wtorek, 15 października 2013

Tam, za rogiem - 1

Od Autoreczki: Zapraszam Was, czytelnicy, do udziału w pewnym eksperymencie. Otóż tworzę opowiadanie dramopodobne. Z paroma bohaterami, którzy będą wpływać swoim postępowaniem na losy innych, błądzić w odmętach współczesnego społeczeństwa i pokonywać kolejne przeszkody stojące na drodze do szczęścia. Każda część będzie dotyczyć jednej z trójki głównych postaci - Park San Dary (2NE1), Choi Seung Hyuna (BIG BANG) i Kim Ki Buma (SHINee). Mam nadzieję, że Wam się ta koncepcja spodobała, gdyż prezentuję właśnie... Tak, pierwszy rozdział tej opowiastki!
Udanej zabawy.
Pairing: CL x Dara (2NE1)
Tematyka: kpop, yuri, rozterki wewnętrzne, pierwsza randka
Ostrzeżenia: przekleństwa, Bardzo-Wulgarna-Aluzja-Seksualna




Całą kolację przesiedziałam, używając tylko monosylab. Uśmiechałam się, chichotałam na zawołanie i ze wszystkich sił starałam się opanować kołaczące serce. Jeszcze nigdy jego uderzenia nie wydawały się tak głośne. Od początku spotkania byłam pewna, iż wszyscy w lokalu mogą usłyszeć, jak bardzo jestem zdenerwowana.

Miałam 30 lat i właśnie umierałam ze strachu na pierwszej randce ze swoją... nową dziewczyną? Sympatią? Najlepszą przyjaciółką? Nie potrafiłam tego określić. To zawsze była i będzie tylko Chae Rin. Synonimy są dobre dla książek.

- Dara, wszystko w porządku? - Omal nie spadłam z krzesła.

Pokręciłam głową z delikatnym, wystudiowanym uśmiechem. Powiedziała, iż jej się najbardziej podoba. Na pewno skupi się na nim. Przeczesałam włosy, eksponując kostki. To też chwaliła. Może nie będzie kazała mówić. Nie otwierałam oczu przez dłuższy moment. Sama myśl, że miałabym coś powiedzieć, przyprawiała mnie o mdłości, a że byłam po kolacji... Wolałam nie sprawdzać.

- Gdzie uleciała cała twoja gadatliwość, kochanie? - zaśmiała się.

Przechyliła głowę na bok. Patrzyła na mnie, obserwowała, oceniała, a ja jedynie idiotycznie się uśmiechałam. Gdybym oglądała dramę z taką bohaterką, z pewnością wypisywałabym już setki komentarzy na temat jej ciapowatości. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia - jak śmiałam oceniać ludzi przez pryzmat ich nieudolności? W życiu nie posądzałabym siebie o taką hipokryzję.

- Mam wrażenie, że cię nudzę. - Chae Rin westchnęła głośno.

Nie! Wszystko szło źle! Ścisnęłam mocniej uszko filiżanki, kompletnie tracąc głowę. Zapomniałam nawet o odginaniu małego palca.

- Wcale nie! - powiedziałam. Głośno. Szczerze mówiąc, wydarłam się jakbym wołała za matką zabieraną do Korei Północnej.

Niemal na komendę głowy wszystkich obecnych odwróciły się w moją stronę. Dziękuję, nie trzeba. Naprawdę. Wracajcie do swoich laptopów, palmtopów i telefonów - przecież jeszcze przed chwilą interesowały was bardziej niż siedzący naprzeciwko człowiek. O, uczyńcie autorytetem tamtego faceta! Siedzi sobie, przeklina pod nosem do czegoś na ekranie, nikomu nie wadzi. Nie musicie na mnie patrzeć, naprawdę. Nie jestem ani trochę interesująca. I błagam was, nie zacznijcie robić zdjęć.

Pierwszy z ohydnego legionu zainteresowanych jedynie pokręcił głową i zrobił dokładnie to, o co błagałam w wewnętrznym monologu. Za nim podążyli kolejni. Mój ateizm został bezwzględnie podważony. Jeżeli tylko jakiś bożek się zgłosi z dowodami, iż to była jego robota, jestem gotowa służyć mu do śmierci. Albo jakiegoś poważnego wypadku.

- Wreszcie coś powiedziałaś - odezwała się szeptem. Wolała nie zwracać uwagi jeszcze bardziej czy próbowała mi dogryźć? Stop! To już podchodzi pod paranoję. - Kochanie, znamy się chyba dostatecznie długo, by nie musieć się siebie wstydzić.

- Wiem, wiem. - Stłumiłam niemal nieodpartą chęć gestykulowania. Nadmierna ekspresja była niewskazana w miejscach publicznych. - Ale teraz wszystko, naprawdę wszystko, stało się takie...

- Niezręczne? - dopowiedziała z ciepłym uśmiechem.

Skinęłam głową. Nie miałam pojęcia, dlaczego mnie tutaj zaprosiła. Ledwie parę miesięcy temu oznajmiła, że nie ma nic przeciwko kobietom w swoim łóżku - to było tuż po spektakularnym zerwaniu z Jeremym - by w zeszłym tygodniu wyrwać się z propozycją randki. Oczywiście musiała mnie tym zaskoczyć, kiedy trzymałam w rękach stos talerzy. Pozycja najlepszej zmywaczki w YG, na którą tak ciężko pracowałam, została zniszczona w przeciągu paru sekund. Mimo to było warto. Nigdy nie zapomnę miny Ji Yonga, gdy piramida naczyń spadła mu na stopy. Tabi dziękował potem za oderwanie jego chłopaka od komputera, ale ja naprawdę nie miałam takiego zamiaru. Nie mogłam jednak za głośno zaprzeczać, bo Chae Rin zdążyła mnie już pochwalić za niecodzienną technikę przywracania Dragona do życia.

- Chodźmy. - Podniosła się z miejsca.

Także wstałam, choć bez zbytniego entuzjazmu. Wszystko zepsułam. Zepsułam tę cholerną randkę, o której marzyłam, odkąd tylko dowiedziałam się o preferencjach przyjaciółki. Trudno. Widocznie tak miało być. Wolałam nie myśleć o tym, jak długo będę płakać po powrocie do domu.

Chae Rin płaciła - nawet nie usiłowałam się sprzeciwiać, zdążyłyśmy to przerobić wieki temu. Włożyłam płaszcz, naciągnęłam na głowę czapkę i oparłam się o ścianę. Choć powinnam się przyzwyczaić, ta cała maskarada nie przestawała irytować. Ukrywanie przed dziennikarzami ukrywaniem, lecz chyba nigdy by nas nie zjadł za chodzenie za rękę, prawda?

Narzekałabym tak dość długo, gdyby nie jej powrót. Przepuściła mnie w drzwiach. Teraz już się nie uśmiechała. Wyglądała na rozdartą, co nie rokowała dobrze na przyszłość spotkania. Niewidzialne obcęgi zacisnęły się na mojej krtani. Po prostu wspaniale.

Nagle złapała mnie rękę. Miała przyjemną, nawilżoną jakimś kremem dłoń. Splotła nasze palce i ruszyła w stronę jakiejś naprawdę podejrzanej uliczki. W tym momencie jednak nie było to ważne. Dałabym się zabrać nawet do slumsów. O ile byśmy szły tam razem.

Zatrzymała się równie niespodziewanie jak ruszyła. W świetle dogasającej latarni wyglądała słodziej niż zwykle - dosłownie promieniała. Chyba że w tym przypadku nie zależało to od światła. Nie byłam pewna, czy promień padający od góry może wywołać taki efekt. Dlaczego myślałam o fizyce w TAKIM MOMENCIE?!

Nie spuszczała wzroku. Ewidentnie na coś czekała. Już wiedziałam na co. Kurwa. Nie, nie przeklęłam. Nigdy nie przeklinam. Nie chciałam teraz zawieść. Co prawda, nie byłam pewna tego, co do niej czuję, ale myśl o utracie szansy bycia z Chae Rin bolała. To chyba wystarczyło.

Pochyliłam się lekko do przodu. Nasze nosy zetknęły się, a ja zamknęłam oczy i...

- Ty niedojebany chuju! - przerwał nam krzyk. Powinnam zapamiętać tę scenę i od razu po powrocie do domu polecieć zamieścić to na jakiejś stronie internetowej. Naprawdę NIE MOGŁO być gorzej. Nawet porwanie Chae Rin przez kosmitów wypadłoby o niebo lepiej. I romantyczniej.

Odwróciłam się w kierunku źródła wrzasku. Ledwie dwa metry dalej jakiś wysoki, wychudzony chłopak - chyba nawet kojarzyłam go z jakiegoś programu, ale bez makijażu nie jestem w stanie poznać praktycznie nikogo - wymachiwał pięścią. Stojący w oknie mężczyzna wydawał się być równie wzburzony.

- Co jak co, ale to tylko twoja wina - odparował panicz z okienka. - Żegnam serdecznie, szanownego pana! - wrzasnął i schronił się w mieszkaniu.

Przedtem jednak wyrzucił przez nędzny otwór w ścianie stos rzeczy - walizkę, płyty, stertę ubrań. Oczywiście zapomniał o istnieniu takiego zjawiska opór powietrza i że nie są w tej uliczce sami. Dostałam skórzaną, ciężką torbą w twarz.

Ja naprawdę nie przeklinam.

Ja pierdolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz