piątek, 6 grudnia 2013

Cykl miniaturek wojennych - część trzecia: Nocne krzyki, dzienne koszmary

Paring: G-Dragon x Kiko Mizuhara, Se7en x G-Dragon, T.O.P x G-Dragon
Tematyka: yaoi, wojna, trauma, rozstania, angst, ogólna beznadzieja
Ostrzeżenia: seks



Seung Hyun dopinał mundur, a Ji Yong kończył udawać, że się goli. Nie mieli prądu, a nigdy nie potrafił, nawet nie planował, używać brzytew. Spojrzał na siebie krytycznie, wzdychając lekko.
Narzędzie wysunęło się z dłoni. Choi uśmiechnął się krzywo i dotknął ostrzem jego podbródka. Ji Yong nie zaprotestował, nawet nic nie powiedział. Ruchy mężczyzny były szybkie i pewne, zimna brzytwa działała orzeźwiająco.
- Czasami cieszę się, że cię nie lubię - powiedział w końcu, gdy dziwnie ciepłe palce ostatni raz musnęły jego podbródek. - Bo wtedy musiałbym się martwić.
Seung Hyun parsknął śmiechem. Cichym, nie wypadało śmiać się w dzień wymarszu. 
- Może jak zrobię coś dostatecznie wspaniałego i heroicznego, to...
- Tylko nie zgrywaj bohatera - przerwał mu oschle. - Nie mam czasu na ciągłe układanie mów pożegnalnych. Niedługo nie będę miał kiedy walczyć.
Roześmiał się znowu, tym razem nie tak beztrosko. Pocałował go w policzek i wyszedł. Powoli, tak jakby planował odpowiedzieć. Ji Yong cieszył się, że tego nie zrobił.
Nie chciał pokazać, jak bardzo się boi.



Odłożył kartki, bo dalsza praca nie miała najmniejszego sensu. Od początku nie miała. Słowa zwijały się serpentyny, unosząc ku nieszczelnemu sufitowi wraz z wydychanymi kłębami dymu.
Podniósł wzrok, skupiając się na dziurawieniu kartki piórem. Nienawidził spokoju. Mógł wtedy skupić się na Seung Hyunie, zastanawiać się, czy on w ogóle żyje, czy... Podniósł papierosa - pierwszego w miesiącu - od razu zakrztusił się dymem. Patrzył w okno i pił herbatę; nie zauważył nawet, iż jest tak gęsta od cukru, że łyżeczka stała w niej na baczność.
Zaniepokojenie rosło z minuty na minutę, pragnął z powrotem rzucić się w wir pracy, ale nie mógł, nie mógł; powieki piekły żywym ogniem, wszystkie punkty, przekreślenia, linie i nazwy mieszały mu się w jedno.
Stukot ciężkich, wojskowych butów brzmiał okropnie znajomo. Słyszał głosy, ale nie miał nawet siły się odwrócić. Wiedział kto przyszedł i był niemal pewien, że wie dlaczego.
- Dang Wook... - prychnął. Ołówek przeciął powietrze, wbijając się w kartkę. - Czyżbyście już wszystko zrobili, że urządzasz sobie spacery?
- Wynegocjowaliśmy ciała.
Dowódca nie spuszczał z niego wzroku. Wiedział to, choć nie odwrócił się, by to sprawdzić. Czuł jego spojrzenie.
Ołówek spadł na ziemię. Za drzwiami słyszał głos, może ktoś właśnie rozmawiał o tym, że... Rozległy się kroki i szmer, ale na szczęście nikt nie wszedł do pomieszczenia, bo Ji Yong wiedział, że nie potrafiłby powstrzymać krzyku. Nie potrafił uspokoić serca, myśli rwały się jak sucha trawa.
- Zawiadomię cię... w razie czego. - Dang Wook westchnął, usiłując zamaskować załamanie głosu. - Jutro masz być sprawny, dzisiaj... prześpij się.
Podłoga zaskrzypiała, gdy się odwrócił. Kwon wsłuchiwał się w dźwięk kroków i usiłował nie myśleć, po prostu nie myśleć. Nie chciał się go posłuchać, nie chciał zasnąć z obawy przed przebudzeniem.
- Choi! - Nie ten Choi, nie ten właściwy; obaj wiedzieli, że nie tego chciał wołać, nie z tym chciał rozmawiać.
- Ji Yong, ja...
- To nie będzie jego. - Roześmiał się ochryple i śmiał się długo, jeszcze bardzo długo, dopóki nie zaczął kasłać. - Choi, tam nie będzie jego ciała, wiesz?
Nie było.



Jęknął, powróciwszy do świata realnego i jednocześnie - przejmującego chłodu ściany. Kaleczył zębami wargę, słony smak krwi wzmagał pragnienie. Z trudem otworzył łzawiące oczy.
Pomieszczenie było malutkie, ledwo się tutaj zmieścili, stop wydawał się tylko czekać na odpowiedni moment, by runąć na nich z hukiem. Kiedyś trzymano tutaj drewno; teraz już tak przesiąknięte wilgocią i stęchlizną, że nie dało się go rozpoznać. Przez jedna z większych szczelin wpadały resztki światła, wyłuskując z mroku dwa ciała.
Ji Yong dygotał.
 - Nie odpływaj, G, nie odpływaj. - Ciepły oddech Choia muskał jego policzek. - Nie myśl o tym, nie myśl wtedy, kiedy...
Ji Yong odchylił głowę, czując dotyk zębów na szyi. W jego głowie panował mętlik, sprzeczności biły się ze sobą, a ciche syknięcia Dang Wooka mieszały w głowie. Widział rozczarowanie Kiko, jej twarz taką, jaką zapamiętał, kiedy żegnali się ostatni raz. Gorzki uśmiech Seung Hyuna, kiedy wychodził, wtedy, zanim zdążył nawet powiedzieć, że...
- Ji Yong? - Jego usta były spierzchnięte i zimne, ale ich dotyk przywrócił chłopakowi przytomność.
Wziął głęboki oddech i spazmatycznie zacisnął palce na koszuli, wciąż idealnej, wciąż śnieżnobiałej koszuli, Choia. Lepkie od potu, zniszczone dłonie błądziły po jego ciele. Były inne, za inne, niepozwalające się skupić. Za duże, nie mógł nawet połączyć ich z dłońmi Kiko, które były drobne i łagodne. Za zimne, nie tak jak ręce Seung Hyuna, które były ciepłe, gorące, jakby chciał nimi ogrzać każdego, kogo dotknął.
Poczuł. Świat zamknął się wokół niego, serce biło jak szalone. Chciał pomyśleć o Seung Hyunie, o Kiko, ale ich tutaj nie był; był tylko dotyk, dotyk za zimnych palców.
Zawył.



Jasna błyskawica przecięła niebo, a po chwili struga deszczu chlusnęła o parapet.
Ji Yong mocno zaciskał dłonie na kubku. Drżał z zimna, choć narzucił na siebie koc i wypijał kolejną herbatę. Zaciskał zęby, jak chciał powstrzymać szukający ujścia szloch.
- Pewnie tam jest, zresztą zobaczymy. Nie zakładaj oczywiście, że na pewno tak będzie, Ji, rozumiem, że... - tłumaczył Young Bae, tłumaczył w nieskończoność.
Pociągnął łyk. Powstrzymał się od krzyku, gdy gorąca ciesz poparzyła język.
Lee, ten z jego oddziału, położył mu na plecach kolejne okrycie. Przeklął, gdy ponownie zagrzmiało.
- Na pewno wróci. - Tae Yang uklęknął przed nim. - Przecież dobrze wie, że niespecjalnie przepadasz za pogrzebami, prawda? - parsknął cicho.
- Pogrzeb odbywa się, kiedy znajdują ciało, YB. My nawet tego nie mamy - odparł cicho.
Przyjaciel nie odpowiedział. Ji Yong zacisnął dłonie na kubku, miażdżąc go i kalecząc dłonie.
Tym razem to nie on krzyczał.

2 komentarze:

  1. jakbyś mi dopisała na gg "nie otwieraj też tuż po przeczytaniu" i nie zobaczyłabym cię z tym pieprzonym reniferem na głowie, powiedziałabym coś konstruktywnego. albo i nie, ale teraz mogę udawać xD
    w kaaaaaaażdym razie~, ty wiesz, jak bardzo kocham te miniaturki, wiesz, że nie powinnaś pisać o jakichś brzydkich panach z exo i jeszcze brzydszych 2minach, bo tylko tu wykorzystujesz swój potencjał i koniec kropka. ale powtórzę ci jeszcze raz - marnujesz się, babo, marnujesz się. wszystko marność. tak.
    poprzednie party podobały mi się bardziej. nie wiem, czy teraz po prostu działała na mnie świadomość, że pewne części pisałaś z trudem, że twój brat wył odę do radości, cokolwiek, ale jakoś nie poczułam AŻ TAK tego klimatu. inaczej - poczułam, ale wtedy fick się skończył. i to było bardzo chamskie.
    masz dwie literówki, ale kibum z tym, nie chciałam przerywać czytania. tylko szkoda, że sceny były takie krótkie - wiem, ze na tym ma polegać seria, ale ostatnio były dłuższe, prawda? muszę sobie odświeżyć.
    pisz szybko kolejną część, bo jak człowiek długo czytelników nie karmi, wredni czytelnicy gubią klimat. dawajta i weny, chociaż tobie ponoć niepotrzebna.
    klimatu?

    OdpowiedzUsuń
  2. JA.CHCE.KOLEJNĄ.CZĘŚĆ!!! Ploseee

    OdpowiedzUsuń