Pairing: HunHan
Ostrzeżenia:
przekleństwa, pijaństwo,
niestabilność emocjonalna głównego bohatera, Jongin jest idiotą
Cztery słowa: Dwie części do końca!
Cztery słowa: Dwie części do końca!
Wyszedłem z samochodu i
natychmiast skręciłem w przeciwną stronę, nie poświęcając
Sehunowi nawet spojrzenia. Dołączył do mnie po kilkunastu metrach,
chyba nie zamierzał odpuszczać.
Cóż, jego problem.
- Luhan.
- Spierdalaj –
odwarknąłem, nawet na moment nie zwalniając kroku.
Kątem oka dostrzegłem dziwne zaskoczenie na twarzy Sehuna. U normalnego człowieka nazwałbym to zmieszaniem, ale nie byłem pewien, czy ten debil posiada na tyle rozwinięty wachlarz emocji.
- Luhan, porozmawiaj ze mną – nie brzmiało to jak prośba, on wciąż nie odwykł od wydawania rozkazów.
- Pierdol się.
Przystanąłem na chwilę na przejściu dla pieszych, by rozejrzeć się wokół. Nie potrafiłem sobie przypomnieć tej części miasta. Możliwe również, że po prostu nigdy tu nie byłem. Rezultat był ten sam – nie znałem żadnych skrótów, lokalizacji stacji metra i przystanków, zupełnie niczego. Pozostała więc jedynie improwizacja.
- Luhan, to tylko cholerna rozmowa.
- W takim razie mogłeś po prostu zadzwonić – sarknąłem. - Telefony są lepsze od porwań.
- Nie odbierałeś – był spokojny, lecz wyrzut w jego głosie wyczułby nawet autystyk.
Zignorowałem go. Zadzwonił raz. R a z. Prawdopodobieństwo, że nie odebralem z przyczyn względnie losowych i niezależnych ode mnie, było wyższe niż pieprzona Eiffla. Rzecz jasna, nie zmieniało to faktu, że celowo zlekceważyłem jego telefon. Ale tego nie mógł mi udowodnić.
- Posłuchaj – zatrzymałem się gwałtownie – zdradzałeś i nie szanowałeś mnie przez cały rok naszego „związku”, a kiedy to odkryłem, kazałeś mi spierdalać. Naprawdę nie chcę mieć z tobą nic, kurwa, wspólnego.
- W łóżku miałeś chyba zupełnie inne zdanie.
Zacisnąłem zęby. Temu nie mogłem zaprzeczyć.
- Chciałeś rozmawiać? No to, kurwa, rozmawiamy.
Sehun wyglądał na lekko wytrąconego z równowagi, jakby nie spodziewał się, że tak łatwo pójdzie. Stał sztywno, dopóki nie upewnił się, że nie zamierzam dalej uciekać. Nie spieszył się, wyciągnął paczkę papierosów. Odmówiłem poczęstowania się.
- I teraz nie wiem co powiedzieć – parsknął.
Wzniosłem oczy ku niebu. Było zdecydowanie za ładnie jak na taką sytuację. Gradobicie byłoby o wiele bardziej klimatyczne.
- A ja wiem. - Oparłem się o pobliską barierkę. - Powiesz mi, że myliłeś się i jednak potrzebujesz kogoś do ruchania na stałe. Tylko w nieco ładniejszych słowach, żebym się nie wkurwił.
Sarknął głośno, nie ukrył gniewu. Albo zasługiwał na Oscara za najlepiej odegraną irytację, albo faktycznie uraziły go moje słowa. Może też był zły na siebie, zauważył, jak przewidywalny bywa.
- Nie – zaprzeczył chłodno. - Chcę powiedzieć, że... Nie potrafię mówić takich rzeczy, kurwa mać. - Obojętność zniknęła, Sehun nagle wyglądał na autentycznie zagubionego. - Kiedy się budzę, ja... W domu jest po prostu pusto bez ciebie.
Kilka miesięcy temu pewnie wzruszyłbym się, słysząc coś takiego. Nazwałbym jakimś cholernym kamieniem milowym w naszej relacji. Może potraktowałbym jak wyznanie miłości.
Teraz poczułem jedynie irytację. To była naprawdę tania zagrywka rodem z filmu klasy B. Nie byłem jebaną Orszulką, by czynić komuś pustki swoim zniknięciem.
Nie
miałem pojęcia, dlaczego ten idiota chce do mnie wrócić. Jeżeli
nawet nie kłamał i faktycznie tęsknił – nawet to słowo
brzmiało śmiesznie groteskowo, jeśli zostało wymienione obok Oh
Sehuna – to troszeczkę się spóźnił. Po takim czasie znoszenia
upokorzeń byłem już zwyczajnie zmęczony. Choć inni nazwaliby to
zwyczajną asertywnością.
- Mogłeś przynajmniej ułożyć jakąś mowę przed – wycedziłem.
Odwróciłem się na pięcie. Tym razem nie uciekałem, szedłem pewnym, marszowym krokiem. Odstraszającym. Ale nie dla tego kretyna, który wciąż nie chciał zrezygnować.
Złapał mnie za rękaw.
- Wtedy, przez telefon – odetchnął głęboko – nie byłem aż tak pijany. Wiedziałem, co mówię.
Wyszarpnąłem się gwałtownie. Automatycznie, niemal bezwiednie rzuciłem się do pobliskiej taksówki. Wymamrotałem adres, przynajmniej miałem nadzieję, że to zrobiłem.
Sehun był... żałosny. To wszystko takie było – desperackie do tego stopnia, że aż wzbudzało politowanie. Wręcz śmieszne. Szczerze mówiąc, chciało mi się śmiać. Głośno, otwarcie śmiać się z pierdolonego Oh Sehuna i jego bezsensownego powoływania się na przeszłość.
Musiałem tylko przestać ryczeć.
- Mogłeś przynajmniej ułożyć jakąś mowę przed – wycedziłem.
Odwróciłem się na pięcie. Tym razem nie uciekałem, szedłem pewnym, marszowym krokiem. Odstraszającym. Ale nie dla tego kretyna, który wciąż nie chciał zrezygnować.
Złapał mnie za rękaw.
- Wtedy, przez telefon – odetchnął głęboko – nie byłem aż tak pijany. Wiedziałem, co mówię.
Wyszarpnąłem się gwałtownie. Automatycznie, niemal bezwiednie rzuciłem się do pobliskiej taksówki. Wymamrotałem adres, przynajmniej miałem nadzieję, że to zrobiłem.
Sehun był... żałosny. To wszystko takie było – desperackie do tego stopnia, że aż wzbudzało politowanie. Wręcz śmieszne. Szczerze mówiąc, chciało mi się śmiać. Głośno, otwarcie śmiać się z pierdolonego Oh Sehuna i jego bezsensownego powoływania się na przeszłość.
Musiałem tylko przestać ryczeć.
>>
Jongin pojawił się w studiu kilka dni później. Oczywiście, bez żadnej zapowiedzi. Całkiem słusznie. Gdybym spróbował się umówić, bez wątpienia
zaryglowałbym się w piwnicy.
- Stary, przepraszam. - Wszedł z wysoko uniesionymi rękami na wypadek, gdybym chciał go zaatakować.
Nie miałem siły, by nawet rzucić w niego długopisem.
- Spierdalaj – zadawanie się z Sehunem skutecznie zubożyło mój słównik.
- Próbowałem tylko pomóc! - tłumaczył się bezsensownie. - Wróciłem z wyjazdu, Sehun do mnie zadzwonił, powiedział, że...
- Nic mnie to nie obchodzi.
Zapadła cisza. Jongin wyglądał na speszonego już w chwili wejścia, pod wpływem mojego spojrzenia zdawał się kurczyć w sobie coraz bardziej i bardziej. Nie dbałem o to.
- Nie musiałeś tak spektakularnie uciekać, panie Kopciuszku – odezwał się wreszcie. - Mieliście tylko pogadać, a ty zafundowałeś mu ścieżkę zdrowia.
- To nie była jebana olimpiada, mógł dać mi spokój – wkurwiony byłem mistrzem słabego sarkazmu.
- Racja, w waszym wykonaniu przypominalo to najwyżej paraolimpiadę.
Westchnąłem ciężko, usiłując powstrzymać zdradzieckie mięśnie twarzy. Świat mógł się walić, ja mogłem być wściekły, lecz poziom humoru Jongina zawsze pozostawał taki sam. Czyli rozczulająco chujowy.
- Po co tutaj przylazłeś? - byłem zimny i konkretny.
- Żeby sprawdzić, czy jesteś wkurwiony.
- Jestem.
- Ale teraz chyba trochę mniej? - Wyszczerzył się.
- Nie.
- Nawet o tyci, tyci?
Prychnąłem mimowolnie. Cholerny debil. Cholerny, kochany debil.
- Jongin, to nie jest takie proste.
Wydawał się tego nie dostrzegać. Jego cała trema odeszła wraz z moim gniewem, rozluźniony wyłożył się na czarnej kanapie. Jak zwykle. W zasadzie nie byłem pewien, czy ktokolwiek poza nim w ogóle na niej siadał. I czy stała tam od początku, czy może nie przytaszczył jej pod osłoną nocy.
- Ależ jest, Lu. Sehun chciał cię z powrotem zabrać do swojej wieży, a ty kazałeś mu chędożyć zimujące raki. Teraz obaj jesteście wkurwieni. Koniec bajki.
Potrząsnąłem głową. Nie przesadzałem, to naprawdę było skomplikowane. Inaczej kurwiłbym na Sehuna z Amber, a nie płakał między zajęciami. Nie potrafiłem się zdystansować ani zrozumieć swoich uczuć, wszystko było jednym wielkim chaosem.
- Sehun poniekąd... wyznał mi miłość – kiedy wypowiedziałem to na głos, brzmiało jeszcze bardziej nieprawdopodobnie niż w mojej głowie. - Pierwszy raz tak właściwie.
Brwi Jongina uniosły się wymownie.
- I co?
Okej, takiego pytania się nie spodziewałem.
- I... wtedy właśnie spierdoliłem.
To już zrobiło większe wrażenie, Jongin aż podniósł się z kanapy.
- Nic mu nie odpowiedziałeś?!
Wzruszyłem ramionami z udawaną nonszalancją.
- Nic.
- Nie powinieneś, nie wiem, chociaż ucieszyć się? Nawet z takiej czystej złośliwości, że on teraz cierpi czy coś?
Mojej reakcji na pewno nie dało się nazwać radością. Pamiętałem to jak przez mgłę, byłem zbyt przygnieciony ilością emocji, ale chyba głównie płakałem. Na samym początku z upokorzenia, ze sposobu, w jaki to powiedział, użalałem się na całym czasem spędzonym z nim, który do niczego nie doprowadził. Potem ze wściekłości, jakiegoś jego przekonania, że coś takiego wymaże wszystko, że, kurwa, tyle będzie mi wystarczyć. Na końcu dopiero pojawiły się łzy smutku. Albo szczęścia, nie mogłem tego oddzielić. W końcu przecież... powiedział to.
- Nie.
Jongin podrapał się po głowie. Jego czoło zmarszczyło się nieznacznie, mogłem niemal dostrzec procesy myślowe w jego mózgu. Chciał mi pomóc, lecz nie miał pomysłu jak. Ale przede wszystkim chciał pomóc.
Czasami żalowłem, że nie poznaliśmy się wcześniej. Przed Sehunem. Może wtedy nie zdążyłbym się jeszcze przywiązać do tego debila, może potrafiłbym być z...
- W takim wypadku możesz jedynie popełnić samobójstwo – oznajmił ze sztuczną powagą.
Nie, ni chuja nie potrafiłbym.
- Stary, przepraszam. - Wszedł z wysoko uniesionymi rękami na wypadek, gdybym chciał go zaatakować.
Nie miałem siły, by nawet rzucić w niego długopisem.
- Spierdalaj – zadawanie się z Sehunem skutecznie zubożyło mój słównik.
- Próbowałem tylko pomóc! - tłumaczył się bezsensownie. - Wróciłem z wyjazdu, Sehun do mnie zadzwonił, powiedział, że...
- Nic mnie to nie obchodzi.
Zapadła cisza. Jongin wyglądał na speszonego już w chwili wejścia, pod wpływem mojego spojrzenia zdawał się kurczyć w sobie coraz bardziej i bardziej. Nie dbałem o to.
- Nie musiałeś tak spektakularnie uciekać, panie Kopciuszku – odezwał się wreszcie. - Mieliście tylko pogadać, a ty zafundowałeś mu ścieżkę zdrowia.
- To nie była jebana olimpiada, mógł dać mi spokój – wkurwiony byłem mistrzem słabego sarkazmu.
- Racja, w waszym wykonaniu przypominalo to najwyżej paraolimpiadę.
Westchnąłem ciężko, usiłując powstrzymać zdradzieckie mięśnie twarzy. Świat mógł się walić, ja mogłem być wściekły, lecz poziom humoru Jongina zawsze pozostawał taki sam. Czyli rozczulająco chujowy.
- Po co tutaj przylazłeś? - byłem zimny i konkretny.
- Żeby sprawdzić, czy jesteś wkurwiony.
- Jestem.
- Ale teraz chyba trochę mniej? - Wyszczerzył się.
- Nie.
- Nawet o tyci, tyci?
Prychnąłem mimowolnie. Cholerny debil. Cholerny, kochany debil.
- Jongin, to nie jest takie proste.
Wydawał się tego nie dostrzegać. Jego cała trema odeszła wraz z moim gniewem, rozluźniony wyłożył się na czarnej kanapie. Jak zwykle. W zasadzie nie byłem pewien, czy ktokolwiek poza nim w ogóle na niej siadał. I czy stała tam od początku, czy może nie przytaszczył jej pod osłoną nocy.
- Ależ jest, Lu. Sehun chciał cię z powrotem zabrać do swojej wieży, a ty kazałeś mu chędożyć zimujące raki. Teraz obaj jesteście wkurwieni. Koniec bajki.
Potrząsnąłem głową. Nie przesadzałem, to naprawdę było skomplikowane. Inaczej kurwiłbym na Sehuna z Amber, a nie płakał między zajęciami. Nie potrafiłem się zdystansować ani zrozumieć swoich uczuć, wszystko było jednym wielkim chaosem.
- Sehun poniekąd... wyznał mi miłość – kiedy wypowiedziałem to na głos, brzmiało jeszcze bardziej nieprawdopodobnie niż w mojej głowie. - Pierwszy raz tak właściwie.
Brwi Jongina uniosły się wymownie.
- I co?
Okej, takiego pytania się nie spodziewałem.
- I... wtedy właśnie spierdoliłem.
To już zrobiło większe wrażenie, Jongin aż podniósł się z kanapy.
- Nic mu nie odpowiedziałeś?!
Wzruszyłem ramionami z udawaną nonszalancją.
- Nic.
- Nie powinieneś, nie wiem, chociaż ucieszyć się? Nawet z takiej czystej złośliwości, że on teraz cierpi czy coś?
Mojej reakcji na pewno nie dało się nazwać radością. Pamiętałem to jak przez mgłę, byłem zbyt przygnieciony ilością emocji, ale chyba głównie płakałem. Na samym początku z upokorzenia, ze sposobu, w jaki to powiedział, użalałem się na całym czasem spędzonym z nim, który do niczego nie doprowadził. Potem ze wściekłości, jakiegoś jego przekonania, że coś takiego wymaże wszystko, że, kurwa, tyle będzie mi wystarczyć. Na końcu dopiero pojawiły się łzy smutku. Albo szczęścia, nie mogłem tego oddzielić. W końcu przecież... powiedział to.
- Nie.
Jongin podrapał się po głowie. Jego czoło zmarszczyło się nieznacznie, mogłem niemal dostrzec procesy myślowe w jego mózgu. Chciał mi pomóc, lecz nie miał pomysłu jak. Ale przede wszystkim chciał pomóc.
Czasami żalowłem, że nie poznaliśmy się wcześniej. Przed Sehunem. Może wtedy nie zdążyłbym się jeszcze przywiązać do tego debila, może potrafiłbym być z...
- W takim wypadku możesz jedynie popełnić samobójstwo – oznajmił ze sztuczną powagą.
Nie, ni chuja nie potrafiłbym.
>>
Dwa miesiące
później usłyszałem, że Sehun ma kogoś nowego.
Tydzień później okazało się to zwykłą plotką. Przynajmniej tak powiedział Jongin, nie wypytywałem go.
Byłem zajęty. Zajęty do tego stopnia, że zrezygnowałem ze studiów. Wynik walki pomiędzy byciem magistrem a fotografem był przesądzony z góry, nie wahałem się. Dostałem staż u jednego z najlepszych fotografów w Seulu. Choć może nie powinienem stosować zamiennie „najlepszych” z „nabardziej znanymi”. Bo właściwie facet nie tworzył nie wiadomo czego, wpływy europejskich i amerykańskich artystów były okropnie widoczne. Ale pozwalał na swobodę twórczą i praca u niego otwierała dostatecznie wiele dróg, bym mógł to przeboleć.
Minął kwartał, nim zobaczyłem Sehuna. Spotkaliśmy się przypadkowo, w łazience gejowskiego klubu. Podeszliśmy do umywalek w tym samym momencie i dopiero wtedy się zauważyliśmy. Obaj nagle skupiliśmy się na myciu i mydleniu rąk, to była jedna z tych chwil, do których doskonale pasuje śmiech z puszki. Musieliśmy wyglądać żałośnie.
Obserwowałem twarz Sehuna, kiedy wpatrywał się bezmyślnie w lustro. Jego oczy błyszczały, zupełnie jakby myślał o czymś przyjemnym, lecz reszta twarzy pozostawała nieruchoma. Był pijany, nawet bardziej niż pijany. I, pomijając nieskazitelnie wystylizowane włosy oraz połyskujące ubrania, wyglądał jak szczur lądowy na pierwszym rejsie katamaranem. Gdybym się nim przejmował, skierowałbym go w stronę toalety. Albo stawiałbym zakłady, kiedy zacznie wymiotować.
Suszyłem ręce, on podziwiał swoje odbicie. Standard. Kiedy podniosłem wzrok, napotkałem jego spojrzenie. Uśmiechnąłem się wymuszenie.
- Nie musisz się poprawiać, wyglądasz nieźle – rzuciłem niezobowiązująco.
- Na pewno lepiej niż się czuję.
Zanim zdążyłem chociaż przyswoić te słowa, Sehun już wymiotował do umywalki. Autentycznie współczułem ekipie sprzątającej. Podszedłem do niego powoli, trochę niepewny tego, co robię. Zajęło kilka sekund, nim udało mi się odgarnąć jego włosy. Chyba od dawna ich nie obcinał, naprawdę musiałem uważać, by trzymać je daleko od pola rażenia.
- Ja pierdolę – wykrztusił, gdy opanował wymioty.
Wyjątkowo się zgodziłem.
Otarł usta podaną chusteczką i pokręcił w milczeniu głową. Był najebany, ale ewidentnie też nie mógł zrozumieć, co ja tu, kurwa, robiłem.
Sam nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie, więc bez zastanowienia skierowałem się do wyjścia. Przyszedłem tutaj dobrze się bawić, nie zajmować pijanym byłym facetem.
- Chcę spać. - Oparł się o ścianę.
Świetnie. Po prostu zajebiście. Wszystkie wspomnienia związane z niańczeniem zalanego Sehuna wróciły z prędkością światła. Zawsze był taki sam – dziecinny, nieznośny i śpiący. Czyli jedynie trochę gorszy niż trzeźwy.
Ale właściwie... nie musiałem tego robić. Nie byłem za niego odpowiedzialny. Przyszedł tu z kimś. Z facetem, znajomymi, kimkolwiek. To oni powinni się tym zająć. Konsekwentnie odcinałem się od niego przez te kilka miesięcy i teraz miałbym to zaprzepaścić?
- Luhan, chcę spać. - Położył głowę na moim ramieniu.
Biorąc pod uwagę, że niecałe dwie minuty temu rzygał do umywalki, nie poczułem się specjalnie komfortowo. Ale właściwie... Nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej dopóki nie zamierzał wymiotować na mnie. Przywykłem. A jego broda wciąż była zbyt spiczasta, zbyt boleśnie wbijała się w skórę. To też pamiętałem.
Wyciągnąłem rękę w stronę włosów Sehuna, jednak od razu ją cofnąłem. Kurwa. Też musiałem przesadzić z alkoholem. Stop. Włącz racjonalne myślenie, kretynie!
Zadzwoniłem po taksówkę, ignorując pijackie narzekania klejącego się do mnie debila. Zaprowadziłem go przed klub i zapłaciłem kierowcy. Samochód odjechał.
Beze mnie.
Tydzień później okazało się to zwykłą plotką. Przynajmniej tak powiedział Jongin, nie wypytywałem go.
Byłem zajęty. Zajęty do tego stopnia, że zrezygnowałem ze studiów. Wynik walki pomiędzy byciem magistrem a fotografem był przesądzony z góry, nie wahałem się. Dostałem staż u jednego z najlepszych fotografów w Seulu. Choć może nie powinienem stosować zamiennie „najlepszych” z „nabardziej znanymi”. Bo właściwie facet nie tworzył nie wiadomo czego, wpływy europejskich i amerykańskich artystów były okropnie widoczne. Ale pozwalał na swobodę twórczą i praca u niego otwierała dostatecznie wiele dróg, bym mógł to przeboleć.
Minął kwartał, nim zobaczyłem Sehuna. Spotkaliśmy się przypadkowo, w łazience gejowskiego klubu. Podeszliśmy do umywalek w tym samym momencie i dopiero wtedy się zauważyliśmy. Obaj nagle skupiliśmy się na myciu i mydleniu rąk, to była jedna z tych chwil, do których doskonale pasuje śmiech z puszki. Musieliśmy wyglądać żałośnie.
Obserwowałem twarz Sehuna, kiedy wpatrywał się bezmyślnie w lustro. Jego oczy błyszczały, zupełnie jakby myślał o czymś przyjemnym, lecz reszta twarzy pozostawała nieruchoma. Był pijany, nawet bardziej niż pijany. I, pomijając nieskazitelnie wystylizowane włosy oraz połyskujące ubrania, wyglądał jak szczur lądowy na pierwszym rejsie katamaranem. Gdybym się nim przejmował, skierowałbym go w stronę toalety. Albo stawiałbym zakłady, kiedy zacznie wymiotować.
Suszyłem ręce, on podziwiał swoje odbicie. Standard. Kiedy podniosłem wzrok, napotkałem jego spojrzenie. Uśmiechnąłem się wymuszenie.
- Nie musisz się poprawiać, wyglądasz nieźle – rzuciłem niezobowiązująco.
- Na pewno lepiej niż się czuję.
Zanim zdążyłem chociaż przyswoić te słowa, Sehun już wymiotował do umywalki. Autentycznie współczułem ekipie sprzątającej. Podszedłem do niego powoli, trochę niepewny tego, co robię. Zajęło kilka sekund, nim udało mi się odgarnąć jego włosy. Chyba od dawna ich nie obcinał, naprawdę musiałem uważać, by trzymać je daleko od pola rażenia.
- Ja pierdolę – wykrztusił, gdy opanował wymioty.
Wyjątkowo się zgodziłem.
Otarł usta podaną chusteczką i pokręcił w milczeniu głową. Był najebany, ale ewidentnie też nie mógł zrozumieć, co ja tu, kurwa, robiłem.
Sam nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie, więc bez zastanowienia skierowałem się do wyjścia. Przyszedłem tutaj dobrze się bawić, nie zajmować pijanym byłym facetem.
- Chcę spać. - Oparł się o ścianę.
Świetnie. Po prostu zajebiście. Wszystkie wspomnienia związane z niańczeniem zalanego Sehuna wróciły z prędkością światła. Zawsze był taki sam – dziecinny, nieznośny i śpiący. Czyli jedynie trochę gorszy niż trzeźwy.
Ale właściwie... nie musiałem tego robić. Nie byłem za niego odpowiedzialny. Przyszedł tu z kimś. Z facetem, znajomymi, kimkolwiek. To oni powinni się tym zająć. Konsekwentnie odcinałem się od niego przez te kilka miesięcy i teraz miałbym to zaprzepaścić?
- Luhan, chcę spać. - Położył głowę na moim ramieniu.
Biorąc pod uwagę, że niecałe dwie minuty temu rzygał do umywalki, nie poczułem się specjalnie komfortowo. Ale właściwie... Nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej dopóki nie zamierzał wymiotować na mnie. Przywykłem. A jego broda wciąż była zbyt spiczasta, zbyt boleśnie wbijała się w skórę. To też pamiętałem.
Wyciągnąłem rękę w stronę włosów Sehuna, jednak od razu ją cofnąłem. Kurwa. Też musiałem przesadzić z alkoholem. Stop. Włącz racjonalne myślenie, kretynie!
Zadzwoniłem po taksówkę, ignorując pijackie narzekania klejącego się do mnie debila. Zaprowadziłem go przed klub i zapłaciłem kierowcy. Samochód odjechał.
Beze mnie.
W sumie ja nie wiem co bym zrobiła na miejscu Luhana. Chyba bym się ugięła patrząc jak bardzo się stoczył, ale.. z drugiej strony chyba byłabym na to trochę zbyt dumna, dlatego rozumiem Lu, że sam ze sobą cały czas walczy.
OdpowiedzUsuńMi też się wydaje, że gdyby Lu nie poznał wcześniej Sehuna to mógłby być z Kaiem, a tak to nie pogardziłabym jakaś dramą z ich udziałem (oczywiście czysto przyjacielską xD)
A więc Sehun jednak świadomie wyznał mu tą miłość... to jest na prawdę ogromny postęp w jego czynach odzwierciedlających jego uczucia serio. I znowu skończyłam jak Luhan. Rycząc. Ja jebie. Nie wiem jak Ty to zrobiłaś, że stworzyłaś taką postać, z którą tak łatwo mi się utożsamić. ://///
W każdym razie kocham tego ficzkia i twój styl pisania, generalnie KC <3
Sori, że wcześniej nie komentowałam, ale miałam jakiś zastój. :'<
skończyłabym * ten komentarz w ogóle nie ma ładu i składu. :/
UsuńLUHAN WYSZEDŁ Z KIECUNI, ZATAŃCZMY Z TEJ OKAZJI KANKANA.
OdpowiedzUsuńW ogóle you made my day... again. Płacze ciągle i cholera, ale nigdy chyba nie kwiczałam przy żadnym ficzku, serio. Jako dowód wyznam, że jestem teraz poważna jak ebola.
"I... wtedy właśnie spierdoliłem"... aż zawyłam jak to przeczytałam i cieszę się, że nikogo nie ma w domu XDD
Jestem dumna z naszego fotografa, bo skubany nie dał się Sehunowi, który rzygał... w momencie kiedy powiedział "ja pierdole", jedyne co przyszło mi na myśl, to "ja też" ... to było dziwne, idk.
Weny i CZEMU KURNA DWA ROZDZIAŁY, JA PIZGAM.. CHCESZ, ŻEBY LUDZIE POBAWILI SIE W TARZANA I SKAKALI ZE SWOICH OKIEN? TAK, JA TEŻ O TYM MARZĘ :")
Pozdrawiam!
Podoba mi się ten głaz, to naprawdę ładny głaz!!!!! Luhan ma charakter i nie dał se w kasze dmuchać, u go boy! Popieram i zachęcam! Tak jak mówiłam, sehun mnie tu strasznie denerwuje (po prostu nie lubię takich charakterów, to nie jest w żadnym wypadku krytyka skierowana w Twoją stronę <3) i cieszę się z jego cierpienia. Wiem powinnam się zbadać
OdpowiedzUsuńMam oooooogrrooooomną nadzieję że ten ficzek nie skończy się spektakularnym powrotem huhan love ale to ja :'D
Dzięki Ci tak bardzo za to że luhan ma w tym ficzku własną pasję pracę i aspiracje, niestety ficzki mają smutną tendencję do eliminowania tej sfery życia bohaterów ghhhhh
I na koniec - laska, serio, Twoje ficzki są coraz lepsze. Z każdym kolejnym shotem czy rozdziałem ff lepiej się czyta, przynajmniej ja tak to odbieram a czytam Cię już od jakiegoś czasu. Dla mnie po prostu jest co raz lepij, podziwiam gratuluję i dziękuję <3
Lowki kiski standardowo, do następnego
Wow nie wiem tak dokładnie dlaczego, ale ten rozdział napełnił mnie jednocześnie uczuciem beznadziei i dumą z Lu O.o I zdecydowałam się co do Sehuna.... Spitalać jak najdalej! Dopóki zostały jeszcze trochę zdrowych zmysłów! A Jonginnie... Co za rozczulajacy czarnuch ♥ Jeśli Luhan go nie chce, ja chętnie przygarnę :D a tak pozatym 2 ROZDZIAŁY DO KOŃCA O.O co ja poczne ze swoim życiem xd
OdpowiedzUsuńNO NIE. DLACZEGO. HALO. CO TO MA ZNACZYĆ?! Czy Luhan nie widzi, że Hunnie to po prostu bardzo zamknięte w sobie, nierozumiejące samego siebie głupie, zadufane w sobie dziecko, które mimo wszystko BARDZO GO KOCHA? Luhan, Ty ślepy idioto. Powinieneś był zaopiekować się biednym Sehunem, KTÓRY UPIJA SIĘ PRZEZ CIEBIE, zamiast zachowywać się w taki okrutny sposób.
OdpowiedzUsuńNIE, WCALE NIE BIASUJĘ SEHUNA XD no może troszkę.
Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ♥
http://yehetasshole.blogspot.com/