Pairing: Minho x Key; Onew x Taemin (SHINee)
Tematyka: k-pop, yaoi, klub ze striptizem, męska prostytucja, radio
Ostrzeżenia: przekleństwa, pewna... bezpruderyjność bohaterów
-
O swoim związku opowie nam kolejny słuchacz, który...
-
Dzień dobry, ja tylko na chwilę - przerywa dzwoniący. Sadząc po
głosie, jest to młody mężczyzna, nieco zdyszany, prawdopodobnie z
powodu biegu. - Mam właściwie pytanie, bo ponoć tym się tutaj
zajmujecie.
-
Zajmujemy się tyloma rzeczami, że nie potrafiłbym zaprzeczyć.
-
Super. W takim razie... Proszę mi powiedzieć, jak mam odzyskać
faceta, który zerwał ze mną, kiedy dowiedział się, że jestem
striptizerem?
Cisza.
Cóż, najwidoczniej nawet najważniejsza stacja radiowa nie zajmuje
się WSZYSTKIM.
-
Myślę, że wystarczy szczerza rozmowa - prezenter szybko odzyskuje
mowę; słuchacze pewnie nawet nie zdają sobie sprawy, iż przez
moment nie wiedział co powiedzieć. - Jeżeli wszystko mu pan
wytłumaczy, na pewno zrozumie pana motywacje i uczucia. Dziękujemy
za...
-
Stop, ale kiedy...!
Połączenie
zostaje przerwane. Prezenter uśmiecha się przepraszająco, choć
żaden ze słuchaczy nie może tego zobaczyć, i kontynuuje ciepłym,
uwielbianym przez miliony głosem:
-
Nie wiem, jak państwu, ale chyba wystarczy mi telefonów jak na
dzisiejszą audycję. O szóstej rano powinno się relaksować, a nie
odpowiadać na skomplikowane pytania, nieprawdaż? - Robi krótką
pauzę, by słuchacze mogli pokręcić głową i uśmiechnąć się
do odbiorników. - Czyżby to już była szósta?! Och, w takim razie
pozostaje nam jedynie oddać Stanowisko Władzy nad Światem
Victorii! Miejmy nadzieję, że chociaż ona państwa nie zestresuje.
Do usłyszenia!
Krople
deszczu uderzały w ogromne szyby, z których praktycznie składał
się cały budynek. Wiatr, władający całym światem znajdującym
się poza siedzibą radia, skutecznie psuł nastrój opuszczającym
dom Koreańczykom. Kojące, pocieszające słowa prezenterów nie
mogły brzmieć autentycznie, gdy oni sami znajdowali się w ciepłym
– wręcz za ciepłym – budynku. Właśnie dlatego większość
zaangażowanych, przynależących do radia od niedawna pracowników
wychodziło przed audycją na zewnątrz, by móc wczuć się w
sytuację słuchaczy. Starzy wyjadacze kpili z nich w swoim
gronie, całkowicie zapominając, że na początku robili tak samo.
Aktualnie nie mieli na to ani ochoty, ani sił. Woleli skupić się
na piciu kawy, wypaleniu kilku papierosów lub odespaniu straconych
na dojazd godzin.
Choi
Min Ho należał do tych aktywniejszych „starszaków”. Nie
zasypiał w czasie między audycjami, tylko skupiał się na
pobudzeniu organizmu. Przynajmniej wtedy, kiedy mógł.
-
Ja pierdolę – klął teraz, stojąc na środku korytarza. Automat
wciąż nie działał, mimo że zastosował na nim wszystkie znane mu
techniki kopnięć.
Bolała
go noga, był wściekły oraz pozbawiony dostępu do kofeiny i
nikotyny jednocześnie. Nie dość, że jakiś popieprzony gej wdarł
mu się na antenę i zamurował durnym pytaniem, to jeszcze to.
Tragedia grecka pełną gębą. Jeszcze brakowało, żeby jego
dziewczyna obudziła się w złym humorze i postanowiła coś
odjebać. Wierzył jednak w siłę swojego fatum - ono na pewno coś
wymyśliło.
Podskoczył,
słysząc serię z karabinu maszynowego. Dopiero po chwili
zorientował się, iż to ustawiony dzień wcześniej sygnał sms-a.
Kopnął ostatni raz w automat i dopiero wyciągnął urządzenie.
Wiadomość od jego dziewczyny: Jednak to nie ty. Wybacz, ale
musisz to wiedzieć. Twoje rzeczy przeniosłam na klatkę.
Telefon
wylądował na podłodze. Szybka pękła z trzaskiem, zagłuszonym
przez serię przekleństw mężczyzny. Nie chodziło o to, że się
nie spodziewał, ale... Westchnął ciężko. Pochylił się, by
podnieść komórkę.
I
w tym momencie rozdygotany automat przewrócił się majestatycznie.
Na
niego.
Kim
Ki Bum, powszechnie znany jako Key, zapłakał głośno nad pełnym
boleści losem. Swym, oczywiście. Nie myślał przecież o smutkach
innych ludzi, skoro w jego życiu było ich aż zanadto. Zerwanie z
facetem, brak podwyżki, teraz ten kompromitujący brak zrozumienia u
radiowego prezentera... Gdyby zimą woda nie była tak potwornie
lodowata, wskoczyłby do rzeki i pozwolił ponieść falom do
jakiegoś lepszego miejsca. Albo po prostu by utonął. Trudno.
Wszystko było lepsze niż zmaganie się z życiem na wielkiej
arenie, kiedy samemu było się początkującym bokserem, a ono
wielką kupą mięśni z mistrzowskim pasem.
-
I dlatego, mój miły - zwrócił się do jedynego wiernego
towarzysza niedoli, jakim okazał się przerażony, bezdomny kot -
nie należy się wiązać z facetami. To chuje. Karierę zniszczą,
tyłek rozpieprzą i jeszcze potem zwyzywają. - Pokręcił z
niedowierzaniem głową, upijając kolejny łyk z... drugiej?
trzeciej? a może czwartej? butelki.
Zwierzę
pokiwało ze zrozumieniem głową, po czym umknęło za malowniczo
poobijany śmietnik. Ki Bum nie miał zamiaru potępiać kota za tak
niesubtelną ucieczkę. Mimo wszystko nie każdy musiał mieć ochotę
przesiadywać na deszczu w jakichś zapomnianych przez Boga krzakach.
Przez Boga, bo ludzie, a na pewno pijacy, ani myśleli o nich
zapomnieć. Stos puszek po alkoholu przypominał kurhan usypany
poległym herosom. Przynajmniej objętościowo.
Wlał
w siebie resztę płynu i sięgnął ręką po kolejną butelkę.
Zamarł, gdy nie znalazł niczego. Natychmiast się podniósł.
Przecież nawet się nie upił, nie mogły się tak nagle skończyć!
Poruszał
się na czworaka, rozpaczliwie wypatrując jakichś względnie
pełnych puszek. Albo butelek. Albo czegokolwiek, co podchodziłoby
pod tag „względnie pełne” i nie było kałużą. Zanurkował
głową w środek kurhanu.
Nawet
nie zauważył, jakim cudem zmaterializował się daleko za krzakiem,
dokładnie naprzeciwko nóg jakiegoś wysokiego, dobrze ubranego
mężczyzny. Próbował się podnieść, ale nogi z niewiadomych
przyczyn wypowiedziały posłuszeństwo.
-
Czy jest pan pijany? - zapytał się z odrazą w głosie nieznajomy.
Key
zamrugał. Nie pomyślał o tym. W sumie w ogóle się nie
zastanawiał nad tym, że może być otumaniony alkoholem. Czyli to
jednak nie kończyny się zbuntowały. Uśmiechnął się lekko,
czując wyraźną ulgę na tę myśl. Przecież gdyby naprawdę
wypowiedziały mu wojnę, musiałby się ich pozbyć, a tak...
-
Czy jest pan pijany? - Tamten ponowił pytanie.
-
Wydaje mi się to nieprawdopodobne, jednak wszystko wskazuje, że
owszem – odparł z powagą.
Mężczyzna
odsunął się lekko, gdy Ki Bum zgiął się w pół. Prawdopodobnie
nie wiedział, co zrobić z tak szczerym rozmówcą. Key miał inne
problemy - z całych sił próbował powstrzymać mdłości.
Przypomniał sobie, że na wypadek nudności powinno się skupić na
horyzoncie. Niespecjalnie miał taką możliwość, więc
skoncentrował się na butach nieznajomego. Połyskujące, czarne,
dokładnie wypastowane. Idealne, by na nie zwymiotować.
Tae
Min oparł się o tandetnie ozdobioną, pozłacaną kolumienkę.
Siedział na środku jeszcze nieposprzątanej po wczorajszym występie
scenie. Od co najmniej kwadransa powinna trwać próba. Powinna,
dobrze powiedziane. Nie wiedział dlaczego, lecz zawsze, kiedy
przychodził na czas, reszta się spóźniała albo próbę
odwoływano. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by wszyscy znaleźli
się w pracy w tym samym momencie. Oczywiście nie wierzył w
istnienie fatum, złego Boga i zawistnego Szatana – długie wykłady
matki pt.: „Bóg jest Miłością” zrobiły swoje – ale czasami
nie potrafił wyśmiać opowiadającego o tym Key. Niektórych rzeczy
po prostu nie dało się inaczej wytłumaczyć.
-
Jak myślisz, Key w ogóle planuje przyjść do pracy? - Drgnął,
słysząc głos szefa.
Onew,
prywatnie Lee Jin Ki, właśnie zmierzał w jego stronę. Tae Min
nienawidził tego, że musi tłumaczyć się za kolegę, z którym
wcale nie utrzymywał nie wiadomo jak bliskich kontaktów. Gdyby się
chociaż wielce przyjaźnili, a nie byli zwykłymi kumplami z pracy,
może wymyślanie usprawiedliwień za nieobecnego Ki Buma nie
wkurzałoby go tak bardzo.
-
Nie mam pojęcia – żachnął się. - Zadzwonił do mnie o piątej
rano, że facet z nim zerwał, chce się zabić, ale nie może, bo
dzięki temu fatum by z nim wygrało. W skrócie, oczywiście, bo
pierdolił przez pół godziny.
Szef
z trudem powstrzymywał uśmiech. Przynajmniej tak się Tae Minowi
wydawało. Wolał na wszelki wypadek nie odpowiadać uśmiechem,
bo... Ostatnio naprawdę za dużo mu się wydawało.
-
Nie mam siły powtarzać po raz kolejny, że jak tak dalej pójdzie,
to go wyrzucę... - jęknął Onew. - Cóż, możesz sobie iść.
Dopóki on nie przyjdzie, nic nie zrobimy.
Tae
Min niemal odskoczył, kiedy Jin Ki usiadł obok niego. Nie chodziło
o to, że szef mu się podobał, bo okej, był całkiem ładny, ale
w sumie się nie znali, nigdy nie przeskoczyliby relacji
zwierzchnik-podwładny; zmęczony uśmiech Onew też go nie ruszał,
w końcu wszyscy byli zmęczeni, nie tylko facet, który w sumie nic
nie musiał robić poza krzyczeniem na nich, a że robił to w taki
absolutnie cudowny, wspaniały, władczy sposób, to...
Kurwa,
naprawdę się zadurzył.
-
A, ok, to ja już lecę! - zawołał nienaturalnie głośno.
Pochwycił
leżącą obok torbę i wybiegł z pomieszczenia, nim szef zdążył
się w ogóle odezwać. Bał się przebywać z nim choć chwilę
dłużej, niż musiał. Zakochiwanie się we właścicielu lokalu z
męskimi striptizerkami świadczyło o bardzo rozwiniętych
zaburzeniach psychicznych i braku instynktu samozachowawczego.
Praktycznie
czuł na sobie wzrok Jin Kiego. Obrócił się przez wyjściem i
lekko wychylił zza drzwi. Szef faktycznie wpatrywał się w wyjście,
którym przed chwilą zniknął, ale po jego zmarszczonych brwiach i
lekko rozmarzonym spojrzeniu, stwierdził, że na pewno nie myślał
o nim. Raczej o jakiejś kobiecie albo wyjątkowo przyjemnej wizji.
Nie o małoletnim striptizerze, którego miał nieszczęście
zatrudnić.
Przeczucie,
że jednak na niego patrzył dalej nie znikało, ale musiał przyznać
po raz kolejny... Wydawało mu się.
Min
Ho prychnął teatralnie, kiedy niechciany gość otworzył oczy i
zaczął z przerażeniem rozglądać się po pokoju. Choi nie miał zamiaru go krytykować. Chciałby zrobić to samo, ale nie wypadało dziwić
się wystrojem własnej sypialni.
Dzięki
bogom, nie sprzedał swojego domu po zamieszkaniu z dziewczyną. Nie
na wypadek zerwania, był wówczas zbyt zakochany, ale ze zwykłego
lenistwa. Za dużo papierów. Poza tym miał na tyle pieniędzy, by
utrzymywać dwa mieszkania.
Problem
polegał na tym, że wszystkie meble znajdowały się u
eks-dziewczyny, która nie zamierzała ich oddawać. Został
właścicielem wielkiego, pustego domu. Żyć, nie umierać.
-
Jeżeli zamierzasz mnie zgwałcić, to uprzedzam, że mam rzeżączkę
– odezwał się Człowiek-Który-Zaliczył-Zgona-Na-Jego-Butach.
Min
Ho zamrugał, nieco zdziwiony deklaracją.
-
Proszę...?
Młodociany,
prawdopodobnie nastoletni, pijaczyna przewrócił oczami. Teraz prezentował się całkiem nieźle - przed umyciem i krótką drzemką mało kto ośmieliłby się do niego zbliżyć. Nie tylko brud został zmyty; równie wszelkiej maści kosmetyki. Pozbawiona makijażu twarz przerażała bladością.
-
Nie mam pojęcia kim jesteś, więc uprzedzam. Mam rzeżączkę i
prawdopodobnie HIV. Gdybyś chciał mnie zgwałcić, byłbyś
pieprzonym samobójcą.
Min
Ho przyłożył dłoń do czoła.
-
Proszę, kurwa? - zapytał już mniej grzecznie. - Jaki gwałt, jaka
rzeżączka?
Chłopak
pokręcił ze znużeniem głową. Choi miał dość specyficzne
wrażenie, że w jakiś magiczny sposób ich role odwróciły się.
-
Czy jest pan pełnosprawny, czy mam może wolniej mówić? -
Nieznajomy mówił powoli, przesadnie dbając o wyraźną wymowę.
-
Do czego to doszło, żeby niepełnoletni alkoholik zarzucał mi
głupotę... - Uśmiechnął się drwiąco.
-
Jestem pełnoletni! I nieszczęśliwy! - zaperzył się, wywołując
tym wybuchem napad śmiechu u Min Ho. - Nie ma się z czego śmiać,
facet mnie rzucił, do kurwy...! Mam prawo być smutny, tak?!
Choi
normalnie nie przejąłby się problemami młodego Wertera w wersji
gejowskiej, ale wyjątkowo nie miał pomysłu na jutrzejszą
anegdotkę, którą tradycyjnie opowiadał podczas audycji. Dlatego
wykorzystał wszystkie swoje aktorskie umiejętności i obdarzył
chłopaka pełnym współczucia spojrzeniem.
-
Co się stało? - spytał cicho.
Oczy
tamtego napełniły się łzami. Albo był rozchwiany emocjonalnie,
albo naprawdę nieszczęśliwy. Na Min Ho nie zrobiło to żadnego
wrażenia. Władzę przejęła jego chłodna dusza dziennikarskiej
hieny.
-
Zaprosiłem mojego faceta na noc. On jest potwornie zazdrosny, więc
kiedy po seksie poszedłem się wykąpać, wziął mój telefon. Tam
było mnóstwo sms-ów od mojego szefa, który kazał mi przynosić
różne rzeczy do pracy albo przychodzić wcześniej, bo... -
Odetchnął głęboko. - W każdym razie mój... były zorientował
się po treści, ze nie pracuję jako urzędnik, tylko striptizer w
nocnym klubie i...
Choi
odskoczył do tyłu, omal się nie wywracając.
-
To ty! - zawołał gniewnie.
-
Co ja?
-
To ty zepsułeś mi audycję!
-
Cooo...? - Chłopak zamilkł na parę sekund, by nagle powstać. Jego
oczy płonęły żądzą mordu. - BOŻE, TO TY! Ty mnie tak
obrzydliwie zignorowałeś!
-
Nic dziwnego, ja...
-
Jak ja ci zaraz przypierdolę...!
Mimo
fizycznej przewagi Choia, chłopak bezmyślnie zaszarżował.
Prezenter odsunął się na bezpieczną odległość.
-
Zerzygałeś mi się na buty.
Pijak
zmrużył oczy. Chyba się wahał. W końcu podniósł uspokajająco
ręce.
-
Ok, przyjmijmy to za rekompensatę – zgodził się łaskawie.
-
Proszę?! To ty powinieneś mnie przeprosić! Zniszczyłeś mi
audycję!
-
A ty zniszczyłeś mi humor!
-
A ty... Ty zniszczyłeś mi dzień!
-
A ty – chłopak zbliżył się ponownie, jeszcze bardziej wściekły
niż przedtem - przeszkodziłeś mi w poszukiwaniu butelki! Gdyby nie
ty, na pewno znalazłbym alkohol!
Na
to Min Ho nie miał argumentu.
Samochód
zatrzymał się gwałtownie. Ki Bum szybko otworzył drzwi i
wyskoczył z auta. Miał zamiar szybko pobiec do klubu, ale pukanie w
szybkę zwróciło jego uwagę na pełną politowania twarz Choia. A
tak, zapomniał torby. Bardzo dojrzale wystawił mu język, wszedł
do auta i podniósł workopodobny dodatek.
-
Naprawdę jesteś striptizerem? - zaciekawił się nagle Min Ho.
Ki
Bum, mimo zgodzenia się na mówienie do siebie po imieniu, miał już
dość tego człowieka. Zadawał mu tyle pytań, że był niemal
pewien, iż jego opowieść o zerwaniu znajdzie się na nagłówkach
jutrzejszych gazet. Poza tym mężczyzna pytał się o jego zawód
kilkanaście razy. Ciągle nie dowierzał?
-
Tak. - Pokiwał cierpliwie głową. - Jak nie wierzysz, to... -
przejechał językiem po górnej wardze - możesz przyjść.
Uśmiechnął
się zawadiacko, widząc zmieszanie na twarzy Choia. Wykonał parodię
zamaszystego ukłonu i powędrował do klubu. Samochód odjechał,
gdy wszedł do środka. Słyszał pisk opon.
Cóż,
przynajmniej miał go z głowy. Na pewno nie przyjdzie.
Key
przechadzał się wzdłuż długiego, szerokiego korytarza. Ustawione
po obu stronach czerwone lampy sprawiały, że każdy wchodzący
kojarzył to miejsce z burdelem, jednak właściciel nie pozwalał
pracownikom na seks z klientami. Przynajmniej nie w godzinach pracy.
Lokal
miał być otwarty za kilka minut, wszyscy striptizerzy powinni w
napięciu siedzieć za kulisami. Ki Bum zwiał stamtąd
niepostrzeżenie, kiedy tylko został odpowiednio umalowany. Nie
przepadał za wysłuchiwaniem opowieści swoich kolegów, którzy
zazwyczaj dorabiali w pobliskiej agencji towarzyskiej. Czasami
oczywiście bawiły go wyznania miłosne, jakie wygłaszali swoim
klientom, ale aktualnie nie miał na to ochoty. Od paru dni był
dziwnie marudny. Tae Min zrzucił to na tremę przed występem, ale
przecież nigdy się nie stresował! To musiało być coś innego.
Drzwi
wejściowe otworzyły się z trzaskiem. Ki Bum wbiegł pod stolik, by
nie zostać zauważonym. Ty idioto, jęknął, przecież szefuńcio
mówił, że nie powinieneś wychodzić!
Klient
wolno wchodził po schodach; gdyby teraz wyszedł, na pewno by go nie
zauwa... Nie, był za blisko. Key patrzył na podłogę, na której
zamiast standardowej wykładziny, znajdowały się orientalne
dywaniki. Wtedy je zobaczył. Połyskujące, czarne, dokładnie wypastowane buty.
Przyszedł.
... Jebłam, leże i nie wstaje. To jest po prostu ZAJEBISTE.Nie wiem co bierzesz ale ja tez chce. Co mam ci jeszcze powiedzieć? Daj szybko next'a. To jest genialne. Kocham MinKey. Jesteś zajebista. Kocham MINKEY. Kocham CIĘĘĘ. Błagam, wrzuć szybko część 2 i 3 jeśli będzie. Weny,weny i jeszcze raz WENY! Pozdrawiam~`
OdpowiedzUsuń