Tematyka: k-pop, shounen-ai, arachnofobia, heroiczna walka, przebiegły pająk
Ostrzeżenia: przekleństwa, puchowatość
Ałtorkowe wynurzenia: Mój pierwszy raz z B1A4, aż nie wiem co napisać. W ogóle nie myślałam, że kiedykolwiek coś o nich wyskrobię, a tu... Wszystko potoczyło się tak jak wczorajsze Reituki. Siła wyższa mnie zmusiła, nie poradzę.
Mam nadzieję, że choć trochę ten tekst poprawi Wam humor.
I, kociaki, nie chcę być taka och-ach-ich, ale... Komentarze pomagają w walce o pokonanie lenistwa i napisanie czegoś nowego. Naprawdę.
Przyjemnej lektury~!
Przed cichym, przytulnym mieszkaniem znajdującym się na jeszcze spokojniejszym osiedlu rozległ się wrzask.
CNU odetchnął ciężko, mocując się z drzwiami. Jak zwykle zapomniał kluczy - kto pamiętałby o takich szczegółach, gdyby musiał wyjść z domu o szóstej rano?! - i jak zwykle Sandeul nawet nie planował mu otworzyć. Zazwyczaj po prostu poczekałby kilkadziesiąt minut aż chłopak wstanie albo poszedł do sąsiadki, ale był wyjątkowo zirytowany kolejką w sklepie - Boże, dlaczego przeoczył moment, w którym stoczył się tak bardzo, by latać rano po bułki dla swojego faceta?! - i nie zamierzał odpuścić.
- Otwieraj, do jasnej cholery! - wrzasnął ponownie, powodując poruszenie na klatce. Niespecjalnie się tym przejął, był ZŁY. - Jung Hwan, nie obchodzi mnie to, że śpisz i nie chce ci się wstać... OTWIERAJ!
Kopnął w drzwi, a one otworzyły się z hukiem. Zapadła cisza. Dong Woo podrapał się po głowie. Cóż, może zareagował nieco za... porywczo, ale w końcu...
- Pomocy, ratunku! - Przeszywający krzyk chłopaka przerwał rozmyślania.
Siatka z zakupami wylądowała na podłodze, drzwi ponownie trzasnęły. CNU złapał kolbę stojącej na pobliskiej szafce, ozdobnej lampy naftowej i powoli ruszył w kierunku, z którego dobiegł wrzask. Szedł powoli, rozglądając się na boki. Jeżeli miał do czynienia z zabójcą, agentem 007 albo innym niespecjalnie przyjemnym fachowcem, musiał działać ostrożnie. Zresztą... Nawet jeśli w mieszkaniu był tylko zwykły włamywacz, amator porannego nawiedzania domów innych ludzi, to też należało uważać. W końcu miał zakładnika.
Dotarł do jadalni i zamarł. Na wspaniałym, nigdy niewykorzystanym z obawy przed możliwym uszkodzeniem stole klęczał Sandeul. Jego bladość, rozszerzone z przerażenia oczy i drżące wargi z pewnością napełniłyby Dong Woo przerażeniem, gdyby nie fakt, iż chłopak dzierżył w dłoni gigantyczny, pluszowy kapeć. Wyrzutnia rakiet wobec takiej broni z pewnością okazałaby się niewiele warta.
- Jung Hwan, skarbie, co się stało? - Ukradkiem odłożył kolbę na kredens, by nie wyjść na idiotę.
- Pajęczaki. Gigantyczne, odporne na ciosy pajęczaki. - Oddychał ciężko.
CNU z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Już miał wyjść, gdy Sandeul wykorzystał wszystkie zdolności wokalne, by wydać z siebie przenikliwy, raniący uszy skrzek. Zamachnął się kapciem i pełnym dramatyzmu ruchem rzucił nim w coś... dużego.
- O kurwa... - przeklął raper. - Co to, do cholery, jest?!
Nie myślał już o tym, jak śmiesznie musi wyglądać. Złapał odstawioną lampę i wycofał się na drugi koniec pokoju, byle jak najdalej od pająka. Jego partner nawet na to nie zwrócił uwagi. Pozbawiony pocisku przechylił się przez stół, oczywiście cały czas zerkając na niebezpieczne stworzenie, i ściągnął z parapetu kolejną parę kapci. Skąd się tam wzięły i jakim cudem wokalista przytargał tam całą zawartość ich szafki na buty - nad tym Dong Woo wolał się nie zastanawiać.
CNU opanował oddech i powoli zbliżył się ku stworzonku. Nie, jednak nie było takie przerażające. Tym bardziej, iż cofnęło się na jego widok, jakby samo miało zaraz umrzeć ze strachu. Cóż, ewidentnie zdążyło pojąć, że: ludzie = krzyki + miotane ze wszystkich kapcie.
- Dobra, zaprzestań zabawy w artylerię i wyjdź stąd - zakomenderował. - Opanuję swe przerażenie i narażę się dla ciebie w bohaterskim boju - sarknął człowiek, który jeszcze minutę temu niemal uciekł z pomieszczenia.
- Nie mogę!
- Bo...?
- Przecież on tylko czeka, aż postawię stopę na podłodze! Czai się, by wtedy wystrzelić i...!
- I...?
- I się na mnie rzucić! - fuknął.
Raper przyłożył dłoń do skroni. Jedynie boskie siły i wizja wielkiej awantury powstrzymała go przed wyśmianiem swojego chłopaka.
- Kochanie, czy ty się boisz pająków? - spytał z paskudnym uśmiechem.
- Nie boję się - od razu zaprzeczył. - Nienawidzę ich.
CNU uniósł brew.
- Zawsze wydawało mi się, że jak się kogoś nienawidzi, to sprawia mu się przykrość, krytykuje, próbuje zranić, cokolwiek, a nie wskakuje na stół. Ale to tylko luźna uwaga.
Sandeul uniósł w jego stronę kapeć.
- Wskoczyłem na stół, by mieć szersze pole widzenia, tak? Łatwiej mi go... trafić.
- Kochanie, wyjdziesz stąd, a ja spokojnie... - podjął ostatnią próbę przemówienia mu do rozsądku.
- Nie! Jeszcze się okaże, że ma jakichś pobratymców! Pewnie ten ma cię ode mnie odciągnąć, a reszta...
Dong Woo bestialsko złapał go za kołnierz i podniósł do góry. Następnie niemniej brutalnie zrzucił przerażonego ukochanego z mebla i zaciągnął do salonu. Uciszył protesty mocnym, niezbyt czułym pocałunkiem.
- Kocie, musisz zrozumieć jedną rzecz. Przystojnego, zakochanego młodzieńca, który przybył na ratunek, zawsze należy słuchać, chociażby twierdził, iż trawa jest fioletowa i zrobiona z pancerników.
Jung Hwan pokiwał głową, nie protestując. Natychmiast jednak przeskoczył na kanapę, podwinął nogi pod siebie i zwinął się w kłębek.
- Tylko zabij go tak, żeby umarł! - zawołał za wychodzącym raperem.
- Nie, zabiję go tak, żeby przegryzł ci tętnicę - warknął.
***
Problem polegał na tym, że nie mógł go nigdzie znaleźć. Pająk albo wyparował, albo stwierdził, że nie odpowiada mu życie z tak pojebanymi współlokatorami. Szczerze mówiąc, CNU ani trochę mu się nie dziwił.
Poczekał parę minut, by wypaść odpowiednio przekonująco, parokrotnie uderzył jednym z porzuconych kapci w podłogę i powrócił do wyglądającego o niebo lepiej partnera. Uśmiechnął się drwiąco, widząc jego pełne ulgi spojrzenie.
- Dwa razy sprawdziłem, czy nie oddycha. - Uniósł ręce do góry.
Teraz to Sandeul uniósł brwi z politowaniem.
- Za mało - skwitował kwaśno. - Jak zmartwychwstanie, to wynosisz się do Jin Younga.
Dong Woo usiadł na kanapie naprzeciwko niego. Ujął podbródek chłopaka, by zmusić go do popatrzenia mu w oczy, i przyciągnął do pocałunku. Jung Hwan chyba nie wiedział, jak powinien zareagować; na początku w ogóle nie odpowiadał, udając dalej urażonego, lecz w końcu rozchylił wargi i język rapera...
Obaj zamarli. Po oparciu sofy spokojnie przechadzał się niepozorny, ciemny pajączek. CNU był niemal pewien, że pomachał mu tryumfalnie odnóżem.
W cichym, przytulnym mieszkaniu znajdującym się na jeszcze spokojniejszym osiedlu rozległ się wrzask.
Hmmm... Komentarze powiadasz... A liczą się takie raczej bezsensowne a już napewno nie konstruktywne? Bo niestety, tak się składa, że w takich osiągnęłam mistrzostwo. ^^" Tak więc... Ten fanfik wcale nie był śmieszny! Poruszał bardzo poważny problem czajacej się na nasze życie, pajęczej braci! Te małe podstępne stworzonka, z pewnością właśnie w tej chwili opracowują plan przejęcia świata w te swoje włochate odnóża! >< A tak serio to nienawidzę (bo przecież się nie boję, panicznie wręcz. Phie, co to za głupi pomysł wogóle xD) pająków. W dodatku przez ciebie, Mikołaj będzie musiał mi w tym roku przytachać takiego bohaterskiego młodzieńca do ochrony, bo doszłam do wniosku, że to zdecydowanie jest dobra inwestycja. :D A twoje poczucie humoru jest mordercze dla moich mięśni brzucha.. I kolana, bo nie mogłam się oderwać od czytania i weszłam w stół. xD podsumowując, bo skończyły mi się nonsensy, jesteś złym człowiekiem i w ramach rekompensaty musisz pisać więcej takich cudeniek ^^
OdpowiedzUsuń