Młodszy odwrócił głowę, całkowicie ignorując zarówno to, jak i pojawiające się później pytania. Po kilkudziesięciu minutach jazdy w całkowitej ciszy usnął, nie odrywając policzka od zimnej szyby. Choi pokręcił głową z bladym uśmiechem. Zatrzymał samochód na światłach, po raz pierwszy od dawna nie irytując się na władze z powodu ich istnienia. Ściągnął z siebie kurtkę i przykrył chłopaka. Spływające po szybie krople deszczu przecinały widok jasnego nieba niczym rój spadających gwiazd.
Naprawdę dobre :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się twoje porównania i tempo akcji ^.^
Zdecydowanie masz talent :)