sobota, 8 lutego 2014

Artysta - część pierwsza


Pairing: Luhan x Sehun (EXO)
Tematyka: yaoi, alternatywa, tworzenie portretu, fobia społeczna
Ostrzeżenia: przekleństwa
Słowo od Autora: Od dawna pragnęłam napisać opowiadanie, w którym dominowałby Luhan. Szczerze mówiąc, odkąd zaczęłam czytać dżadżoice z HunHanem, wręcz mdliło mnie od takiej irytującej, podkreślanej cały czas władzy Sehuna. Nie widzę tego w ich relacji, nie rozumiem, jak można tak interpretować niektóre słowa/zachowania tej pary. Poza tym myślę, że Luhan po prostu wygląda lepiej, kiedy jest na górze. 
Miłej lektury~!


Luhan po raz pierwszy zobaczył go w parku. Wyglądał na typowego koreańskiego ulzzanga – tonący pod warstwami ubrań, co kilka sekund poprawiający pogrążone w artystycznym nieładzie włosy. Na uszach miał nieduże, tanie słuchawki, nastawione jednak na taką głośność, że stojący kilka metrów za nim Luhan doskonale słyszał słowa piosenki. Chłopak wydawał się swoją postawą wysyłać jeden, prosty komunikat: „Nie podchodzić, bo ugryzę”. Luhan z pewnością przejąłby się tą niewerbalną wiadomością, gdyby nieznajomy po chwili nie wyciągnął jakiegoś notesu.
Nigdy nie uważał się za wybitnie wścibska osobę, ale jego cierpliwość też miała jakieś granice. Co to mogło być?
Rozejrzał się. Wszystkie pobliskie ławki były zajęte przez pary. Tylko ta, na której siedział chłopak, pozostała wolna. Przynajmniej częściowo. To naprawdę nie będzie absolutnie podejrzane, jeżeli po kilku minutach wpatrywania się w nieznajomego usiądzie obok.
Luhan zgodził się z samym sobą i umiejscowił na skraju ławki. Chłopak notował coś w notatniku, nie zwracając na niego uwagi. Pisał z lekko wystawionym językiem, całkowicie skupiony na pracy. W tej chwili Luhan oddałby wszystko, by móc zobaczyć, co tamten pisze. Wychylił się lekko i...
- Czego się na mnie gapisz? - warknął nieznajomy, zsuwając słuchawki.
Luhan przywołał na twarz wyraz najszczerszego oburzenia.
- Widzę, że to ja muszę być tym, który uświadomi cię, że nie jesteś na tyle interesujący, by się na ciebie „gapić” - celowo zaakcentował ostatnie słowo.
Nieznajomy zamrugał. Albo nie spodziewał się takiej odpowiedzi, albo mu nie uwierzył. To nie było istotne; ważne, że zaprzestał ataków.
- Mógłbyś przeprosić. - Luhan zasugerował bezczelnie. - W końcu takie napadanie na innych ludzi nie jest zbyt uprzejme.
Chłopak zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Infantylnie odwrócił głowę.
- Nie przepraszam osób, z którymi się nie zadaję.
Luhan złapał go za rękę i potrząsnął. Odparł uśmiechem na widok zdziwienia na twarzy tamtego.
- Luhan, miło mi.
- Sehun – odparł odruchowo.
- Bardzo dobrze. - Pokiwał głową. - Skoro się już znamy, możesz mnie przeprosić.
Nieznajomy – a raczej już znajomy – przewrócił oczami. Bawił się kablem wystającym ze słuchawek, jakby czekając, aż Luhan sobie pójdzie. Kiedy zorientował się, że chłopak nie ma takiego zamiaru, westchnął teatralnie.
- Przepraszam, że zraniłem twe uczucia, o wielki – sarknął.
Luhan uśmiechnął się aprobująco. Zanim Sehun zdążył zareagować, wysunął mu z rąk notes. Chłopak nic nie pisał. On... rysował. Nie jakieś wymyślone kształty, szlaczki czy karykatury znajomych. Rysował jego. Bardzo zdziwionego, wpatrującego się w coś z zainteresowaniem. Rysunek był niedokończony, ale wyglądał niemal jak fotografia.
Sehun brutalnie wyrwał mu notatnik z rąk.
- A ciebie z kolei nie nauczyli, że nie rusza się bez pozwolenia czyichś rzeczy?!
- Kojarzysz zasadę „co moje, to twoje”? - zapytał retorycznie.
Kąciki ust Sehuna uniosły się niemal niezauważalnie.
- Kojarzę. Ale nie wyznaję. Szczególnie względem niezna...
- Stop! - Luhan zatkał mu usta dłonią. - Już się poznaliśmy, nie kłam.
Odsunął rękę, gdy poczuł ugryzienie. Nie krzyknął, powstrzymał się, ale w zamian za to obdarzył Sehuna pełnym urazy spojrzeniem. Tamten jedynie wystawił mu język. Luhan nie mógł powstrzymać się od myśli, iż chłopak bardzo przypomina białego, małego psa. Dziękował Bogu, że ten nie obdarzył rysownika zdolnością czytania w myślach, bo prawdopodobnie zostałby zamordowany za tak haniebne skojarzenie.
- Co się tak szczerzysz?! - burknął Sehun. - Coś cię bawi?
Luhan potrząsnął głową, lecz wybuchnął śmiechem. Zignorował pełne złości prychnięcie i mocny kuksaniec. Łzy napłynęły mu do oczu, bynajmniej nie z radości, ale wciąż nie mógł przestać rechotać.
- Dobra, spierdalaj.
Sehun podniósł się z miejsca. Odmaszerował z uniesioną wysoko głową, nie reagując na wołania Luhana. Tamten w końcu dał sobie spokój. Mimo wszystko nie zamierzał publicznie upokarzać się dla obrażalskiego chłopaczka. Poza tym miał pewność, iż Sehun jeszcze tutaj wróci.
W końcu zostawił na ławce notatnik.


***


Urwał się z zajęć, żeby przyjść do parku dokładnie o tej samej porze. Nie mylił się. Sehun już siedział na ławce. Widocznie go wypatrywał, bo pomachał mu, kiedy tylko pojawił się w zasięgu wzroku.
Luhan nie miał pojęcia, jak zareagować na tak miłe powitanie. W końcu wczoraj chłopak kazał mu, bardzo eufemistycznie ujmując, iść do diabła. Uśmiechnął się słabo, siadając ponownie na skraju ławki. Po chwili przesunął się nieco bliżej chłopaka; w końcu miał prawo do wygodnego siedzenia tak samo jak i on.
Sehun automatycznie się odsunął.
- Sorry, wystraszyłeś mnie. - Uśmiechnął się z zażenowaniem, ale nie wrócił na poprzednie miejsce. - Gdzie mój skarb?
Luhan wyszczerzył się tryumfująco. Miał notatnik, więc miał władzę.
- A jak myślisz?
Rysownik nadął policzki. Luhan nie potrafił zrozumieć, jakim cudem wczorajszy i dzisiejszy Sehun byli tą samą osobą.
- Oddaj mi go! - zawołał wreszcie mistrz dedukcji.
Luhan powściągnął uśmiech, by obdarzyć chłopaka pełnym dezaprobaty spojrzeniem. W milczeniu złączył dłonie i przeniósł wzrok na znajdującą się kilkanaście metrów dalej lampę uliczną.
- Nie ignoruj mnie! - oburzył się Sehun, dźgając go w brzuch. - Chcę mój szkicownik z powrotem!
- Każdy czegoś chce, ale nie zawsze to otrzymuje – odparł filozoficznie. - Chyba że coś poświęci.
Chłopak przez chwilę analizował jego słowa, by wreszcie skinąć głową.
- Czego chcesz?
- Niczego specjalnego. - Luhan obrócił się ku niemu. - Czegoś drobnego, niemal nic nieznaczącego. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że to posiadasz. Nie myślisz o tym, nie przejmiesz się tego brakiem, zaręczam cię. Nawet... nie zauważysz. - Uśmiechnął się najpaskudniej jak potrafił. - Chcę... twojej duszy.
Sehun wpatrywał się w niego w totalnym osłupieniu przez kilkanaście sekund. Luhan zaśmiał się na widok jego zaszokowanej twarzy. Dopiero wtedy chłopak mu zawtórował.
- To ci się udało – przyznał bez niechęci. Biorąc pod uwagę wczorajsze spotkanie, było to naprawdę coś nowego. - Więc czego chcesz?
Luhan wzruszył ramionami. Przez cały wykład planował tę rozmowę, ale jak zwykle nie pamiętał akurat tego, co sam miał powiedzieć. Co nie znaczyło, że zapomniał, czego chciał.
- Narysuj mnie. – Wyciągnął z torby notatnik. - Takiego fajnego, nie w szkicowniku o formacie A5.
Sehun nie odpowiedział. Przyciągnął do siebie „skarb”, przekartkował i wstał. Nie patrzył na Luhana, skupił wzrok na swoich butach.
- Zobaczymy.
Tym razem nie odszedł. On odbiegł, jakby bojąc się, że Luhan spróbuje go zatrzymać.


***


Trzeciego dnia ławka była pusta.


***


Czwartego dnia ktoś trzepnął go w głowę dokładnie w momencie, w którym podjął decyzję o opuszczeniu parku. Obrócił się, by ujrzeć zniesmaczoną twarz Sehuna.
- Co ty robisz na mojej ławce? Ktoś ci pozwolił na niej przesiadywać?!
Luhan parsknął, opluwając się kawą mrożoną. Odłożył kubek i zaczął się wycierać, przeklinając pod nosem. Sehun natychmiast podniósł pozostawioną własność. Bez pytania przystąpił do picia.
- I ty śmiałeś pouczać mnie o zabieraniu innym rzeczy bez pozwolenia... - Luhan westchnął ciężko. - Hipokryzja się szerzy wśród młodego pokolenia, doprawdy...
Sehun jedynie przewrócił oczami. Ulokował łokcie na oparciu ławki i położył brodę na głowie chłopaka. Zazwyczaj Luhan obrzucał bluzgami każdego, kto dotykał jego głowy, ale teraz jakoś... nie miał ochoty.
- Mogę cię namalować – oświadczył Sehun ze słyszalnym niezadowoleniem. - Oczywiście najpierw musisz mi obiecać, że nie będziesz przeszkadzał w tworzeniu, nie wypytywał się i... ogólnie całkowicie zdał się na mnie.
Luhan podrapał się po brodzie. Lista żądań nie brzmiała wyjątkowo dziwnie, ale z pewnością należała do osobliwych. Nigdy nikomu nie pozował, ale nie pamiętał, by Leonardo Di Caprio wymagał w „Titanicu” od swojej ukochanej całkowitego posłuszeństwa. Istniała również możliwość, że „Titanic” fałszował fakty, lecz tego w ogóle nie zamierzał brać pod uwagę.
Skinął głową. Sehun natychmiast znalazł się naprzeciwko, twarzą niemal stykając się z jego. Uśmiechał się krzywo, acz nie w sposób pozbawiony sympatii. Przypominał starego marynarza, który próbuje za maską zgorzknienia ukryć fakt, iż bardzo lubi przychodzącego codziennie po nową dawkę opowieści chłopca.
- W takim razie przyjdę po ciebie – powiedział po chwili ciszy Sehun.
Tym razem odchodził wolno, ostrożnie stawiając stopy. Luhan nawet na moment nie spuścił z niego wzroku.


***


Nie przychodził przez tydzień.


***


Dwunastego dnia Sehun stał obok ławki z założonymi rękami. Nie odpowiedział na powitanie Luhana, tylko kiedy ten zbliżył się wystarczająco, złapał go za rękaw. W milczeniu ciągnął go przez park, nawet na moment nie puszczając. Kiedy Luhan próbował złączyć z nim dłonie dla czystej wygody, odsunął się wymownie.
Sehun zatrzymał się dopiero po kilkudziesięciu minutach. Szczerze mówiąc, Luhan miał nadzieję, iż zrobił to przez przypadek albo z powodu zgubienia drogi. Przyzwyczajony do zachwycających albo przynajmniej estetycznie wykonanych budynków, z trudem powstrzymał się przed zamknięciem oczu.
Blok, a raczej rozpadająca się kamienica (tak dziwnym wydawał się fakt, że coś takiego w ogóle znajduje się w Seulu) prezentował się koszmarnie. Więcej tynku znajdowało się na pobliskim chodniku niż na ścianach, brudne, odkryte powierzchnie pokrywały nieumiejętnie stworzone graffiti, wokół leżały stosy pobitych butelek.
Sehun ruszył nagle, bez ostrzeżenia. Wciąż go nie puszczał. Swobodnie manewrował pomiędzy śmieciami, jakby zawsze były tak samo ułożone.
Luhan radził sobie o wiele gorzej. Co chwile tracił równowagę, próbując nie stanąć na jakieś wyjątkowo nieapetycznie wyglądającej substancji. Podskoki ciągnącego go chłopaka również nie pomagały.
W ciszy, przerywanej jedynie stukaniem ich butów, wspinali się po klatce schodowej. Sehun zatrzymał się przed fantazyjnie pomalowanymi, tak wyróżniającymi się wśród tej biedy i nijakości, drzwiami. Luhan ruszył ku nim, ale Sehun pokręcił głową. Sam wyciągnął klucz, puścił go i wszedł do mieszkania.
Luhan nie musiał nasłuchiwać – wszystko było słychać. Mamrotane pod nosem przekleństwa, trzask rozbijanych przedmiotów i głuche uderzenie. Nie miał pojęcia, czy ktoś był w środku, czy Sehun mówił do siebie, ale brzmiało to dostatecznie niepokojąco. Szczególnie, że dźwięk niósł się po całej klatce.
Sehun wynurzył się z mieszkania z cierpkim uśmiechem. Rozchylił nieco drzwi, by wytaszczyć wielką sztalugę, po czym wręczył Luhanowi kilkanaście ułożonych na sobie pudełek.
Luhan nie miał pojęcia, jakim cudem tak pozbawiony jakiegokolwiek umięśnienia, chorowicie wyglądający chłopak w ogóle brał pod uwagę możliwość podniesienia studyjnej sztalugi. Pokręcił głową. Prawdopodobnie chodziło o źle zrozumianą męską dumę. Nie, żeby sam takiej nie posiadał, ale on był racjonalny. Czasami.
Bez słowa oddał pudełka Sehunowi i sam podniósł sztalugę. Zignorował pełne politowania prychnięcie. W końcu chłopak dał za wygraną i ruszył na górę. Luhan umocnił uchwyt na ramie. Mimo wszystko wolał nie puścić stelażu malarskiego u szczytu schodów.
Wyszli na dach. Pozbawiony barierek, szary, zwyczajny dach i tak wyglądał lepiej niż reszta budynku. Tu nie było śmieci; mieszkańcy prawdopodobnie nawet nie wiedzieli, iż da się tu wejść. Luhan nie był specjalnie zdziwiony z tego powodu. On też nigdy nie szukał wejścia na dach w swoim apartamentowcu. Nie czuł potrzeby. Nienawidził wysoko położonych miejsc. Ale teraz żałował, że nigdy nie próbował pozbyć się swojego lęku.
Widok był piękny. Nie górowali nad budynkami, nie widzieli całego miasta. Mogli jednak dostrzec w oknach biurowca wciąż pracujących ludzi, nieco dalej zirytowaną, krzyczącą coś do dzieci kobietę; po prawej, dokładnie na ich poziomie znajdowało się mieszkanie wypełnione tańczącymi ludźmi. Czuł się jak Bóg, mogący dostrzec każdego, w każdej chwili jego życia. Oślepiające, słoneczne refleksje widoczne na szybach szklanych drapaczy chmur jedynie potęgowały to wrażenie.
Sehun gestem nakazał mu usiąść. Luhan nie mógł nie zauważyć, że chłopak nie odezwał się do niego ani razu. W tym momencie jednak mu to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że na niego patrzył.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie go powinno się malować. To Sehun był marzeniem każdego artysty. Sposób, w jaki światło odznaczało się na jego twarzy, wyraźny kontrast między bladością cery a granicą cienia – wszystko to sprawiało, iż Luhan marzył o tym, by wyrwać chłopakowi płótno i przejąć jego rolę. Bóg jednak ukarał go, obdarzając duszą artysty i brakiem talentu – z tego powodu odczuwał wieczny niedosyt, który w tej chwili przybrał jednak niespotykaną siłę. Pragnął wyć, trawiony od środka potrzebą malowania. Zamiast tego musiał siedzieć naprzeciwko najpiękniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek widział, i prezentować mu własne, niedoskonałe ciało.
Sehun nie spuszczał z niego wzroku. Chaotycznie przemieszczał się po dachu, co chwilę notując coś w swoim... notatniku? Szkicowniku? Mrużył oczy, pochylał się ku niemu i oddalał, wciąż milcząc. Kiedy w końcu położył dłoń na jego ramieniu, Luhan podskoczył z zaskoczenia. Była przeraźliwie zimna; czuł to przez materiał koszulki.
- Teraz – Sehun mówił cicho, łagodnie – nie ruszaj się, dopóki ci nie pozwolę.
Skinął głową, co zostało skomentowane bladym, nieco drwiącym uśmiechem. Przewrócił oczami.
Skąd miał niby wiedzieć, że nakaz nieruszania się wszedł w życie od razu?!


***


- Chyba powinienem już iść – zaczął. Nie przerwał, mimo syknięcie Sehuna. - Mam jutro egzamin, nie mogę zaspać.
Sehun wysunął głowę zza sztalugi. Wyglądał, jakby właśnie go obudzono. Mrugał szybko, w sposób typowy dla wyrwanych ze snu ludzi.
- Egzamin – powtórzył.
Luhan podniósł się z jękiem. Jego ciało zdążyło przywyknąć do pozycji siedzącej, więc tak gwałtowny ruch jak wstanie... Dawno nie czuł aż tak wyraźnie, iż posiada tyle mięśni.
- Tak, egzamin. - Otrzepał spodnie. - Astrofizyka i kosmologia, pierwszy rok. - Uśmiechnął się z pewną dumą. - A ty na czym jesteś? Pewnie ASP, jakiś skomplikowany humanistyczny wydział z mnóstwem wyjazdów do galerii sztuki?
Sehun pokręcił głową. Wstał z miejsca, by oprzeć się łokciem o sztalugę.
- Nie studiuję. Nie mam pieniędzy. - W jego głosie nie było zażenowania ani irytacji, po prostu stwierdził fakt.
Luhan poczuł się jak idiota. Przecież to było oczywiste. Mógł się domyślić chociażby po tym, że...
- Dlaczego? Gdybyś zaniósł im swoje prace, na pewno by cię przyjęli.
Sehun podrapał się po głowie. Nie wyglądał, jakby był w filozoficznym nastroju, chyba raczej zdziwiło go oświadczenie Luhana. Czyżby nigdy nawet nie myślał o takiej możliwości?
- Po co? - zapytał nagle. - Po co miałbym studiować?
Luhan zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nikt nie pytał się, po co ma studiować. Tak wyglądało życie. Rodzi się, chodzi się do szkoły, studiuje, pracuje, zakłada rodzinę i umiera – przyjął tę kolej rzeczy za coś oczywistego już w wieku siedmiu lat. W końcu wszyscy tak robili, czemu miałby być inny?
- Żeby znaleźć pracę. Taka związaną z twoimi zainteresowaniami. I żeby mieć pieniądze.
- Po co mi pieniądze?
Pytanie było równie dziwne, ale łatwiej było odpowiedzieć.
- Żeby mieć co jeść, za co kupić przyzwoite mieszkanie, móc pozwolić sobie na...
- Nie rozumiesz – przerwał mu Sehun. - Mam na tyle pieniędzy, żeby mieć co jeść i utrzymać mieszkanie. Niepotrzebne mi do tego studia.
Boże, naprawdę musiał wyjaśniać mu tak oczywiste rzeczy?
- Nigdy nie chciałeś mieć czegoś wspaniałego, czegoś, co cię zachwyciło od pierwszego wejrzenia, a nie mogłeś tego kupić?
Sehun pokiwał powoli głową. Odłożył trzymany w dłoni ołówek.
- Chciałem.
- Właśnie dlatego ludzie studiują. Chcą potem pracować i zarabiać pieniądze, żeby kupować wszystko, czego tylko zapragną. Ty też tego chcesz – zakończył tryumfalnie.
- Nie.
Luhan zamrugał. Nie zrozumiał, która część jego wywodu została zanegowana, zresztą zdziwił go sam fakt, iż do tego doszło. Wszystko było klarownie i logicznie wytłumaczone. Tak mu się wydawało.
- Nie, nieprawda. - Sehun usiadł naprzeciwko niego, na samym skraju dachu. Luhan przełknął głośno ślinę, ale nic nie powiedział. Nie chciał wyjść na idiotę. - Ludzie nie zarabiają pieniędzy, po to by kupować to, czego chcą. Zarabiają pieniądze po to, by kupować rzeczy, których nie chcą, ale które POWINNI kupować. - Przejechał palcem po ustach. - A ja tak nie chcę. Poza tym nie potrzebuję niczego kupować.
- Przecież sam przed chwilą powiedziałeś – jęknął Luhan - że chciałeś kupić coś wspaniałego, ale nie...
Sehun podniósł się powoli. Odbita od szklanych wieżowców wiązka światła przeniknęła przez jego włosy, nadając mu wyjątkowo kruchy, eteryczny wygląd.
- Kłamiesz – przerwał ostro. - Zgodziłem się z tym, że chciałem mieć kiedyś coś wspaniałego, ale nie mogłem tego kupić.
Luhan odetchnął głośno. Wspaniale. Dlaczego porażka jego argumentacji zależała od zbyt ogólnie sformułowanego zdania? Wyjątkowo nie dbał o precyzję wypowiedzi i oczywiście wszystko musiało sprzysiąc się przeciwko niemu. Gdyby jego pieprzony profesor dowiedział się o tej dyskusji, prawdopodobnie męczyłby go z tego powodu do końca studiów.
- A co chciałeś mieć takiego wspaniałego i nie mogłeś tego kupić? - złapał się tego zdania jak ostatniej deski ratunku.
Sehun zamarł. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego, po czym uśmiechnął się słabo, bardzo niepewnie ujął jego dłoń i wszystkie słowa przestały być potrzebne.


***


Luhan odsunął kopniakiem stertę brudnych ubrań, żałując, że nie znajdują się w jego mieszkaniu. Tam wszystko było idealnie poukładane. I czyste. I tam nie musiał biegać z obrzydliwie ciężką sztalugą.
- Mam herbatę – odezwał się Sehun. Chyba nie przywykł do gości, wyglądał wręcz na zdziwionego obecnością kogokolwiek w swoim lokum.
- Daj spokój, nie przychodzę do ludzi na herbatę. - Zaśmiał się. - Wiem, że to twoje mieszkanie, ale, na litość boską, nie baw się w gospodarza, tylko powiedz mi, gdzie mam odłożyć tę pieprzoną sztalugę.
Sehun wskazał mu dłonią jedne z pary drzwi. Luhan pokiwał głową, postawił stelaż malarski na ziemi i wsunął do pomieszczenia. Kiedy uporał się z tym zadaniem, rozejrzał się po pokoju. A raczej po pustej przestrzeni, w której centrum leżał szary, zniszczony materac. Zdążył spostrzec, iż Sehun nie należy do ludzi grzeszących nadmiarem gotówki, ale w jakiś sposób wygląd jego sypialni dopiero mu to uświadomił. Wzdrygnął się bezwiednie.
Wrócił do kuchni, w której czekał na niego chłopak. Teraz dokładnie widział, w jak złym stanie była. Sehun mógł mówić i myśleć, co nakazywała mu jakaś idiotyczna życiowa ideologia, ale naprawdę potrzebował pieniędzy.
Przeniósł uwagę na malarza. Siedział i pił herbatę, ale nie wyglądał wcale na odprężonego. Jego plecy były sztywne, a oczy błądziły po pomieszczeniu, skupiając się na wszystkim z wyjątkiem Luhana.
- Muszę iść. - Położył palce na dłoni Sehuna. Chłopak nie zareagował. - Widzimy się jak zawsze? - Pochylił się tak, by mieć niemal twarz naprzeciwko jego.
Sehun podniósł na niego wzrok. Coś w jego oczach, coś w jego ustach sprawiło, że Luhan poddał się impulsowi, ujął go pod brodę i przyciągnął do siebie. Poczuł ciepły oddech na swoim policzku, tak ludzki, tak niepasujący do zimnej istoty jaką był Sehun. Poruszył się do przodu jakby w zwolnionym tempie, do końca nie analizując tego, co robił, by w końcu dotknąć jego ust swoimi.
Sehun nie odepchnął go. Wciąż się na niego patrzył, ale nie powstrzymywał, nie próbował niczego powiedzieć.
Przeszył go dreszcz, gdy Sehun oddał pocałunek. Delikatnie, w sposób pozbawiony gwałtowności. Jakby od dawna tego nie robił, jakby nie wiedział, zapomniał, jak powinno się całować. Jeśli istniało słowo, którym Luhan mógłby nazwać swoje obecne uczucia, nie znał go.
Chłód otaczający Sehuna zniknął. Pewność Luhana również. Pozostało jedynie pragnienie.
Sehun nie pachniał jego ulubionymi, mieszającymi w zmysłach perfumami, każdy jego pocałunek nie przywoływał wspomnień. Pachniał jak farby i skóra, jak tania, malinowa herbata i odpadający tynk. Całował raczej nieporadnie niż z wytrącającą z równowagi techniką. Jego usta nie sprawiały, że chciał wyznawać mu miłość i nie doprowadzały go do orgazmu samym smakiem. Nie całował z olśniewającą wprawą ani w sposób, w jaki czynili to zbuntowani bohaterowie w książkach, lecz niepewnie i powoli. A Luhan pozwolił na to, by to nim zawładnęło i by on tym zawładnął.
Rozłączyli usta dopiero, gdy zabrakło mu powietrza.
Nie zdążył nic powiedzieć. Sehun natychmiast wstał, głośno odsuwając krzesło, i pobiegł do sypialni.
Jeżeli ich pocałunek sprawił, że zapomniał, stracił poczucie rzeczywistości, szczęk zamykanych na klucz drzwi otrzeźwił go.
Luhan ruszył ku drzwiom wyjściowym chwiejnym krokiem. Nie potrafił zrozumieć, co właśnie się stało; szczerze mówiąc, czekał, aż Sehun wyskoczy z pokoju i pobiegnie mu wszystko wytłumaczyć.
Nic się takiego nie stało. W mieszkaniu panowała cisza. Taka jakby tylko on tam przebywał. Cofnął się. Nie lubił być sam. Nie, nie „nie lubił”. Nienawidził. Nienawidził ciszy, która panowała, gdy obok niego nie było nikogo. Ciszy, która nie była milczeniem, bo milczą ludzie, nie puste budynki. Nie puste pokoje.
Wyszedł.

10 komentarzy:

  1. Po chuj tu exo (specjalnie z małej litery)! opka z normalnymi zespołami są spoko, po co pisać o nich? Też idizesz za modą, bo "exo chcą czytać, exo jest zajebiste" czy po prostu przestałaś lubić normalne zespoły? beznadzieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak zaczęła pisać 2miny, wszystko stało się jasne.
      sprzedałaś się autorko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
    2. Sprzedajna szmata z tej autorki. Najpierw judzi fikami o "dobrych zespołach", by nagle z EXO wyskoczyć. Takie są najgorsze, naprawdę.

      Usuń
    3. nie no, faza na exo to chujnia nad chujnie, ale nie rozumiem, czym biedna autorka różni się od reszty, że nie może ich lubić :C

      Usuń
    4. Nie wiem, co to jest exo i już nie pamiętam imion bohaterów, ale - na hide i Ochidę razem wziętych! - to opowiadanie jest... jak to szło? "Jeśli istniałoby słowo, którym miałby wyrazić to, co czuł, nie znał go". Jakoś tak. Po prostu... wow.

      Usuń
    5. Nie no, ludzie trochę ogłady. Żeby wyzywać kogoś za napisanie czegoś tak zajebistego. Nie podoba się ? Nie czytaj. Proste. To tylko i wyłącznie JEJ blog, ONA decyduje co i dlaczego zamieszcza. Jeśli nie macie zamiaru komentować tego pod względem technicznym czy coś, dajcie sobie spokój. Trochę kultury.

      Usuń
  2. To jest piękne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna opowiadanie, nie moge sie doczkeac kolejnej czesci ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie <3 nie rozumiem dlaczego niby autorka się sprzedała? Bo zaczęła pisać EXO? jezu a co za różnica o kim pisze...? Ja zaczęłam właśnie o EXO , ale nie jestem zfiksowana na ich punkcie ... Nie rozumiem...Wedłóg mnie świetne opo i pisz dalej ~ weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń