Tematyka: kpop, yaoi, choroba psychiczna
Ostrzeżenia: nadmierne obwinianie się
Onew odbiera telefon, trzaskając drzwiami.
Przychodzi co kilka dni, by w całkowitym milczeniu potowarzyszyć Minho. Nie odzywa się, chyba nawet na niego nie patrzy - tylko siedzi. Zawsze wychodzi równo o dwudziestej.
Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle się tutaj pojawia. Nigdy się specjalnie nie przyjaźnili, szczerze mówiąc, niemal nie rozmawiali. Mimo to Jin Ki pojawia się regularnie, o wiele częściej niż najwięksi kumple rapera. Jonghyun nie był tu więcej niż pięć razy.
Minęły ponad cztery miesiące.
Key nigdy nie przyszedł.
Na początku Kai jakoś usiłował mi wytłumaczyć to przez telefon. Ponoć wiele osób nie ma na tyle siły, by patrzeć na chorego partnera, trwać przy nim. Ważna jest psychika. Nie przyjąłem tego do wiadomości. Normalni ludzie nie przejmują się swoim "zdrowiem" i innymi idiotyzmami, kiedy ich najbliższa osoba znajduje się w szpitalu. Ale Ki Bum widocznie nie był normalny.
Wychodzę za liderem, rzucając ostatnie spojrzenie na śpiącego mężczyznę. Wolałbym zostać, ale nie pozwolili mi. Nie mogę umierać ze zmęczenia na kolejnej próbie. Kazali mi podpisać jakiś papier, że będę się kładł przed dwudziestą drugą. Zgodziłem się, bo mi zapłacili, lecz i tak robię swoje. Jak mógłbym spokojnie przesypiać noce, skoro Min Ho...?
***
Biegam po parku. Ostatnie wyjście przed pójściem spać - kontrakt kontraktem, lecz Pies sam się nie wyprowadzi. Dobrze, że teraz mam tylko jednego futrzaka. Musiałem oddać Eve do Kaia - nie chciano jej wpuścić na oddział, a nie mogłem zostawiać jej codziennie samej.
Wzdycham. Cztery miesiące pobytu w szpitalu. Poprzedzone sześcioma miesiącami pogłębiającej się choroby. Nikt nic nie zauważył. Ani jego przyjaciele, rodzina, Ki Bum. Nawet ja.
Zamykam oczy. Śmieszne. Byłem pewien, że go znam, rozumiem. O wiele lepiej niż inni, niż jego chłopak. Nie sądziłem, iż pomylę się aż tak brutalnie.
Nagle Pies zamiera, a ja wraz z nim. Nie wierzę własnym oczom. Otwieram i zamykam usta, nie mogąc wydobyć dźwięku. Pot spływa po moim karku; drżę - jeszcze nie wiem, czy z przerażenia, czy z...
Kilkanaście metrów przede mną stoi niebieski dom.
Wzdycham. Cztery miesiące pobytu w szpitalu. Poprzedzone sześcioma miesiącami pogłębiającej się choroby. Nikt nic nie zauważył. Ani jego przyjaciele, rodzina, Ki Bum. Nawet ja.
Zamykam oczy. Śmieszne. Byłem pewien, że go znam, rozumiem. O wiele lepiej niż inni, niż jego chłopak. Nie sądziłem, iż pomylę się aż tak brutalnie.
Nagle Pies zamiera, a ja wraz z nim. Nie wierzę własnym oczom. Otwieram i zamykam usta, nie mogąc wydobyć dźwięku. Pot spływa po moim karku; drżę - jeszcze nie wiem, czy z przerażenia, czy z...
Kilkanaście metrów przede mną stoi niebieski dom.
Masz w planach dokończyć opowiadanie? Jest świetne.
OdpowiedzUsuń