Pairing: Luhan x Sehun (EXO)
Tematyka: yaoi, alternatywa, tworzenie portretu, fobia społeczna
Ostrzeżenia: przekleństwa
Słowo od Autora: Od dawna pragnęłam napisać opowiadanie, w którym dominowałby Luhan. Szczerze mówiąc, odkąd zaczęłam czytać dżadżoice z HunHanem, wręcz mdliło mnie od takiej irytującej, podkreślanej cały czas władzy Sehuna. Nie widzę tego w ich relacji, nie rozumiem, jak można tak interpretować niektóre słowa/zachowania tej pary. Poza tym myślę, że Luhan po prostu wygląda lepiej, kiedy jest na górze.
Miłej lektury~!
Luhan
po raz pierwszy zobaczył go w parku. Wyglądał na typowego
koreańskiego ulzzanga – tonący pod warstwami ubrań, co
kilka sekund poprawiający pogrążone w artystycznym nieładzie
włosy. Na uszach miał nieduże, tanie słuchawki, nastawione jednak na taką
głośność, że stojący kilka metrów za nim Luhan doskonale
słyszał słowa piosenki. Chłopak wydawał się swoją postawą
wysyłać jeden, prosty komunikat: „Nie podchodzić, bo ugryzę”.
Luhan z pewnością przejąłby się tą niewerbalną wiadomością,
gdyby nieznajomy po chwili nie wyciągnął jakiegoś notesu.
Nigdy
nie uważał się za wybitnie wścibska osobę, ale jego cierpliwość
też miała jakieś granice. Co to mogło być?
Rozejrzał
się. Wszystkie pobliskie ławki były zajęte przez pary. Tylko ta,
na której siedział chłopak, pozostała wolna. Przynajmniej
częściowo. To naprawdę nie będzie absolutnie podejrzane, jeżeli
po kilku minutach wpatrywania się w nieznajomego usiądzie obok.
Luhan
zgodził się z samym sobą i umiejscowił na skraju ławki.
Chłopak notował coś w notatniku, nie zwracając na niego uwagi.
Pisał z lekko wystawionym językiem, całkowicie skupiony na pracy.
W tej chwili Luhan oddałby wszystko, by móc zobaczyć, co tamten
pisze. Wychylił się lekko i...
-
Czego się na mnie gapisz? - warknął nieznajomy, zsuwając
słuchawki.
Luhan
przywołał na twarz wyraz najszczerszego oburzenia.
-
Widzę, że to ja muszę być tym, który uświadomi cię, że nie
jesteś na tyle interesujący, by się na ciebie „gapić” -
celowo zaakcentował ostatnie słowo.
Nieznajomy
zamrugał. Albo nie spodziewał się takiej odpowiedzi, albo mu nie
uwierzył. To nie było istotne; ważne, że zaprzestał ataków.
-
Mógłbyś przeprosić. - Luhan zasugerował bezczelnie. - W końcu
takie napadanie na innych ludzi nie jest zbyt uprzejme.
Chłopak
zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Infantylnie odwrócił głowę.
-
Nie przepraszam osób, z którymi się nie zadaję.
Luhan
złapał go za rękę i potrząsnął. Odparł uśmiechem na
widok zdziwienia na twarzy tamtego.
-
Luhan, miło mi.
-
Sehun – odparł odruchowo.
-
Bardzo dobrze. - Pokiwał głową. - Skoro się już znamy, możesz
mnie przeprosić.
Nieznajomy
– a raczej już znajomy – przewrócił oczami. Bawił się kablem
wystającym ze słuchawek, jakby czekając, aż Luhan sobie pójdzie.
Kiedy zorientował się, że chłopak nie ma takiego zamiaru,
westchnął teatralnie.
-
Przepraszam, że zraniłem twe uczucia, o wielki – sarknął.
Luhan
uśmiechnął się aprobująco. Zanim Sehun zdążył zareagować,
wysunął mu z rąk notes. Chłopak nic nie pisał. On... rysował.
Nie jakieś wymyślone kształty, szlaczki czy karykatury znajomych.
Rysował jego. Bardzo zdziwionego, wpatrującego się w coś z
zainteresowaniem. Rysunek był niedokończony, ale wyglądał niemal
jak fotografia.
Sehun
brutalnie wyrwał mu notatnik z rąk.
-
A ciebie z kolei nie nauczyli, że nie rusza się bez pozwolenia
czyichś rzeczy?!
-
Kojarzysz zasadę „co moje, to twoje”? - zapytał retorycznie.
Kąciki
ust Sehuna uniosły się niemal niezauważalnie.
-
Kojarzę. Ale nie wyznaję. Szczególnie względem niezna...
-
Stop! - Luhan zatkał mu usta dłonią. - Już się poznaliśmy, nie
kłam.
Odsunął
rękę, gdy poczuł ugryzienie. Nie krzyknął, powstrzymał się,
ale w zamian za to obdarzył Sehuna pełnym urazy spojrzeniem. Tamten
jedynie wystawił mu język. Luhan nie mógł powstrzymać się od
myśli, iż chłopak bardzo przypomina białego, małego psa.
Dziękował Bogu, że ten nie obdarzył rysownika zdolnością
czytania w myślach, bo prawdopodobnie zostałby zamordowany za tak
haniebne skojarzenie.
-
Co się tak szczerzysz?! - burknął Sehun. - Coś cię bawi?
Luhan
potrząsnął głową, lecz wybuchnął śmiechem. Zignorował pełne
złości prychnięcie i mocny kuksaniec. Łzy napłynęły mu do
oczu, bynajmniej nie z radości, ale wciąż nie mógł przestać
rechotać.
-
Dobra, spierdalaj.
Sehun
podniósł się z miejsca. Odmaszerował z uniesioną wysoko głową,
nie reagując na wołania Luhana. Tamten w końcu dał sobie spokój.
Mimo wszystko nie zamierzał publicznie upokarzać się dla
obrażalskiego chłopaczka. Poza tym miał pewność, iż Sehun
jeszcze tutaj wróci.
W
końcu zostawił na ławce notatnik.
***
Urwał
się z zajęć, żeby przyjść do parku dokładnie o tej samej
porze. Nie mylił się. Sehun już siedział na ławce. Widocznie go
wypatrywał, bo pomachał mu, kiedy tylko pojawił się w zasięgu
wzroku.
Luhan
nie miał pojęcia, jak zareagować na tak miłe powitanie. W końcu
wczoraj chłopak kazał mu, bardzo eufemistycznie ujmując, iść do
diabła. Uśmiechnął się słabo, siadając ponownie na skraju
ławki. Po chwili przesunął się nieco bliżej chłopaka; w końcu
miał prawo do wygodnego siedzenia tak samo jak i on.
Sehun
automatycznie się odsunął.
-
Sorry, wystraszyłeś mnie. - Uśmiechnął się z zażenowaniem, ale
nie wrócił na poprzednie miejsce. - Gdzie mój skarb?
Luhan
wyszczerzył się tryumfująco. Miał notatnik, więc miał władzę.
-
A jak myślisz?
Rysownik
nadął policzki. Luhan nie potrafił zrozumieć, jakim cudem
wczorajszy i dzisiejszy Sehun byli tą samą osobą.
-
Oddaj mi go! - zawołał wreszcie mistrz dedukcji.
Luhan
powściągnął uśmiech, by obdarzyć chłopaka pełnym dezaprobaty
spojrzeniem. W milczeniu złączył dłonie i przeniósł wzrok na
znajdującą się kilkanaście metrów dalej lampę uliczną.
-
Nie ignoruj mnie! - oburzył się Sehun, dźgając go w brzuch. -
Chcę mój szkicownik z powrotem!
-
Każdy czegoś chce, ale nie zawsze to otrzymuje – odparł
filozoficznie. - Chyba że coś poświęci.
Chłopak
przez chwilę analizował jego słowa, by wreszcie skinąć głową.
-
Czego chcesz?
-
Niczego specjalnego. - Luhan obrócił się ku niemu. - Czegoś
drobnego, niemal nic nieznaczącego. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy,
że to posiadasz. Nie myślisz o tym, nie przejmiesz się tego
brakiem, zaręczam cię. Nawet... nie zauważysz. - Uśmiechnął się
najpaskudniej jak potrafił. - Chcę... twojej duszy.
Sehun
wpatrywał się w niego w totalnym osłupieniu przez kilkanaście
sekund. Luhan zaśmiał się na widok jego zaszokowanej twarzy.
Dopiero wtedy chłopak mu zawtórował.
-
To ci się udało – przyznał bez niechęci. Biorąc pod uwagę
wczorajsze spotkanie, było to naprawdę coś nowego. - Więc czego
chcesz?
Luhan
wzruszył ramionami. Przez cały wykład planował tę rozmowę, ale
jak zwykle nie pamiętał akurat tego, co sam miał powiedzieć. Co
nie znaczyło, że zapomniał, czego chciał.
-
Narysuj mnie. – Wyciągnął z torby notatnik. - Takiego fajnego,
nie w szkicowniku o formacie A5.
Sehun
nie odpowiedział. Przyciągnął do siebie „skarb”,
przekartkował i wstał. Nie patrzył na Luhana, skupił wzrok na
swoich butach.
-
Zobaczymy.
Tym
razem nie odszedł. On odbiegł, jakby bojąc się, że Luhan
spróbuje go zatrzymać.
***
Trzeciego
dnia ławka była pusta.
***
Czwartego
dnia ktoś trzepnął go w głowę dokładnie w momencie, w którym
podjął decyzję o opuszczeniu parku. Obrócił się, by ujrzeć
zniesmaczoną twarz Sehuna.
-
Co ty robisz na mojej ławce? Ktoś ci pozwolił na niej
przesiadywać?!
Luhan
parsknął, opluwając się kawą mrożoną. Odłożył kubek i
zaczął się wycierać, przeklinając pod nosem. Sehun natychmiast
podniósł pozostawioną własność. Bez pytania przystąpił do
picia.
-
I ty śmiałeś pouczać mnie o zabieraniu innym rzeczy bez
pozwolenia... - Luhan westchnął ciężko. - Hipokryzja się szerzy
wśród młodego pokolenia, doprawdy...
Sehun
jedynie przewrócił oczami. Ulokował łokcie na oparciu ławki i
położył brodę na głowie chłopaka. Zazwyczaj Luhan obrzucał
bluzgami każdego, kto dotykał jego głowy, ale teraz jakoś... nie
miał ochoty.
-
Mogę cię namalować – oświadczył Sehun ze słyszalnym
niezadowoleniem. - Oczywiście najpierw musisz mi obiecać, że nie
będziesz przeszkadzał w tworzeniu, nie wypytywał się i... ogólnie
całkowicie zdał się na mnie.
Luhan
podrapał się po brodzie. Lista żądań nie brzmiała wyjątkowo
dziwnie, ale z pewnością należała do osobliwych. Nigdy nikomu nie
pozował, ale nie pamiętał, by Leonardo Di Caprio wymagał w
„Titanicu” od swojej ukochanej całkowitego posłuszeństwa.
Istniała również możliwość, że „Titanic” fałszował
fakty, lecz tego w ogóle nie zamierzał brać pod uwagę.
Skinął
głową. Sehun natychmiast znalazł się naprzeciwko, twarzą niemal
stykając się z jego. Uśmiechał się krzywo, acz nie w sposób
pozbawiony sympatii. Przypominał starego marynarza, który próbuje
za maską zgorzknienia ukryć fakt, iż bardzo lubi przychodzącego
codziennie po nową dawkę opowieści chłopca.
-
W takim razie przyjdę po ciebie – powiedział po chwili ciszy
Sehun.
Tym
razem odchodził wolno, ostrożnie stawiając stopy. Luhan nawet na
moment nie spuścił z niego wzroku.
***
Nie
przychodził przez tydzień.
***
Dwunastego dnia Sehun stał obok ławki z założonymi rękami. Nie odpowiedział
na powitanie Luhana, tylko kiedy ten zbliżył się wystarczająco,
złapał go za rękaw. W milczeniu ciągnął go przez park, nawet na
moment nie puszczając. Kiedy Luhan próbował złączyć z
nim dłonie dla czystej wygody, odsunął się wymownie.
Sehun
zatrzymał się dopiero po kilkudziesięciu minutach. Szczerze
mówiąc, Luhan miał nadzieję, iż zrobił to przez przypadek albo
z powodu zgubienia drogi. Przyzwyczajony do zachwycających albo
przynajmniej estetycznie wykonanych budynków, z trudem powstrzymał
się przed zamknięciem oczu.
Blok,
a raczej rozpadająca się kamienica (tak dziwnym wydawał się fakt,
że coś takiego w ogóle znajduje się w Seulu) prezentował się
koszmarnie. Więcej tynku znajdowało się na pobliskim chodniku niż
na ścianach, brudne, odkryte powierzchnie pokrywały nieumiejętnie
stworzone graffiti, wokół leżały stosy pobitych butelek.
Sehun
ruszył nagle, bez ostrzeżenia. Wciąż go nie puszczał. Swobodnie
manewrował pomiędzy śmieciami, jakby zawsze były tak samo
ułożone.
Luhan
radził sobie o wiele gorzej. Co chwile tracił równowagę, próbując
nie stanąć na jakieś wyjątkowo nieapetycznie wyglądającej
substancji. Podskoki ciągnącego go chłopaka również nie
pomagały.
W
ciszy, przerywanej jedynie stukaniem ich butów, wspinali się po
klatce schodowej. Sehun zatrzymał się przed fantazyjnie
pomalowanymi, tak wyróżniającymi się wśród tej biedy i
nijakości, drzwiami. Luhan ruszył ku nim, ale Sehun pokręcił
głową. Sam wyciągnął klucz, puścił go i wszedł do mieszkania.
Luhan
nie musiał nasłuchiwać – wszystko było słychać. Mamrotane pod
nosem przekleństwa, trzask rozbijanych przedmiotów i głuche
uderzenie. Nie miał pojęcia, czy ktoś był w środku, czy Sehun
mówił do siebie, ale brzmiało to dostatecznie niepokojąco.
Szczególnie, że dźwięk niósł się po całej klatce.
Sehun
wynurzył się z mieszkania z cierpkim uśmiechem. Rozchylił nieco
drzwi, by wytaszczyć wielką sztalugę, po czym wręczył Luhanowi
kilkanaście ułożonych na sobie pudełek.
Luhan
nie miał pojęcia, jakim cudem tak pozbawiony jakiegokolwiek
umięśnienia, chorowicie wyglądający chłopak w ogóle brał pod
uwagę możliwość podniesienia studyjnej sztalugi. Pokręcił
głową. Prawdopodobnie chodziło o źle zrozumianą męską dumę.
Nie, żeby sam takiej nie posiadał, ale on był racjonalny. Czasami.
Bez
słowa oddał pudełka Sehunowi i sam podniósł sztalugę.
Zignorował pełne politowania prychnięcie. W końcu chłopak dał
za wygraną i ruszył na górę. Luhan umocnił uchwyt na ramie. Mimo
wszystko wolał nie puścić stelażu malarskiego u szczytu schodów.
Wyszli
na dach. Pozbawiony barierek, szary, zwyczajny dach i tak wyglądał
lepiej niż reszta budynku. Tu nie było śmieci; mieszkańcy
prawdopodobnie nawet nie wiedzieli, iż da się tu wejść. Luhan nie
był specjalnie zdziwiony z tego powodu. On też nigdy nie szukał
wejścia na dach w swoim apartamentowcu. Nie czuł potrzeby.
Nienawidził wysoko położonych miejsc. Ale teraz żałował, że
nigdy nie próbował pozbyć się swojego lęku.
Widok
był piękny. Nie górowali nad budynkami, nie widzieli całego
miasta. Mogli jednak dostrzec w oknach biurowca wciąż pracujących
ludzi, nieco dalej zirytowaną, krzyczącą coś do dzieci kobietę; po prawej, dokładnie na ich poziomie znajdowało się
mieszkanie wypełnione tańczącymi ludźmi. Czuł się jak Bóg,
mogący dostrzec każdego, w każdej chwili jego życia. Oślepiające,
słoneczne refleksje widoczne na szybach szklanych drapaczy chmur
jedynie potęgowały to wrażenie.
Sehun
gestem nakazał mu usiąść. Luhan nie mógł nie zauważyć, że
chłopak nie odezwał się do niego ani razu. W tym momencie jednak
mu to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że na niego patrzył.
Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że to nie go powinno się malować. To
Sehun był marzeniem każdego artysty. Sposób, w jaki światło
odznaczało się na jego twarzy, wyraźny kontrast między bladością
cery a granicą cienia – wszystko to sprawiało, iż Luhan marzył
o tym, by wyrwać chłopakowi płótno i przejąć jego rolę.
Bóg jednak ukarał go, obdarzając duszą artysty i brakiem talentu
– z tego powodu odczuwał wieczny niedosyt, który w tej chwili
przybrał jednak niespotykaną siłę. Pragnął wyć, trawiony od
środka potrzebą malowania. Zamiast tego musiał siedzieć
naprzeciwko najpiękniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek
widział, i prezentować mu własne, niedoskonałe ciało.
Sehun
nie spuszczał z niego wzroku. Chaotycznie przemieszczał się po
dachu, co chwilę notując coś w swoim... notatniku? Szkicowniku?
Mrużył oczy, pochylał się ku niemu i oddalał, wciąż milcząc.
Kiedy w końcu położył dłoń na jego ramieniu, Luhan podskoczył
z zaskoczenia. Była przeraźliwie zimna; czuł to przez materiał
koszulki.
-
Teraz – Sehun mówił cicho, łagodnie – nie ruszaj się, dopóki
ci nie pozwolę.
Skinął
głową, co zostało skomentowane bladym, nieco drwiącym uśmiechem.
Przewrócił oczami.
Skąd
miał niby wiedzieć, że nakaz nieruszania się wszedł w życie od
razu?!
***
-
Chyba powinienem już iść – zaczął. Nie przerwał, mimo
syknięcie Sehuna. - Mam jutro egzamin, nie mogę zaspać.
Sehun
wysunął głowę zza sztalugi. Wyglądał, jakby właśnie go
obudzono. Mrugał szybko, w sposób typowy dla wyrwanych ze snu
ludzi.
-
Egzamin – powtórzył.
Luhan
podniósł się z jękiem. Jego ciało zdążyło przywyknąć do
pozycji siedzącej, więc tak gwałtowny ruch jak wstanie... Dawno
nie czuł aż tak wyraźnie, iż posiada tyle mięśni.
-
Tak, egzamin. - Otrzepał spodnie. - Astrofizyka i kosmologia,
pierwszy rok. - Uśmiechnął się z pewną dumą. - A ty na czym
jesteś? Pewnie ASP, jakiś skomplikowany humanistyczny wydział z
mnóstwem wyjazdów do galerii sztuki?
Sehun
pokręcił głową. Wstał z miejsca, by oprzeć się łokciem o
sztalugę.
-
Nie studiuję. Nie mam pieniędzy. - W jego głosie nie było
zażenowania ani irytacji, po prostu stwierdził fakt.
Luhan
poczuł się jak idiota. Przecież to było oczywiste. Mógł się
domyślić chociażby po tym, że...
-
Dlaczego? Gdybyś zaniósł im swoje prace, na pewno by cię
przyjęli.
Sehun
podrapał się po głowie. Nie wyglądał, jakby był w filozoficznym nastroju, chyba raczej
zdziwiło go oświadczenie Luhana. Czyżby nigdy nawet nie myślał o
takiej możliwości?
-
Po co? - zapytał nagle. - Po co miałbym studiować?
Luhan
zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nikt nie
pytał się, po co ma studiować. Tak wyglądało życie. Rodzi się,
chodzi się do szkoły, studiuje, pracuje, zakłada rodzinę i umiera
– przyjął tę kolej rzeczy za coś oczywistego już w wieku
siedmiu lat. W końcu wszyscy tak robili, czemu miałby być inny?
-
Żeby znaleźć pracę. Taka związaną z twoimi zainteresowaniami. I
żeby mieć pieniądze.
-
Po co mi pieniądze?
Pytanie
było równie dziwne, ale łatwiej było odpowiedzieć.
-
Żeby mieć co jeść, za co kupić przyzwoite mieszkanie, móc
pozwolić sobie na...
-
Nie rozumiesz – przerwał mu Sehun. - Mam na tyle pieniędzy, żeby
mieć co jeść i utrzymać mieszkanie. Niepotrzebne mi do tego
studia.
Boże,
naprawdę musiał wyjaśniać mu tak oczywiste rzeczy?
-
Nigdy nie chciałeś mieć czegoś wspaniałego, czegoś, co cię
zachwyciło od pierwszego wejrzenia, a nie mogłeś tego kupić?
Sehun
pokiwał powoli głową. Odłożył trzymany w dłoni ołówek.
-
Chciałem.
-
Właśnie dlatego ludzie studiują. Chcą potem pracować i zarabiać
pieniądze, żeby kupować wszystko, czego tylko zapragną. Ty też
tego chcesz – zakończył tryumfalnie.
-
Nie.
Luhan
zamrugał. Nie zrozumiał, która część jego wywodu została
zanegowana, zresztą zdziwił go sam fakt, iż do tego doszło.
Wszystko było klarownie i logicznie wytłumaczone. Tak mu się
wydawało.
-
Nie, nieprawda. - Sehun usiadł naprzeciwko niego, na samym skraju
dachu. Luhan przełknął głośno ślinę, ale nic nie powiedział.
Nie chciał wyjść na idiotę. - Ludzie nie zarabiają pieniędzy,
po to by kupować to, czego chcą. Zarabiają pieniądze po to, by
kupować rzeczy, których nie chcą, ale które POWINNI kupować. -
Przejechał palcem po ustach. - A ja tak nie chcę. Poza tym nie
potrzebuję niczego kupować.
-
Przecież sam przed chwilą powiedziałeś – jęknął Luhan - że
chciałeś kupić coś wspaniałego, ale nie...
Sehun
podniósł się powoli. Odbita od szklanych wieżowców wiązka
światła przeniknęła przez jego włosy, nadając mu wyjątkowo
kruchy, eteryczny wygląd.
-
Kłamiesz – przerwał ostro. - Zgodziłem się z tym, że
chciałem mieć kiedyś coś wspaniałego, ale nie mogłem tego
kupić.
Luhan
odetchnął głośno. Wspaniale. Dlaczego porażka jego argumentacji
zależała od zbyt ogólnie sformułowanego zdania? Wyjątkowo nie
dbał o precyzję wypowiedzi i oczywiście wszystko musiało
sprzysiąc się przeciwko niemu. Gdyby jego pieprzony profesor
dowiedział się o tej dyskusji, prawdopodobnie męczyłby go z tego
powodu do końca studiów.
-
A co chciałeś mieć takiego wspaniałego i nie mogłeś tego kupić?
- złapał się tego zdania jak ostatniej deski ratunku.
Sehun
zamarł. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego, po czym
uśmiechnął się słabo, bardzo niepewnie ujął jego dłoń i
wszystkie słowa przestały być potrzebne.
***
Luhan
odsunął kopniakiem stertę brudnych ubrań, żałując, że nie
znajdują się w jego mieszkaniu. Tam wszystko było idealnie
poukładane. I czyste. I tam nie musiał biegać z obrzydliwie ciężką
sztalugą.
-
Mam herbatę – odezwał się Sehun. Chyba nie przywykł do gości,
wyglądał wręcz na zdziwionego obecnością kogokolwiek w swoim
lokum.
-
Daj spokój, nie przychodzę do ludzi na herbatę. - Zaśmiał się.
- Wiem, że to twoje mieszkanie, ale, na litość boską, nie baw się
w gospodarza, tylko powiedz mi, gdzie mam odłożyć tę pieprzoną
sztalugę.
Sehun
wskazał mu dłonią jedne z pary drzwi. Luhan pokiwał głową,
postawił stelaż malarski na ziemi i wsunął do pomieszczenia.
Kiedy uporał się z tym zadaniem, rozejrzał się po pokoju. A
raczej po pustej przestrzeni, w której centrum leżał szary,
zniszczony materac. Zdążył spostrzec, iż Sehun nie należy do
ludzi grzeszących nadmiarem gotówki, ale w jakiś sposób wygląd
jego sypialni dopiero mu to uświadomił. Wzdrygnął się
bezwiednie.
Wrócił
do kuchni, w której czekał na niego chłopak. Teraz dokładnie
widział, w jak złym stanie była. Sehun mógł mówić i myśleć,
co nakazywała mu jakaś idiotyczna życiowa ideologia, ale naprawdę
potrzebował pieniędzy.
Przeniósł
uwagę na malarza. Siedział i pił herbatę, ale nie wyglądał
wcale na odprężonego. Jego plecy były sztywne, a oczy błądziły
po pomieszczeniu, skupiając się na wszystkim z wyjątkiem Luhana.
-
Muszę iść. - Położył palce na dłoni Sehuna. Chłopak nie
zareagował. - Widzimy się jak zawsze? - Pochylił się tak, by mieć
niemal twarz naprzeciwko jego.
Sehun
podniósł na niego wzrok. Coś w jego oczach, coś w jego ustach
sprawiło, że Luhan poddał się impulsowi, ujął go pod brodę i
przyciągnął do siebie. Poczuł ciepły oddech na swoim policzku,
tak ludzki, tak niepasujący do zimnej istoty jaką był Sehun.
Poruszył się do przodu jakby w zwolnionym tempie, do końca nie
analizując tego, co robił, by w końcu dotknąć jego ust swoimi.
Sehun
nie odepchnął go. Wciąż się na niego patrzył, ale nie
powstrzymywał, nie próbował niczego powiedzieć.
Przeszył
go dreszcz, gdy Sehun oddał pocałunek. Delikatnie, w sposób
pozbawiony gwałtowności. Jakby od dawna tego nie robił, jakby nie
wiedział, zapomniał, jak powinno się całować. Jeśli istniało
słowo, którym Luhan mógłby nazwać swoje obecne uczucia, nie znał
go.
Chłód
otaczający Sehuna zniknął. Pewność Luhana również. Pozostało
jedynie pragnienie.
Sehun
nie pachniał jego ulubionymi, mieszającymi w zmysłach perfumami,
każdy jego pocałunek nie przywoływał wspomnień. Pachniał jak
farby i skóra, jak tania, malinowa herbata i odpadający tynk.
Całował raczej nieporadnie niż z wytrącającą z równowagi
techniką. Jego usta nie sprawiały, że chciał wyznawać mu miłość
i nie doprowadzały go do orgazmu samym smakiem. Nie całował z
olśniewającą wprawą ani w sposób, w jaki czynili to zbuntowani
bohaterowie w książkach, lecz niepewnie i powoli. A Luhan pozwolił
na to, by to nim zawładnęło i by on tym zawładnął.
Rozłączyli
usta dopiero, gdy zabrakło mu powietrza.
Nie
zdążył nic powiedzieć. Sehun natychmiast wstał, głośno
odsuwając krzesło, i pobiegł do sypialni.
Jeżeli
ich pocałunek sprawił, że zapomniał, stracił poczucie
rzeczywistości, szczęk zamykanych na klucz drzwi otrzeźwił go.
Luhan
ruszył ku drzwiom wyjściowym chwiejnym krokiem. Nie potrafił
zrozumieć, co właśnie się stało; szczerze mówiąc, czekał, aż
Sehun wyskoczy z pokoju i pobiegnie mu wszystko wytłumaczyć.
Nic
się takiego nie stało. W mieszkaniu panowała cisza. Taka jakby
tylko on tam przebywał. Cofnął się. Nie lubił być sam. Nie, nie
„nie lubił”. Nienawidził. Nienawidził ciszy, która panowała,
gdy obok niego nie było nikogo. Ciszy, która nie była milczeniem,
bo milczą ludzie, nie puste budynki. Nie puste pokoje.
Wyszedł.
Po chuj tu exo (specjalnie z małej litery)! opka z normalnymi zespołami są spoko, po co pisać o nich? Też idizesz za modą, bo "exo chcą czytać, exo jest zajebiste" czy po prostu przestałaś lubić normalne zespoły? beznadzieja.
OdpowiedzUsuńjak zaczęła pisać 2miny, wszystko stało się jasne.
Usuńsprzedałaś się autorko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Sprzedajna szmata z tej autorki. Najpierw judzi fikami o "dobrych zespołach", by nagle z EXO wyskoczyć. Takie są najgorsze, naprawdę.
Usuńnie no, faza na exo to chujnia nad chujnie, ale nie rozumiem, czym biedna autorka różni się od reszty, że nie może ich lubić :C
UsuńNie wiem, co to jest exo i już nie pamiętam imion bohaterów, ale - na hide i Ochidę razem wziętych! - to opowiadanie jest... jak to szło? "Jeśli istniałoby słowo, którym miałby wyrazić to, co czuł, nie znał go". Jakoś tak. Po prostu... wow.
UsuńNie no, ludzie trochę ogłady. Żeby wyzywać kogoś za napisanie czegoś tak zajebistego. Nie podoba się ? Nie czytaj. Proste. To tylko i wyłącznie JEJ blog, ONA decyduje co i dlaczego zamieszcza. Jeśli nie macie zamiaru komentować tego pod względem technicznym czy coś, dajcie sobie spokój. Trochę kultury.
UsuńTo jest piękne.
OdpowiedzUsuńjakie piękniutkie ;-;
OdpowiedzUsuńŚwietna opowiadanie, nie moge sie doczkeac kolejnej czesci ;)
OdpowiedzUsuńBoskie <3 nie rozumiem dlaczego niby autorka się sprzedała? Bo zaczęła pisać EXO? jezu a co za różnica o kim pisze...? Ja zaczęłam właśnie o EXO , ale nie jestem zfiksowana na ich punkcie ... Nie rozumiem...Wedłóg mnie świetne opo i pisz dalej ~ weny życzę ^^
OdpowiedzUsuń