Pairing: SeKai, wspomniane Seulgi x Irene (Red Velvet)
Ostrzeżenia: przekleństwa, pijaństwo, sodoma i gomora
-
Wybaczcie, chłopcy, ale naprawdę jebie mnie to, czy właśnie
zakochaliście się w sobie od pierwszego wejrzenia. - Wysoki głos
Seulgi wybudził mnie z odrętwienia. - Próbuję ustalić, kto ma
zamiar pofatygować się po...
Zachwiała się, gdy Chanyeol bez ostrzeżenia szarpnął ją za kostkę.
- Ile razy dziennie ktoś ci przypomina, jak nieznośna jesteś? - Wyszczerzył się.
Zachwiała się, gdy Chanyeol bez ostrzeżenia szarpnął ją za kostkę.
- Ile razy dziennie ktoś ci przypomina, jak nieznośna jesteś? - Wyszczerzył się.
Nie
odpowiedziała, tylko uderzyła go w brzuch wolną nogą. Sapnął,
zaskoczony, a ona pochyliła się ku niemu.
-
O co pytałeś, Channie?
- O nic. - Potrząsnął głowa. - Absolutnie o nic, proszę pani.
Nie wiedziałem jak zareagować, jak w ogóle odebrać tę sytuację. W moim świecie ludzie tak się nie zachowywali – byli uprzejmi, małomówni i starali się nie prowokować konfliktów. W granicach rozsądku, rzecz jasna.
- O nic. - Potrząsnął głowa. - Absolutnie o nic, proszę pani.
Nie wiedziałem jak zareagować, jak w ogóle odebrać tę sytuację. W moim świecie ludzie tak się nie zachowywali – byli uprzejmi, małomówni i starali się nie prowokować konfliktów. W granicach rozsądku, rzecz jasna.
-
Wyglądacie jak stare, dobre małżeństwo – parsknął Jongin. - Z
naciskiem na „stare”.
Zaśmiał się i mimowolnie sam się uśmiechnąłem. To nie było specjalnie mądre ani zabawne, zwyczajnie radość Jongina była w jakiś dziwny sposób zaraźliwa. Stąd cieszyłem się jak totalny kretyn.
Zaśmiał się i mimowolnie sam się uśmiechnąłem. To nie było specjalnie mądre ani zabawne, zwyczajnie radość Jongina była w jakiś dziwny sposób zaraźliwa. Stąd cieszyłem się jak totalny kretyn.
Nie
uszło to uwadze pierwszej wiedźmy Seulu.
-
Bycie słodkimi chłopcami naprawdę nie uchroni was przed losem
eunuchów.
Obaj zamilkliśmy jak na komendę. Ale przecież... te groźby musiały być bez pokrycia, po prostu musiały. Inaczej media już dawno nagłośniłyby sprawę szalonej fanki kastracji Bogu Ducha winnych facetów, prawda? Chyba że... chyba że dobrze się ukrywała. Przełknąłem ślinę. Wolałem się nie dowiadywać.
Ktoś wydał z siebie wysoki, piskliwy wrzask, Chanyeol wraz Seulgi zerwali się na równe nogi. Nie poszedłem za nimi. Wreszcie miałem chwilę ciszy i spokoju. Na balkonie zostaliśmy tylko ja i fajka... i Jongin.
Obaj zamilkliśmy jak na komendę. Ale przecież... te groźby musiały być bez pokrycia, po prostu musiały. Inaczej media już dawno nagłośniłyby sprawę szalonej fanki kastracji Bogu Ducha winnych facetów, prawda? Chyba że... chyba że dobrze się ukrywała. Przełknąłem ślinę. Wolałem się nie dowiadywać.
Ktoś wydał z siebie wysoki, piskliwy wrzask, Chanyeol wraz Seulgi zerwali się na równe nogi. Nie poszedłem za nimi. Wreszcie miałem chwilę ciszy i spokoju. Na balkonie zostaliśmy tylko ja i fajka... i Jongin.
-
Doprawdy nie pojmuję, co się dzieje z tą szaloną babą. -
Potrząsnął głową. - Czy naprawdę chce nas wszystkich pozabijać,
czy jedynie żartuje? W drugim przypadku nie potrafię kompletnie
zrozumieć, czym w takim razie się kieruje. Może odzywa się w niej
zespół pourazowy studentki prawa? Ktoś powinien to zbadać w
interesie nauki.
Ledwo
go słuchałem, jedynie patrzyłem. Nie wiedziałem, bałem się
zrobić cokolwiek. Każdy gest czy słowo mogło przypomnieć mu
wszystko. Sprawić, że zorientowałby się, z kim rozmawia, żartuje,
śmieje. Nie mogłem do tego dopuścić. Musiałem się ewakuować,
zniknąć, wolałem nawet spać na ulicy niż tutaj. Nie chciałem...
Dosłownie ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, było
spotkanie go. On pewnie czułby to samo, pewnie mnie nienawidził. A
ja... ja tylko chciałem zapomnieć. Prawie mi się udało. Wytrwale
pracowałem przez 6 lat, by teraz, w jednej chwili...
-
Uważaj, przypalisz sobie palce. - Ciepło jego dłoni na moim
nadgarstku sprawiło, że zadrżałem. Zaśmiał się cicho,
odbierając mi papierosa i gasząc na barierce. - Spokojnie, nie
gryzę.
Poczułem,
jak gorąco wstępuje mi na policzki. Otworzyłem usta, pokręciłem
głową, lecz nie zdążyłem niczego wyartykułować. Niska
blondynka otworzyła drzwi zamaszystym ruchem, zawiasy wydały z
siebie agonalny jęk. Nie zwróciła na to uwagi, tylko rzuciła się
ku Jonginowi, odbijając się od podłogi niczym piłka kauczukowa.
-
Może byś się jednak łaskawie... O! - Spojrzała na mnie. - Więc
to ciebie ściągnął Chanyeol? Świetnie, Park Sooyoung, absolutnie
przemiło mi cię poznać!
Nie miałem pojęcia, co powiedział Chanyeol ani, brońcie niebiosa, Seulgi, lecz po chwili nie byłem już na balkonie, tylko w mieszkaniu, otoczony przez przekrzykującą się grupkę. Wszyscy nagle mnie zauważali; miałem wrażenie, że tysiące ludzi podaje mi swoje imiona, kłania się, ściska ręce. Coraz więcej i więcej, czułem się jak sportowiec po wygranych zawodach.
Nie miałem pojęcia, co powiedział Chanyeol ani, brońcie niebiosa, Seulgi, lecz po chwili nie byłem już na balkonie, tylko w mieszkaniu, otoczony przez przekrzykującą się grupkę. Wszyscy nagle mnie zauważali; miałem wrażenie, że tysiące ludzi podaje mi swoje imiona, kłania się, ściska ręce. Coraz więcej i więcej, czułem się jak sportowiec po wygranych zawodach.
Do
chwili, kiedy kto nie wciągnął mnie do innego pomieszczenia, tego
z samymi kartonami. A raczej nie „ktoś”, sama faktura skóry
wystarczyła mi do identyfikacji. Dłonie Jongina stały się
bardziej szorstkie – prawdopodobnie pracował rękami – ale wciąż
niemożliwym byłoby zapomnienie ich dotyku. Przynajmniej dla mnie.
-
Nie bądź taki przestraszony, tu jest tak zawsze. - W ciemnym
pomieszczeniu jego zęby błyszczały jak pieprzone
latarnie.
Skinąłem głową. Nie wątpiłem w słowa Jongina, ludzie tutaj wydawali się być zwyczajowo zdolni do takiej wylewności. Właściwie zdolni do wszystkiego.
Skinąłem głową. Nie wątpiłem w słowa Jongina, ludzie tutaj wydawali się być zwyczajowo zdolni do takiej wylewności. Właściwie zdolni do wszystkiego.
-
Chłopcy, moglibyście właściwie wypierdalać?
Seulgi, dotąd dziwnie niezauważona, była w tym samym pokoju, znajdowała się zaledwie na wyciągnięcie ręki. Jej ubrania leżały zmięte na podłodze, jedynie sukienka, którą chyba zamierzała dopiero ubrać, dumnie wisiała na wieszaku. Sama dziewczyna miała na sobie tylko bieliznę, równie czerwoną jak jej twarz. Nie łudziłem się, że sprawcą rumieńców było zakłopotanie, była gotowa nas pozabijać.
- Nie możemy. - Jongin igrał z ogniem. - Wszyscy jak zwykle podjarali się nowym i nie pozwalają Sehunowi oddychać.
- To się chociaż, kurwa, odwróćcie.
Posłusznie stanąłem tyłem, Jongin jednak machnął dłonią.
- Daj spokój, nie przeszkadza mi to, przecież jestem gejem.
Powiedział to. T o. Nie, żebym się nie spodziewał. Od sześciu lat. Od czasów, kiedy jeszcze nie do końca łączyłem fakty. Tylko że... Chyba wciąż wolałem wierzyć, że tylko mu się wydawało. Tak jak mi.
- Nawet gdybyś był chędożonym papieżem, to kazałbym ci się odwrócić – warknęła.
- Religia to opium dla mas – odparował, nagle poważny. - Służy od początków cywilizacji do manipulowania i podporządkowywania sobie jednostek... - Zamilkł, gdy kapeć wylądował mu z plaskiem na twarzy. - Laska, ale to już jest skurwysyństwo.
- Skurwycórstwo, seksisto – poprawiła go.
Jongin odwrócił się do drzwi i ostentacyjnie wywrócił oczami. Uśmiechnąłem się słabo. Mógł zostać aktywistą, mógł kłaść na włosy więcej niż wszystkie kobiety w mojej rodzinie razem wzięte, mógł nawet pozbyć się tej cholernej deskorolki, ale jedno się w nim nie zmieniło. Wciąż nie dorósł.
Seulgi, dotąd dziwnie niezauważona, była w tym samym pokoju, znajdowała się zaledwie na wyciągnięcie ręki. Jej ubrania leżały zmięte na podłodze, jedynie sukienka, którą chyba zamierzała dopiero ubrać, dumnie wisiała na wieszaku. Sama dziewczyna miała na sobie tylko bieliznę, równie czerwoną jak jej twarz. Nie łudziłem się, że sprawcą rumieńców było zakłopotanie, była gotowa nas pozabijać.
- Nie możemy. - Jongin igrał z ogniem. - Wszyscy jak zwykle podjarali się nowym i nie pozwalają Sehunowi oddychać.
- To się chociaż, kurwa, odwróćcie.
Posłusznie stanąłem tyłem, Jongin jednak machnął dłonią.
- Daj spokój, nie przeszkadza mi to, przecież jestem gejem.
Powiedział to. T o. Nie, żebym się nie spodziewał. Od sześciu lat. Od czasów, kiedy jeszcze nie do końca łączyłem fakty. Tylko że... Chyba wciąż wolałem wierzyć, że tylko mu się wydawało. Tak jak mi.
- Nawet gdybyś był chędożonym papieżem, to kazałbym ci się odwrócić – warknęła.
- Religia to opium dla mas – odparował, nagle poważny. - Służy od początków cywilizacji do manipulowania i podporządkowywania sobie jednostek... - Zamilkł, gdy kapeć wylądował mu z plaskiem na twarzy. - Laska, ale to już jest skurwysyństwo.
- Skurwycórstwo, seksisto – poprawiła go.
Jongin odwrócił się do drzwi i ostentacyjnie wywrócił oczami. Uśmiechnąłem się słabo. Mógł zostać aktywistą, mógł kłaść na włosy więcej niż wszystkie kobiety w mojej rodzinie razem wzięte, mógł nawet pozbyć się tej cholernej deskorolki, ale jedno się w nim nie zmieniło. Wciąż nie dorósł.
***
Wyszliśmy
z pokoju kilkanaście minut później. Spędziłem je na gorączkowej
próbie skontaktowania się z Chenem, pozostała dwójka wolała
sprzeczać i żartować między sobą. Po cichu. Jasne, wcale nie
mówili o mnie. Absolutnie.
Zastaliśmy opustoszałe pobojowisko. Towarzystwo zmyło się co do osoby, Chanyeol też zniknął. Pozostawili jedynie śmieci, trochę gruzu i rozerwane spodnie. O to ostatnie wolałem nie pytać. Odchrząknąłem głośno. Nie miałem najmniejszego zamiaru tego sprzątać.
Seulgi i Jongin ewidentnie też nie – z miejsca skierowali się do kuchni. Baner z podłogi zabrano, pozostawiając wielką, czystą przestrzeń. Pewne novum w tym domostwie, musiałem przyznać. Z westchnieniem opadłem na krzesło.
Zastaliśmy opustoszałe pobojowisko. Towarzystwo zmyło się co do osoby, Chanyeol też zniknął. Pozostawili jedynie śmieci, trochę gruzu i rozerwane spodnie. O to ostatnie wolałem nie pytać. Odchrząknąłem głośno. Nie miałem najmniejszego zamiaru tego sprzątać.
Seulgi i Jongin ewidentnie też nie – z miejsca skierowali się do kuchni. Baner z podłogi zabrano, pozostawiając wielką, czystą przestrzeń. Pewne novum w tym domostwie, musiałem przyznać. Z westchnieniem opadłem na krzesło.
-
W każdym razie wpisowe wynosi koło 10 tysięcy, nic wielkiego –
zaczęła nagle Seulgi, zupełnie jakbyśmy od dłuższego czasu
prowadzili rozmowę na ten temat. - To znaczy będzie, o ile nas te
szmaty zarejestrują.
Spojrzałem na nią bezrozumnie.
- Co?
Zmarszczyła brwi. Nie miałem pojęcia kiedy i jakim cudem, ale udało jej się pomalować przy kompletnym braku światła. Wyglądała jak totalny wamp, pewnie o to chodziło. Zresztą nawet jeżeli nie, nie ośmieliłbym się tego skrytykować. Poczułem, jak przekręcają mi się wnętrzności, gdy przechyliła głowę z wyraźną dezaprobatą wypisaną na twarzy.
Spojrzałem na nią bezrozumnie.
- Co?
Zmarszczyła brwi. Nie miałem pojęcia kiedy i jakim cudem, ale udało jej się pomalować przy kompletnym braku światła. Wyglądała jak totalny wamp, pewnie o to chodziło. Zresztą nawet jeżeli nie, nie ośmieliłbym się tego skrytykować. Poczułem, jak przekręcają mi się wnętrzności, gdy przechyliła głowę z wyraźną dezaprobatą wypisaną na twarzy.
Jongin
wymówił się ważnym telefonem i wyszedł z mieszkania,
pozostawiając mnie sam na sam z jędzą.
-
Wiesz, co tu się w ogóle dzieje?
- Niezbyt – odparłem z jakimś irracjonalnym wstydem, mimo że nie była to przecież, kurwa, moja wina.
Westchnęła ciężko. Bardzo ciężko.
- Czy ty jesteś chociaż minimalnie związany z LGBT?
- Nie! - zaprzeczyłem błyskawicznie. - To znaczy nie, nie jestem, mam dziewczynę.
Jej pomalowane, jasne usta wygięły się w coś na kształt uśmiechu.
- To da się zmienić, skarbie. - Po chwili na jej twarz wróciła irytacja. - Ale niestety jesteś poza orbitą moich zainteresowań. - Poprawiła włosy, przeglądając się w podręcznym lusterku. Wyglądała zabójczo. Dosłownie. - W skrócie jesteśmy zajebistą grupą studentów chcących naszczać w rzycie rządzącym, którzy nie szanują naszych podstawowych...
- Seulgi, kobieta nie powinna mimo wszystko aż tak... - Jongin przybył na ratunek.
- Spierdalaj.
- Ona zawsze tak...? - zapytałem jakże bezczelnie, ignorując obecność dziewczyny.
- Niezbyt – odparłem z jakimś irracjonalnym wstydem, mimo że nie była to przecież, kurwa, moja wina.
Westchnęła ciężko. Bardzo ciężko.
- Czy ty jesteś chociaż minimalnie związany z LGBT?
- Nie! - zaprzeczyłem błyskawicznie. - To znaczy nie, nie jestem, mam dziewczynę.
Jej pomalowane, jasne usta wygięły się w coś na kształt uśmiechu.
- To da się zmienić, skarbie. - Po chwili na jej twarz wróciła irytacja. - Ale niestety jesteś poza orbitą moich zainteresowań. - Poprawiła włosy, przeglądając się w podręcznym lusterku. Wyglądała zabójczo. Dosłownie. - W skrócie jesteśmy zajebistą grupą studentów chcących naszczać w rzycie rządzącym, którzy nie szanują naszych podstawowych...
- Seulgi, kobieta nie powinna mimo wszystko aż tak... - Jongin przybył na ratunek.
- Spierdalaj.
- Ona zawsze tak...? - zapytałem jakże bezczelnie, ignorując obecność dziewczyny.
-
W zasadzie to część jej uroku. - Wzruszył ramionami. -
Przynajmniej tak uważa Chanyeol, inaczej byśmy jej nie karmili.
-
Pieprz się, Kim – prychnęła. - I ty też, Oh.
Jongin posłał mi krótki uśmiech, który na moment wyłączył mnie z dyskusji.
- Okej, ja też uważam, że to część twojego uroku. - Wyciągnął ku niej dłoń.
Nie skorzystała, podniosła się o własnych siłach, lecz po chwili pocałowała go w policzek.
- Czyli jednak ci wybaczam. - Zrzuciła wszystkie rzeczy z blatu do torebki. - Tobie nie, Oh, to ostatnie ostrzeżenie. Jak nie chcesz mnie jeszcze bardziej rozzłościć, lepiej przestań udawać takiego paskudnego heteryka.
Wyszła, trzaskając drzwiami. W miarę, jak echo jej kroków na klatce schodowej cichło, rosło milczenie pomiędzy mną a Jonginem. Nieco niezręczne, ale nieirytujące. Przynajmniej nie dla mnie. Może i wyrosłem z usilnego niewychodzenia przed szereg, lecz wciąż lubiłem obserwację.
Ruchy, nawet cholerna mimika Jongina były tak porażająco znajome, nie zmienił się nawet sposób, w jaki marszczył brwi, gdy coś szło nie po jego myśli. Jego usta ułożyły się w cienką linię, wyglądał na naprawdę rozdrażnionego. Cóż, nie każdy musiał umieć obsługiwać kuchenkę benzynową. Co nie zmienia faktu, że trzeba było być wybitnie tępym, żeby nie nauczyć się tego w przeciągu tych kilku lat – kiedy byliśmy razem pod namiotem, też nie potrafił jej używać.
- Właściwie to mógłbyś...?
Nie dokończył zdania, już odbierałem od niego pojemnik z benzyną. Nie pouczyłem go, w jaki sposób powinien to robić, tak postępowałem kiedyś. Teraz mogłoby mu się skojarzyć, mógłby sobie przypomnieć.
Czułem na sobie jego wzrok, gdy zapełniałem miseczkę płynem.
- Nie dowiedziałem się właściwie, co próbujecie zrobić – palnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Nie? - Nie spuszczał ze mnie wzroku. - W sumie nic dziwnego, Seulgi nie komunikuje się jak normalny człowiek... Generalnie to po prostu walczymy o prawa LGBT, co nie? Wiesz, próbuję zarejestrować naszą grupę, mamy nazwę i wszystko, ale te gnojki ciągle przesuwają terminy. A my przecież nie stanowimy zagrożenia, nie chcemy nikogo gwałcić, tylko zmusić ten cholerny kraj, żeby zaczęli traktować nas jak ludzi.
- Nas? - wyrwało mi się mimowolnie.
Jongin skrzywił się nieznacznie, chyba moja separacja nieco go uderzyła. Próbowałem nie wyglądać na zbyt przejętego.
- Nas jako grupę, nie chodziło mi konkretnie o ciebie. - Wzruszył ramionami. - Chyba już się zrobiło.
Faktycznie, w palniku powyżej dyszy pojawił się mały płomień. Odkręciłem zawór, kuchenka wydała charakterystyczny szum, ale nie pojawił się żaden ogień. Po chwili szum stał się coraz głośniejszy, doszedł do niego pisk. Złapałem Jongina za rękę i rzuciłem się do drzwi.
To była kwestia sekundy. Z zaworu strzelił metrowy płomień, niedokręcona zakrętka wyleciała z zawartością zbiornika. Jongin wrzasnął, gdy przeleciała mu tuż koło ucha, benzyna szczęśliwie jedynie rozlała się po podłodze.
- Ja pierdolę. - Oparł się o ścianę, trzymając za serce. - Pamiętaj, żebym nigdy w życiu nie prosił cię o pomoc.
Nie miałem siły tłumaczyć mu, że to nie była moja wina, tylko awaria tej podrabianej kuchenki gazowej. I że gdybym go nie odciągnął, benzyna usmażyłaby nam twarze. Pokiwałem głową.
Jongin posłał mi krótki uśmiech, który na moment wyłączył mnie z dyskusji.
- Okej, ja też uważam, że to część twojego uroku. - Wyciągnął ku niej dłoń.
Nie skorzystała, podniosła się o własnych siłach, lecz po chwili pocałowała go w policzek.
- Czyli jednak ci wybaczam. - Zrzuciła wszystkie rzeczy z blatu do torebki. - Tobie nie, Oh, to ostatnie ostrzeżenie. Jak nie chcesz mnie jeszcze bardziej rozzłościć, lepiej przestań udawać takiego paskudnego heteryka.
Wyszła, trzaskając drzwiami. W miarę, jak echo jej kroków na klatce schodowej cichło, rosło milczenie pomiędzy mną a Jonginem. Nieco niezręczne, ale nieirytujące. Przynajmniej nie dla mnie. Może i wyrosłem z usilnego niewychodzenia przed szereg, lecz wciąż lubiłem obserwację.
Ruchy, nawet cholerna mimika Jongina były tak porażająco znajome, nie zmienił się nawet sposób, w jaki marszczył brwi, gdy coś szło nie po jego myśli. Jego usta ułożyły się w cienką linię, wyglądał na naprawdę rozdrażnionego. Cóż, nie każdy musiał umieć obsługiwać kuchenkę benzynową. Co nie zmienia faktu, że trzeba było być wybitnie tępym, żeby nie nauczyć się tego w przeciągu tych kilku lat – kiedy byliśmy razem pod namiotem, też nie potrafił jej używać.
- Właściwie to mógłbyś...?
Nie dokończył zdania, już odbierałem od niego pojemnik z benzyną. Nie pouczyłem go, w jaki sposób powinien to robić, tak postępowałem kiedyś. Teraz mogłoby mu się skojarzyć, mógłby sobie przypomnieć.
Czułem na sobie jego wzrok, gdy zapełniałem miseczkę płynem.
- Nie dowiedziałem się właściwie, co próbujecie zrobić – palnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Nie? - Nie spuszczał ze mnie wzroku. - W sumie nic dziwnego, Seulgi nie komunikuje się jak normalny człowiek... Generalnie to po prostu walczymy o prawa LGBT, co nie? Wiesz, próbuję zarejestrować naszą grupę, mamy nazwę i wszystko, ale te gnojki ciągle przesuwają terminy. A my przecież nie stanowimy zagrożenia, nie chcemy nikogo gwałcić, tylko zmusić ten cholerny kraj, żeby zaczęli traktować nas jak ludzi.
- Nas? - wyrwało mi się mimowolnie.
Jongin skrzywił się nieznacznie, chyba moja separacja nieco go uderzyła. Próbowałem nie wyglądać na zbyt przejętego.
- Nas jako grupę, nie chodziło mi konkretnie o ciebie. - Wzruszył ramionami. - Chyba już się zrobiło.
Faktycznie, w palniku powyżej dyszy pojawił się mały płomień. Odkręciłem zawór, kuchenka wydała charakterystyczny szum, ale nie pojawił się żaden ogień. Po chwili szum stał się coraz głośniejszy, doszedł do niego pisk. Złapałem Jongina za rękę i rzuciłem się do drzwi.
To była kwestia sekundy. Z zaworu strzelił metrowy płomień, niedokręcona zakrętka wyleciała z zawartością zbiornika. Jongin wrzasnął, gdy przeleciała mu tuż koło ucha, benzyna szczęśliwie jedynie rozlała się po podłodze.
- Ja pierdolę. - Oparł się o ścianę, trzymając za serce. - Pamiętaj, żebym nigdy w życiu nie prosił cię o pomoc.
Nie miałem siły tłumaczyć mu, że to nie była moja wina, tylko awaria tej podrabianej kuchenki gazowej. I że gdybym go nie odciągnął, benzyna usmażyłaby nam twarze. Pokiwałem głową.
***
Potem
Jongin gdzieś wyszedł, a ja zająłem się zamienianiem swojego
domniemanego pokoju w miejsce nadające się do względnego
zamieszkania. Przy dużej ilości dobrej woli. Ciuchy, które Seulgi
zostawiła na podłodze, od razu wyniosłem do salonu,
niebezpodstawnie uważając je za obarczone klątwą.
Wieczorem okazało się, że nie mieszkam tylko z Chanyeolem. A los jest tępą kurwą, na którą zamierzałem nasłać Seulgi. W trybie natychmiastowym.
Wieczorem okazało się, że nie mieszkam tylko z Chanyeolem. A los jest tępą kurwą, na którą zamierzałem nasłać Seulgi. W trybie natychmiastowym.
-
Ty też jesteś moim współlokatorem? - jęknąłem.
Jongin podrapał się po głowie. Natknąłem się na niego na balkonie, w godzinach wyjątkowo niewizytowych. Miał na sobie spodnie od piżamy i luźny podkoszulek, chyba ten sam nosił przez cały dzień. Ale to nie było istotne, średnio interesowała mnie jego higiena.
- To chyba za duże słowo. - Zgniótł puszkę w dłoni. - Jeżeli mój kumpel kogoś bierze na noc, śpię tu na kanapie i wyżeram Chanyeolowi lodówkę.
Jongin podrapał się po głowie. Natknąłem się na niego na balkonie, w godzinach wyjątkowo niewizytowych. Miał na sobie spodnie od piżamy i luźny podkoszulek, chyba ten sam nosił przez cały dzień. Ale to nie było istotne, średnio interesowała mnie jego higiena.
- To chyba za duże słowo. - Zgniótł puszkę w dłoni. - Jeżeli mój kumpel kogoś bierze na noc, śpię tu na kanapie i wyżeram Chanyeolowi lodówkę.
W
milczeniu zapaliłem papierosa. Teoretycznie ustanowiłem sobie limit
jednego dziennie, ale tym razem naprawdę się nim nie przejmowałem.
Byłem zbyt... wytrącony z równowagi.
Staliśmy w milczeniu, wpatrując się w znajdujące się pod nami miasto. Tętniło życiem, światła były zapalone dosłownie wszędzie, ktoś w oddali puszczał fajerwerki. Nigdy przedtem nie mieszkałem tak blisko centrum, preferowałem ciszę przedmieść. Byłem idiotą.
- Przyjdziesz jutro na spotkanie? - zapytał, kiedy skończyłem palić. - Zobaczyć jak to wszystko wygląda?
Zastanowiłem się. Przyjście tam będzie oznaczało większą ilość spotkań z Jonginem. I całym tym towarzystwem, z którym naprawdę wolałem nie mieć nic wspólnego. Z drugiej strony jednak to mieszkanie ponoć i tak przeżywało najazdy pojebanych działaczy, a Jongin często tu nocował. Odmowa wprost mogłaby zostać... źle przyjęta.
- Zobaczę, czy zdążę – odpowiedziałem wymijająco.
Jongin albo nie wyczuł mojego tonu, albo wziął wahanie za dobrą monetę, bo uśmiechnął się szeroko. Zmarszczki wokół jego ust pogłębiły się, w żaden sposób jednak nie odbierając mu uroku. Był podobny do siebie jako nastolatka, nie przypominał innego człowieka, ale właśnie te drobne szczegóły, te gładkie na krawędziach linie koło jego ust czy oczu zmieniały moje postrzeganie. Bo to nie był już naiwny i przejęty Jongin z moich wspomnień, to był ktoś inny. Obdarzony bagażem doświadczeń, o których nie wiedziałem, ze wspomnieniami, w których nie uczestniczyłem. Z zespołami zachowań i odruchów, którego wykształciły się później. I ja, masochistycznie i wbrew rozsądkowi, chciałem poznać tego Jongina.
Staliśmy w milczeniu, wpatrując się w znajdujące się pod nami miasto. Tętniło życiem, światła były zapalone dosłownie wszędzie, ktoś w oddali puszczał fajerwerki. Nigdy przedtem nie mieszkałem tak blisko centrum, preferowałem ciszę przedmieść. Byłem idiotą.
- Przyjdziesz jutro na spotkanie? - zapytał, kiedy skończyłem palić. - Zobaczyć jak to wszystko wygląda?
Zastanowiłem się. Przyjście tam będzie oznaczało większą ilość spotkań z Jonginem. I całym tym towarzystwem, z którym naprawdę wolałem nie mieć nic wspólnego. Z drugiej strony jednak to mieszkanie ponoć i tak przeżywało najazdy pojebanych działaczy, a Jongin często tu nocował. Odmowa wprost mogłaby zostać... źle przyjęta.
- Zobaczę, czy zdążę – odpowiedziałem wymijająco.
Jongin albo nie wyczuł mojego tonu, albo wziął wahanie za dobrą monetę, bo uśmiechnął się szeroko. Zmarszczki wokół jego ust pogłębiły się, w żaden sposób jednak nie odbierając mu uroku. Był podobny do siebie jako nastolatka, nie przypominał innego człowieka, ale właśnie te drobne szczegóły, te gładkie na krawędziach linie koło jego ust czy oczu zmieniały moje postrzeganie. Bo to nie był już naiwny i przejęty Jongin z moich wspomnień, to był ktoś inny. Obdarzony bagażem doświadczeń, o których nie wiedziałem, ze wspomnieniami, w których nie uczestniczyłem. Z zespołami zachowań i odruchów, którego wykształciły się później. I ja, masochistycznie i wbrew rozsądkowi, chciałem poznać tego Jongina.
***
To
idiotyczne pragnienie zniknęło, gdy tylko się obudziłem.
Odrzuciłem kołdrę zdecydowanym ruchem i wyskoczyłem z łóżka.
Zwariowałem. Po prostu, kurwa, zwariowałem. Przez to miejsce
traciłem zmysły, to na balkonie było pewnie tylko preludium.
Musiałem stąd wypierdalać, uciekać daleko od widm przeszłości i
ich przeklętych znajomych.
Wyciągnąłem
telefon, by zadzwonić do dziewczyny, jednak zrezygnowałem przed
pierwszym sygnałem. Na pewno wybiłaby mi z głowy pomysł wspólnego
mieszkania, gdybym podał jej jakąś mało przekonującą
argumentację. A wszystko, co w tej chwili mogłem wymyślić
brzmiało nierealistycznie. Bo w końcu prawdy nie mogłem przecież
powiedzieć, to uznałaby za najgorsze kłamstwo dekady. No i...
wolałem jej tego nie mówić. Nigdy. Nikomu.
Chuj z planowaniem. Wystarczyło się spakować i ulotnić, reszta przyszłaby sama. Poza tym zawsze mogłem znowu napaść Chena. W zasadzie... Ciekawe, czy celowo załatwił mi to mieszkanie. Musiałem go o to zapytać. I w zależności od odpowiedzi przestrzec albo zabić, zakopać trupa i zagłodzić na śmierć.
Na palcach przemierzyłem korytarz i dotarłem do kuchni. Jeżeli już miałem wyjeżdżać, to dlaczego przedtem nie najeść się na koszt gospodarza?
Chuj z planowaniem. Wystarczyło się spakować i ulotnić, reszta przyszłaby sama. Poza tym zawsze mogłem znowu napaść Chena. W zasadzie... Ciekawe, czy celowo załatwił mi to mieszkanie. Musiałem go o to zapytać. I w zależności od odpowiedzi przestrzec albo zabić, zakopać trupa i zagłodzić na śmierć.
Na palcach przemierzyłem korytarz i dotarłem do kuchni. Jeżeli już miałem wyjeżdżać, to dlaczego przedtem nie najeść się na koszt gospodarza?
Kiedy
tylko zbliżyłem się do lodówki, usłyszałem przeciągły jęk
boleści. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jęk rozległ się
znowu. Po chwili poszukiwań zlokalizowałem jego źródło – w
przedpokoju stękał Chanyeol. Miał na sobie ciągle ubrania
wierzchnie, nie zdjął nawet butów. Stał, oparty czołem o
zakurzone lustro. Odchrząknąłem, nieco zdezorientowany. Co to
było? Performens? Agonia? Jedno i drugie?
- Nigdy więcej – wyjęczał Chanyeol. - Nigdy więcej, nawet łyka.
Aha, kac.
- Nie przejmuj się, zawsze robi to samo. A potem znowu wychodzimy i wszystkim polewa. - Jongin ziewnął rozdzierająco.
Czym uświadomił mi, że nigdy nie widziałem, jak ziewa. Zawsze był pełny energi, hiperaktywny, rozbudzony do granic wytrzymałości. Śpiący Jongin to... było coś absolutnie nowego. Nieznana forma życia, która nagle wyewoluowała.
Kurwa, nawet dla samego siebie brzmiałem pojebanie.
- Leć do sklepu po jakiś sok pomidorowy, ja się nim zajmę. - Jongin przyciągnął Chanyeola do siebie. - S z y b k o.
Nim się zorientowałem, już w samych spodniach od dresu zbiegałem po schodach, gorączkowo usiłując przypomnieć sobie lokalizację dowolnego spożywczaka. Także to by było na tyle, jeżeli chodzi o ucieczkę.
- Nigdy więcej – wyjęczał Chanyeol. - Nigdy więcej, nawet łyka.
Aha, kac.
- Nie przejmuj się, zawsze robi to samo. A potem znowu wychodzimy i wszystkim polewa. - Jongin ziewnął rozdzierająco.
Czym uświadomił mi, że nigdy nie widziałem, jak ziewa. Zawsze był pełny energi, hiperaktywny, rozbudzony do granic wytrzymałości. Śpiący Jongin to... było coś absolutnie nowego. Nieznana forma życia, która nagle wyewoluowała.
Kurwa, nawet dla samego siebie brzmiałem pojebanie.
- Leć do sklepu po jakiś sok pomidorowy, ja się nim zajmę. - Jongin przyciągnął Chanyeola do siebie. - S z y b k o.
Nim się zorientowałem, już w samych spodniach od dresu zbiegałem po schodach, gorączkowo usiłując przypomnieć sobie lokalizację dowolnego spożywczaka. Także to by było na tyle, jeżeli chodzi o ucieczkę.
***
Szczerze
mówiąc, w ogóle nie interesowałem się polityką. Rosnąca bądź
malejąca popularność poszczególnych organizacji politycznych nie
miała specjalnego wpływu na moje życie. Dopóki rządzący nie był
w stanie zmusić Drunken Tiger do wydania kolejnej płyty,
zamierzałem ignorować ich istnienie.
Patrzenie na tych wszystkich zgromadzonych ludzi, którzy żarliwie przemawiali, agresywnie dyskutowali i zadawali setki pytań każdemu, kto tylko odważył się głośno wygłosić komentarz, było... dziwne. W życiu nie byłem na żadnym wiecu wyborczym, moi znajomi też nie przejmowali się polityką. Ogólnie niczym się nie przejmowali, między innymi dlatego się z nimi zadawałem. Nie zniósłbym kłótni światopoglądowych, były nużące.
Teoretycznie więc otoczony przez grono zaangażowanych aktywistów powinienem czuć się... wyobcowany. Albo co najmniej zdychać z dyskomfortu. Teoretycznie. Z zaskakującego, niewytłumaczalnego powodu nic takiego nie nastąpiło.
Patrzenie na tych wszystkich zgromadzonych ludzi, którzy żarliwie przemawiali, agresywnie dyskutowali i zadawali setki pytań każdemu, kto tylko odważył się głośno wygłosić komentarz, było... dziwne. W życiu nie byłem na żadnym wiecu wyborczym, moi znajomi też nie przejmowali się polityką. Ogólnie niczym się nie przejmowali, między innymi dlatego się z nimi zadawałem. Nie zniósłbym kłótni światopoglądowych, były nużące.
Teoretycznie więc otoczony przez grono zaangażowanych aktywistów powinienem czuć się... wyobcowany. Albo co najmniej zdychać z dyskomfortu. Teoretycznie. Z zaskakującego, niewytłumaczalnego powodu nic takiego nie nastąpiło.
W
pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ich słucham - w duchu
chwalę niektórych za sposób przemawiania, po cichu wyzywam innych,
przewracam oczami, słuchając jąkania pozostałych. Nie, żebym
dbał o tematykę wystąpień, walka tych ludzi absolutnie mnie nie
obchodziła. Po pierwsze ich problemy nie dotyczyły mnie
bezpośrednio. Nie byłem gejem, w sukience latać też nie
zamierzałem. Po drugie nigdy nie bawiły mnie rzeczy, które miały
zerowe szanse powodzenia. A ta właśnie taką była. Władze
uniwersyteckie prędzej zgodziłyby się na rejestrację klubu
miłośników incydentalnego słuchania Blur. Nie, żebym się
dziwił.
Wszystko
skończyło się nagle, bez żadnego „idźcie w pokoju Chrystusa”
czy „dziękuję za uwagę”. Ktoś skończył mówić o planach
wzbogacenia sklepu jakiegoś homofoba o urocze graffiti, ktoś
przedstawił szczegóły i ludzie zaczęli się rozchodzić.
Po chwili zobaczyłem już moich k o l e g ó w. Normalnie bym starał się mimo wszystko ich unikać, teraz cieszyłem się z każdej znajomej twarzy. Prawie każdej.
Po chwili zobaczyłem już moich k o l e g ó w. Normalnie bym starał się mimo wszystko ich unikać, teraz cieszyłem się z każdej znajomej twarzy. Prawie każdej.
- I oczywiście staremu nie chciało mu się nawet ruszyć
zgniłych jaj, żeby ze mną porozmawiać. - Głos Seulgi wchodził
na coraz wyższe tony. - Jeong Yol już to słyszał i powtórzę to
po raz kolejny: więcej nie dam się nigdzie wysyłać, ile mam się szmacić? To, że niby mam...
- Seulgi, przymknij się. - Jakaś dziewczyna zgromiła ją ciężkim spojrzeniem. Chyba miała na imię Irene, choć nie dałbym za to głowy, wiele osób zdążyło mi się przedstawić.
Zadziałało. Cała ekipa spojrzała po sobie, lekko zdezorientowana, po czym wreszcie stanęli przede mną. Wydawali się zadowoleni, chyba spotkanie poszło po ich myśli. Szczerzyli się jak dzieciaki, też odpowiedziałem uśmiechem. Nie było sensu psuć im humorów sceptyzmem. Nie teraz, kiedy byli jeszcze ciągle zdeterminowani, gotowi za wszelką cenę bronić swoich przekonań. Po prostu nie chciało mi się kłócić.
- I jak? Było tak źle? - Jongin starał się brzmieć pewnie, lecz mową ciała pokazywał coś wręcz przeciwnego. Patrzył mi prosto w oczy, ale jego ramiona były spięte, oparty na jednej stopie, kiwał się nieświadomie w przód i w tył. Zdecydowanie za łatwo się wciągał, teraz zależało mu na mojej opinii. Dziecinne. I rozczulające.
- Seulgi, przymknij się. - Jakaś dziewczyna zgromiła ją ciężkim spojrzeniem. Chyba miała na imię Irene, choć nie dałbym za to głowy, wiele osób zdążyło mi się przedstawić.
Zadziałało. Cała ekipa spojrzała po sobie, lekko zdezorientowana, po czym wreszcie stanęli przede mną. Wydawali się zadowoleni, chyba spotkanie poszło po ich myśli. Szczerzyli się jak dzieciaki, też odpowiedziałem uśmiechem. Nie było sensu psuć im humorów sceptyzmem. Nie teraz, kiedy byli jeszcze ciągle zdeterminowani, gotowi za wszelką cenę bronić swoich przekonań. Po prostu nie chciało mi się kłócić.
- I jak? Było tak źle? - Jongin starał się brzmieć pewnie, lecz mową ciała pokazywał coś wręcz przeciwnego. Patrzył mi prosto w oczy, ale jego ramiona były spięte, oparty na jednej stopie, kiwał się nieświadomie w przód i w tył. Zdecydowanie za łatwo się wciągał, teraz zależało mu na mojej opinii. Dziecinne. I rozczulające.
-
To zależy od tego, co...
Irene, ta, która uciszyła Seulgi, przyłożyła palec do ust. Umilkłem.
- Jak chcesz cokolwiek krytykować, to może nie tutaj. Chyba że chcesz wywołać trzecią wojnę światową.
Skinąłem głową. To nie była głupia porada, jeszcze nie wszyscy wyszli. Nie chciałem, żeby drażnienie się z Jonginem przeistoczyło się w utarczkę słowną z entuzjastami malowania po prywatnej własności innych ludzi. Mógłbym zostać kolejnym celem.
Irene, ta, która uciszyła Seulgi, przyłożyła palec do ust. Umilkłem.
- Jak chcesz cokolwiek krytykować, to może nie tutaj. Chyba że chcesz wywołać trzecią wojnę światową.
Skinąłem głową. To nie była głupia porada, jeszcze nie wszyscy wyszli. Nie chciałem, żeby drażnienie się z Jonginem przeistoczyło się w utarczkę słowną z entuzjastami malowania po prywatnej własności innych ludzi. Mógłbym zostać kolejnym celem.
-
W takim razie – zwróciłem się do reszty – znacie jakiekolwiek
neutralne światopoglądowo miejsce?
***
Znali.
Pokazali drogę, podzielili się informacjami o najlepszych pozycjach z menu i bez ostrzeżenia zostawili. Zostawili z Jonginem. Idąc, siadając, jedząc z nim czułem... Może nie nazwałbym tego zakłopotaniem czy niezręcznością, to była po prostu kompletna pustka w głowie. Co mówić? Co myśleć? Jak się zachowywać? Elokwencja, którą nabyłem dzięki czytaniu niemożliwej ilości książek i przebywaniu z tymi popularnymi, wygadanymi dzieciakami, ulotniła się wraz z logicznym myśleniem. Zupełnie jakbym znowu miał kilkanaście lat.
Pokazali drogę, podzielili się informacjami o najlepszych pozycjach z menu i bez ostrzeżenia zostawili. Zostawili z Jonginem. Idąc, siadając, jedząc z nim czułem... Może nie nazwałbym tego zakłopotaniem czy niezręcznością, to była po prostu kompletna pustka w głowie. Co mówić? Co myśleć? Jak się zachowywać? Elokwencja, którą nabyłem dzięki czytaniu niemożliwej ilości książek i przebywaniu z tymi popularnymi, wygadanymi dzieciakami, ulotniła się wraz z logicznym myśleniem. Zupełnie jakbym znowu miał kilkanaście lat.
Szczęsliwie
Jongin przejął pałeczkę, był jeszcze wciąż zaoferowany
spotkaniem. Mówił o wiele bardziej składnie niż kiedyś, jego
wiara w to, co mówi, werwa były niemal słyszalne. W pewien sposób
jednak mnie to irytowało. Cała ta chęć walki była tak nieznośnie
niedorzeczna, że ledwo potrafiłem ubrać to w słowa. Dlaczego to
robił? Dlaczego oni wszyscy to robili? Nie lepiej skupić się na
teraźniejszości zamiast nieudolnie walczyć o nierzeczywiste lepsze
jutro? Okej, może zabrzmiało to nieco zbyt górnolotnie, ale
pytanie samo w sobie było dobre.
- Po co to robisz? - Odłożyłem głośno czarkę z alkoholem.
Jongin zmarszczył brwi. Przerwałem mu w połowie zdania, wybijając dość znacząco z rytmu.
- Co?
- Po co to wszystko robisz? - Przechyliłem lekko głowę. - Myślisz, że wasze akcje coś dadzą? Że dewastowanie domów, nękanie władz uniwersyteckich i ulotki zmienią... cokolwiek? Że trochę spreju i krzyków uratuje świat? - Wygiąłem usta w kpiącym uśmiechu.
- Tak. - Wzruszył ramionami.
Zamknąłem usta. Oczekiwałem jakiegoś poruszenia, gniewu. Przynajmniej do tego starałem się go sprowokować. Jongin jednak w ogóle nie wydawał się przejęty – wciąż siedział w tej samej, wyluzowanej pozie, w jego oczach nie było nawet najmniejszej iskierki irytacji.
- To marnowanie czasu – ciągnąłem. Chciałem, potrzebowałem jakiejś reakcji. - To, co robicie. Równie dobrze moglibyście walczyć z pieprzonymi wiatrakami.
- Pewnie tak. - Skinął głową.
Wpatrywałem się w niego tępo, dopóki nie zaczął się śmiać. Głośno, dźwięcznie i niewymuszenie. Zaczerwieniłem się mimowolnie, musiałem naprawd idiotycznie wyglądać, skoro aż tak go to rozbawiło. Usiłowałem zamaskować zażenowanie, wracając do picia, ale wiedziałem, że to nic nie da.
- Po co to robisz? - Odłożyłem głośno czarkę z alkoholem.
Jongin zmarszczył brwi. Przerwałem mu w połowie zdania, wybijając dość znacząco z rytmu.
- Co?
- Po co to wszystko robisz? - Przechyliłem lekko głowę. - Myślisz, że wasze akcje coś dadzą? Że dewastowanie domów, nękanie władz uniwersyteckich i ulotki zmienią... cokolwiek? Że trochę spreju i krzyków uratuje świat? - Wygiąłem usta w kpiącym uśmiechu.
- Tak. - Wzruszył ramionami.
Zamknąłem usta. Oczekiwałem jakiegoś poruszenia, gniewu. Przynajmniej do tego starałem się go sprowokować. Jongin jednak w ogóle nie wydawał się przejęty – wciąż siedział w tej samej, wyluzowanej pozie, w jego oczach nie było nawet najmniejszej iskierki irytacji.
- To marnowanie czasu – ciągnąłem. Chciałem, potrzebowałem jakiejś reakcji. - To, co robicie. Równie dobrze moglibyście walczyć z pieprzonymi wiatrakami.
- Pewnie tak. - Skinął głową.
Wpatrywałem się w niego tępo, dopóki nie zaczął się śmiać. Głośno, dźwięcznie i niewymuszenie. Zaczerwieniłem się mimowolnie, musiałem naprawd idiotycznie wyglądać, skoro aż tak go to rozbawiło. Usiłowałem zamaskować zażenowanie, wracając do picia, ale wiedziałem, że to nic nie da.
Z
twarzy Jongina wciąż nie schodził głupi uśmieszek.
-
Z czego rżysz? - burknąłem, pierdoląc zasady dobrego wychowania.
Który już to raz?
- Z ciebie, oczywiście.
Wywróciłem oczami, ale nie czułem złości. Kiedyś wyglądało to tak samo.
- Z ciebie, oczywiście.
Wywróciłem oczami, ale nie czułem złości. Kiedyś wyglądało to tak samo.
***
Boa
z każdym moim słowem wydawała się coraz bardziej skonsternowana.
Jej usta były zaciśnięte w wąską linię, oczy lekko zmrużone.
Nie wiedziałem, jak powinienem reagować na coś takiego,
więc po prostu opowiadałem dalej. O Jonginie, Chanyeolu, Seulgi,
całej organizacji, strukturze, ich głupiej wierze w zwycięstwo.
Kiedy
skończyłem, nie odzywała się przez kilkanaście sekund.
- Czy ty się nie za bardzo ekscytujesz?
- Czy ty się nie za bardzo ekscytujesz?
Spojrzałem
na nią nieco bezrozumnie. Nie wyglądała na zirytowaną, ona chyba
nigdy się nie irytowała. Zawsze była tak samo spokojna, metodyczna
i rozważna.
- Nie za bardzo ekscytujesz się tym wszystkim? - kontynuowała. - To ciebie przecież nie dotyczy, po co w ogóle się mieszasz? Co zrobisz, jeżeli rektor zmieni zdanie i wyrzucą... ludzi takich jak oni? Chcesz być z nimi łączony?
A, i była też mistrzynią w pozbawianiu mnie dobrego humoru.
- Dlaczego miałby to zrobić? - zirytowałem się nagle, wbrew obiegowej opinii naprawdę średnio panowałem nad emocjami. - Wszystko jest okej, oni są jak każda inna grupa studencka.
Jej brwi uniosły się tak wysoko, że niemal poczułem się głupio. Wiedziałem, co teraz o mnie myśli. Jasne, nie miałem o niczym pojęcia. Byłem tylko ledwo-nie-nastolatkiem, który bywał uroczy, ale ogólnie mało na czym się znał. Może różnica wieku była za duża, może za bardzo to przeżywałem, ale nie znosiłem jej protekcjonalności.
- Nie za bardzo ekscytujesz się tym wszystkim? - kontynuowała. - To ciebie przecież nie dotyczy, po co w ogóle się mieszasz? Co zrobisz, jeżeli rektor zmieni zdanie i wyrzucą... ludzi takich jak oni? Chcesz być z nimi łączony?
A, i była też mistrzynią w pozbawianiu mnie dobrego humoru.
- Dlaczego miałby to zrobić? - zirytowałem się nagle, wbrew obiegowej opinii naprawdę średnio panowałem nad emocjami. - Wszystko jest okej, oni są jak każda inna grupa studencka.
Jej brwi uniosły się tak wysoko, że niemal poczułem się głupio. Wiedziałem, co teraz o mnie myśli. Jasne, nie miałem o niczym pojęcia. Byłem tylko ledwo-nie-nastolatkiem, który bywał uroczy, ale ogólnie mało na czym się znał. Może różnica wieku była za duża, może za bardzo to przeżywałem, ale nie znosiłem jej protekcjonalności.
-
Oni są... kontrowersyjni. - Aha, czyli to było dla niej synonim
„pojebani”. - Powinieneś jak najszybciej się stąd wyprowadzić.
Spokojnie, załatwię ci mieszkanie w tym tygodniu, o nic nie musisz
się martwić.
Podniosłem się gwałtownie. Nie patrzyłem na nią, wyciągnąłem portfel, wyłożyłem pieniądze za swój posiłek i wymaszerowałem z restauracji. Nie pobiegła za mną ani nawet nie zawołała, pewnie dalej siedziała wyprostowana, sącząc powoli kawę z filiżanki. Dotąd jej stoickość mi imponowała, momentami nawet uważałem to za jakiś rodzaj wyzwania, teraz byłem tym zmęczony. Chciałem się z kimś śmiać, kłócić, opowiadać idiotyczne historie, krzyczeć. Miałem dość rozmów o kulturze, wymieniania się spostrzeżeniami i planowania. Nieustannego planowania. Boa była pod tym względem wariatką, to chyba podchodziło już pod zaburzenia. Potrzebowałem energii, jakiejś pasji, entuzjazmu. Potrzebowałem tej grupy „kontrowersyjnych” ludzi. A najbardziej z nich wszystkich potrzebowałem Jongina.
Podniosłem się gwałtownie. Nie patrzyłem na nią, wyciągnąłem portfel, wyłożyłem pieniądze za swój posiłek i wymaszerowałem z restauracji. Nie pobiegła za mną ani nawet nie zawołała, pewnie dalej siedziała wyprostowana, sącząc powoli kawę z filiżanki. Dotąd jej stoickość mi imponowała, momentami nawet uważałem to za jakiś rodzaj wyzwania, teraz byłem tym zmęczony. Chciałem się z kimś śmiać, kłócić, opowiadać idiotyczne historie, krzyczeć. Miałem dość rozmów o kulturze, wymieniania się spostrzeżeniami i planowania. Nieustannego planowania. Boa była pod tym względem wariatką, to chyba podchodziło już pod zaburzenia. Potrzebowałem energii, jakiejś pasji, entuzjazmu. Potrzebowałem tej grupy „kontrowersyjnych” ludzi. A najbardziej z nich wszystkich potrzebowałem Jongina.
***
Jongin
bawił się w telefonem większym od jego dłoni. Wyglądało to
przekomicznie, mimo że przecież niedawno sam miałem taki. Cóż,
hipokryzja była jedną z cnót bogów. Chciałem do niego podejść, ale wydawał się tak zaoferowany, że zrezygnowałem.
Kilka osób siedziało w mieszkaniu, rozmawiali. Bardzo żywo, warto dodać, z włączeniem nagłych okrzyków i gestykulacji. Na ich widok nie poczułem się lepiej ani gorzej, po prostu... Zobaczyłem ich. Nic więcej. Byłem idiotą, jeżeli myślałem, że spotkanie się z nimi poprawi mi humor.
Wylądowałem na balkonie. Tym razem nie było tu nikogo, zresztą o to właśnie chodziło. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Boa mnie wkurwiła, oni też. Swoim widokiem. Wydawali się tacy... szczęsliwi. Szczęśliwi, spędzając czas razem i rozmawiając o planach podbicia całego świata czołgiem z tęczową flagą.
Idioci.
Zapaliłem papierosa. Panika minęła tamtego poranka, lecz wciąż myślałem o przeprowadzce. Nie chciałem tu dłużej zostawać, to mieszkanie chujowo na mnie działało. Jongin... i wszystkie sprawy związane z nim były zbyt skomplikowane, musiałem się od tego odciąć. Uspokoić, zrelaksować i przestać kłócić z dziewczyną.
- Zrobiłem kawę. - Jongin stanął obok mnie z kubkiem w dłoni. Kubek fosforyzował w ciemności, wieczorem zaczynało to już być całkiem nieźle widoczne.
Kilka osób siedziało w mieszkaniu, rozmawiali. Bardzo żywo, warto dodać, z włączeniem nagłych okrzyków i gestykulacji. Na ich widok nie poczułem się lepiej ani gorzej, po prostu... Zobaczyłem ich. Nic więcej. Byłem idiotą, jeżeli myślałem, że spotkanie się z nimi poprawi mi humor.
Wylądowałem na balkonie. Tym razem nie było tu nikogo, zresztą o to właśnie chodziło. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Boa mnie wkurwiła, oni też. Swoim widokiem. Wydawali się tacy... szczęsliwi. Szczęśliwi, spędzając czas razem i rozmawiając o planach podbicia całego świata czołgiem z tęczową flagą.
Idioci.
Zapaliłem papierosa. Panika minęła tamtego poranka, lecz wciąż myślałem o przeprowadzce. Nie chciałem tu dłużej zostawać, to mieszkanie chujowo na mnie działało. Jongin... i wszystkie sprawy związane z nim były zbyt skomplikowane, musiałem się od tego odciąć. Uspokoić, zrelaksować i przestać kłócić z dziewczyną.
- Zrobiłem kawę. - Jongin stanął obok mnie z kubkiem w dłoni. Kubek fosforyzował w ciemności, wieczorem zaczynało to już być całkiem nieźle widoczne.
-
Nie chcę kawy – żachnąłem się, nie wyciągając fajki z
zębów.
- Nie zrobiłem jej dla ciebie, tylko dla siebie. - Potrząsnął kubkiem.
Wzniosłem oczy ku niebu.
- Po chuj więc o tym mówisz?
- Zagaduję cię, żeby rozpocząć rozmowę.
- To koszmarne rozpoczęcie rozmowy, nikt nie będzie chciał z tobą mieć nic wspólnego po takich deklaracjach.
- Naprawdę? - Uniósł lewy kącik ust, przyglądając się mi z politowaniem graniczącym z rozbawieniem. - Rozmawiamy od trzydziestu sekund, a jakoś wciąż chcesz mieć coś ze mną wspólnego.
- Nie zrobiłem jej dla ciebie, tylko dla siebie. - Potrząsnął kubkiem.
Wzniosłem oczy ku niebu.
- Po chuj więc o tym mówisz?
- Zagaduję cię, żeby rozpocząć rozmowę.
- To koszmarne rozpoczęcie rozmowy, nikt nie będzie chciał z tobą mieć nic wspólnego po takich deklaracjach.
- Naprawdę? - Uniósł lewy kącik ust, przyglądając się mi z politowaniem graniczącym z rozbawieniem. - Rozmawiamy od trzydziestu sekund, a jakoś wciąż chcesz mieć coś ze mną wspólnego.
Chciałem
wywrócić oczami po raz drugi, ale nawet ja miałem swoje granice
bycia pretensjonalnym.
- Już nie chcę – prychnąłem.
- Dobrze, powiedzmy, że nie chcesz.
- Nie „powiedzmy”, nie chcę! - zareagowałem nieco zbyt gwałtownie.
Skinął głową.
- Powiedzmy.
Wciągnąłem i wypuściłem powietrze. Po cichu, żeby nie dać mu satysfakcji. Nie chciałem pokazywać, jak łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. To przez to napięcie, zwyczajnie potrzebowałem odpoczynku. Od nich wszystkich.
- Skoro aż tak ci zależy, to możesz tu przecież stać, nie będę ci zabraniać. - Wzruszyłem ramionami.
W jakiś idiotyczny sposób zabolało, kiedy parsknął i bez słowa wrócił do środka.
- Już nie chcę – prychnąłem.
- Dobrze, powiedzmy, że nie chcesz.
- Nie „powiedzmy”, nie chcę! - zareagowałem nieco zbyt gwałtownie.
Skinął głową.
- Powiedzmy.
Wciągnąłem i wypuściłem powietrze. Po cichu, żeby nie dać mu satysfakcji. Nie chciałem pokazywać, jak łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. To przez to napięcie, zwyczajnie potrzebowałem odpoczynku. Od nich wszystkich.
- Skoro aż tak ci zależy, to możesz tu przecież stać, nie będę ci zabraniać. - Wzruszyłem ramionami.
W jakiś idiotyczny sposób zabolało, kiedy parsknął i bez słowa wrócił do środka.
***
ZAREJESTROWALI
NAS.
To znaczy właściwie ich, ja nie miałem z tym nic wspólnego. Powinienem o tym pamiętać. Na przyszłość. Teraz nie zamierzałem przejmować się konwenansami, cieszyłem się wraz z nimi. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, niemożliwym było niedzielenie radości podskakującego Chanyeola, który nie przestawał śmiać się od kilku godzin. Chuj, że zaczynało to wszystkich irytować, i tak uśmiechy nie schodziły nam z twarzy
To znaczy właściwie ich, ja nie miałem z tym nic wspólnego. Powinienem o tym pamiętać. Na przyszłość. Teraz nie zamierzałem przejmować się konwenansami, cieszyłem się wraz z nimi. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, niemożliwym było niedzielenie radości podskakującego Chanyeola, który nie przestawał śmiać się od kilku godzin. Chuj, że zaczynało to wszystkich irytować, i tak uśmiechy nie schodziły nam z twarzy
Choć
pewnie głównie dlatego, że poszliśmy do klubu. Niecieszenie się
w klubie było jak niepłakanie na Królu Lwie – wzbudzało
powszechne zaniepokojenie i przyczyniało się do wyeliminowania
delikwenta z kręgów towarzyskich. Poza tym to nie był zwykły
klub. Wylądowaliśmy w cholernym „Lesbos”, pierwszym lesbijskim
barze w ogóle. W zasadzie z racji na jego target nie miałem
pojęcia, co tu robimy, ale dzisiaj chyba nikt nie robił selekcji ze
względu na płeć. Nikt nie robił żadnej selekcji.
Kiedyś użyłem słowa „zatłoczony” w stosunku do mieszkania Chanyeola. To, co działo się tutaj... Właściwie brakowało mi odpowiedniego określenia. Mogłem jedynie błogosławić genetykę za wzrost i firmy obuwnicze za wyższą o trzy centymetry podeszwę, inaczej z pewnością udusiłbym się w takim tłumie.
Kiedyś użyłem słowa „zatłoczony” w stosunku do mieszkania Chanyeola. To, co działo się tutaj... Właściwie brakowało mi odpowiedniego określenia. Mogłem jedynie błogosławić genetykę za wzrost i firmy obuwnicze za wyższą o trzy centymetry podeszwę, inaczej z pewnością udusiłbym się w takim tłumie.
Powtarzający
się, dudniący rytm rozsadzał mi czaszkę, przez kilka pierwszych
minut nie mogłem przywyknąć do migających, różnokolorowych
świateł. A potem wszystko zaczęło się rozjaśniać i zdałem
sobie sprawę, że wylądowałem w samym środku pierdolonego
karnawału. Nieustannego korowodu barw, brokatu i szczęśliwych
ludzi. Choć to ostatnie wynikało głównie ze spożycia alkoholu,
nie było sensu się łudzić.
Z heroicznym wysiłkiem przedostałem się do baru. Za którym stała zabiegana, chyba zestresowana taką ilością klientów Irene. Poznałem ją pomimo nowego koloru włosów - chyba różowego, nigdy nie wiedziałem, skąd w ogóle ludzie brali takie farby - i ciemnego kostiumu w panterkę, żywcem zerżniętego z kreacji którejś ze Spicetek.
Z heroicznym wysiłkiem przedostałem się do baru. Za którym stała zabiegana, chyba zestresowana taką ilością klientów Irene. Poznałem ją pomimo nowego koloru włosów - chyba różowego, nigdy nie wiedziałem, skąd w ogóle ludzie brali takie farby - i ciemnego kostiumu w panterkę, żywcem zerżniętego z kreacji którejś ze Spicetek.
W
życiu zamieniliśmy góra dziesięć zdań, jednak nie powstrzymałem
uśmiechu na jej widok. Ona, kiedy już zorientowała się, z kim ma
do czynienia, odpowiedziała tym samym. I postawiła przede mną
kilka shotów. Wyciągnąłem rękę z pieniędzmi, ale odepchnęła
ją ze śmiechem. Nie nalegałem.
Wypiłem wszystko bez wahania. Odłożyłem grzecznie kieliszki, dziwnie nagle dbając o to, żeby były ułożone równo, i usiłowałem wrócić na parkiet. Po drodze jednak zgarnęła mnie Seulgi, niespodziewanie obejmując w pasie. Nie wyglądała, jakby miała zamiar dopuścić się morderstwa, więc nie oponowałem. Napotkała moje spojrzenie i zachichotała, zaczepnie przekrzywiając głowę.
Wypiłem wszystko bez wahania. Odłożyłem grzecznie kieliszki, dziwnie nagle dbając o to, żeby były ułożone równo, i usiłowałem wrócić na parkiet. Po drodze jednak zgarnęła mnie Seulgi, niespodziewanie obejmując w pasie. Nie wyglądała, jakby miała zamiar dopuścić się morderstwa, więc nie oponowałem. Napotkała moje spojrzenie i zachichotała, zaczepnie przekrzywiając głowę.
-
Spokojnie, to nie ma żadnego podtekstu – zapewniła. - Nie
bałamucę wysokich, zadurzonych chłopczyków.
Nie
miałem pojęcia, jak jest w stanie oddychać, sięgając mi zaledwie
do połowy ramienia, i jeszcze gadać, ale rozsądnie nie zapytałem.
Może stałe bywalczynie „Lesbos” zdążyły się już
przyzwyczaić do braku tlenu.
- Zadurzonych? - spytałem z lekkim opóźnieniem.
Podniosła się na palcach, przyciągając mnie za szyję. Czułem jej ciężkie perfumy, Boa zawsze krytykowała takie zapachy, uważała je za dziwkarskie. Nie miała racji, lesbijki przecież nie były dziwkami. Chociaż może jakieś były? A co z heteroseksualnymi dziewczynami, które lubiły takie wonności? Istniały? Zaczynałem się gubić we własnych myślach.
- Wszyscy to wiedzą, kochanie. - Dziewczyna śmiała mi się do ucha. - Po prostu przestań bez przerwy się na niego gapić, ty żałosny gnojku.
Nie zdążyłem się oburzyć – ktoś gwałtownie odciągnął ją ode mnie. A raczej nie ktoś, tylko cholerny Kim Jongin. Trzymał ją za ramię, szczerząc się nieznośnie jak zwykle. W przeciwieństwie do reszty klubowiczów był ubrany względnie normalnie, w połyskującą koszulkę bez rękawów i zwykłe, ciemne spodnie. Brawo, przynajmniej on jeden mógł liczyć, że nikt go nie pobije po wyjściu z imprezy.
- Seulgi, twoja kobieta obedrze cię ze skóry za takie akcje. - Pokręcił głową.
- Zamknij się, zdradziecka cioto. – Dziewczyna była już nieźle podpita, choć mogłem się założyć, że na trzeźwo odpowiedziałaby tak samo. Albo jeszcze gorzej. - Gdybyś choć raz zwrócił uwagę na utylitaryzm preferencji twojego...
- Utylitaryzm preferencji? - parsknął Jongin. - Znowu poszło się na wykłady, kochanieńka?
- Stul pysk. – Oparła głowę na jego ramieniu. - Wszyscy stulcie pyski i powiedzcie mi, gdzie jest cholerna Irene. Muszę...
Nie usłyszałem, co musi zrobić, bowiem Chanyeol pojawił się znikąd i równie niespodziewanie wziął dziewczynę na barana. Przynajmniej zakładałem, że to Chanyeol, ledwo widziałem jego twarz spod pióropusza, którego na pewno nie miał na głowię, gdy wchodziliśmy do lokalu. Nie zdążyłem go nawet pozdrowić, bo tylko podrzucił Seulgi i pobiegł w przeciwną stronę. Zniknęli mi z pola widzenia gdzieś pomiędzy postumentami z tańczącymi drag queen.
- Zadurzonych? - spytałem z lekkim opóźnieniem.
Podniosła się na palcach, przyciągając mnie za szyję. Czułem jej ciężkie perfumy, Boa zawsze krytykowała takie zapachy, uważała je za dziwkarskie. Nie miała racji, lesbijki przecież nie były dziwkami. Chociaż może jakieś były? A co z heteroseksualnymi dziewczynami, które lubiły takie wonności? Istniały? Zaczynałem się gubić we własnych myślach.
- Wszyscy to wiedzą, kochanie. - Dziewczyna śmiała mi się do ucha. - Po prostu przestań bez przerwy się na niego gapić, ty żałosny gnojku.
Nie zdążyłem się oburzyć – ktoś gwałtownie odciągnął ją ode mnie. A raczej nie ktoś, tylko cholerny Kim Jongin. Trzymał ją za ramię, szczerząc się nieznośnie jak zwykle. W przeciwieństwie do reszty klubowiczów był ubrany względnie normalnie, w połyskującą koszulkę bez rękawów i zwykłe, ciemne spodnie. Brawo, przynajmniej on jeden mógł liczyć, że nikt go nie pobije po wyjściu z imprezy.
- Seulgi, twoja kobieta obedrze cię ze skóry za takie akcje. - Pokręcił głową.
- Zamknij się, zdradziecka cioto. – Dziewczyna była już nieźle podpita, choć mogłem się założyć, że na trzeźwo odpowiedziałaby tak samo. Albo jeszcze gorzej. - Gdybyś choć raz zwrócił uwagę na utylitaryzm preferencji twojego...
- Utylitaryzm preferencji? - parsknął Jongin. - Znowu poszło się na wykłady, kochanieńka?
- Stul pysk. – Oparła głowę na jego ramieniu. - Wszyscy stulcie pyski i powiedzcie mi, gdzie jest cholerna Irene. Muszę...
Nie usłyszałem, co musi zrobić, bowiem Chanyeol pojawił się znikąd i równie niespodziewanie wziął dziewczynę na barana. Przynajmniej zakładałem, że to Chanyeol, ledwo widziałem jego twarz spod pióropusza, którego na pewno nie miał na głowię, gdy wchodziliśmy do lokalu. Nie zdążyłem go nawet pozdrowić, bo tylko podrzucił Seulgi i pobiegł w przeciwną stronę. Zniknęli mi z pola widzenia gdzieś pomiędzy postumentami z tańczącymi drag queen.
Przeniosłem
wzrok na ciągle rozbawionego Jongina i uśmiechnąłem się
nieśmiało, bo w co w końcu innego mogłem zrobić? Tańczyć?
Uciec? Wypić więcej? To ostatnie brzmiało całkiem kusząco.
Kiedy jednak się odwróciłem, natychmiast przyciągnął mnie do siebie za biodra. Momentalnie zesztywniałem. To był Jongin, to był pieprzony Jongin, nie mogłem...
- Ile razy muszę powtarzać, że nie gryzę? - Poczułem jego ciepły oddech na uchu.
Wzruszyłem ramionami. Niemal nonszalancko, mógł się nie zorientować, jak jestem spięty. Bezsensownie. Śmiał się, powinienem podejść do tego tak samo. Nie panikować. Przede wszystkim nie panikować.
Zacząłem kiwać się w rytm „Let me be your fantasy”; minęła chwila, nim Jongin się dostosował. Jego brak inicjatywy był dość stresujący, nigdy przedtem nie tańczyłem z facetem i nie miałem pojęcia, jak należało to robić. Z dziewczynami wszystko było proste – wystarczyło się w miarę płynnie ruszać, obejmować i całować. Ręce Jongina, które przesunęły się po moich żebrach, dały mi do zrozumienia, że w zasadzie taniec zawsze wygląda tak samo. Ten po pijaku, rzecz jasna.
Dorothy Fearon wchodziła w coraz wyższe rejestry, odchyliłem do tyłu głowę. Krew pulsowała mi żyłach, oddech przyspieszał. Co było w tej cholernej lesbijskiej wódce? Nigdy nie uważałem swojej głowy za słabą, teraz nie byłem tego już taki pewien. Pięć shotów wódki nie tłumaczyło, dlaczego wszystko wydawało mi się migotać, dlaczego jedyne, co czułem to zdrętwiały język i dotyk, tylko dotyk.
Baby D odpadło, na głośniki wkroczyła Grace. Niemal nie wyczułem zmiany tempa, Jongin za to od razu zharmonizował z nim ruch bioder. Wygiąłem się do tyłu, by dotknąć dłońmi jego ramion. Złapał je w powietrzu i od razu splótł nasze palce. Znowu do mnie przylgnął, jego klatka piersiowa dotykała moich pleców. Gdy puścił jedną z moich dłoni, mocniej zacisnąłem palce na tej, którą wciąż mnie trzymał. Chciał sobie pójść? Dlaczego? Roześmiał się, strumień powietrza łaskotał mi włosy na karku. Wcale nie chciał iść, po prostu potrzebował wolnej dłoni, by wsadzić mi ją pod koszulkę. Oblizałem usta. Tyle mogłem zaakceptować.
Kiedy jednak się odwróciłem, natychmiast przyciągnął mnie do siebie za biodra. Momentalnie zesztywniałem. To był Jongin, to był pieprzony Jongin, nie mogłem...
- Ile razy muszę powtarzać, że nie gryzę? - Poczułem jego ciepły oddech na uchu.
Wzruszyłem ramionami. Niemal nonszalancko, mógł się nie zorientować, jak jestem spięty. Bezsensownie. Śmiał się, powinienem podejść do tego tak samo. Nie panikować. Przede wszystkim nie panikować.
Zacząłem kiwać się w rytm „Let me be your fantasy”; minęła chwila, nim Jongin się dostosował. Jego brak inicjatywy był dość stresujący, nigdy przedtem nie tańczyłem z facetem i nie miałem pojęcia, jak należało to robić. Z dziewczynami wszystko było proste – wystarczyło się w miarę płynnie ruszać, obejmować i całować. Ręce Jongina, które przesunęły się po moich żebrach, dały mi do zrozumienia, że w zasadzie taniec zawsze wygląda tak samo. Ten po pijaku, rzecz jasna.
Dorothy Fearon wchodziła w coraz wyższe rejestry, odchyliłem do tyłu głowę. Krew pulsowała mi żyłach, oddech przyspieszał. Co było w tej cholernej lesbijskiej wódce? Nigdy nie uważałem swojej głowy za słabą, teraz nie byłem tego już taki pewien. Pięć shotów wódki nie tłumaczyło, dlaczego wszystko wydawało mi się migotać, dlaczego jedyne, co czułem to zdrętwiały język i dotyk, tylko dotyk.
Baby D odpadło, na głośniki wkroczyła Grace. Niemal nie wyczułem zmiany tempa, Jongin za to od razu zharmonizował z nim ruch bioder. Wygiąłem się do tyłu, by dotknąć dłońmi jego ramion. Złapał je w powietrzu i od razu splótł nasze palce. Znowu do mnie przylgnął, jego klatka piersiowa dotykała moich pleców. Gdy puścił jedną z moich dłoni, mocniej zacisnąłem palce na tej, którą wciąż mnie trzymał. Chciał sobie pójść? Dlaczego? Roześmiał się, strumień powietrza łaskotał mi włosy na karku. Wcale nie chciał iść, po prostu potrzebował wolnej dłoni, by wsadzić mi ją pod koszulkę. Oblizałem usta. Tyle mogłem zaakceptować.
Jakiś
znajomy, chyba znajomy, nie kojarzyłem go specjalnie, podał mi
kieliszek, inny rzucił butelkę. Działanie alkoholu, na moment
osłabione, powróciło ze zdwojoną siłą.
Tańczyliśmy w milczeniu, nie wykonując żadnych skomplikowanych ruchów. Po prostu kiwaliśmy się w rytm muzyki, dłoń Jongina przesuwała materiał mojego ubrania, moje palce zaciskały się na jego. Co jakiś czas czułem, jak Jongin uśmiecha mi się w szyję, wtedy też się śmiałem. Jeżeli tak miało wyglądać tańczenie z facetami, byłem gotów zrezygnować z dziewczyn.
Tańczyliśmy w milczeniu, nie wykonując żadnych skomplikowanych ruchów. Po prostu kiwaliśmy się w rytm muzyki, dłoń Jongina przesuwała materiał mojego ubrania, moje palce zaciskały się na jego. Co jakiś czas czułem, jak Jongin uśmiecha mi się w szyję, wtedy też się śmiałem. Jeżeli tak miało wyglądać tańczenie z facetami, byłem gotów zrezygnować z dziewczyn.
Klubowa
muzyka została brutalnie zastąpiona Madonną. Cały parkiet zamarł,
zdezorientowany, by wpaść w euforię, aplauz przypominał ryk
wodospadu. A potem wszyscy gwałtownie umilkli, bo to nie była
zwykła Madonna, to było cholerne „Justify My Love”. Chciałem
się roześmiać, prawie mi się udało, lecz wtedy usta Jongina
przesunęły się po mojej żuchwie.
Trzeźwy
wybuchnąłbym śmiechem. Trzeźwy zakpiłbym z połączenia
pierdolonego „Justify My Love” z całowaniem mnie. Trzeźwy w
ogóle nie dałbym się całować.
Ale nie byłem trzeźwy.
Przesuwałem dłońmi po odkrytych ramionach Jongina, dociskając do niego biodra. Nie miałem pojęcia, jak doszło do tej zmiany pozycji, dlaczego już nie tańczyliśmy, on chyba też nie. I żaden z nas o to nie dbał. Całowaliśmy się niedbale i mocno, kompletnie nie zważaliśmy na zęby. Jęknąłem, gdy wbił mi paznokcie w plecy.
- Jesteś totalnie najebany, Sehun – syknął mi do ucha, gdy odsunęliśmy się od siebie.
Jego oczy błyszczały, lecz wśród tylu świateł można było to przegapić, lakier spełnił swoje zadanie – włosy wciąż stały dokładnie pod tym samym kątem, jak powinnny. Tylko jego usta zdradzały, co przed chwilą się stało. Jego usta... Kurwa.
- Wcale nie – zaprzeczyłem słabo.
Jongin roześmiał się cicho, obejmując mnie w pasie.
- Nie kłam.
Nie podobało mi się to. Nie kłamałem, poza tym wcale nie miałem ochoty przestawać go całować. Przynajmniej mój umysł, a raczej to, co z niego pozostało, nie miał. Za ciało nie mogłem ręczyć, w ogóle nad nim nie panowałem. Na swoje nieszczęście. Nie mogłem nic zrobić, gdy powoli zacząłem spadać w nieskończoną, bezdenną ciemność. Dzięki Bogu, Jongin mnie nie puścił.
Ale nie byłem trzeźwy.
Przesuwałem dłońmi po odkrytych ramionach Jongina, dociskając do niego biodra. Nie miałem pojęcia, jak doszło do tej zmiany pozycji, dlaczego już nie tańczyliśmy, on chyba też nie. I żaden z nas o to nie dbał. Całowaliśmy się niedbale i mocno, kompletnie nie zważaliśmy na zęby. Jęknąłem, gdy wbił mi paznokcie w plecy.
- Jesteś totalnie najebany, Sehun – syknął mi do ucha, gdy odsunęliśmy się od siebie.
Jego oczy błyszczały, lecz wśród tylu świateł można było to przegapić, lakier spełnił swoje zadanie – włosy wciąż stały dokładnie pod tym samym kątem, jak powinnny. Tylko jego usta zdradzały, co przed chwilą się stało. Jego usta... Kurwa.
- Wcale nie – zaprzeczyłem słabo.
Jongin roześmiał się cicho, obejmując mnie w pasie.
- Nie kłam.
Nie podobało mi się to. Nie kłamałem, poza tym wcale nie miałem ochoty przestawać go całować. Przynajmniej mój umysł, a raczej to, co z niego pozostało, nie miał. Za ciało nie mogłem ręczyć, w ogóle nad nim nie panowałem. Na swoje nieszczęście. Nie mogłem nic zrobić, gdy powoli zacząłem spadać w nieskończoną, bezdenną ciemność. Dzięki Bogu, Jongin mnie nie puścił.
***
Obudziłem
się w obcym samochodzie. Na zewnątrz było ciemno, noc nie
planowała się jeszcze kończyć. Nie bolała mnie głowa ani nie
czułem pragnienia, więc prawdopodobnie wciąż byłem pijany.
Chociaż było to za mocne słowo – obraz prawie nie zamazywał mi
się przed oczami, szumienie w głowie nie irytowało, było
przyjemne. Inaczej mówiąc, byłem wstawiony.
Wyszedłem z auta i na chwilę moje myśli straciły wątek. Byłem na jebanej plaży. Nad cholernym jeziorem, gdzieś na obrzeżach miasta, wnioskując po światłach w oddali. Co ja tu, kurwa, robiłem? Nigdy nie chciałem być Robinsonem Crusoe.
Wyszedłem z auta i na chwilę moje myśli straciły wątek. Byłem na jebanej plaży. Nad cholernym jeziorem, gdzieś na obrzeżach miasta, wnioskując po światłach w oddali. Co ja tu, kurwa, robiłem? Nigdy nie chciałem być Robinsonem Crusoe.
-
Tutaj, śpiąca królewno! - zawołał znajomy głos.
Oprócz mnie
na plaży było kilkanaście osób, nie czekał mnie los samotnego
rozbitka. Cóż, będziemy mogli się przynajmniej zjadać nawzajem,
nic straconego.
Wszyscy siedzieli przy ognisku, z plastikowymi kubkami i talerzykami w dłoniach. Ktoś gryzł kiełbasę, ktoś narzekał na brak podstawowej higieny. Nic specjalnego, standardowe nielegalne ognisko w środku lasu.
Ruszyłem w ich stronę, bardzo pilnując, by przypadkiem się nie wywrócić. Nie chciałbym, żeby się śmiali. Szczególnie nie Jongin, który i tak nie krył uśmiechu. Pierdolony cham.
Ominąłem go i usiadłem obok Chanyeola. Nie miał już pióropusza na głowie ani Seulgi na ramionach, jednak wciąż wyglądał na tak samo zadowolonego. Miałem już dość tego cholernego entuzjazmu, którym tryskał. Nie mogłem się doczekać poranka. I kaca. Tego jednego momentu, w którym Chanyeol był tak zrozpaczony jak normalni śmiertelnicy przez całe życie.
Wszyscy siedzieli przy ognisku, z plastikowymi kubkami i talerzykami w dłoniach. Ktoś gryzł kiełbasę, ktoś narzekał na brak podstawowej higieny. Nic specjalnego, standardowe nielegalne ognisko w środku lasu.
Ruszyłem w ich stronę, bardzo pilnując, by przypadkiem się nie wywrócić. Nie chciałbym, żeby się śmiali. Szczególnie nie Jongin, który i tak nie krył uśmiechu. Pierdolony cham.
Ominąłem go i usiadłem obok Chanyeola. Nie miał już pióropusza na głowie ani Seulgi na ramionach, jednak wciąż wyglądał na tak samo zadowolonego. Miałem już dość tego cholernego entuzjazmu, którym tryskał. Nie mogłem się doczekać poranka. I kaca. Tego jednego momentu, w którym Chanyeol był tak zrozpaczony jak normalni śmiertelnicy przez całe życie.
-
O czym rozmawiacie? - zapytałem go cicho, nie chcąc przerywać
dyskusji.
- O coming outach. - Wsadził mi do ręki butelkę. Może
nie znałem się specjalnie na alkoholach, lecz potrafiłem rozpoznać
tanie wino. Bardzo tanie wino. - Przed rodzicami w sensie. Ciężki
temat, co nie?
Na taki wyglądał. Atmosfera może nie przypominała pogrzebowej, jednak z pewnością nie zachęcała do skakania z radości. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w życiu widziałem tych ludzi smutnych. Nie wściekłych, nie rozgoryczonych, ale po prostu nieszczęśliwych. Nawet w uśmiechu Chanyeola kryła się teraz jakaś sztuczność.
- W zasadzie co miałbym im niby powiedzieć? - ciągnął Junmyeon, jeden z gości, którzy w klubie tańczyli na platformach. - Że co jakiś czas lubię chodzić w sukienkach i na obcasach? Matka padłaby na zawał.
Seulgi skinęła głową.
- U mnie tak samo. Ni chuja po prostu.
- Moi raczej wiedzą. - Jongin przeciągnął się głośno. - Tylko nic nie mówią, bo jakby to powiedzieli, to mogłoby się stać prawdą.
- Ja po prostu czekam, aż wreszcie umrą – przyznał Chanyeol z przerażającą szczerością.
Nikt go nie potępił, nikt się nie zdziwił. Ja też nie. Pokiwałem głową.
- A ty? - Jakaś laska, której imienia nie przypomniałbym sobie na trzeźwo, a co dopiero teraz, wskazała mnie kiełbaską. - Powiedziałeś im?
Przełknąłem ślinę. Nie powiedziałem, bo i nie było czego mówić. Nie musiałem się outować, miałem dziewczynę i byłem heteroseksualny. To z Jonginem... to mogłem odesłać daleko, na jakieś śmietnisko pamięci. Nie miało znaczenia.
- Domyślili się tak jakby – wyszło z moich ust bez pytania o pozwolenie. - Kiedyś. Teraz nie... nie wracamy do tematu.
Nie drążyli, wrócili do rozmowy. Ja skupiłem się na piciu, przeklinając swój idiotyzm. Dopóki nie zauważyłem badawczego spojrzenia Jongina. Pochyliłem się nad puszką, bojąc się podnosić na niego wzrok. O kurwa, co ja tu właściwie odpierdalałem? Jeżeli on teraz sobie przypomniał...
Nie mogłem wrócić, nie miałem nawet pojęcia, gdzie jesteśmy. Robiłem więc wszystko, by nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania. Rozmawiałem, jadłem, śmiałem się. Niemal nie piłem, lecz stan upojenia alkoholowego wciąż nie chciał przejść do przeszłości.
Zaczęło świtać. Byłem wstawiony na tyle, by nurkować w jeziorze. Byłem jednocześnie na tyle racjonalny, by zdawać sobie sprawę, że przedtem muszę wytrzeźwieć. O słodki rozsądku, gdzie byłeś, kiedy lizałem się z pieprzonym Jonginem?
Burknąłem cicho, że potrzebuję spaceru. Skwitowali to jedynie śmiechem. Nie wiedziałem, z czego były zrobione ich głowy, ale na pewno nie należeliśmy do tego samego gatunku. Pili całą noc, po klubie nawet prowadzili auta. Jeśli robili tak co imprezę, naśmiewania się z kaca Chanyeola było skurwysyństwem. Ja po takiej ilości alkoholu wylądowałbym na cmentarzu.
Woda przedostała się do wnętrza moich butów. Nie odsunąłem się. Jasne, nie było to morze, ale z pewnością stanowiło miłą namiastkę. Przydałoby się zapytać, jak tutaj dojechać. A potem przyjechać tu i popełnić samobójstwo. Tak na wszelki wypadek. Żeby już nigdy nie popełnić takiej serii idiotycznych pomyłek jak dzisiaj.
Klepnięcie w ramię. Nawet nie musiałem się upewniać.
- Potrzymam ci włosy, jak będziesz rzygać. - Jongin był mistrzem pocieszania.
I jednym z powodów, przez które chciałem się zabić.
- Sehun! - Odwróciłem się, słysząc wrzask Seulgi. Dziewczyna pomachała mi znad ogniska, właściwie odszedłem już całkiem daleko. - Sehun, bawcie się dobrze, ale jak złamiesz Jonginowi serce, to zrobię kolczyki z twoich jąder!
Przeniosłem wzrok na chłopaka, który już się tak nie szczerzył.
- O subtelności, twe imię nie jest Seulgi – wymamrotał
Byłem podpity, a i tak czułem się niezręcznie. Tylko kobiety potrafiły doprowadzić do czegoś takiego.
- Więc mam ci nie łamać serca? - zapytałem z niewytłumaczalnym rozbawieniem.
Wzruszył ramionami.
- Ona za dużo sobie wyobraża.
- Co?
Przebiegł dłonią po włosach, które wciąż dzielnie się trzymały. Byłem pewien podziwu dla jego lakieru.
- Akurat swojego serca nie lubię łamać.
Brzmiało to jak wytłumaczenie, ale chyba byłem na to za głupi.
- Co?
Upadłem z nim plecami na ziemię i po chwili on już nie był obok mnie, tylko na mnie, nasze usta stykały się. To też nie było najlepsze wyjaśnienie, ale przynajmniej było szybkie. I zrozumiałe.
Całowaliśmy się bez zbędnych przerw na oddychanie. Jego wargi były spierzchnięte, to była chyba moja robota. Świadomość tego była w jakiś sposób elektryzująca; miałem wrażenie, że kopnął mnie prąd, dreszcz biegł w górę kręgosłupa.
Kiedy skończyliśmy, obaj dyszeliśmy ciężko. Jongin wyglądał, jakby właśnie ukończył maraton, jego zaczerwieniona twarz i rozszerzone źrenice doskonale do tego pasowały. Ja za to prawdopodobnie wyglądałem jak ofiara jebanej różyczki, moja skóra zawsze była przeciwko mnie.
Piasek był absolutnie wszędzie, czułem go nawet w butach, jednak nie protestowałem, ani myślałem się podnosić. Oddech Jongina owiewał moje usta, pachniał jak czysta wódka.
- Właściwie to zabawne. - Jongin pocałował mnie jeszcze raz, tym razem lekko i delikatnie.
- Zabawne? - powtórzyłem bezmyślnie.
Zsunął się ze mnie i podniósł bez ociągania. Też usiadłem. Jakimś cudem rozwiązała mi się sznurówka, więc zacząłem z nią walczyć. Wolałem nie ryzykować śmierci przez potknięcie.
- Zabawne – parsknął krótko. - Zabawne, że czekałem na to właściwie sześć lat, a tak szybko poszło.
Powoli podniosłem na niego wzrok. Już się nie uśmiechał.
Na taki wyglądał. Atmosfera może nie przypominała pogrzebowej, jednak z pewnością nie zachęcała do skakania z radości. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w życiu widziałem tych ludzi smutnych. Nie wściekłych, nie rozgoryczonych, ale po prostu nieszczęśliwych. Nawet w uśmiechu Chanyeola kryła się teraz jakaś sztuczność.
- W zasadzie co miałbym im niby powiedzieć? - ciągnął Junmyeon, jeden z gości, którzy w klubie tańczyli na platformach. - Że co jakiś czas lubię chodzić w sukienkach i na obcasach? Matka padłaby na zawał.
Seulgi skinęła głową.
- U mnie tak samo. Ni chuja po prostu.
- Moi raczej wiedzą. - Jongin przeciągnął się głośno. - Tylko nic nie mówią, bo jakby to powiedzieli, to mogłoby się stać prawdą.
- Ja po prostu czekam, aż wreszcie umrą – przyznał Chanyeol z przerażającą szczerością.
Nikt go nie potępił, nikt się nie zdziwił. Ja też nie. Pokiwałem głową.
- A ty? - Jakaś laska, której imienia nie przypomniałbym sobie na trzeźwo, a co dopiero teraz, wskazała mnie kiełbaską. - Powiedziałeś im?
Przełknąłem ślinę. Nie powiedziałem, bo i nie było czego mówić. Nie musiałem się outować, miałem dziewczynę i byłem heteroseksualny. To z Jonginem... to mogłem odesłać daleko, na jakieś śmietnisko pamięci. Nie miało znaczenia.
- Domyślili się tak jakby – wyszło z moich ust bez pytania o pozwolenie. - Kiedyś. Teraz nie... nie wracamy do tematu.
Nie drążyli, wrócili do rozmowy. Ja skupiłem się na piciu, przeklinając swój idiotyzm. Dopóki nie zauważyłem badawczego spojrzenia Jongina. Pochyliłem się nad puszką, bojąc się podnosić na niego wzrok. O kurwa, co ja tu właściwie odpierdalałem? Jeżeli on teraz sobie przypomniał...
Nie mogłem wrócić, nie miałem nawet pojęcia, gdzie jesteśmy. Robiłem więc wszystko, by nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania. Rozmawiałem, jadłem, śmiałem się. Niemal nie piłem, lecz stan upojenia alkoholowego wciąż nie chciał przejść do przeszłości.
Zaczęło świtać. Byłem wstawiony na tyle, by nurkować w jeziorze. Byłem jednocześnie na tyle racjonalny, by zdawać sobie sprawę, że przedtem muszę wytrzeźwieć. O słodki rozsądku, gdzie byłeś, kiedy lizałem się z pieprzonym Jonginem?
Burknąłem cicho, że potrzebuję spaceru. Skwitowali to jedynie śmiechem. Nie wiedziałem, z czego były zrobione ich głowy, ale na pewno nie należeliśmy do tego samego gatunku. Pili całą noc, po klubie nawet prowadzili auta. Jeśli robili tak co imprezę, naśmiewania się z kaca Chanyeola było skurwysyństwem. Ja po takiej ilości alkoholu wylądowałbym na cmentarzu.
Woda przedostała się do wnętrza moich butów. Nie odsunąłem się. Jasne, nie było to morze, ale z pewnością stanowiło miłą namiastkę. Przydałoby się zapytać, jak tutaj dojechać. A potem przyjechać tu i popełnić samobójstwo. Tak na wszelki wypadek. Żeby już nigdy nie popełnić takiej serii idiotycznych pomyłek jak dzisiaj.
Klepnięcie w ramię. Nawet nie musiałem się upewniać.
- Potrzymam ci włosy, jak będziesz rzygać. - Jongin był mistrzem pocieszania.
I jednym z powodów, przez które chciałem się zabić.
- Sehun! - Odwróciłem się, słysząc wrzask Seulgi. Dziewczyna pomachała mi znad ogniska, właściwie odszedłem już całkiem daleko. - Sehun, bawcie się dobrze, ale jak złamiesz Jonginowi serce, to zrobię kolczyki z twoich jąder!
Przeniosłem wzrok na chłopaka, który już się tak nie szczerzył.
- O subtelności, twe imię nie jest Seulgi – wymamrotał
Byłem podpity, a i tak czułem się niezręcznie. Tylko kobiety potrafiły doprowadzić do czegoś takiego.
- Więc mam ci nie łamać serca? - zapytałem z niewytłumaczalnym rozbawieniem.
Wzruszył ramionami.
- Ona za dużo sobie wyobraża.
- Co?
Przebiegł dłonią po włosach, które wciąż dzielnie się trzymały. Byłem pewien podziwu dla jego lakieru.
- Akurat swojego serca nie lubię łamać.
Brzmiało to jak wytłumaczenie, ale chyba byłem na to za głupi.
- Co?
Upadłem z nim plecami na ziemię i po chwili on już nie był obok mnie, tylko na mnie, nasze usta stykały się. To też nie było najlepsze wyjaśnienie, ale przynajmniej było szybkie. I zrozumiałe.
Całowaliśmy się bez zbędnych przerw na oddychanie. Jego wargi były spierzchnięte, to była chyba moja robota. Świadomość tego była w jakiś sposób elektryzująca; miałem wrażenie, że kopnął mnie prąd, dreszcz biegł w górę kręgosłupa.
Kiedy skończyliśmy, obaj dyszeliśmy ciężko. Jongin wyglądał, jakby właśnie ukończył maraton, jego zaczerwieniona twarz i rozszerzone źrenice doskonale do tego pasowały. Ja za to prawdopodobnie wyglądałem jak ofiara jebanej różyczki, moja skóra zawsze była przeciwko mnie.
Piasek był absolutnie wszędzie, czułem go nawet w butach, jednak nie protestowałem, ani myślałem się podnosić. Oddech Jongina owiewał moje usta, pachniał jak czysta wódka.
- Właściwie to zabawne. - Jongin pocałował mnie jeszcze raz, tym razem lekko i delikatnie.
- Zabawne? - powtórzyłem bezmyślnie.
Zsunął się ze mnie i podniósł bez ociągania. Też usiadłem. Jakimś cudem rozwiązała mi się sznurówka, więc zacząłem z nią walczyć. Wolałem nie ryzykować śmierci przez potknięcie.
- Zabawne – parsknął krótko. - Zabawne, że czekałem na to właściwie sześć lat, a tak szybko poszło.
Powoli podniosłem na niego wzrok. Już się nie uśmiechał.