sobota, 4 stycznia 2014

Jak przegrać życie i zyskać faceta - część pierwsza

Pairing: Minho x Key; Onew x Taemin (SHINee)
Tematyka: k-pop, yaoi, klub ze striptizem, męska prostytucja, radio
Ostrzeżenia: przekleństwa, pewna... bezpruderyjność bohaterów



- O swoim związku opowie nam kolejny słuchacz, który...
- Dzień dobry, ja tylko na chwilę - przerywa dzwoniący. Sadząc po głosie, jest to młody mężczyzna, nieco zdyszany, prawdopodobnie z powodu biegu. - Mam właściwie pytanie, bo ponoć tym się tutaj zajmujecie.
- Zajmujemy się tyloma rzeczami, że nie potrafiłbym zaprzeczyć.
- Super. W takim razie... Proszę mi powiedzieć, jak mam odzyskać faceta, który zerwał ze mną, kiedy dowiedział się, że jestem striptizerem?
Cisza. Cóż, najwidoczniej nawet najważniejsza stacja radiowa nie zajmuje się WSZYSTKIM.
- Myślę, że wystarczy szczerza rozmowa - prezenter szybko odzyskuje mowę; słuchacze pewnie nawet nie zdają sobie sprawy, iż przez moment nie wiedział co powiedzieć. - Jeżeli wszystko mu pan wytłumaczy, na pewno zrozumie pana motywacje i uczucia. Dziękujemy za...
- Stop, ale kiedy...!
Połączenie zostaje przerwane. Prezenter uśmiecha się przepraszająco, choć żaden ze słuchaczy nie może tego zobaczyć, i kontynuuje ciepłym, uwielbianym przez miliony głosem:
- Nie wiem, jak państwu, ale chyba wystarczy mi telefonów jak na dzisiejszą audycję. O szóstej rano powinno się relaksować, a nie odpowiadać na skomplikowane pytania, nieprawdaż? - Robi krótką pauzę, by słuchacze mogli pokręcić głową i uśmiechnąć się do odbiorników. - Czyżby to już była szósta?! Och, w takim razie pozostaje nam jedynie oddać Stanowisko Władzy nad Światem Victorii! Miejmy nadzieję, że chociaż ona państwa nie zestresuje. Do usłyszenia!


Krople deszczu uderzały w ogromne szyby, z których praktycznie składał się cały budynek. Wiatr, władający całym światem znajdującym się poza siedzibą radia, skutecznie psuł nastrój opuszczającym dom Koreańczykom. Kojące, pocieszające słowa prezenterów nie mogły brzmieć autentycznie, gdy oni sami znajdowali się w ciepłym – wręcz za ciepłym – budynku. Właśnie dlatego większość zaangażowanych, przynależących do radia od niedawna pracowników wychodziło przed audycją na zewnątrz, by móc wczuć się w sytuację słuchaczy. Starzy wyjadacze kpili z nich w swoim gronie, całkowicie zapominając, że na początku robili tak samo. Aktualnie nie mieli na to ani ochoty, ani sił. Woleli skupić się na piciu kawy, wypaleniu kilku papierosów lub odespaniu straconych na dojazd godzin.
Choi Min Ho należał do tych aktywniejszych „starszaków”. Nie zasypiał w czasie między audycjami, tylko skupiał się na pobudzeniu organizmu. Przynajmniej wtedy, kiedy mógł.
- Ja pierdolę – klął teraz, stojąc na środku korytarza. Automat wciąż nie działał, mimo że zastosował na nim wszystkie znane mu techniki kopnięć.
Bolała go noga, był wściekły oraz pozbawiony dostępu do kofeiny i nikotyny jednocześnie. Nie dość, że jakiś popieprzony gej wdarł mu się na antenę i zamurował durnym pytaniem, to jeszcze to. Tragedia grecka pełną gębą. Jeszcze brakowało, żeby jego dziewczyna obudziła się w złym humorze i postanowiła coś odjebać. Wierzył jednak w siłę swojego fatum - ono na pewno coś wymyśliło.
Podskoczył, słysząc serię z karabinu maszynowego. Dopiero po chwili zorientował się, iż to ustawiony dzień wcześniej sygnał sms-a. Kopnął ostatni raz w automat i dopiero wyciągnął urządzenie. Wiadomość od jego dziewczyny: Jednak to nie ty. Wybacz, ale musisz to wiedzieć. Twoje rzeczy przeniosłam na klatkę.
Telefon wylądował na podłodze. Szybka pękła z trzaskiem, zagłuszonym przez serię przekleństw mężczyzny. Nie chodziło o to, że się nie spodziewał, ale... Westchnął ciężko. Pochylił się, by podnieść komórkę.
I w tym momencie rozdygotany automat przewrócił się majestatycznie.
Na niego.


Kim Ki Bum, powszechnie znany jako Key, zapłakał głośno nad pełnym boleści losem. Swym, oczywiście. Nie myślał przecież o smutkach innych ludzi, skoro w jego życiu było ich aż zanadto. Zerwanie z facetem, brak podwyżki, teraz ten kompromitujący brak zrozumienia u radiowego prezentera... Gdyby zimą woda nie była tak potwornie lodowata, wskoczyłby do rzeki i pozwolił ponieść falom do jakiegoś lepszego miejsca. Albo po prostu by utonął. Trudno. Wszystko było lepsze niż zmaganie się z życiem na wielkiej arenie, kiedy samemu było się początkującym bokserem, a ono wielką kupą mięśni z mistrzowskim pasem.
- I dlatego, mój miły - zwrócił się do jedynego wiernego towarzysza niedoli, jakim okazał się przerażony, bezdomny kot - nie należy się wiązać z facetami. To chuje. Karierę zniszczą, tyłek rozpieprzą i jeszcze potem zwyzywają. - Pokręcił z niedowierzaniem głową, upijając kolejny łyk z... drugiej? trzeciej? a może czwartej? butelki.
Zwierzę pokiwało ze zrozumieniem głową, po czym umknęło za malowniczo poobijany śmietnik. Ki Bum nie miał zamiaru potępiać kota za tak niesubtelną ucieczkę. Mimo wszystko nie każdy musiał mieć ochotę przesiadywać na deszczu w jakichś zapomnianych przez Boga krzakach. Przez Boga, bo ludzie, a na pewno pijacy, ani myśleli o nich zapomnieć. Stos puszek po alkoholu przypominał kurhan usypany poległym herosom. Przynajmniej objętościowo.
Wlał w siebie resztę płynu i sięgnął ręką po kolejną butelkę. Zamarł, gdy nie znalazł niczego. Natychmiast się podniósł. Przecież nawet się nie upił, nie mogły się tak nagle skończyć!
Poruszał się na czworaka, rozpaczliwie wypatrując jakichś względnie pełnych puszek. Albo butelek. Albo czegokolwiek, co podchodziłoby pod tag „względnie pełne” i nie było kałużą. Zanurkował głową w środek kurhanu.
Nawet nie zauważył, jakim cudem zmaterializował się daleko za krzakiem, dokładnie naprzeciwko nóg jakiegoś wysokiego, dobrze ubranego mężczyzny. Próbował się podnieść, ale nogi z niewiadomych przyczyn wypowiedziały posłuszeństwo.
- Czy jest pan pijany? - zapytał się z odrazą w głosie nieznajomy.
Key zamrugał. Nie pomyślał o tym. W sumie w ogóle się nie zastanawiał nad tym, że może być otumaniony alkoholem. Czyli to jednak nie kończyny się zbuntowały. Uśmiechnął się lekko, czując wyraźną ulgę na tę myśl. Przecież gdyby naprawdę wypowiedziały mu wojnę, musiałby się ich pozbyć, a tak...
- Czy jest pan pijany? - Tamten ponowił pytanie.
- Wydaje mi się to nieprawdopodobne, jednak wszystko wskazuje, że owszem – odparł z powagą.
Mężczyzna odsunął się lekko, gdy Ki Bum zgiął się w pół. Prawdopodobnie nie wiedział, co zrobić z tak szczerym rozmówcą. Key miał inne problemy - z całych sił próbował powstrzymać mdłości. Przypomniał sobie, że na wypadek nudności powinno się skupić na horyzoncie. Niespecjalnie miał taką możliwość, więc skoncentrował się na butach nieznajomego. Połyskujące, czarne, dokładnie wypastowane. Idealne, by na nie zwymiotować.


Tae Min oparł się o tandetnie ozdobioną, pozłacaną kolumienkę. Siedział na środku jeszcze nieposprzątanej po wczorajszym występie scenie. Od co najmniej kwadransa powinna trwać próba. Powinna, dobrze powiedziane. Nie wiedział dlaczego, lecz zawsze, kiedy przychodził na czas, reszta się spóźniała albo próbę odwoływano. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by wszyscy znaleźli się w pracy w tym samym momencie. Oczywiście nie wierzył w istnienie fatum, złego Boga i zawistnego Szatana – długie wykłady matki pt.: „Bóg jest Miłością” zrobiły swoje – ale czasami nie potrafił wyśmiać opowiadającego o tym Key. Niektórych rzeczy po prostu nie dało się inaczej wytłumaczyć.
- Jak myślisz, Key w ogóle planuje przyjść do pracy? - Drgnął, słysząc głos szefa.
Onew, prywatnie Lee Jin Ki, właśnie zmierzał w jego stronę. Tae Min nienawidził tego, że musi tłumaczyć się za kolegę, z którym wcale nie utrzymywał nie wiadomo jak bliskich kontaktów. Gdyby się chociaż wielce przyjaźnili, a nie byli zwykłymi kumplami z pracy, może wymyślanie usprawiedliwień za nieobecnego Ki Buma nie wkurzałoby go tak bardzo.
- Nie mam pojęcia – żachnął się. - Zadzwonił do mnie o piątej rano, że facet z nim zerwał, chce się zabić, ale nie może, bo dzięki temu fatum by z nim wygrało. W skrócie, oczywiście, bo pierdolił przez pół godziny.
Szef z trudem powstrzymywał uśmiech. Przynajmniej tak się Tae Minowi wydawało. Wolał na wszelki wypadek nie odpowiadać uśmiechem, bo... Ostatnio naprawdę za dużo mu się wydawało.
- Nie mam siły powtarzać po raz kolejny, że jak tak dalej pójdzie, to go wyrzucę... - jęknął Onew. - Cóż, możesz sobie iść. Dopóki on nie przyjdzie, nic nie zrobimy.
Tae Min niemal odskoczył, kiedy Jin Ki usiadł obok niego. Nie chodziło o to, że szef mu się podobał, bo okej, był całkiem ładny, ale w sumie się nie znali, nigdy nie przeskoczyliby relacji zwierzchnik-podwładny; zmęczony uśmiech Onew też go nie ruszał, w końcu wszyscy byli zmęczeni, nie tylko facet, który w sumie nic nie musiał robić poza krzyczeniem na nich, a że robił to w taki absolutnie cudowny, wspaniały, władczy sposób, to...
Kurwa, naprawdę się zadurzył.
- A, ok, to ja już lecę! - zawołał nienaturalnie głośno.
Pochwycił leżącą obok torbę i wybiegł z pomieszczenia, nim szef zdążył się w ogóle odezwać. Bał się przebywać z nim choć chwilę dłużej, niż musiał. Zakochiwanie się we właścicielu lokalu z męskimi striptizerkami świadczyło o bardzo rozwiniętych zaburzeniach psychicznych i braku instynktu samozachowawczego.
Praktycznie czuł na sobie wzrok Jin Kiego. Obrócił się przez wyjściem i lekko wychylił zza drzwi. Szef faktycznie wpatrywał się w wyjście, którym przed chwilą zniknął, ale po jego zmarszczonych brwiach i lekko rozmarzonym spojrzeniu, stwierdził, że na pewno nie myślał o nim. Raczej o jakiejś kobiecie albo wyjątkowo przyjemnej wizji. Nie o małoletnim striptizerze, którego miał nieszczęście zatrudnić.
Przeczucie, że jednak na niego patrzył dalej nie znikało, ale musiał przyznać po raz kolejny... Wydawało mu się.


Min Ho prychnął teatralnie, kiedy niechciany gość otworzył oczy i zaczął z przerażeniem rozglądać się po pokoju. Choi nie miał zamiaru go krytykować. Chciałby zrobić to samo, ale nie wypadało dziwić się wystrojem własnej sypialni.
Dzięki bogom, nie sprzedał swojego domu po zamieszkaniu z dziewczyną. Nie na wypadek zerwania, był wówczas zbyt zakochany, ale ze zwykłego lenistwa. Za dużo papierów. Poza tym miał na tyle pieniędzy, by utrzymywać dwa mieszkania.
Problem polegał na tym, że wszystkie meble znajdowały się u eks-dziewczyny, która nie zamierzała ich oddawać. Został właścicielem wielkiego, pustego domu. Żyć, nie umierać.
- Jeżeli zamierzasz mnie zgwałcić, to uprzedzam, że mam rzeżączkę – odezwał się Człowiek-Który-Zaliczył-Zgona-Na-Jego-Butach.
Min Ho zamrugał, nieco zdziwiony deklaracją.
- Proszę...?
Młodociany, prawdopodobnie nastoletni, pijaczyna przewrócił oczami. Teraz prezentował się całkiem nieźle - przed umyciem i krótką drzemką mało kto ośmieliłby się do niego zbliżyć. Nie tylko brud został zmyty; równie wszelkiej maści kosmetyki. Pozbawiona makijażu twarz przerażała bladością.
- Nie mam pojęcia kim jesteś, więc uprzedzam. Mam rzeżączkę i prawdopodobnie HIV. Gdybyś chciał mnie zgwałcić, byłbyś pieprzonym samobójcą.
Min Ho przyłożył dłoń do czoła.
- Proszę, kurwa? - zapytał już mniej grzecznie. - Jaki gwałt, jaka rzeżączka?
Chłopak pokręcił ze znużeniem głową. Choi miał dość specyficzne wrażenie, że w jakiś magiczny sposób ich role odwróciły się.
- Czy jest pan pełnosprawny, czy mam może wolniej mówić? - Nieznajomy mówił powoli, przesadnie dbając o wyraźną wymowę.
- Do czego to doszło, żeby niepełnoletni alkoholik zarzucał mi głupotę... - Uśmiechnął się drwiąco.
- Jestem pełnoletni! I nieszczęśliwy! - zaperzył się, wywołując tym wybuchem napad śmiechu u Min Ho. - Nie ma się z czego śmiać, facet mnie rzucił, do kurwy...! Mam prawo być smutny, tak?!
Choi normalnie nie przejąłby się problemami młodego Wertera w wersji gejowskiej, ale wyjątkowo nie miał pomysłu na jutrzejszą anegdotkę, którą tradycyjnie opowiadał podczas audycji. Dlatego wykorzystał wszystkie swoje aktorskie umiejętności i obdarzył chłopaka pełnym współczucia spojrzeniem.
- Co się stało? - spytał cicho.
Oczy tamtego napełniły się łzami. Albo był rozchwiany emocjonalnie, albo naprawdę nieszczęśliwy. Na Min Ho nie zrobiło to żadnego wrażenia. Władzę przejęła jego chłodna dusza dziennikarskiej hieny.
- Zaprosiłem mojego faceta na noc. On jest potwornie zazdrosny, więc kiedy po seksie poszedłem się wykąpać, wziął mój telefon. Tam było mnóstwo sms-ów od mojego szefa, który kazał mi przynosić różne rzeczy do pracy albo przychodzić wcześniej, bo... - Odetchnął głęboko. - W każdym razie mój... były zorientował się po treści, ze nie pracuję jako urzędnik, tylko striptizer w nocnym klubie i...
Choi odskoczył do tyłu, omal się nie wywracając.
- To ty! - zawołał gniewnie.
- Co ja?
- To ty zepsułeś mi audycję!
- Cooo...? - Chłopak zamilkł na parę sekund, by nagle powstać. Jego oczy płonęły żądzą mordu. - BOŻE, TO TY! Ty mnie tak obrzydliwie zignorowałeś!
- Nic dziwnego, ja...
- Jak ja ci zaraz przypierdolę...!
Mimo fizycznej przewagi Choia, chłopak bezmyślnie zaszarżował. Prezenter odsunął się na bezpieczną odległość.
- Zerzygałeś mi się na buty.
Pijak zmrużył oczy. Chyba się wahał. W końcu podniósł uspokajająco ręce.
- Ok, przyjmijmy to za rekompensatę – zgodził się łaskawie.
- Proszę?! To ty powinieneś mnie przeprosić! Zniszczyłeś mi audycję!
- A ty zniszczyłeś mi humor!
- A ty... Ty zniszczyłeś mi dzień!
- A ty – chłopak zbliżył się ponownie, jeszcze bardziej wściekły niż przedtem - przeszkodziłeś mi w poszukiwaniu butelki! Gdyby nie ty, na pewno znalazłbym alkohol!
Na to Min Ho nie miał argumentu.


Samochód zatrzymał się gwałtownie. Ki Bum szybko otworzył drzwi i wyskoczył z auta. Miał zamiar szybko pobiec do klubu, ale pukanie w szybkę zwróciło jego uwagę na pełną politowania twarz Choia. A tak, zapomniał torby. Bardzo dojrzale wystawił mu język, wszedł do auta i podniósł workopodobny dodatek.
- Naprawdę jesteś striptizerem? - zaciekawił się nagle Min Ho.
Ki Bum, mimo zgodzenia się na mówienie do siebie po imieniu, miał już dość tego człowieka. Zadawał mu tyle pytań, że był niemal pewien, iż jego opowieść o zerwaniu znajdzie się na nagłówkach jutrzejszych gazet. Poza tym mężczyzna pytał się o jego zawód kilkanaście razy. Ciągle nie dowierzał?
- Tak. - Pokiwał cierpliwie głową. - Jak nie wierzysz, to... - przejechał językiem po górnej wardze - możesz przyjść.
Uśmiechnął się zawadiacko, widząc zmieszanie na twarzy Choia. Wykonał parodię zamaszystego ukłonu i powędrował do klubu. Samochód odjechał, gdy wszedł do środka. Słyszał pisk opon.
Cóż, przynajmniej miał go z głowy. Na pewno nie przyjdzie.


Key przechadzał się wzdłuż długiego, szerokiego korytarza. Ustawione po obu stronach czerwone lampy sprawiały, że każdy wchodzący kojarzył to miejsce z burdelem, jednak właściciel nie pozwalał pracownikom na seks z klientami. Przynajmniej nie w godzinach pracy.
Lokal miał być otwarty za kilka minut, wszyscy striptizerzy powinni w napięciu siedzieć za kulisami. Ki Bum zwiał stamtąd niepostrzeżenie, kiedy tylko został odpowiednio umalowany. Nie przepadał za wysłuchiwaniem opowieści swoich kolegów, którzy zazwyczaj dorabiali w pobliskiej agencji towarzyskiej. Czasami oczywiście bawiły go wyznania miłosne, jakie wygłaszali swoim klientom, ale aktualnie nie miał na to ochoty. Od paru dni był dziwnie marudny. Tae Min zrzucił to na tremę przed występem, ale przecież nigdy się nie stresował! To musiało być coś innego.
Drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem. Ki Bum wbiegł pod stolik, by nie zostać zauważonym. Ty idioto, jęknął, przecież szefuńcio mówił, że nie powinieneś wychodzić!
Klient wolno wchodził po schodach; gdyby teraz wyszedł, na pewno by go nie zauwa... Nie, był za blisko. Key patrzył na podłogę, na której zamiast standardowej wykładziny, znajdowały się orientalne dywaniki. Wtedy je zobaczył. Połyskujące, czarne, dokładnie wypastowane buty.
Przyszedł.

1 komentarz:

  1. ... Jebłam, leże i nie wstaje. To jest po prostu ZAJEBISTE.Nie wiem co bierzesz ale ja tez chce. Co mam ci jeszcze powiedzieć? Daj szybko next'a. To jest genialne. Kocham MinKey. Jesteś zajebista. Kocham MINKEY. Kocham CIĘĘĘ. Błagam, wrzuć szybko część 2 i 3 jeśli będzie. Weny,weny i jeszcze raz WENY! Pozdrawiam~`

    OdpowiedzUsuń